Rozdział 31

204 18 6
                                    

/OPOWIADA NARRATOR/

Minęły dwa tygodnie od pamiętnej Waki ze Skałą. Drużyna 7 wraz z innymi dotarła właśnie pod bramy Suny. Byli skonani, głodni i spragnieni, w dodatku już dawno zapadł zmierzch.

- Shiro- tachi mieli rację. Droga zajęła nam aż dwa tygodnie, a my ze sobą nic nie zabraliśmy.

- Już nie narzekaj Kiba.- zganiła go Kurenai.- Jesteśmy z powrotem.

- No dobra. Ja, Asuma, Gai, Kurenai i Yamato pójdziemy złożyć raport Kazekage, a wy idźcie odpocząć, bo jutro wyruszamy do Konohy- zarządził Kakashi, po czym wyżej wymienieni zniknęli w dymie.

- Jak to jutro wyruszamy?! Dochodzi dwunasta. Jesteśmy zbyt zmęczeni, żeby zregenerować siły nawet w ciągu ośmiu godzin! Czy oni są normalni?!

- Kakashi-sensei zdania nie zmieni, więc lepiej chodźmy do hotelu odpocząć- skierowali się w stronę swojego tymczasowego lokum.

* * *

W gabinecie kage Suny pojawiło się pięciu joninów.

- Dobry wieczór Gaara.

- Dobry wieczór. Już wróciliście?

- Hai. Wracaliśmy dwa tygodnie. Niestety nie ma z nami Shiro- tachi.

- Tak wiem. Siadajcie proszę- tu wskazał na kanapę stojącą przy ścianie i dwa krzesła przy biurku, na co oni odmówili.

- Niestety nie mamy czasu. Musimy wypocząć. Jutro wyruszamy do Konohy...

- No tak. W takim razie nie zatrzymuję was. Dajcie mi raport i uciekajcie.- podali raport czerwonowłosemu i skierowali się do hotelu.

- Powiadomcie swoje drużyny, że wyruszamy jutro o godzinie dziesiątej- powiedział Kakashi zanim rozdzielili się przed swoimi pokojami.

- Jasne- wszyscy zniknęli z holu.

* * *

Noc była pochmurna i duszna. Deszcz mógł lunąć w każdej chwili. Na ulicach Konoha Gakure nie było żywej duszy. W powietrzu wisiała nawałnica. Nawet strażnicy bramy w obawie przed deszcze udali się do domów wpierw zamykając główne wejście wioski. Sądzili, że nikt nie jest na tyle głupi, by podróżować w czasie nadchodzącej burzy... Pomylili się. Dwójka osobników w płaszczach stała na wzgórzu i obserwowała wioskę. Błysk i cisza... Przez ułamek sekundy można było zobaczyć owe płaszcze. Czarne płachty, na których widnieją czerwone chmurki. Akatsuki. Ogromny grzmot rozerwał panującą ciszę. Znów głusza i kolejny błysk... teraz na wzgórzu nie było żywej duszy. Co to oznacza? Czy niebezpieczeństwo wisi nad Konohą? Ostatni potężny grzmot rozległ się po okolicy. Lunął deszcz.

* * *

Nie przestawało padać ani na chwilkę. Deszcz robił tak wielkie kałuże, że shinobi Konohy z rozkazu Hokage musieli te kałuże zasypywać. Syzyfowa praca. Konohanie wychodzili z domów tylko przymusowo. Nikt nie chciał zmoknąć do suchej nitki. Dwoje wędrowców szło właśnie w kierunku bramy wioski.

- Gotowy?

- Jak najbardziej.

- Idziemy prosto do Hokage, czy wstąpimy jeszcze do domu?

- Możemy iść do domu się odświeżyć. Tsunade nie ucieknie.- Rozmowa umilkła, bo właśnie dotarli przed bramę Konohy. Weszli. Nie zwracając uwagi na strażników skierowali się w głąb wioski. Zostali zatrzymani.

- Kim jesteście? Po co przybyliście?

- Ehhh... i znowu to samo. Tym razem nie mam zamiaru iść do Hokage. Kokoro zmywamy się?

Powerful Naruto PLWhere stories live. Discover now