43 | home

193 23 26
                                    

     Poniedziałki z zasady nie należały do najprzyjemniejszych. Wymuszały na mnie podniesienie się z łóżka i rzucenie w wir tygodnia. Zazwyczaj błagalnie zwracałem się do wszechświata, ażeby dzień upłynął szybko, wręcz przemknął mi przez palce i choć ostatni sierpniowy poniedziałek wywoływał we mnie bliźniacze poczucie znużenia i braku sił, wolałbym, aby trwał w nieskończoność.

     Nie byłem jednak tak głupi i naiwny by wierzyć, że zatrzymanie wskazówek zegara leżało w zakresie moich możliwości. Zostałem zmuszony do pogodzenia się z faktem upływu czasu i chociaż pozornie skapitulowałem, wewnątrz klatki piersiowej rozwijała się jakby czarna dziura przypominająca o mej bezsilności.

     Kiedy ociężałym ruchem podniosłem się z łóżka, moje myśli nawiedził obraz roześmianej twarzy Jeana. Widmo nie opuściło mnie, gdy pod prysznicem zmywałem z siebie resztki nocy ani gdy gładziłem sierść tryskającej energią, rozweselonej na mój widok Caramel. Liczyłem, że przysiadłszy do jadalnianego stołu i wgryzłszy się w śniadanie, na moment umknę tej myśli. Miast tego przypomniałem sobie tak na dobitkę o pogodnym, aczkolwiek wścibskim Arminie, głośnej i pełnej wigoru Sashy oraz bezustannie nerwowym Bertholdzie i poczułem, że niebezpiecznie przybliżyłem się do rozpłakania nad świeżym bajglem z serkiem, rukolą i intensywnie pachnącym wędzonym łososiem.

     — Jak spałeś? — rozbrzmiał matczyny głos, który wymógł na mnie chwilowe podniesienie wzroku. Zauważywszy wpatrującą się w moje lico mamę, w duchu modliłem się, żeby przetrwać jeszcze kilka minut bez gwałtownego rozładowania emocji.

     — Raczej w porządku — odpowiedziałem beznamiętnym tonem, po czym wziąłem kęs pierwszej z połówek bajgla.

     Rozgryzając go na maluteńkie kawałeczki, usiłowałem oszacować, jakich rozmiarów szansę miałem na uniknięcie równie powierzchownych pytań, takich jak: Smakuje ci?, Jakie masz na dzisiaj plany? Ostatecznie doszedłem do konkluzji, że pozostawały one niewielkie, lecz i tak chowałem w sobie nadzieję. Podobno to ona była matką głupich, a ja łapałem się jej niczym największa z przylep. Możliwe, że właśnie dzięki desperacji nierzadko zjednywałem sobie jej litość, którą okazywała mi poprzez prowadzenie mnie jakby za dziecięcą rączkę ku wymarzonej destynacji.

     — Jean wpadł tu wczoraj na chwilkę — poinformowała mnie znienacka, zupełnie zmieniając tor rozmowy.

     Zapewne pragnąc zyskać czas na przestudiowanie mojej reakcji, zanurzyła wargi w kawie, podczas gdy ja gwałtownie podniosłem wzrok znad talerza. W pełni skupiłem spojrzenie na matczynej twarzy, jak gdybym myślał, że takowym postępowaniem wyperswaduję prędszą kontynuację wypowiedzi. Ona natomiast nie ulegała pośpiechowi i ze spokojem odłożyła kubek na blat stołu, wciąż jednak obejmując go obydwiema dłońmi.

     — Pytał, czy możesz u niego dzisiaj przenocować — ciągnęła dalej, przypatrując się, jak w przeciągu ułamka sekundy moje oczy zaświeciły milionem drobnych gwiazd podekscytowania. Ożywienie me było na tyle silne, że w ówczesnej chwili przez myśl nie przemknęło mi nawet pytanie, dlaczego nastolatek zjawił się pod drzwiami babcinego domu w czasie, gdy ponoć pozostawał zajęty.

     — I? — próbowałem ją ponaglić.

     — Powiedziałam, że jeśli ty będziesz tego chciał, to nie mam nic przeciwko — objaśniła, swymi słowami przyspieszając puls, jaki narzucało mym żyłom i tętnicom serce. — Jedyny warunek jest taki, że musisz wrócić maksymalnie do dwunastej — dopowiedziała, czym tym razem poturbowała moje serce, traktując je jakby potężnym uderzeniem młotka.

Południe zdało mi się bowiem zbyt wczesną porą na rozstanie z belgijskim miasteczkiem i należącym do niego Jeanem, toteż wbrew swej naturze rwałem się do dyskusji z nadzieją, że wyjazd uda mi się opóźnić. Szybko się jednak zreflektowałem, zrozumiawszy, że każda pora była niewłaściwa, a w przekładaniu powrotu na później brakło sensu. Zdobyłem się zatem na wypowiedzenie posłusznego okej, po czym własnowolnie się uciszyłem, zapełniając usta bajglem i beznamiętnie go przeżuwając. Gdy tylko talerz pełen okruszków znalazł się w zmywarce, oddaliłem się do pokoju z zamiarem spakowania ubrań na zmianę, natłokiem myśli i emocjonalnym rozchwianiem.

METANOIA [ jeanmarco au ]Where stories live. Discover now