16 | crush

242 43 15
                                    

     W przyszłym tygodniu Sasha ma urodziny i chcemy z Conniem rozejrzeć się za prezentem dla niej. Jedziesz z nami?

     Powyższa wiadomość przywitała mnie w środowy poranek. Poprzednie dwa dni należały do leniwych – w poniedziałek miasto spowite w ciemnych chmurach nawiedziła burza, natomiast we wtorek nie otrzymałem żadnej propozycji spotkania, ponieważ grafik Jeana zapełniony był pomaganiem ojcu. Mogłem się więc spodziewać, że przeleżawszy dwie doby w łóżku, chłopak w końcu wyciągnie mnie na zewnątrz, czemu nie byłem w żadnym stopniu przeciwny. Gdyby nie jego osoba trzeci tydzień pobytu w Belgii i wszystkie poprzednie należałyby do pełnych samotności oraz przybicia.

     Jeżeli tak, to radziłbym ci się przygotować, bo będziemy po ciebie za pół godziny.

     I rzeczywiście po podanym przez niego czasie po domie rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi sygnalizujący ich przybycie. Do tego czasu zdążyłem jedynie zadbać o podstawową higienę oraz przywdziać wybrane ubrania. Zabrakło mi natomiast paru minut na spożycie śniadania, o co zresztą nie omknął dopytać Jean, gdy tylko opuściliśmy w trójkę babciną posesję.

     — Zjadłeś coś?

     — Nie zdążyłem — przyznałem zgodnie z prawdą.

     — Ugh, Marco — mruknął pod nosem, w marszu sięgając do plecaka. Zdawał się wyraźnie rozgniewany brakiem spożycia przeze mnie jakiegokolwiek posiłku przed spotkaniem, lecz przecież wina nie leżała do końca po mojej stronie. Gdyby wcześniej powiadomiono mnie o godzinie wyjścia, udałoby mi się zagospodarować pare chwil na zjedzenie chociażby czegoś szybkiego, jednak postanowiłem się nie dzielić moimi przemyśleniami z Jeanem i Conniem. — Masz szczęście, że po drodze byliśmy w piekarnii — skarcił mnie, podając mi zapakowaną w papier słodką bułeczkę z czekoladą. Wypiek z ciasta francuskiego był jeszcze ciepły i świeży, a co za tym idzie jego zapach prędko dotarł do moich nozdrzy.

     — Dziękuję — odparłem, po czym wgryzłem się w podarowaną mi przekąskę, mimo że wcale nie odczuwałem chęci jej przyjęcia. Znałem już Jeana na tyle długo by wiedzieć, że wszelaka odmowa zostałaby przez niego odrzucona, a po wymianie zdań bułeczka finalnie i tak spoczęłaby w moich dłoniach.

     — Następnym razem masz zjeść śniadanie przed wyjściem.

     — Mhm — przytaknąłem, niezbyt zwracając już uwagę na wypowiadane przez niego słowa.

     — Jean, przestań się zachowywać jakbyś był jego matką — wtrącił się Connie, co spowodowało dalszą ożywioną konwersację pomiędzy ich dwójką. Ja natomiast w pełni oddałem się rozkosznemu aromatowi ciepłego wypieku.

     Choć nie poruszaliśmy się w ekspresowym tempie, do pośredniego celu dotarliśmy zaledwie po paru minutach, co oznaczało, iż musiał znajdować się w pobliżu sąsiedztwa zamieszkiwanego przez moją babcię. Miejscem, o którym mowa okazał się być niewielkich rozmiarów stary dworzec kolejowy. Na stacji do użytku przeznaczony był tylko jeden niezadbany peron, prawdopodobnie wymagający gruntownego remontu.

     — Gdzie mam kupić bilet? — zapytałem, domyśliwszy się, że oczekiwaliśmy na przyjazd pociągu regionalnego.

     — Nigdzie, już ci kupiłem — poinformował mnie krótko Jean.

     — Brawo, Jean. Oficjalnie jesteś jego matką — odparł nieco szyderczo Connie, lecz tym razem jego komentarz nie spotkał się z żywą reakcją Jeana, który jedynie z irytacją przewrócił oczami.

     — W takim razie ile mam ci oddać? — dopytywałem.

     — Marco, załatwimy to później.

METANOIA [ jeanmarco au ]Onde histórias criam vida. Descubra agora