Jedno pytanie. Tyle wystarczyło.

— Nie każdy widzi to gołym okiem — powiedziała, co na wstępie mnie pocieszyło. Ostatnie, czego potrzebowałam to większa ilość ludzi wiedząca o moim przyciąganiu do Matthew. Szczególnie ta jedna osoba najbliższa jemu. — Nate jest jak otwarta książka, nie kłopocze się ukrywaniem swoich uczuć, ale Matthew... Mogą być bliźniakami, ale różnią się niczym dzień i noc. On jest skryty, o ile brat nie popycha go w centrum uwagi. Jednak niezależnie od tego jak bardzo nieprzeniknioną maskę nosi człowiek, zazdrość jest pierwszą emocją, którą najłatwiej zobaczyć. Zazdrość niszczy nawet mocarne fasady. Moją zniszczyła. Dlatego to widzę.

— Cholera, tkwię po uszy w gównie — sapnęłam.

— Jeśli masz przez to na myśli, że dwóch braci cię pragnie, ale tylko do jednego coś czujesz — powiedziała bez skrępowania. — To jest to zaledwie mini-bagienko. Zawsze mogło być gorzej i mogłaś poczuć coś do obu...

Jeśli Hope chciała mnie pocieszyć to jej nie wyszło, ponieważ przypomniała mi o problemie, który starałam się lekceważyć — Nate. Tak długo starałam się wmówić sobie, że nie zauważam tych znaczących sygnałów z jego strony, że sama uwierzyłam w to kłamstwo. Chciałam wierzyć, że przemawia przez niego natura flirciarza. Że uśmiechy i spojrzenia, które mi posyłał nie kryły w sobie odrobinę za dużo ciepła jak na tylko przyjaciela.

Dziewczyna może miała słuszność w kwestii ulokowania uczuć, ale niestety nie oznaczało, że mój wybryk nie odbije się na mojej relacji z Nathanielem.
Na samą myśl, że miałby dowiedzieć się o mojej nocy z Matthew, oblewał mnie zimny pot. Nawet nie potrafiłam sobie tego wyobrazić, sama próba przyprawiała mnie o ból głowy.

Mimo to wciąż nie czułam tego, co powinnam.

— Kurwa, tonę w gównie — jęknęłam cicho pod nosem.

— Nie pocieszę cię, mówiąc, że wszyscy zbierają się właśnie na śniadanie i mamy się tam spotkać, co nie? — mruknęła Hope, wpatrując się w ekran telefonu.

Miałam dwa wyjścia: znalezienie kiepskiej wymówki i dalsze chowanie się po kątach, lub konfrontację z Matthew, która prędzej czy później musiała nadejść. Nie mogłam uciekać wiecznie. Cóż, nie wtedy gdy mieszkaliśmy tak blisko siebie — o ironio, w Kolorado i Los Angeles.

Dlatego założyłam spodnie dużej dziewczynki i ruszyłam w stronę głównego budynku ośrodka, gdzie w klimatycznej sali z barem pośrodku, siedziały znajome osoby. W różnym stanie kaca i rozespania. Isaac i Asa wyglądali na równie nietrzeźwych, co zaspanych, tkwiąc przy ośmioosobowym stole przy oknie z okularami słonecznymi na nosach. Poczochrana Alex opierała głowę na ramieniu swojego chłopaka z przymkniętymi oczami. W porównaniu do nich, Leah i jej brat wyglądali na świeżo wypoczętych i tryskających energią. Leo posłał mi na powitanie uśmiech, kroczył przez pomieszczenie z talerzem obładowanym jedzeniem. Odpowiedziałam słabym uśmiechem, zanim rozglądnęłam się dookoła w poszukiwaniu tej jednej osoby, którą pragnęłam i jednocześnie bałam się zobaczyć.

Nie było go.

Rozczarowanie mieszało się z ulgą, gdy zgarnęłam ze szwedzkiego stołu naleśniki, dżem i owoce. Nie żeby doskwierał mi głód, mój apatyt zniknął wraz z porankiem.

— Co z Evanem? — pytała Leah, akurat gdy dołączyłam do reszty.

— Jeśli będzie oszczędzał nogę, powinien się z tego szybko wylizać — odpowiedział Charlie. — Abby zanim zaniosła mu nie tak dawno śniadanie, powiedziała, że dobrze to wygląda. Noga nie jest zbyt opuchnięta, więc może uda mu się uniknąć konfrontacji z jego trenerem.

Every Boy Sins In HeavenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz