rozdział czwarty

230 26 30
                                    


Dzień jak co dzień. Kurapika obudził się wcześnie rano. Musiał zdążyć do pracy, a pracował jako przewodnik w muzeum. Nieśpiesznie poderwał się z łóżka i po cichu, by nie zbudzić swojej współlokatorki Kaoru, która wciąż spała, pomaszerował do kuchni, by wypić poranną kawę. Chłodna, drewniana podłoga irytująco skrzypiała pod jego bosymi stopami.

Wynajmował niewielką kawalerkę wraz z zaledwie o rok od siebie młodszą, przemiłą dziewczyną. Pracowała jako kelnerka w restauracji znajdującej się niedaleko od ich mieszkania. To właśnie dlatego wykazała zainteresowanie akurat tym  przybytkiem. Oprócz tego, zaoczne uczęszczała do Akademii Sztuk Pięknych, a swoje szczególne zainteresowanie kierowała w stronę mody oraz projektowania ubrań.

— Hej, Kurapika. — Zaspana przetarła dłonią oczy.
Jej czarne włosy wiecznie były spięte w wysokiego kucyka. Teraz, przez kręcenie się podczas snu, pojedyncze pasma odstawały, niektóre całkowicie wyswabadzając się spod grubej gumki, opadały na czoło i kark.

— Cześć, obudziłem cię? — spytał.

— Nie — zaprzeczyła i pokręciła głową. Poprawiła opadające ramiączko od górnej części piżamy i usiadła obok niego, przy małym, drewnianym stoliku.

Gdy woda w czajniku zagotowała się, Kurta zalał wrzątkiem kawę rozpuszczalną. Zarówno swoją, jak i tą znajdującą się w kubku dziewczyny. Chłopak zjadł jeszcze lekkie śniadanie i pożegnał się z współlokatorką, której zostało jeszcze trochę czasu do rozpoczęcia zmiany, zostawiając ją samą w mieszkaniu. Kroki kierował w stronę stacji kolejowej, by nieco podjechać do swojego miejsca pracy. Dzisiaj miał oprowadzać wycieczkę szkolną, co nie wprawiało go w zachwyt. Nastolatkowie zazwyczaj byli głośni i przeszkadzali mu, mając w nosie to, co chciał im przekazać. Przekrzykiwali  się i zachowywali, jakby byli tu na siłę, a przecież nikt ich tu nie trzymał. Zawsze mogli wyjść i poczekać na zewnątrz. Co prawda bywali tacy, którzy wykazywali zainteresowanie miejscem, w którym się znaleźli i swoim zachowaniem okazywali mu szacunek, ale oni byli mniejszością.

Pora zacząć zabawę. Hałaśliwa chmara dzieciaków wlała się do dużego holu niczym tsunami. Wymachiwali plecakami, kanapkami i letnimi nakryciami głowy, a on starał się to ignorować, cały czas powtarzając w głowie jedno zdanie: "Spokojnie, nie denerwuj się. Wytrzymasz".

🧩🧩🧩

Leorio, aktualnie wychowawca klasy pierwszej D był zaskoczony faktem, iż widzi tu Kurapikę. Podświadomie starał się ukryć, co przy jego wzroście nie było najłatwiejszym zadaniem. Kurta musiał go jeszcze nie zauważyć, bo ich spojrzenia się nie spotkały, a jego zachowanie nie uległo jakiejś drastycznej zmianie.

Młody mężczyzna donośnym, lecz spokojnym głosem nakazał iść za nim. Wydawał się być dużo poważniejszy niż kiedyś. Emanował od niego spokój i opanowanie. Poruszał się rytmicznie i zgrabnie, wysoko unosząc brodę.

🧩🧩🧩

Przechodząc od jednego eksponatu w stronę drugiego, Kurapika ujrzał znajomą twarz. Jego oczy rozszerzyły się, a on się odwrócił by sprawdzić, czy mózg aby na pewno nie płata mu figli. To nie było przywidzenie. A bardzo by chciał. Tam naprawdę stał Leorio Paradinight, jego były nauczyciel biologii, a nie żaden duch czy człowiek łudząco do niego podobny. Ich spojrzenia na chwilę się spotkały, po czym Kurapika, jakby zestresowany tym niespodziewanym spotkaniem, momentalnie odwrócił wzrok. Dalej było tylko gorzej. To jak syndrom przejechanego kota. Nie chcesz patrzeć, ale jednocześnie nie możesz przestać.

Poczuł, że pocą mu się dłonie. Dlaczego? Dlaczego teraz zdecydował znów pojawić się w jego życiu i zburzyć starannie wybudowany przez lata spokój i harmonię? Jakby chciał zrobić mu na złość, choć pewnie on też czuje się teraz niezręcznie.

Uświadomiony |¦hunter x hunter¦| ☑Where stories live. Discover now