- A z tobą wszystko w porządku? - zapytałem w końcu, patrząc uważnie na Jungkooka.

Bokser puścił mnie, zaraz przenosząc ciężar ciała bardziej na lewą stronę. Dopiero wtedy zsunąłem spojrzenie na jego prawą nogę i aż zachłysnąłem się powietrzem, widząc sporo krwi na nogawce w okolicach kostki.

- Ugryzł cię - powiedziałem dość pewnie, bojąc się najgorszego, na co Jeon szybko pomachał głową na boki.

- Nie, ale wdepnąłem prosto w jakieś flaki i jeszcze źle w nich stanąłem. Prawie się wyjebałem, trochę boli - odpowiedział, od razu obracając się z powrotem w stronę korytarza prowadzącego najkrótszą drogą do 137. - Musimy uspokoić wyjca i podłoży-

- Jimin, Jungkook, jak wam idzie? - głos Tae w naszych komunikatorach był nieco zagłuszony przez szum wiatru, ale mimo to słyszeliśmy go dość wyraźnie. - Ja załatwiłem dziesiąte, zabrałem detonator, a Michaela wysłałem do kryjówki Żaru. W porę do niego zszedłem, bo zarażeni akurat przedarli się do piwnic.

- Zostało nam jedno mieszkanie i zaraz stąd spadamy - odpowiedział mu Jeon, ani słowem nie wspominając o sytuacji, która miała miejsce przed chwilą.

- Dajcie mi znać, jak wyjdziecie z budynku. Uruchomię detonację, jak już będziecie w bezpiecznej odległości. Potem dogadamy się, gdzie się spotkamy - dodał tylko agent, a zaraz połączenie zostało zakończone.

Przez moment staliśmy w ciszy, tak jakby każdy z nas bał się odezwać. Jeon westchnął ciężko, podając mi ostatni z ładunków, które mieliśmy do podłożenia.

- Odkręcasz palnik na maksa, żeby ulatniało się jak najwięcej gazu, kładziesz to i wychodzimy. Ja w tym czasie zajmę się wyjcem - powiedział dziwnie ponuro.

- Czyli... ten dzieciak-zombie, to wyjec? - upewniłem się, na co Jungkook przytaknął.

- Tak. Same w sobie nie są niebezpieczne, o ile zdążysz je w porę uciszyć i przy tym nie ogłuchnąć. Ale jeśli wokół jest więcej zarażonych, to robi się nieciekawie, bo wpadają w jakąś cholerną furię.

Nie odezwałem się więcej, bo Jungkook ruszył już w stronę odpowiedniego mieszkania. Przysunął się do ściany, podchodząc możliwie jak najbliżej. Wyjec teraz tylko szlochał, dlatego Jeon nie czekał zbyt długo, zanim po prostu wpadł do środka, by jak najszybciej dopaść dziecko-zombie.

Wbiegłem tam zaraz za nim, by usłyszeć zduszony przez dłoń boksera krzyk i zobaczyć, jak chłopak przekręca pod ostrym kątem głowę zarażonego dziecka. Wyjec opadł bezwładnie w ramiona kucającego Jeona, a ten z głębokim westchnieniem odłożył martwego dzieciaka-zombie na kanapę w salonie. Coś skręciło mnie w środku, gdy Jungkook spojrzał na mnie chwilę później.

- Nie lubię tego robić, ale to jedyny sposób - burknął, wycierając ręce w spodnie.

- Nie dziwię ci się - odparłem tylko.

Zaraz potem odnalazłem małą kuchnię, w której zrobiłem to, co kazał mi Jeon. Kiedy stabilnie ułożyłem ładunek na gazówce, a ciche syczenie i nieprzyjemny zapach wypełniły pomieszczenie, szybko skierowaliśmy się do schodów i jeszcze szybciej do wyjścia z budynku. Co prawda po drodze nie obyło się bez ekscesów w postaci kilku pojedynczych zarażonych, ale oni nie stanowili dla nas zagrożenia. Nie po tym, co jakimś cudem udało nam się przeżyć na trzynastym, pechowym piętrze.

Kiedy wyszliśmy na taras widokowy, z którego mogliśmy swobodnie oglądać odpowiednią ścianę bloku, połączyłem się z Tae. Powiedziałem mu, że byliśmy bezpieczni i żeby zdetonował ładunki, a kilka chwil później huk wybuchu poniósł się echem wśród niskich budyneczków otaczających blok.

Dying Light | JikookWhere stories live. Discover now