Rozdział 42

170 34 39
                                    

W centralnej części miasta
bezpieczne cztery ściany 
Domagalskiego obraz 
bez ramy, bez ramy 
Śniadanie, kawę z mlekiem 
gazetę z wiadomością 
O politycznym piekle 
Wyborczą 
Dzielę na pół

Daria nuciła pod nosem utwór Comy, wracając z zakupami ze sklepu. Szła z lekkim uśmiechem na twarzy, upajając się piękną, słoneczną pogodą. Po tym jak Miller trafił do więzienia, powoli zaczęła odzyskiwać równowagę psychiczną. Chociaż, żeby zasnąć, nadal potrzebowała leków, to miała nadzieję, że wkrótce odstawi je na zawsze. W piątek była na kolejnej wizycie u specjalisty, żeby opowiedzieć o tym, co obecnie czuła. Miała wrażenie, że czasem popadała ze skrajności w skrajność. Najpierw cieszyła się z tego, że Lukas został skazany, by chwilę później żałować chłopaka. Nie potrafiła poradzić sobie ze świadomością, że ktoś po walce z nią w sądzie, został skazany. Nadal też miała problemy z jedzeniem. Postanowiła z tym walczyć, chociaż wiedziała, że to będzie ciężkie. Kiedyś bez problemu pochłaniała talerz spaghetti, a teraz z wielkim trudem zjadała kanapkę. Nawet nie wiedziała, kiedy dokładnie zaczęło się to wszystko. Najpierw rezygnowała ze śniadań, tłumacząc sobie, że nie jest głodna i nim się spostrzegła, w ciągu dnia zjadała kanapkę po pracy, twierdząc, że więcej nie musi. Chodząc na terapię, powoli żegnała się z przeszłością i oczyszczała swoją głowę. Bez odsunięcia na bok tego, co było, nie było mowy o ruszeniu do przodu.

— Przepraszam panią, jak dojechać do Muhlenweg trzydzieści? Mieszka tam pewna piękna Polka. — Lewicka parsknęła śmiechem, gdy zwróciła głowę w bok, słysząc męski głos i widząc zatrzymującego się przy niej Freitaga. Dziewczyna przystanęła, a brunet zsiadł z roweru i przysunął się do niej, żeby ją pocałować.

— Byłeś w górach?

— No, postanowiłem zrobić sobie małą przejażdżkę od rana i tak mi się poszczęściło, że wracając spotkałem ciebie — mówił, zakładając kosmyk jej włosów za ucho. — Wracasz do mieszkania? — dopytywał.

— Tak, byłam w sklepie — odparła, podnosząc siatkę z zakupami do góry. — Dziewczyny jeszcze śpią, a lodówka pusta.

— Jak się ogarnę, to mogę wpaść? Czy masz jakieś inne plany?

— Możesz wpaść, ale wieczór już mam zaplanowany, bo robimy sobie babskie pogaduszki. — Uśmiechnęła się.

— Czyli obgadywanie facetów? — Richard spojrzał na nią wymownym wzrokiem.

— Też — odparła, szczerząc zęby w uśmiechu. Cieszyła się na babski wieczór z przyjaciółkami. Dziewczyny miały wolny weekend i postanowiły poszaleć w trójkę.

— Nie zatrzymuję cię dłużej. Do zobaczenia. — Chłopak dał Rudej szybkiego buziaka, po czym wsiadł na rower i odjechał, a dziewczyna ruszyła w kierunku mieszkania.

*

Richard odwiedził Lewicką, gdy ta właśnie miała zamiar zabrać się za śniadanie. Lewicka zaproponowała też coś chłopakowi, ale on nic nie chciał, bo zjadł u siebie. Poprosił tylko o herbatę.

— Kiedy robisz koleje badania krwi? — zapytał Freitag, upijając łyk gorącej herbaty.

— Za dwa tygodnie. Mam nadzieję, że już będą lepsze — odpowiedziała Ruda z nadzieją w głosie.

— Jak zjesz coś więcej niż te dwie małe kanapeczki, to na pewno. — Chłopak spojrzał na nią wymownie.

— Richard, wszystko w swoim czasie — odparła, cicho wzdychając. Dla niej przełomem były te dwie kanapki, patrząc na to, że wcześniej nic nie jadła po przebudzeniu się.

Open your eyes [Richard Freitag] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz