Rozdział 39

158 37 38
                                    

Pod rozdziałem krótka notka.

Miłego czytania (mam nadzieję, że rozdział nie wyszedł najgorzej...)

***

Spowitą mrokiem okolicę wokół jeziora, rozświetlały migające, niebieskie światła radiowozów i straży pożarnej, a ciszę zakłócały głosy osób, które były zaangażowane w poszukiwania Lewickiej zarówno w wodzie, jak i na lądzie. Nieopodal stał ambulans, z którego wysiadł lekarz oraz dwóch ratowników. Medycy z dłońmi schowanymi w kieszeniach, niespiesznie ruszyli w kierunku pomostu. Byli tu już od ponad godziny. Kiedy dotarli na miejsce, mieli nadzieję, że dziewczyna szybko zostanie wyciągnięta na brzeg i będą mogli ją ratować. Torbę ze sprzętem medycznym mieli w pogotowiu na pomoście. Teraz liczyli się z tym, że będą stwierdzać zgon, gdy tylko ciało zostanie znalezione. Nadzieja na to, że Lewicka zostanie uratowana zgasła już dawno. Richard siedział w otwartym radiowozie, stojącym kilkadziesiąt metrów od jeziora, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w trawę. Oddychał ciężko, przecierając co jakiś czas twarz dłońmi. Nagle przymknął mocno oczy i zakrył uszy dłońmi, gdy usłyszał plusk wody. Doskonale wiedział, że do jeziora zanurkował kolejny płetwonurek, żeby zacząć poszukiwania Darii. Rozpłakał się cicho, chowając twarz w dłoniach. Nasłuchiwał poleceń wydawanych przez komendanta, przybyłej niedawno kolejnej ekipie policjantów. Formowano drugą grupę, która miała za zadanie sprawdzać brzegi wokół rozległego zbiornika wodnego. W tym samym czasie do chłopaka podszedł lekarz.

— Proszę to połknąć i popić. — Freitag przeniósł wzrok na dłonie mężczyzny. W jednej trzymał niewielki przezroczysty pojemnik, w którym leżała biała tabletka, a w drugiej miał małą butelkę wody. — To na uspokojenie — dodał. — Naprawdę proszę to wziąć. — Nalegał medyk.

Mężczyzna już wcześniej proponował Richardowi jakieś środki na uspokojenie, ale ten odmówił. Tym razem chłopak zabrał wszystko z jego rąk, po czym połknął pigułkę i popił mineralną.

— Gdyby pan czegoś potrzebował, proszę mówić. Będziemy niedaleko pomostu. — Richard przytaknął, a lekarz oddalił się od niego.

Freitag znowu został sam i kolejny raz cicho zapłakał. Rzucił to, co trzymał na trawę i wplótł dłonie we włosy. Modlił się w duchu o to, żeby ktoś go obudził. Chciał wierzyć, że to wszystko, to tylko zły sen. Gdyby mógł cofnąć czas, zrobiłby to bez wahania i bez zbędnych dyskusji po prośbie Rudej, wróciliby do mieszkania. Teraz siedział w radiowozie, czekając na najgorsze wieści. Od momentu, kiedy ostatni raz widział Lewicką, minęło około półtorej godziny i nie łudził się, że zobaczy ją żywą. Na dodatek pogoda zaczynała się psuć. Kilka minut wcześniej zerwał się porywisty wiatr, który zmącił wodę w jeziorze. Teoretycznie dziewczyna powinna być gdzieś w okolicach pomostu. W praktyce jej ciało mogło być na drugim końcu rozległego zbiornika wodnego. Chłopak zwrócił głowę w prawą stronę, gdy usłyszał trzaśnięcie drzwiami od samochodu. Obserwował, jak jego ojciec i brat rozmawiają z policjantem pilnującym, żeby nikt niepowołany nie zbliżał się do miejsca poszukiwań. W końcu po krótkiej rozmowie rodzina sportowca ruszyła w jego kierunku.

— Richard, co tu się stało? — zapytał Holger, gdy stanął obok syna.

— Utopiłem ją — załkał cicho brunet.

— O czym ty mówisz? — Ojciec spojrzał na niego z przerażeniem. 

Nie rozumiał, o czym mówił jego syn. Gdy odebrał od niego telefon, Richard powiedział tylko, że wydarzyła się tragedia i błagał, żeby przyjechał, bo nie chce być sam. Kiedy mężczyzna chciał wypytać o szczegóły, chłopak już się rozłączył. Po rozmowie z synem pojechał do Christiana i razem przyjechali na miejsce, które wskazał sportowiec.

Open your eyes [Richard Freitag] ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now