8.| ᴘʀᴢᴇᴘʀᴀsᴢᴀᴍ

463 31 1
                                    

KRZYKI dochodzące z pokoju Sofi były conajmniej niepokojące. Jej brązowowłosa przyjaciółka wrzeszczała ze szczęścia, skacząc na jednej nodze i doprowadzając rodzine blondynki do szału, odkąd tylko przekroczyła próg rezydencji Kimptonów. Niezależnie od tego ile razy do pomieszczenia wchodził brat dziewczyny, jej tata albo matka, dziewczyna i tak nieprzejęta niczym skakała niczym szalona wykrzykując raz po raz: jedno z moich marzeń się spełniło, a teraz czas na dzieci!

Jane, daj już sobie spokój — westchnęła Sofi leżąc na swoich łóżku i wpatrując się zmęczona w baldachim. — Wrzeszczysz już od godziny, myśle, że wszyscy zrozumieli i im wystarczy.

Brązowowłosa gwałtownie opadła na łóżko kładąc się obok przyjaciółki i westchnęła. Jej mina zrzedła sprawiając, że blondynka zmarszczyła brwi w zdezorientowaniu.

— W sumie to mógł się bardziej postarać z tymi zaręczynami — wymruczała. — Jakoś bardziej romantycznie, a nie w jakimś lesie. Co to ma w ogóle być?!

Sofi nie mogła się powstrzymać i wybuchnęła głównym śmiechem chowają twarz w poduszkę.

— Irytowałaś moich rodziców i brata krzycząc i skacząc ze szczęścia, żeby na koniec stwierdzić, że w sumie Gilbert powinien się bardziej postarać?

Jane ochoczo kiwnęła jej głową przyznając racje, jakby dziwiąc się z reakcji blondynki na daną sytuacje.

— Jestem ciekawa jak wytrzymasz, gdy Gilbert wyjedzie na studia — zastanowiła się Jane sprawiając, że blondynka zmarszczyła swoje brwi.

— Kompletnie o tym zapomniałam.

Chłopak często mówił o studiach, na które chciał się wybrać, by edukować się i zostać lekarzem. Sofi całkowicie o tym zapomniała mając na głowie wiele innych rzeczy.

Dziewczyny siedziały we dwie jeszcze pare godzin, na szczęście nie wprawiając rodziców blondynki w szewską pasje i zajęły się plotkowaniem, choć Sofi cały czas zaprzątała sobie głowę wyjazdem Gilberta.

Gdy już zaczynało się ściemniać brązowowłosa szybko się pożegnała i ruszyła do swojego domu. W tym czasie zestresowana blondynka po raz któryś z kolei poprawiała nieistniejące wgniecenia w pościeli jej łózka niespokojnie chodząc w te i we wte.

— Hej... — usłyszała niepewny głos, a drzwi od jej pokoju delikatnie się uchyliły ukazując Josie Pye. Blond włosy dziewczyny były starannie ułożone, a jej niebieskie oczy wyglądały jakby za moment miały uronić łzy. — Twoja mama mnie wpuściła.

— Tak, tak, wiem... — nieporadnie starała się ukryć swój stres i wygładzając fałdy swojej sukni posłała niebieskookiej delikatny uśmiech, który od razy odwzajemniła. — Poprosiłam ją o to. Wejdź.

Wskazała jej ręką swój pokój. Józia przekroczyła próg bardzo powoli, jakby była w tym pomieszczeniu po raz pierwszy, chociaż bywała w nim w przeszłości niewyobrażalną ilość razy.

— Dziękuje za zaproszenie na rozmowę — zaczęła, gdy usiadła na brzegu łóżka, a obok niej znalazła się Sofi. Patrzyła na swoje dłonie bojąc się spojrzeć byłej przyjaciółce w twarz. — Myśle, że to dobry pomysł, abyśmy sobie wszystko wyjaśniły.

W pokoju zapadła cisza. Słychać było tylko niepewne oddechy. Ręce Sofi zaczęły się pocić, a jej oczy biegały po całym pokoju nie znajdując niczego na czym mogłyby się skupić.

— Przepraszam — powiedziały w tym samym czasie wywołując tym swój śmiech.

Atmosfera się rozpogodziła. Ramiona Józi opadły rozluźnione, a zielonooka przestała nerwowo rozglądać się po pomieszczeniu.

𝐅𝐑𝐄𝐄 𝐂𝐇𝐎𝐈𝐂𝐄 • 𝐆𝐈𝐋𝐁𝐄𝐑𝐓 𝐁𝐋𝐘𝐓𝐇𝐄 ✔️Where stories live. Discover now