7.| ᴊᴀɴᴇ ᴅᴏsᴛᴀɴɪᴇ ᴏᴡsɪᴋᴏ́ᴡ ᴊᴀᴋ sɪᴇ̨ ᴏ ᴛʏᴍ ᴅᴏᴡɪᴇ

499 32 5
                                    

SOFI już od początku wiedziała, że w ciągu dnia musi się coś popsuć. Poranek wydawał się niesamowity. Zaraz po wstaniu z łóżka powitało ją duże śniadanie zrobione przez matkę, które zjedli całą rodziną. Scott obiecał, że wieczorem koniecznie będą musieli ze sobą porozmawiać, co sprawiło, że Sofi była wniebowzięta. Na dodatek spotkała się z Gilbertem u niego w domu i oboje ruszyli do szkoły.

Droga mijała im w niesamowitych humorach i wielu rozmowach — nie zapomniawszy o ciągłym trzymaniu się za dłonie u posyłaniu sobie radosnych uśmiechów.

Ich humor, jak i innych uczniów wraz z panną Stacy został gruntownie zniszczony. Szkoła została spalona. Zgliszcza, które zastali wprawiały w łzy smutku, skrzywione miny i pełne zmartwienia pytania.

— Co z prasą? — zapytała Sofi nie widząc jej pomiędzy spalonymi deskami.

— Nie ma jej — stwierdziła Ania z łamiącym się już głosem.

Sofi przymknęła oczy czując napływający smutek i złość. Spojrzała na Gilberta, który w zamyśleniu wpatrywał się w zawalony budynek, lecz czując jak blondynka mocniej ściska jego rękę wyrwał się z otępienia. Posłał jej krótkie spojrzenie.

— Sama nie uciekła.

— Ktoś zrobił to celowo? — Diana zapytała, po paru kolejnych zaskoczonych pytaniach.

Sofi zmarszczyła brwi przyglądając się krążącej po zgliszczach pannie Stacy.

— Ale kto?

Później zaczęły się poczucia winy. Oczywiście głównie obwiniała się Ania, która przez swój strajk z pewnością zdenerwowała radę miasta.

— To nie wina Ani, czy kogoś z was — zaczęła panna Stacy. — A ciasnych umysłów.

Blondynka wtuliła się w Gilberta, który spokojnie objął ją ramieniem. Za jej dłoń złapała Jane, która smutno się uśmiechała. Scott'a nie było. Od śniadania załatwiał jakieś sprawy Charlottetown oraz od jego wyjazdu nie chodził już do szkoły.

Gdy nauczycielka skończyła swoje przemówienie, które nie do końca wiadomo czy miało być gestem pocieszenia, czy może próbą wyjaśnienia danej sytuacji wszyscy się rozeszli. Uprzednio jeszcze zaproponowała, by kontynuować tworzenie gazet w jej domu, na co przystawszy ich wpatrywanie się w zgliszcza się skończyło.

Sofi wraz z Gilbertem ruszyli do niej do domu. Blondynka koniecznie chciała zobaczyć nastawienie matki.

— Nawet sobie nie zdajesz sprawy jak bardzo się stresuje — powiedział brunet, gdy byli już praktycznie przy domu.

Dziewczyna uniosła delikatnie kąciki ust i ściskając pokrzepiająco jego dłoń weszła z nim do środka.

— Wróciłam!

Gilbert wciągnął powietrze, gdy w progu drzwi dzielących hol od kuchni pojawiła się Elizabeth Kimpton.

— Dzień dobry — przywitał się kiwając jej niepewnie głową.

Kobieta wbrew jego oczekiwań miło się do niego uśmiechnęła i również odpowiedziała przywitaniem.

— Czemu tak wcześnie wróciliście? — zapytała kompletnie normalnie, a nieprzyzwyczajona Sofi zmarszczyła brwi.

— Ktoś spalił szkołę — odpowiedział za nią Gilbert wprawiając tym faktem kobietę w zdezorientowanie.

— O... kurde — wydusiła, a na jej słowa Sofi o mało co nie parsknęła śmiechem.

Matka uśmiechnęła się niemrawo i wróciła do kuchni zostawiajac dwójkę holu. Posłali sobie znaczące spojrzenia i wybuchli cichym śmiechem.

— Przyjdziesz do mnie na obiad po spotkaniu i panny Stacy? — zapytał Gilbert wchodząc razem z Sofi po schodach i kierując się do jej pokoju.

𝐅𝐑𝐄𝐄 𝐂𝐇𝐎𝐈𝐂𝐄 • 𝐆𝐈𝐋𝐁𝐄𝐑𝐓 𝐁𝐋𝐘𝐓𝐇𝐄 ✔️Where stories live. Discover now