SOFI na wieść o festynie nie mogła przepuścić okazji, by ładnie się ubrać. Już od samego rana przebierała w sukniach, by znaleźć tą właściwą. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że Gilbert zachowywał się podobnie, tylko, że biedny Bash musiał doradzać mu w doborze koszuli. Szkoda tylko, że wszystkie były praktycznie takie same.
— Nie dziwi cię to, że twoi rodzice nie wrócili z wyjazdu na festyn? — Jane leżała na łóżku przyjaciółki, a jej głową zwisała z łóżka sprawiając, że widziała wszystko do góry nogami. — Zawsze na nim byli, żeby robić dobre wrażenie.
Sofi głośno westchnęła odrzucając kolejną sukienkę i przejechawszy sobie dłonią po włosach odwróciła się w stronę szatynki.
— Już nic mnie nie dziwi odkąd Scott postanowił wyjechać — przyznała starając się unieść chociażby jeden kącik ust. — Może matka w końcu przestała starać się, być najlepsza w Avonlea i może nareszcie przestanie być taka wyniosła.
— Dobra, dobra — Jane gwałtownie wstała z łóżka otwierając na oścież szafę z ubraniami Sofi. — Nie mogę patrzeć na twoje marne próby wybrania sobie sukienki. Jeśli twierdzisz, że każda jest nieodpowiednia, to pójdź tam nago. Chociaż Gilbert będzie zadowolony.
Blondynka przewróciła oczami podchodząc do toaletki z zamiarem ogarnięcia buszu na jej głowie, a w tym samym czasie zadowolona ze swojego tekstu Jane szukała jej sukienki.
— Jeśli nie znajdziesz mi jakiejś sukienki w ciągu najbliższych paru minut, to obiecuje, że naprawdę pójdę tam bez ubrań — burknęła Sofi starając się rozczesać kołtuna we włosach.
— No już, już — Jane przesuwała wieszaki w szafie próbując natrafić na taką suknie, która zwali ją z nóg. — A tak po za tym. Serio chcesz wyglądać jakoś super? To tylko festyn. W końcu nie ma twojej matki, wiec nikt ci nie każe wyglądać nienagannie.
Sofi zaczęła pudrować twarz zastanawiając się nad słowami przyjaciółki. W sumie miała po części racje z tym, że nikt nie kazał jej dobrze się prezentować, a matka nie stała nad nią krzycząc i rozkazując. Jednakże powód, przez który chciała ładnie wyglądać był zupełnie inny.
— Tak... tylko, że... — zawahała się na moment odwracając się w stronę Jane i napotykając jej pytające spojrzenie. — Stroje się dla Gilberta.
Oczy szatynki wyglądały, jakby miały za moment wyjść z orbit.
— Trzeba było tak od razu! — w podskokach z niewyobrażalną prędkością zaczęła przesuwać wieszaki w szafie. — Będziesz wyglądać tak pięknie, że Gilbert to ci się nawet oświadczy.
Sofi przewróciła oczami na jej słowa, ponieważ była już za nadto przyzwyczajona. Jane była w stanie zrobić wszystko, aby tylko zobaczyć ich jako szczęśliwe małżeństwo z trójką dzieci.
Już po parudziesięciu minutach Sofi mogła określić się jako gotową do wyjścia na festyn. Miała na sobie elegancką suknie w fiołkowym kolorze, a bufiaste rękawy wydawały się dodawać jej uroku. Na stopach miała niewielkie, czarne obcasy, a jej twarz wydawała się zdrowo błyszczeć.
Podekscytowana Jane już nie mogła wytrzymać w posiadłości Kimptonów i jak szybko mogła wepchnęła blondynkę do jej powozu i siadając wraz z nią miała na twarzy wielki uśmiech. Sofi nie mogła powstrzymać uśmiechu na widok przyjaciółki, którą cieszyło jej szczęście.
W końcu nie mogła sobie wymarzyć większej fanki jej i Gilberta związku.
Dotarły w końcu na festyn, w którym roiło się pełno ludzi. Kolorowe girlandy, ciekawe stoiska, wiele atrakcji oraz przede wszystkim szczęśliwe uśmiechy ludzi.
YOU ARE READING
𝐅𝐑𝐄𝐄 𝐂𝐇𝐎𝐈𝐂𝐄 • 𝐆𝐈𝐋𝐁𝐄𝐑𝐓 𝐁𝐋𝐘𝐓𝐇𝐄 ✔️
Fanfiction𝐒𝐎𝐅𝐈 𝐊𝐈𝐌𝐏𝐓𝐎𝐍 ❞MUSZĘ WIEDZIEĆ CO SIĘ DZIEJE U MOJEGO RYWALA❝ Dziewczyna po roku nieobecności w Avonlea postanawia wrócić. Wraz z powrotem wracają również kłótnie z własną matką. Razem ze swym bratem wracają do szkoły i z powrotem zacieśnia...