Dryń, dryń, dryń.
-Kolejny dzień...jej ale się cieszę-powiedziałem do siebie. Wstałem i wybrałem jakieś ubrania. Wybrałem biały T-shirt, zielone krótkie spodenki i czarne trampki.
Poszedłem na szybko ogarnąć się do łazienki a potem zjeść jakieś śniadanie. Po tym wszystkim zrobiłem sobie kanapki do szkoły i do butelki nalałem wody.
Ostatecznie jestem gotowy do wyjścia. Z Dotarciem do szkoły zajęło mi jakieś 15minut.
Dziś jest bardzo gorąco. Słońce tak grzeje że myślałem że umrę.
Ale jakoś dotarłem pod tą szkołę. A pod szkołą nie kto inny jak Kai.
Na mój widok od razu pojawił mu się szeroki uśmiech. Jany...on naprawdę mnie musi bardzo lubić. Ruszył w moim kierunku ale powstrzymała go jakaś dziewczyna prosząca go o autograf i zdjęcie.
W międzyczasie ominąłem Kai'a jakby nigdy nic i ruszyłem do szatni.
Gdy już tam byłem zobaczyłem Jay'a i Cole'a, którzy namiętnie całowali się. Krzywo tylko na nich popatrzyłem i podszedłem do mojej szafki przebrać buty.
-No, no-zaczął ten paskudny Jay z paskudnym uśmiechem.-Kogo ja tu widzę, wczoraj prawie nos mi złamałeś wiesz? Ty mały naiwniaczku-Zaśmiał się a ja i Cole patrzyliśmy na niego dziwnie.
-Dobra, Jay zostaw go, chodźmy już-powiedział Cole zabierając swojego chłopaka.
Ja też już wyszedłem i ruszyłem na lekcje Polskiego. W klasie siedziało już kilka osób i Kai, który od razu się ze mną przywitał.
-Po lekcji-
Była przerwa śniadaniowa więc wszyscy poszli na stołówkę.
Kai szedł obok mnie a gdy już dotarliśmy on poszedł do kolejki po jedzenie a ja poszedłem już zająć jakiś wolny stolik. Oczywiście Kai'a przepuścili wszyscy na sam początek kolejki więc szybko się do mnie dosiadł z jedzeniem.
-A ty nie idziesz po jedzenie-Akurat jadłem swoją kanapkę, szatyn patrzył na mnie i na moje jedzenie. Jak zwykle tylko ja przynosiłem do szkoły swoje jedzenie. Bo wszyscy inni mieli wykupione w szkole obiady i śniadania.
-Wiesz, ja mam swoje i wole wydać pieniądze na coś innego niż paskudne i chemiczne dania w szkole-Szatyn patrzył na mnie dziwnie i zaczął zajadać swoje śniadanie ze smakiem.
-Może i chemiczne ale pyszne-powiedział to z pełną buzią i z całą buzią w sosie.
Skrzywiłem się na to, ale więcej już nie zwracałem uwagi na niego tylko na jego buty. Jak już mówiłem to moje wymarzone buty. Patrzyłem na nie z zazdrością i pożądaniem, Kai chyba to zauważył bo spytał mnie o:
-Jaki masz rozmiar buta?-Ze zdziwieniem zerknąłem na niego. Po co mu do cholery rozmiar mojego buta?
-A co cie to?
-Tylko pytam bo jak mamy się przyjaźnić to chyba powinniśmy o sobie wszystko wiedzieć co nie?-Po tym parsknąłem ze śmiechu.
-A kto powiedział że chcę się z tobą przyjaźnić?-Na te słowa Kai najwyraźniej posmutniał, spuścił wzrok i zaczął dłubać w swoim jedzeniu. Zrobiło mi się trochę...nie zręcznie.-A jak już chcesz dziwaku wiedzieć to mój rozmiar buta to 39.
Na tę wiadomość Kai parsknął cicho z śmiechu. Patrzyłem na niego z skrzywionym wyrazem twarzy. Każdy jak dowiadywał się o moim rozmiarze buta to się śmiał, a zwłaszcza chłopaki.
-Ile? Haha- Spuściłem oburzony wzrok. Schowałem kanapkę do śniadaniówki a śniadaniówkę do plecaka i chciałem wyjść ale szatyn mnie zatrzymał.
YOU ARE READING
Naucz mnie od początku miłości/Greenflame
Teen FictionSzesnastoletni Lloyd Garmadon chodzi do liceum w mieście Nnjago. Gdy miał cztery lata zostawił go ojciec. Był wychowywany tylko przez matkę. Gdy dowiedział sie z jakiej przyczyny nie ma ojca przestał wierzyć w milość. Pewnego dnia do szkoły dołącza...