[17,0] - Skorpion

Start from the beginning
                                    

Mężczyzna uśmiechnął się, wzruszając ramionami. Zaczął przechadzać się wzdłuż dziedzińca, jakby nad czymś rozmyślał, póki znowu nie posłał Taehyungowi dość dziwnego, nieokreślonego spojrzenia.

- Nie wydaje mi się - mruknął w odpowiedzi, na co Taehyungowi wyraźnie zawrzała krew w żyłach. - Twoja lojalność wobec Wieży jest niczym innym, jak ślepym posłuszeństwem, Kim. Dostosowałeś się do ich zasad tak samo bezmyślnie, jak do moich. Jak mały, grzeczny piesek - mówił dalej, kompletnie pomijając mnie w tej rozmowie. Sam nie wiedziałem, czy bardziej mnie to cieszyło, czy stresowało. 

Wyglądało to tak, jakby Rais miał jakąś sprawę do samego Kima, mimo że wątpiłem, by spotkali się kiedykolwiek wcześniej. Może wiedział o nim coś więcej, niż ja? W końcu musiał mieć swoich informatorów - nigdy mu się nie przedstawialiśmy, a jednak teraz wydawał się znać tożsamość Taehyunga i moją zapewne też. 

- Mieliśmy układ! - warknął Tae, chcąc podejść bliżej Raisa, ale dźwięk odbezpieczanej broni szybko go zatrzymał.

Mężczyzna ruszył w stronę skrzyń, w których zapewne trzymał leki, beztrosko przesuwając palcami po jej wieku.

- Wasi ludzie potrzebują antyzyny, prawda? Teraz bardziej, niż kiedykolwiek, jak mniemam. Jednak mężczyzna, który działa według cudzych zasad, nie jest prawdziwym mężczyzną. Myślę, że pozwolę wam wziąć... tyle.

Wraz ze słowami Raisa w naszą stronę poszybowała mała, odłamana część wnętrza skrzyni. Pięć zabezpieczonych miękkim materiałem fiolek z antyzyną wpadło w ręce Taehyunga, który ze złością zacisnął palce na poszarpanym kawałku.

- Pięć fiolek?! Ryzykowaliśmy dla ciebie życiem! Myślisz, że tyle wystarczy naszym ludziom?! - krzyknął, kompletnie wyprowadzony z równowagi.

Rais zaśmiał się, rozkładając ręce w geście bezradności. Jeden z jego złotych zębów błysnął niebezpiecznie, zanim znowu obrócił się tyłem do nas. Chwycił pewniej karabin i, bez żadnego ostrzeżenia, strzelił w jednego z mężczyzn, których wcześniej rugał. Tamten krzyknął coś, łapiąc się za klatkę piersiową, by zaraz paść bez życia na ziemię. Reszta spojrzała przerażona po sobie, a ja sam instynktownie przesunąłem się bliżej Taehyunga.

- Jeśli chcecie więcej, mam dla was kolejną propozycję - rzucił Rais, zerkając na nas przez ramię. - Bokser o pseudonimie Skorpion. Jeon Jungkook, jak mniemam. Jest jednym z piesków Wieży, tak, jak wy. Przyprowadźcie go do mnie. Mam arenę, na której ludzie walczą ku naszej uciesze. Skorpion, walczący dla nas, byłby nie lada widowiskiem. Zastanawia mnie, ile czasu potrzeba, by ktoś taki, jak on... złamał się.

Zamrugałem gwałtownie, próbując przetworzyć słowa Raisa. Skąd w ogóle wiedział, że Jungkook jest po naszej stronie? A do tego proponował nam wydanie jednego z nas za antyzynę, kiedy nie mogliśmy być nawet pewni, że dotrzyma słowa. Co by się stało z Jeonem? Co Rais miał na myśli poprzez "złamanie"?

Cwany uśmiech przyozdobił twarz Turka, kiedy Taehyung oburzył się na jego słowa.

- N-nie, nigdy! Zapomnij, nie mam zamiaru się na to zgodzić! - zająknął się Tae.

Rais w jednej chwili znalazł się tuż przed nami, przystawiając odbezpieczony karabin do klatki piersiowej Taehyunga. Sam głośno wciągnąłem powietrze, wydając z siebie przerażony świst, kiedy Turek popchnął blondyna bronią. Rais nie zwracał jednak na mnie najmniejszej uwagi, zawzięcie wpatrując się w oczy Kima.

- Nie słyszę przekonania w twoim głosie, Kim. Nie podjąłeś jeszcze decyzji, wiem to - wycedził przez zęby Turek. - Będziesz pieskiem i zrobisz coś dla dobra Wieży, czy będziesz mężczyzną i ocalisz przyjaciela?

Dying Light | JikookWhere stories live. Discover now