Rozdział XXII

77 2 0
                                    

Staliśmy w szerokim i wyłożonym marmurem holu największej oraz najbardziej wziętej kancelarii prawnej w Londynie. Prawnik Ronalda poprosił, żebyśmy przyszli i spróbowali rozwiązać „cały ten bałagan". Chociaż byłam wściekła na Ronalda, nie chciałam oddawać przyszłości Rosalie pod osąd sędziego. Postanowiłam wysłuchać, co mi powiedzą w kancelarii.

Kiedy tak siedzieliśmy i czekaliśmy na rozmowę, przez hol przemykali eleganccy mężczyźni i kobiety. Spojrzałam na swoją córeczkę. Niecierpliwie przebierała palcami u rąk, gdy obejmowałam jej dłoń. Mój tata siedział obok. W swoim granatowym garniturze, z siwymi włosami wciąż wyglądał jak rasowy prawnik. Dzisiaj nie będzie mnie reprezentował. Postanowił zatrudnić dobrze zapowiadającego się i nieco nadętego mądrale, którego zarekomendował mu były wspólnik. Wyglądało na to, że mężczyzna jest dosyć znany, gdyż co chwila wpadał na kogoś znajomego.

– Dziękuję, tato.

– Hermiona, wiesz, że dla ciebie zrobiłbym wszystko – zaznaczył i spojrzał na zegarek, po raz kolejny.

– Wiem, że nienawidzisz takich miejsc.

– Nie bardziej niż ty – westchnął ciężko, spoglądając na mnie ze współczuciem.

Takie spojrzenia wywoływały we mnie złość, podobnie jak moja choroba. Skierowałam wzrok w stronę Ronalda i Lavender siedzących na krzesłach w przeciwległym końcu poczekalni. Ronald miał na sobie drogi garnitur, a jego mina potwierdzała, że wolałby zajmować się ciekawszymi rzeczami. W przeciwieństwie do niego, Lavender robiła wrażenie osoby skromnej i budziła sympatię. Miała zaczesane do tyłu włosy i była ubrana w czarną, elegancką sukienkę do kolan.

Rozglądała się po poczekalni, ale nie patrzyła w moją stronę. Jej palce obejmowały ramię męża. Denerwowało mnie, że tak się wtuliła w Ronalda, jakby wrzucono ją do wzburzonego oceanu i tylko on mógł ją uratować. To oczywiste, że zachowywałam się kiedyś podobnie, ale gdy nadszedł sztorm. Ronald po prostu mnie odepchnął i sam popłynął do brzegu. Musiałam nauczyć się po wodzie, tak przynajmniej się czułam.

– Pamiętaj, że jesteśmy tutaj, żeby porozmawiać. – Tata objął moją dłoń. – Musimy sprawdzić, czy da radę załatwić to poza salą sądową. Oczywiście Rosalie zostaje z nami.

– Wiem, ojcze. A jeśli się nie zgodzą?

– Wtedy sędzia podejmie decyzję.

– Sędzia Teodor Nott?

Tata nic nie odpowiedział. Teodor Nott to był przyjaciel Malfoy'a z czasów Hogwartu. Też robił na złość innym. Miałam nadzieję, że tak samo jak Dracon, zmienił się.

Rosalie szarpnęła moją rękę, próbując się wyrwać. Wiedziałam, że chce iść do Ronalda, ale nie mogłam jej puścić.

– Rosalie, uspokój się.

Zmarszczyła gniewnie brwi i wyprostowała palce u ręki, którą trzymałam.

– Chciałabym to dzisiaj załatwić – powiedziałam, patrząc na tatę. – Ostatnią rzeczą, jakiej pragnę to przyznanie mu opieki po mojej śmierci. Rosalie i tak będzie wystarczająco ciężko.

Rosalie odwróciła gwałtownie głowę w moją stronę i wtedy dotarło do mnie, co zrobiłam. Byłam jej wdzięczna za to, że nie zadawała pytań, chociaż jej wyraz twarzy, że miała sporo pytań. Świadomość, że nie mogę dłużej odkładać tej rozmowy, przyprawiła mnie o skurcz żołądka.

Tata co jakiś czas zakładał nogę na nogę, to znowu ją prostował.

– Będę szczęśliwszy, gdy to wszystko się skończy. Gdyby już nigdy miał nie usłyszeć nazwiska Weasley to i tak byłoby za krótko – oświadczył, przy czym nazwisko Weasley w jego ustach zabrzmiało bardzo zjadliwie.

,,Nigdy nie składaj obietnic, których nie będziesz mógł dotrzymać" || DramioneWhere stories live. Discover now