Wpadające przez okno promienie oślepiały mnie. Przysłoniłam oczy i chciałam unieść głowę, ale nie mogłam. Piekła mnie skóra, jakbym miała na sobie worek, a nie bawełnianą piżamę. Bolały mnie nawet włosy, a po skroniach płynęły strużki potu. Dlaczego tutaj jest tak gorąco? Dotknęłam rozpalonego czoła i zrozumiałam, że wcale nie jest duszno. To we mnie był żar.
Najpierw pomyślałam o tańcu z Malfoy'em w deszczu. Nasze zachowanie było lekkomyślne. Potem przypomniałam sobie słowa lekarza o symptomach, jakie wkrótce mogą się pojawić: wysoka gorączka trwająca od kilku godzin do tygodnia, zmęczenie, krótki oddech, swędzenie, ból, żółta skóra, opuchlizna, infekcje...
– Właśnie się zaczęło – pomyślałam.
Za długo odwlekałam rozmowę z ojcem o wychowaniu Rosalie. A co, jeśli zaraz umrę, nie zabezpieczywszy jej przyszłości? Muszę ją tyle nauczyć, tyle mam jej do powiedzenia.
Resztkami sił uniosłam ciążącą jak głaz głowę i próbowałam otworzyć usta, żeby zawołać o pomoc, lecz spierzchnięte wargi ani drgnęły. Czas dłużył się potwornie. Słyszałam śmiech Rosalie rozchodzący się po domu. Wołała mnie od czasu do czasu. Próbowałam odpowiedzieć, lecz z mojego gardła wydobywał się jedynie chrapliwy szept.
Na schodach rozległ się tupot małych nóżek. Do pokoju weszła roześmiana Rosalie.
– Dzień dobry, mamusiu! – zawołała z uśmiechem.
Chciałam się uśmiechnąć, lecz na mojej twarzy pojawił się grymas. Przerażona Rosalie wybiegła z pokoju. Chwilę później wróciła z moim ojcem.
– Hermiona? – poczułam na czole jego chłodną dłoń, którą zaraz cofnął – O rany!
Próbowałam go uspokoić. Chciałam powiedzieć, że to nic takiego, ale wymamrotałam jedynie coś o niebieskim pociągu.
– Albo śnię albo umieram – pomyślałam.
Jeśli umierałam to silne dłonie Boga powinny wznieść mnie w górę, do nieba. Jednakże w chwili, gdy poddałam się śmierci, zostałam zrzucona z jasnej chmury do przeraźliwie zimnego oceanu. Jego lodowate fale obmywały moje ciało, a na głowę spływał wodospad. Odchyliłam głowę do tyłu, żeby się napić i uniosłam wzrok. Zamiast Króla królów zobaczyłam zmartwione oczy mojego ojca. Nie byłam zanurzona w anielskim oceanie, lecz we własnej wannie. Ojciec trzymał nad moją głową plastikowy dzbanek i polewał mnie. Strumienie wody spływały mi po włosach, ubraniach oraz ciele. Otrząsnęłam się gwałtownie. Znowu zanurzył dzbanek w wodzie i polał mnie.
Ukryłam głowę w zgiętych kolanach.
– Tato, wystarczy – błagałam. Z zimna szczękałam zębami.
Postawił dzbanek wypełniony po brzegi wodą, rozlewając przy tym trochę wody. Wziął ręcznik zawieszony na umywalce i rozłożył go przede mną.
Podniosłam się i wyszłam z lodowatej wody. Kiedy rozcierałam gęsią skórkę na ramionach, zobaczyłam w rogu łazienki zrozpaczoną Rosalie.
***
Otworzyłam oczy i uniosłam głowę, stwierdzając z ulgą, że nie była już ciężka ani obolała. Zegar na komodzie wskazywał dziewiątą, co znaczyłoby, że nadszedł wieczór. Westchnęłam na myśl o tym, że przespałam cały dzień.
Zauważyłam, że jestem ubrana w swoją piżamę. Nie wiedziałam kiedy ją założyłam.
Coś wyraźnie się poruszyło w rogu pokoju. Zakryłam usta dłonią i wydałam z siebie zduszony okrzyk.
– Hermiona, to tylko ja. –Ojciec zapalił stojącą obok niego lampkę. Pokój wypełnił się łagodnym światłem. Nie miał na sobie starannie uprasowanych spodni ani koszuli. Miał na sobie pomięty podkoszulek i spodnie od piżamy.
– Jak długo spałam?
– Półtora dnia.
Poczułam smutek, gdy to usłyszałam. Stracić jeden dzień to zbyt dużo, gdy ma się niewiele czasu.
Kiedy ojciec pochylił się nade mną, jego twarz zatonęła w złotej poświacie lampy, przywodząc mi na myśl anioły oraz inne obrazy, które widziałam, gdy majaczyłam w gorączce.
Ojciec podrapał się po brodzie.
– Chciałem cię zawieźć do szpitala, ale twoja mama wyprowadziła cię z gorączki.
– Nie wiem, czy przeżyłabym tam dłużej niż godzinę.
– To samo usłyszałem od twojej mamy i dodała jeszcze, że tam leży mnóstwo chorych ludzi. Zatem to nie najlepsze miejsce dla kogoś z obniżoną odpornością. – Potarł oczy dłońmi, co czynił zawsze tuż przed pójściem spać. – Konsultowaliśmy się z lekarzem z pogotowia i przepisał ci tylenol. Obiecali, że jeśli w ciągu paru godzin gorączka nie spadnie, przyjadą po ciebie. Dzięki Bogu, kąpiele i tylenol zadziałały.
– Jak długo tu siedzisz, tato?
Podszedł do mnie i położył mi dłoń na czole.
– Trochę – westchnął.
Jego oczy napełniły się łzami, a ja uzmysłowiłam sobie, jak bardzo go kocham.
– Zamówiliśmy ci wizytę u lekarza w następny wtorek, o dziewiątej. – powiedział i cofnął rękę. – Nie za wcześnie?
– Po co?
– Córeczko wiem, że byłaś już u kilku lekarzy.
– No właśnie, ojcze. Wszystkie diagnozy potwierdzają, że umieram.
– Zatem jedna więcej, nie zaszkodzi, prawda? Testują tam nowe leki, które na pewno ci pomogą.
– Lub uczynić ostatnie miesiące mojego życia jeszcze gorszymi – westchnęłam.
– Kto wie? Mogą przedłużyć ci życie o kilka tygodni lub miesięcy.
– Jakim kosztem?
– Wcale nie musi być tak źle, jak myślisz.
– Nigdzie nie pójdę – odparłam i założyłam ręce na piersi.
Wstał i nerwowo wskazał na mnie palcem.
– Hermiona, skończ z tym egoizmem. Tutaj nie chodzi o ciebie. A co z nami? Co z Rosalie? Ona potrzebuje matki.
Odsunęłam jego palec sprzed twarzy.
– I tak umrę, cokolwiek bym nie zrobiła. Nie chcę, żeby Rosalie zapamiętała mnie jako szkielet skulony nad klozetem.
– Powinnaś spróbować, jesteś nam to winna.
Poczułam narastający we mnie gniew.
– Nie chcę leczenia! Jeśli mam umrzeć to chcę to zrobić w łagodny sposób!
Słyszeliśmy skrzypienie podłogi. Mama pewnie dawno spała, więc to musiała być Rosalie.
– Jesteście za głośno.
– Przepraszam, córeczko. – szepnęłam, siląc się na uśmiech.
Wychodząc z pokoju, ojciec nawet na mnie nie spojrzał. Zatrzymał się tylko przy Rosalie i pocałował ją w czoło.
– Dobranoc, najdroższa.
YOU ARE READING
,,Nigdy nie składaj obietnic, których nie będziesz mógł dotrzymać" || Dramione
Short StoryOpowiadanie ma na celu przypomnieć czytelnikom, że warto żyć tak, jakby każdy dzień był ostatnim dniem życia *** Kiedy Hermiona Granger wyjeżdżała ze swojego rodzinnego domu, samotna i z nowym...