Rozdział IX

112 6 4
                                    

 Leżałyśmy z Rosalie na łóżku, wtulone w siebie i przykryte kilkoma kocami.

Rosalie położyła mi dłoń na policzku.

– Mamusiu, dziękuję, że zabrałaś mnie do L'Antica.

– Proszę, bardzo moja maleńka.

Przytuliła mnie mocno.

– Piękna, moja mamusia.

– Piękna, moja córeczka. Kocham cię, moja maleńka.

– Najbardziej na świecie?

– Tak, moja maleńka.

Uniosła głowę i spojrzała na mnie. Miała zmęczone oczy. Objęłam ją w pasie i przyciągnęłam bliżej.

– Rosalie, lubisz Dracona?

– Tak, mamusiu.

– Jest miły, prawda?

Pokiwała głową.

– To on jest moim tatusiem?

– Nie, moja maleńka.

– Szkoda.

– Zaufaj mi.

– A czy ja mam tatusia?

– Pana Boga.

– Chodzi mi o ludzkiego tatusia.

– Tak.

– Czy on mnie kocha?

Westchnęłam.

– Gdyby cię znał, to na pewno by cię kochał.

– Ja go też. – wyznała.

Moje sumienie znowu wytykało mój błąd. Pozbawiłam mojej córeczce obecności kogoś, kogo tak bardzo potrzebowała, czyli jej ojca. Do tej pory nie rozumiałam dlaczego Biblia mówiła o grzechu rodziców, którego brzemię dźwigają dzieci. Dotarło do mnie, że to nie była groźba, lecz ostrzeżenie.

– Co powiesz na bajkę, moja maleńka? – zapytałam.

– Dobrze, mamusiu.

Sięgnęłam ręką do stolika nocnego, gdzie leżały „Baśnie Barda Beedle'a". Otworzyłam książkę i znalazłam bajkę „Czara Mara i jej gdaczący garnek".

Pociągnęłam koc i otuliłam Rosalie po szyję, ale ona i tak odkryła się do pasa, po czym przytuliła policzek do moich piersi. Nasze serca biły blisko siebie. Zaczęłam czytać.

Kiedy zaczęłam czytać, jej powieki zadrgały niczym skrzydła motyla i zamknęła oczy. Delikatnie zamknęłam książkę i resztę bajki opowiadałam z pamięci, zatrzymując się tam, gdzie należało odwrócić stronę.

W międzyczasie wracałam myślami do porannego spotkania z Ronaldem. Nadal bolało mnie, jak zareagował, nie mając pojęcia o co, a raczej o kogo chodzi.

Kiedy Rosalie zasnęła, przytuliłam ją mocno do siebie. Pocałowałam ją w czoło, po czym zasnęłam.

                                        ***

Obudziłam się osiem godzin później. Trzęsłam się z zimna. Wstałam z łóżka, po czym wzięłam swoje ubranie i poszłam do łazienki, by wziąć prysznic. Gdy byłam umyta i ubrana, zeszłam na dół. Schodząc ze schodów, słyszałam śmiech mojej córeczki. Kiedy stanęłam w drzwiach do jadalni, zobaczyłam ją siedzącą na plecach Dracona jak na koniu. Uderzała piętami i wołała „wio, koniku!".

Zastanawiałam się ile czasu szorował biednymi kolanami po tej twardej podłodze.

Rosalie pomachała do mnie i przy okazji wyglądała na podłodze, ponieważ straciła równowagę.

,,Nigdy nie składaj obietnic, których nie będziesz mógł dotrzymać" || DramioneWhere stories live. Discover now