Rozdział VI

122 10 4
                                    

  Lavender zniknęła. Ronald patrzył na mnie z przerażeniem.

– Hermiona, co ty tutaj robisz?

– Przyszłam porozmawiać.

– Mogłaś do mnie zadzwonić.

– To nie jest rozmowa na telefon, Ronald.

– Wiesz, że jestem żonaty? – Uniósł lewą dłoń. Złota obrączka widniała na jego palcu. – Już od pięciu lat.

– Świetnie – powiedziałam ironicznie.

– Ron? – zawołała Lavender, która stała teraz w drzwiach balkonowych. Kiedy szła w naszym kierunku patrzyła to na Ronalda to na mnie.

Nikt nie zaprzeczałby, że byłam ładniejsza od Lavender. Zastanawiało mnie, co takiego miała w sobie Lavender w sobie, że to właśnie ją pokochał.

– Miło Cię znowu widzieć, Hermiona.

– Ciebie również – powiedziałam ironicznie.

Ronald przestępował z nogi na nogę. Widziałam, że był zdenerwowany.

– Czego tu chcesz, Hermiona?

– Możemy usiąść i w spokoju porozmawiać?

– Czego chcesz? Pieniędzy? – zaśmiał się.

Wymierzyłam mu policzek. Poczułam od razu jak bolała mnie po tym dłoń.

– Przychodzisz do mojego domu i atakujesz mnie. Co ty sobie wyobrażasz?!

– Ronaldzie, nie chciałam... Przepraszam...

– Wyjdź stąd, Hermiona. Denerwujesz i mnie i Lavender.

Jego słowa sprawiły, że Lavender była zakłopotana.

Tutaj nie chodziło o Ronalda czy Lavender. Tutaj chodziło o Rosalie. Ronald był jej ojcem. Musiałam panować na sobą.

– Ronaldzie, Lavender. Przepraszam Was. Nie przyszłam tutaj, by się z wami kłócić. Jestem tutaj, ponieważ...

– Daruj sobie, Hermiona. – powiedział zdenerwowany Ron.

– Wspaniale. – powiedziałam ironicznie. – I tak na nią nie zasługujesz.

Lavender spojrzała na mnie pytająco.

– Na kogo?

– Nieważne. – powiedziałam. Niech mu powie o tym pan Weasley albo niech dalej trwa w nieświadomości. To bez znaczenia.

Najlepszym wyjściem z sytuacji było to, aby moi rodzice zajęli się Rosalie, gdy mnie już nie będzie na tym świecie.   

,,Nigdy nie składaj obietnic, których nie będziesz mógł dotrzymać" || DramioneWhere stories live. Discover now