Chapter 2

28K 821 213
                                    

Hana

- Hana  poczekaj! - odwróciłam się w stronę dźwięku i zobaczyłam biegnącą w moją stronę Ef.

- Co tam?-powiedziałam uśmiechając się do niej.

- Zapomniałaś, że dzisiaj idziemy do kina?-zgięła się wpół łapiąc oddech. 

- Nie, nie zapomniałam tylko mi się nie chcę-powiedziałam znużona. 

- Obiecałaś mi!- powiedziała ostrzegawczym tonem-chcę obejrzeć ten film.

- Nie możesz zabrać Maksa? W końcu to twój facet.

Ef chodzi z moim bratem od jakiś 4 lat. Nie wiem dlaczego się nie ożenią, są dla siebie stworzeni, a Ef jest moją najlepszą przyjaciółką i na dodatek studiuje ze mną prawo.

- Czasami musimy od siebie odpocząć. 

- Ej-spojrzałam na nią uważnie-coś się stało?

- Nie dlaczego?-wzruszyła ramionami-Hana nie mogę z nim spędzać całych dni...

- Nie przekonam Cię prawda? 

- Nie, masz ze mną iść i koniec kropka.

- Dobra niech Ci będzie-powiedziałam płaczliwie.

- No-uśmiechnęła się promiennie-będę o 8 ok?

- Dobra, pa...

Pożegnałam się z nią na parkingu i ruszyłam do swojego kochanego Smarcika. Dostałam go od taty na zakończenie szkoły i uwielbiałam to cudeńko, było tylko moje i takie słodkie. Jechałam ulicami mojego miasta, Manchesteru które o tej godzinie pełne było ludzi wylewających się z restauracji, pubów i sklepów. Uwielbiałam ten harmider i ruch który był tu zawsze, coś się działo i dawało poczucie, że jesteś częścią czegoś większego, co ma znaczenie, to dawało mi niezłego kopa. 

Po drodze wystąpiłam do  Starbucksa  na kawę, która była mi dzisiaj wyjątkowo potrzebna bo całą noc spędziłam nad książkami studiując prawo cywilne. Tak byłam na studiach prawniczych, idę w ślady ojca i wbrew pozorom wcale nie czuje presji z jego strony, sama chciałam iść na te studia, chcę pomagać ludziom, a to że mój tata też to robi było tylko jedną tysięczną która miała wpływ na moją decyzje.

W domu jak zwykle nie było nikogo, tata w kancelarii, Maks też, jestem tylko ja i Katalina nasza gosposia, chodź ją taktuje ją jak swoją najbliższą rodzinę. Odkąd moja mama umarła to ona mi ją zastępowała, była dla mnie ogromnym wsparciem i do tej pory jest, dba o mnie i moją rodzinę jak o własną i jestem jej za to ogromnie wdzięczna. 

- Kat!-krzyknęłam wchodząc do holu. 

- W kuchni!

- Padam na twarz-powiedziałam siadając na wysokim stołku. 

- Chcesz obiad?

- Nie, nie jestem głodna.

- Wyglądasz jak szkapa-powiedziała patrząc na mnie sceptycznie-masz zjeść.

Wcale nie wyglądałam jak szkapa. Miałam kształty rodowitej Włoszki którą była moja mama. Nie byłam jakaś gruba ale kilka kilo przydało by się zrzucić szczególnie, że byłam malutka i każdy dodatkowy kilogram był jeszcze bardziej widoczny, miałam tylko 165 cm wzrostu. 

- Wcale nie wyglądam jak szkapa-udałam, że jestem oburzona. 

- Wyglądasz, a jak nie zjesz to sama ci to wpakuje do ust-postawiła przede mną wielki talerz pełen spaghetti carbonara. Moje ulubione, no i jak mam tego nie zjeść?

Fight || H.S.Where stories live. Discover now