Epilog

1.9K 79 19
                                    

4 lata później...

*Mansi*

– Charlotte, chodź do mnie, kochanie. Tata zaraz będzie w domu. Pamiętasz, co krzykniemy, gdy wejdzie do środka?

– Niespodzianka!

– Dokładnie tak. Cieszysz się?

– Tak!

Złapałam jej młodszego brata, gdy zaczął uciekać w stronę kuchni i wzięłam go na ręce. Oboje byli strasznie ruchliwi. Przy pierwszej ciąży, w którą zaszłam w sumie niedługo po naszych pierwszych świętach u taty Charlesa, byliśmy nieco przerażeni. Bardziej samą ciążą i faktem, że będziemy mieć w domu takie niemowlę, które nie powie przecież, co mu dolega. Gdyby nie pomoc Jane, Tristana i cioci Charlesa byłoby ciężko. Przynajmniej na początku. Jednak Charlie był idealnym tatą. Kochałam widzieć go z dziećmi. Jak się z nimi bawił, czytał im, śpiewał...

– Czasem tęsknię za momentami, gdy tylko raczkowałeś, wiesz Mitchell?

– Mamo, mogę tort?

– Jak tata przyjedzie, Charlie. W końcu to tort dla niego, prawda?

– Tak.

Szkoła jazdy, którą otworzył Charles, zaczęła tego dnia swoją działalność i miałam mu przygotować tort już wcześniej, gdy założył firmę i była pewność, że otworzy szkołę, ale przez to, że mała Charlotte była wtedy przeziębiona i marudna, musiałam to przełożyć. Wydawało mi się, że nawet się niczego nie spodziewał.

– Jesteśmy – usłyszałam i spojrzałam na Jane, która weszła do środka z Tristanem i dziećmi.

– Niespodzianka! – Krzyknęła dziewczynka, a wszyscy się zaśmiali.

– Jak tata wejdzie, to krzykniemy – powiedział Tristan, kucając przed nią. – Cześć.

– Cześć!

– Gdzie ciocia? – Zapytałam i odetchnęłam, gdy weszła do środka. – Czemu nie podjechaliście tu samochodem?

– Żeby go nie widział. Przecież to niespodzianka. Zaparkowaliśmy niedaleko.

– Baliśmy się w ogóle, że wróci wcześniej i zobaczy nas na ulicy.

Żałowałam, że Tyler nie mógł poznać dzieci. Na pewno by się cieszył... Po tamtych świętach pojechaliśmy do niego z Charlesem. Był taki szczęśliwy... Ale pod koniec powiedział, że żona już za nim tęskni. Zmarł godzinę po naszym wyjeździe. Było mi wtedy ciężko. W końcu był dla mnie jak rodzina. Charlie był wtedy dla mnie ogromnym wsparciem. Szczególnie gdy trzeba było ogarnąć pogrzeb i w trakcie samego pogrzebu.

– Mój słodziak. Wyglądasz dokładnie jak twój tata, gdy był mały – powiedziała ciocia, dotykając policzka Mitchella. – Cały tata. Jak się czujesz, Mani? Lepiej?

– Tak. To nie ciąża, nie bójcie się.

– Nie chcecie trzeciego? – Zapytała Jane, biorąc ode mnie syna, gdy zaczął się wyrywać.

– Na razie dwójka nam wystarczy. Przyjechał. Charlotte, chodź do mnie. Cichutko teraz.

Kucnęłam obok niej i spojrzała na mnie swoimi wielkimi brązowymi oczami. Była podekscytowana. I to bardzo. Charles wszedł do środka i był dość zaskoczony, gdy nas zobaczył i wszyscy krzyknęli 'niespodzianka'. Podniosłam się, dając mu buziaka, a Lottie skakała wokół niego, ciągle powtarzając to słowo. Wziął ją na ręce, a ona od razu mocno się do niego przytuliła.

– Zaskoczyliście mnie. Naprawdę się nie spodziewałem.

– Twoja żona jest mistrzynią w organizowaniu niespodzianek, chociaż sama ich nie lubi – powiedziała Jane.

Żona...

Długo po ślubie nie mogłam uwierzyć w to, że faktycznie był moim mężem. Charlotte była już na świecie, gdy wzięliśmy ślub. Byli na nim tylko nasi najbliżsi, chociaż głównie była to rodzina Charlesa. Jednak moi rodzice też się pojawili. I nawet się nie pokłóciliśmy.

– Dziękuję, kochanie.

– Ja robiłam tort! – Krzyknęła Charlotte.

– Ty robiłaś?

– Mhm. Z mamą!

– Jak było? Musisz nam wszystko opowiedzieć.

– Zaraz wam opowiem. Siadajcie, nie stójmy tak.

– Ja pokroję tort – powiedziałam, idąc do kuchni po nóż.

– A ty co, synu? Ciotka chce cię znowu ukraść?

– Jedzie dzisiaj ze mną.

– Na pewno... Dojdziesz z nim do garażu i zacznie krzyczeć – mruknął Tristan.

Kochałam, gdy nasz dom był pełen ludzi i co chwilę było słychać dziecięcy śmiech. Tego w życiu potrzebowałam. Prawdziwej rodziny. Szczęśliwej... W ogóle nie wracaliśmy do tego, co było kilka lat wcześniej. Nie oglądaliśmy się za siebie. Kiedyś nie pomyślałabym, że zdołam uciec z tamtego piekła. Moje życie bardzo zmieniło się od tamtego czasu. Charlie pokazał mi, że ja też zasługiwałam na szczęście. Pokazał mi, jak powinien wyglądać związek i małżeństwo. Był najlepszym, co mogło mnie w życiu spotkać. Starłam łzę z policzka i uśmiechnęłam się do niego, gdy do mnie podszedł i położył dłoń na moim policzku.

– W porządku?

– To ze szczęścia. Cieszę się, że cię mam. I dzieci.

– Nawet jak płaczą i trzeba do nich wstawać w nocy? – Uśmiechnął się, a ja od razu kiwnęłam głową.

– Tak. Nie zamieniłabym tego na nic innego. To wy jesteście moim szczęściem.

Koniec...

________________________________________

Dzień dobry! Dość długo zastanawiałam się, co tu napisać. Wiem, że niektórzy nie lubią takich zakończeń, ale nie wyobrażam sobie, żeby ta książka miała skończyć się inaczej. Mansi zasługiwała na takie zakończenie i szczęśliwą rodzinę.

Bardzo się cieszę, że byliście tu ze mną i dziękuję każdemu, kto dotarł do tego momentu. Za każde wyświetlenie, polubienie, czy komentarz. To wiele dla mnie znaczy.

Oczywiście zapraszam Was do czytania mojego romansu biurowego "Zakodowane uczucia".

18 września ma premierę moja debiutancka książka "My office. Now!" także mam nadzieję, że też chętnie po nią sięgniecie.

Mam nadzieję, że nie znikniecie. Zaczęłam też dzisiaj nową książkę, mam nadzieję, że dość szybko będę mogła zacząć Wam ją wrzucać!

Dziękuję jeszcze raz!

Ochroniarz serca +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz