Rozdział 18

891 60 12
                                    

*Charles*

Spojrzałem na śpiącą obok mnie kobietę, która dość szybko zasnęła, wykończona po naszym wieczornym stosunku, a ja choć próbowałem zasnąć, nie mogłem tego zrobić. Wstałem z łóżka i podszedłem do okna, zerkając na księżyc. Patrzyłem na niego, jakby to on miał dać mi odpowiedzi na wszystkie moje pytania. Albo chociaż jakąś podpowiedź.

Nie mówiłem Mansi, że dostałem wiadomość od ciotki, że ktoś po naszym wyjeździe był w domu. Nawet nie przypuszczałem, że Jane mogłaby pojechać tam z mężem, żeby sprawdzić, czy nic nie ukradli. O wszystkim dowiedziałem się po fakcie. Jakaś sąsiadka zobaczyła dwóch ubranych na czarno mężczyzn i zadzwoniła do ciotki, żeby zapytać, czy to ktoś od niej. A ona powiedziała, że to pewnie ja miałem gości. Tylko nas już wtedy tam nie było. Niczego nie ukradli. Niczego nie rozwalili. Ale mogli nas zabić. Albo porwać Mansi...

Mansi... To ona przecież zaproponowała, żebyśmy wyjechali. Sam powinienem był o tym pomyśleć. Nie pomyślałem. Nawaliłem... Przeze mnie mogła stać się jej krzywda. Traciłem przy niej czujność. Wiedziałem, że powinniśmy wrócić do stolicy. Tam mielibyśmy większe wsparcie ochrony... Ale nie chciałem, żeby wróciła do tego kutasa... Nie wiedziałem, co zrobić. Miałem tylko dwa wyjścia. Mogliśmy wrócić do stolicy albo praktycznie codziennie się przemieszczać. A ja nawet nie wiedziałem, czy wyznać jej prawdę, czy dodatkowo jej nie martwić.

– Kurwa – szepnąłem, widząc czarny samochód, który podjechał pod hotel. – Mansi, kochanie? Mansi, wstawaj. Ubieraj się – powiedziałem głośniej, gdy wysiadło z niego dwóch mężczyzn. W pierdolonych kominiarkach.

Szybko się ubrałem, poganiając kobietę, która nie wiedziała, co się dzieje. Dobrze, że się nie rozpakowaliśmy. Nie miałem pewności, czy oboje pojadą windą, czy jeden z nich pójdzie schodami. Mogli myśleć, że już śpimy i wpadną do pokoju z zaskoczenia. Bo nie spodziewalibyśmy się... Mogłem normalnie spać obok Mansi...

Zabrałem walizki i pokazałem jej, żeby szła za mną w stronę schodów, nasłuchując, czy ktoś nimi szedł. Pokazałem jej, żeby była cicho i zbiegliśmy na dół, gdy nikt nimi nie szedł. Zatrzymałem się, gdy usłyszałem windę i ich rozmowę. Poszli oboje do pokoju.

– Jak weźmiemy samochód, pojadą za nami – szepnąłem. – Musimy go zostawić. Przynajmniej na razie. Szybko.

Rzuciłem na pustą recepcję kartę i wybiegliśmy z hotelu tylnym wyjściem.

– Szybko, tędy. Żeby nas nie zauważyli. Wejdziemy między drzewa w parku. Pobiegniemy w stronę głównej ulicy, złapiemy taksówkę. Biegnij, Mansi.

– Boję się.

– Nic się nie stanie, obiecuję. Zaraz będziesz bezpieczna. Po prostu biegnij. Nie oglądaj się za siebie.

– Mam rozpiętą bluzkę.

– Zaraz ją zapniesz. Trzymaj ją sobie. Miałaś coś ważnego w samochodzie?

– Nie, tylko okulary przeciwsłoneczne. Wszystko mam w walizce – odpowiedziała i zatrzymaliśmy się na chwilę za drzewami. Odłożyłem walizki, oddychając ciężko i spojrzałem na brunetkę, zapinającą bluzkę. – To przez samochód, prawda? Tak nas znaleźli.

– Prawdopodobnie. Tak. Na pewno. Mamy dwa wyjścia. Wrócić do stolicy albo zatrzymać się w jakimś innym hotelu do rana, a później pojechać autobusem gdzieś indziej.

– To może zatrzymajmy się gdzieś na noc, a później pomyślimy, co robić dalej? Przecież nie sprawdzą każdego hotelu w mieście.

– Chodź, złapiemy taksówkę. Zaraz wyjdą z hotelu i mogą jeździć po okolicy.

Ochroniarz serca +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz