Rozdział 6

1K 72 11
                                    

*Charles*

Zdziwiłem się, gdy dostałem wolny dzień. Jednak postanowiłem go wykorzystać na rozpakowywaniu, żeby pozbyć się przynajmniej połowy kartonów. Co chwilę zerkałem na telefon, gdyby jednak pani Langley się rozmyśliła i chciała gdzieś jechać. Szczególnie że była w dość dobrym humorze, gdy poprzedniego dnia odwoziłem ją do domu. Jeszcze na pożegnanie powiedziała, że pojedziemy z rana do Tylera, a nagle dostałem wolne.

– Przestań o niej myśleć – szepnąłem do siebie i wyciągnąłem z kartonu ramkę ze zdjęciem. Spojrzałem na kobietę, która na nim była, a na mojej twarzy automatycznie pojawił się mały uśmiech.

Od: Pani Langley
Dzień dobry, panie Montgomery.
Wiem, że mąż napisał do pana, że ma pan dzisiaj wolne, ale nie znalazłby pan dla mnie chociaż godziny?

– Tak właśnie myślałem.

Do: Pani Langley
Dzień dobry, o której podjechać?

Od: Pani Langley
Za pół godziny?

Do: Pani Langley

Będę.

Kobieta stała już przed domem, gdy wjechałem przez bramę. Zaparkowałem swój samochód i podszedłem do niej, przyglądając jej się uważnie. Przez cały czas patrzyła w ziemię i podniosła wzrok, dopiero gdy przed nią stanąłem. Nie była w dobrym humorze. Na jej twarzy nie pojawił się nawet mały uśmiech. Powiedziała cicho tylko 'dzień dobry' i spojrzała na samochód, który podjechał. Przywitałem się z mężczyzną, który z niego wysiadł i chwyciłem kluczyki, które mi podał.

– Możemy jechać, pani Langley? – Zapytałem, otwierając jej drzwi i bez słowa wsiadła do środka. Odezwała się jednak, gdy usiadłem za kierownicą.

– Dziękuję, że pan przyjechał.

Nie wiedziałem czemu, ale ton jej głosu nawet mnie zabolał. Coś musiało się stać. Jednak nie mogłem tak po prostu ją o to zapytać. Musiałem poczekać, czy sama mi coś powie.

– To moja praca. Gdzie pojedziemy?

– Do Tylera.

– Oczywiście.

Zerknąłem na nią ostatni raz, gdy spojrzała w okno, wzdychając cicho i ruszyłem w stronę znanego mi już miejsca. Całą drogę milczała. I powinienem się z tego cieszyć, bo nie zadawała mi żadnych pytań, ale takie milczenie nie było w jej stylu.

– Przeszedł pani ból głowy? – Zapytałem nagle, a ona spojrzała na mnie zaskoczona.

– Tak. Na szczęście tak.

– Cieszę się.

Gdy tylko wjechaliśmy na parking, dostrzegłem Tylera, który stał przed budynkiem, rozmawiając z jakąś starszą kobietą. Kobieta zaśmiała się głośno i położyła dłoń na jego ramieniu, a ja zerknąłem na panią Langley, która lekko się uśmiechnęła, obserwując ich.

– Pan Montgomery! – Usłyszałem, gdy tylko wysiadłem z samochodu. – Więc musi tu być też moja Mansi!

– Jestem, jestem – odezwała się kobieta, wysiadając z samochodu. – Dzień dobry.

– Nie spodziewałem się was tutaj. Taka brzydka pogoda.

– Jest idealna. Przynajmniej nie pada – odpowiedziała mu, zanim pocałowała go w policzek. – Jak samopoczucie?

– Dzisiaj dobrze. Chcecie się przejść po ogrodzie?

– Jasne.

– Co u pana, panie Montgomery?

Ochroniarz serca +18Where stories live. Discover now