Rozdział 33

914 55 2
                                    

*Mansi*

Wyszliśmy z lotniska i spojrzałam na Charlesa, gdy jego tata nam pomachał. Podeszliśmy do niego, a starszy mężczyzna od razu objął swojego syna. Postanowiliśmy z Charlesem polecieć do nich na dwa dni na święta, a później wrócić do domu i jego urodziny spędzić u nas razem z Jane i Tristanem. Cieszyłam się na te święta u jego taty. Rozmawialiśmy z nim kilka razy przez telefon i wydawał się miłym człowiekiem. Miałam nadzieję, że na żywo też taki będzie. Chciałam też poznać przyrodnie rodzeństwo Charlesa, bo bardzo mało o nich wiedziałam. Charles w sumie też. Praktycznie ich nie znał. A może to był dobry czas, żeby lepiej się poznali i zaczęli utrzymywać kontakt.

– Cześć – usłyszałam i odwróciłam się, widząc przed sobą młodego mężczyznę. – Carlos.

– Mansi.

– Przywiozłem tatę. Cześć, Charles.

– Cześć, Carlos. Kiedy tak urosłeś, co?

– Wieki temu. Jedźmy już, bo w cholerę zimno.

– Ile ma lat? – Zapytałam cicho Charlesa, gdy zaczął wkładać nasze rzeczy do bagażnika.

– Osiemnaście chyba. Byłem już dorosły, jak się urodził.

Usiadłam na tylnym siedzeniu i przez całą drogę przyglądałam się chłopakowi, który siedział za kierownicą. Był bardzo podobny do swojego taty. Do Charlesa w sumie trochę też. Był tylko nieco niższy od mojego chłopaka. Charles siedział obok mnie, trzymając dłoń na moim kolanie. Nawet nie słuchałam ich rozmów, ale wiedziałam, że rozmawiali o jakimś meczu. Uśmiechnęłam się do Charlesa, gdy zorientowałam się, że na mnie spojrzał i położyłam głowę na jego ramieniu.

– Zmęczona, co? – Zapytał jego tata.

– Nie wyspałam się. A jak pana żona? Wszystko w porządku? Wyzdrowiała już?

– Tak. Na szczęście tak. Nie może się doczekać waszego przyjazdu. Od rana siedzi w kuchni i gotuje. Nawet jak chcieliśmy jej pomóc, to tylko mówiła, że nie chce żadnej pomocy, bo jeszcze coś zepsujemy i nie będzie żadnego jedzenia.

– Nie może się doczekać w przeciwieństwie do Melody...

– Carlos! Nie przejmujcie się. Melody przechodzi ostatnio jakiś nastoletni bunt. Przejdzie jej. Ty też się buntowałeś w jej wieku. Ale u ciebie ten bunt trwał z trzy lata... Charlie też się buntował.

– Ile ma lat? – Zapytałam zaciekawiona.

– Czternaście. Ty też przechodziłaś wtedy taki bunt?

– Nie. Nie mogłam. Rodzice chyba wyrzuciliby mnie z domu.

– To prawda, że twój tata będzie startował w wyborach prezydenckich? – Zapytał Carlos.

– Nie, nie będzie. Nie wierz we wszystko, co piszą na internecie albo o czym mówią w telewizji.

– Wyobrażasz sobie tato, jakby Charles chodził z córką prezydenta? To by było coś.

– Wystarczy nam już problemów – mruknęłam. – To by było straszne. Takie życie, jakie prowadzimy teraz, mi się bardzo podoba.

– Zgadzam się z Mansi.

– Mógłbym wtedy zwiedzić Biały Dom.

– Możesz go zwiedzić i bez tego, Carlos.

Rodzice rzadko do mnie dzwonili, odkąd wróciłam do domu. Może mama trochę częściej niż tata, ale rozmowy z nią były bardzo krótkie. A jak ja nieraz do nich dzwoniłam, to przeważnie nawet nie odbierali. Przestałam się nimi przejmować.

Ochroniarz serca +18Where stories live. Discover now