Rozdział 23

761 60 13
                                    

*Charles*

Przed południem postanowiłem pójść do ich domu i zaproponować Mansi odwiedziny u Tylera. Zapukałem do drzwi i spojrzałem na Daniela, gdy mi je otworzył. Był już ubrany w garnitur i zerkał na zegarek. A ja odwróciłem się, gdy usłyszałem samochód.

– Panie Montgomery, coś się stało? Trochę się spieszę.

– Chciałem zapytać pana żony, czy chciałaby dzisiaj odwiedzić Tylera – powiedziałem szczerze.

– Niech pan wejdzie i sam ją o to zapyta. Pewnie jest w sypialni. Ja nie mam za bardzo czasu, żeby do niej iść. Po schodach na piętro, później na prawo i ostatnie drzwi. Na końcu korytarza. Do widzenia.

– Do widzenia, panie Langley.

Wszedłem do domu, zamykając za sobą drzwi i poszedłem prosto na piętro. Tylko jedne drzwi były zamknięte po prawej stronie i domyśliłem się, że musiała to być jej sypialnia. Zapukałem, ale nie usłyszałem żadnego dźwięku.

– Mansi? To ja... Charles... Otwórz, proszę. Nikogo nie ma. Mansi...

Wyjąłem telefon, żeby do niej zadzwonić, ale od razu włączyła się poczta głosowa.

– Mansi! Mansi, otwórz, albo rozwalę te drzwi. Słyszysz? Mansi!

Wszedłem do łazienki, która była obok i spojrzałem na drugie drzwi, które w niej były. Musiały prowadzić do jej sypialni. Były zamknięte. Jednak wyglądały tak samo, jak drugie drzwi od łazienki, dlatego wyjąłem z nich klucz i włożyłem go do drugich. Zadziałało. Wszedłem do jej sypialni, ale nie było jej w niej.

Znowu uciekła...

Spojrzałem pod łóżko, ale jej spakowana walizka wciąż pod nim leżała. Był w niej paszport. Nie wyglądało to, jakby uciekła na stałe.

– Kurwa mać.

Mogła być wszędzie. Nie wiedziałem nawet, czy uciekła z samego rana, czy jeszcze w nocy. Wątpiłem, że Daniel rozmawiał z nią tego poranka. Nie wiedziałem, czy go poinformować o jej zniknięciu. Nie ufałem mu. Nikomu nie ufałem. To równie dobrze on mógł się jej pozbyć. Chociaż wtedy pewnie by mnie spławił i powiedziałby, że żona nigdzie tego dnia nie wychodzi. A on wpuścił mnie do domu.

– Gdzie ty możesz być, Mansi?

Zacząłem otwierać jej szafki, szukając czegokolwiek, co mogłoby mi pomóc. Znalazłem tylko karteczkę z napisem "Przepraszam". Nie wiedziałem, czy mogła to napisać teraz, czy była to jakaś stara kartka. Zbiegłem na dół i postanowiłem pojechać pierwsze do Tylera. Pomyślałem, że mogła się za nim stęsknić i po prostu uciec, żeby go odwiedzić.

– Musi tam być – szepnąłem, wyjeżdżając przez bramę. – Bądź tam, Mansi...

Wiedziałem, że Langley mógł mnie zwolnić za to, że od razu go nie poinformowałem, gdy zorientowałem się, że zniknęła. Było mi już wszystko jedno. Mógł mnie zwolnić. Ale jeśli miał coś z tym wspólnego, ostrzegłby swoich wspólników. Wątpiłem, że on sam by miał jakiś plan. Musiałby z kimś współpracować. W końcu to nie on kiedyś do nas strzelał i to nie on był w domu ciotki albo w hotelu. Musiał mieć ludzi. Jeśli to faktycznie on... Mógł też faktycznie o niczym nie wiedzieć.

– Dzień dobry, panie Montgomery – usłyszałem, gdy wysiadłem z samochodu i spojrzałem na młodą pielęgniarkę.

– Jest tutaj?

– Kto?

– Pani Langley.

– Nie.

– Muszę sprawdzić. Pójdę do Tylera.

Ochroniarz serca +18Where stories live. Discover now