Rozdział 28

865 60 6
                                    

*Charles*

– Gdzie ona jest? – Zapytałem od razu, ale kobieta tylko pokręciła głową i wzruszyła ramionami.

– Panie Montgomery – usłyszałem za sobą i spojrzałem na pielęgniarkę, która weszła do środka. – Jest w gabinecie u swojego lekarza.

– Czemu nie ma jej rzeczy?

– Przenosi się.

– Co? – Zdziwiłem się, ale od razu pobiegłem pod gabinet, pod którym siedział już Killian. – Co ty tu robisz? O co chodzi? Jak to się przenosi?

– Chciała z tobą porozmawiać, jak załatwi wszystko z lekarzem. Już ostatnio znalazła fajny ośrodek, poprosiła mnie, żebym go sprawdził i żebym ją zawiózł.

– Co? Jaki ośrodek?

– Miałaby tam rehabilitację, terapię... Dziennikarze nie mogliby wejść do środka. Dzisiaj jeden tu wszedł i prawie zrobił jej zdjęcia w sali. Na szczęście ochrona go zauważyła. Wtedy zdecydowała, bo wcześniej jeszcze się wahała. Nie jest tu już zbyt bezpieczna.

– Dlaczego mi nic nie powiedziała? Przecież bym jej pomógł... Mansi... – spojrzałem na nią, gdy wyszła z gabinetu.

– Przepraszam – szepnęła. – Porozmawiamy gdzieś? Killian dasz nam chwilę?

– Jasne. Poczekam w samochodzie. Wezmę torby.

– Dzięki.

Przeszliśmy do bufetu i zajęliśmy miejsce przy pustym stoliku. Na szczęście prawie nikogo w nim nie było.

– Mam już dość łez, wiesz? Muszę w końcu jakoś o siebie zawalczyć. Sama sobie nie poradzę. Nawet z twoją pomocą. Potrzebuję terapii, wiesz o tym. I to dobrej. Boję się, że bez tej terapii nie będę mogła dać ci tego, na co zasługujesz. Że zawsze będę miała z tyłu głowy Daniela i ten strach, z którym żyłam przez ostatnie lata. Nie poradziłabym sobie... A chciałabym być silna. Nic nie mów – powiedziała, gdy otworzyłem już usta. Kiwnąłem więc tylko głową. – Będę miała tam telefon. Normalnie będzie się dało ze mną skontaktować, jednak nie mógłbyś mnie odwiedzać tak często, jak tutaj. Nie mogę wymagać od Ciebie, że na mnie zaczekasz. W końcu nie byliśmy nawet tak naprawdę razem. Masz prawo chcieć ruszyć do przodu... Jednak jeśli mogę mieć do Ciebie jedną prośbę, to zajmij się Tylerem, proszę.

Ruszyć do przodu...

Świata poza nią nie widziałem, jak mógłbym tak po prostu ruszyć do przodu?

– Nie będę cię zatrzymywał. Wiem, że tego potrzebujesz. Pomogą ci. A ja będę na ciebie czekał. Czasem na pewno będę mógł cię odwiedzić, nie? Jeśli tylko będziesz chciała, to przyjadę.

– Chciałbyś?

– Oczywiście, że bym chciał. Będę odwiedzał Tylera. Obiecuję ci. I co to za tekst 'jak będziesz chciał ruszyć do przodu'? Mansi, Mansi... Ruszymy do przodu. Razem. Jak tylko poczujesz się lepiej. Co ty na to? Przytuliłbym cię, ale twoje żebra...

– Zawsze możesz mnie pocałować.

– To prawda – uśmiechnąłem się i ją pocałowałem. – Dzwoń do mnie, gdy tylko będziesz mogła, dobrze? I daj mi znać, kiedy będę mógł do ciebie wpaść. Tylko adres mi musicie podać. Jak tylko coś będzie nie tak, to też dzwoń. Przyjadę po ciebie.

– Dobrze.

– Mam nadzieję, że ci pomogą.

– Ja też mam taką nadzieję. Killian mnie odwiezie.

Ochroniarz serca +18Where stories live. Discover now