xxxv.

5.5K 414 20
                                    

      Małe, urocze miasteczko. Ponad trzysta kilometrów od stolicy leży Richmond. Rodzinne miasto Rosie. Miejsce gdzie się urodziła, wychowała, nauczyła życia. Miejsce, do którego wracała zawsze, kiedy podczas przesiadywania w wielkim mieście nie układało się tak jak powinno. Richmond było dla niej chwilą zapomnienia, powrotu do dawnych radości. No i oczywiście powrotu do rodziców, za którymi bardzo tęskniła.

      Rodzinne miasteczko powitało ją zachmurzonym, szarym niebem i małymi kroplami deszczu, które nieśmiało spadały na wyłożone kostką chodniki. Znajome budynki i zakamarki przywracały wspomnienia. Dopiero tego dnia zorientowała się jak dawno nie odwiedzała swojej rodziny.

       Po długim i czułym powitaniu rodziców, nadeszła pora na powrót do swego dawnego pokoju. Gdy tylko pojawiła się w pomieszczeniu, jej serce zabiło mocniej. Bladoróżowe ściany z mnóstwem plakatów, rysunków jej autorstwa i zdjęć ze starymi przyjaciółmi. Duże łóżko z setką kolorowych poduszek. Jeszcze więcej pluszaków. Długie biurko pod dużym oknem, różowy fotel na kółkach. Po drugiej stronie ściany biała, drewniana szafa, w której wciąż jej matka trzymała ubrania z dzieciństwa Rosie. Praktycznie nie zmieniło się tu nic od jej wyjazdu. Odkąd postanowiła zdobywać świat. Jak się okazało, ten sam świat, który chciała tak zawzięcie podbijać, złamał ją.

      Dlaczego odeszła? Dlaczego zdecydowała się na tak drastyczne kroki? Każdy z nas jest choć w małej części, egoistyczny. A ona nie potrafiła dłużej wytrzymać nienawiści jaką emanował świat show biznesu. Sądziła, że uciekając uda jej się zapomnieć. Pozbierać się albo nabrać siły. Ale to wiązało się również z zabiciem czegoś. Bo każda decyzja ma swoje wady i zalety. Największą wadą jej ucieczki było rozstanie z Harry’m. Kochała go. Naprawdę go kochała. Jak jeszcze nigdy nikogo. Choć zdaniem większości ludzi, to co zrobiła, było dobre tylko w jej interesie. Ale to nieprawda. Ona szczerze wierzyła, że kiedy Harry zapomni o niej i o tym co ich łączyło, jego życie znów powróci do normalności. Bo choć darzyła tego chłopca ogromnym uczuciem, wciąż nie potrafiła uwierzyć, że tak niezwykły człowiek czuje to samo w stosunku do niej. I choć ostatnie słowa jakie od niego usłyszała, naruszyły jej przekonania – wciąż nie zmieniała zdania. Może to przez to, ze nikomu nigdy na niej nie zależało w taki sposób? Może właśnie dlatego miała wrażenie, że zielonooki chłopiec był z nią tylko po to, by nie czuć samotności w tym wielkim świecie. Że kiedy tylko wyjechała, on o niej zapomniał. Zapomniał i zajął się swoim życiem. Problem w tym, że wraz z jej odejściem, on utracił całe swoje życie. A ona nie potrafiła dopuścić tego faktu do swej świadomości.

*

            Dźwięki cichej muzyki pieściły jego uszy. Jego serce spowalniało tempo swego bicia. Czuł pustkę. Pustkę w duszy. Jak gdyby zgubił swoją drugą, ważniejszą połówkę. Połówkę, bez której ta druga nie potrafiła normalnie funkcjonować. Bo wszystko co robił, robił automatycznie. Ta niepewność, ta samotność doprowadzały go do szaleństwa. Ta tęsknota i uczucie, jakiego nie doświadczył już bardzo dawno. Właśnie dlatego musiał coś zrobić. Podjąć jakieś kroki. Zrobić cokolwiek, by dowiedzieć dlaczego najpiękniejszy romans jego życia skończył się tak okrutnie.

      Biały kabriolet pod jednym z wielu, ceglanych budynków. W aucie ciemnowłosy chłopak, z palcami zaciśniętymi na kierownicy. Niespokojnie bijące serce, dziesiątki myśli w głowie. Powoli gasnący blask w zielonych oczach.

       Po kilki przekleństwach połączonych ze słowami otuchy, opuścił swój samochód, zatrzaskując białe drzwi. Szybkim krokiem wkroczył do ceglanego budynku i od razu skierował się pod konkretne drzwi. Wciąż miał nadzieję. Nadzieję, że jeszcze nie wyjechała. Że to wszystko mu się przyśniło, a gdy zadzwoni dzwonkiem, dziewczyna otworzy mu z uśmiechem i powita słodkim pocałunkiem. Ale drzwi otworzyła mu Karen. Z niewyraźną miną, zaprosiła chłopca gestem do środka.

- Wyjechała. Dwa dni temu. – Westchnęła kobieta, ustawiając na blacie stołu filiżankę zielonej herbaty i przysuwając ją bliżej ciemnowłosego.

- Wciąż nie mogę tego zrozumieć. Dlaczego się poddała? – Harry wpatrywał się tępo w szklany wazon, co chwilę przeczesując włosy.

- Jest zbyt słaba. – Karen usiadła obok chłopca i przyglądając się jego smutnej minie, ponownie głęboko westchnęła. – Ona cię kocha. Widziałam to w jej zachowaniu. Ale widziałam również niepewność. – Chłopak spojrzał na kobietę pytająco. – Wiem ile dla niej zrobiłeś. Ale widziałam, że ona wciąż nie jest pewna siebie. tak bardzo, że nie potrafi uwierzyć, że ktoś taki jak ty może ją szczerze kochać.

- Ktoś taki jak ja? – Uniósł brew.

- Tak. Przystojny, sławny i cytując moją córkę „idealny” – Uśmiechnęła się lekko.

- Co mam zrobić, by to zmienić.. – Spytał sam siebie, spuszczając wzrok i bawiąc się palcami.

- Ona nie czuje się piękna. Odeszła, bo uważała, że się jej wstydzisz. – Podniósł gwałtownie głowę, spoglądając na Karen z rosnącym zdziwieniem. – Moim zdaniem to jest właśnie prawdziwy powód. Bo Rosie jest naprawdę silną dziewczyną. Jedyne co ją osłabia to miłość. Miłość do ciebie. Bo ona chciałaby być idealna w każdym calu. Nie dla świata, nie dla fanów. Dla ciebie, Harry. Ja nie potrafiłam nic zrobić, by zmienić jej nieprawdziwy tok myślenia. Ale może tobie się to uda. – Kobieta ułożyła dłoń na ręce chłopca i uniosła lekko kąciki ust. A Harry już wiedział. Zrozumiał. Doskonale wiedział co powinien zrobić w takiej sytuacji.

 Przyznam, że po dwóch groźbach śmierci i kastracji, poczułam się trochę nieswojo :D Ale mam nadzieję, że kolejnymi rozdziałami wynagrodzę Wam zawód jaki poczułyście. Jeśli ktokolwiek chciałby pogadać, pomęczyć się ze mną gdzie indziej niż tutaj, zapraszam na tt - @fakelilou , Buziaczki!

  

Love actually • styles  ✔Where stories live. Discover now