ix.

12K 694 60
                                    

     Siedział na swoim miejscu i grzecznie wpatrywał się w ciemnowłosą. Dziewczyna zaczęła nerwowo zakładać włosy za ucho, unikając jego spojrzenia. Nie rozumiał dlaczego tak nagle powróciła do swojego pierwotnego zachowania. Zmarszczył czoło, pochylając się w jej stronę. Objęła swoje ramiona rękami i pocierała je nerwowo.

- Rosie, wszystko w porządku? – Spytał w końcu, nie mogąc doczekać się odpowiedzi. Skinęła ledwo widocznie głową, nabrała powietrza i uniosła wzrok. Jej oczy były zaszklone, co go nieco zaniepokoiło.

- Harry, jeśli to wszystko.. – Zaczęła cicho, ale nie potrafiła dokończyć zdania, krzywiąc się. Przez chwilę przyglądał się ciemnookiej ze zdziwieniem. Zaraz potem go oświeciło. Myślała, że ją wykorzystał. Miał w tamtym momencie ochotę uderzyć się w czoło. Najlepiej o blat stołu. Podniósł się powoli i obszedł mały stolik, który dzielił go od dziewczyny. Kucnął tuż przed nią i przywołał na twarz uśmiech.

- Mała, nie o to mi chodziło. – Zaczął ściszonym głosem. – Chyba źle to ująłem. Naprawdę pragnę znów mieć możliwość pracy z tobą. Lubię to, a i tobie chyba się podobało. To czysto przyjacielska propozycja. Jeśli chcesz, możemy podpisać jakąś umowę. – Zaśmiał się. Uniosła powoli wzrok, wpatrując się w niego. – Jeśli rzeczywiście nie chcesz, zrozumiem. Ale proszę, zastanów się nad tym. Jesteś świetna i utalentowana..

- Przestań.. – Przerwała mu piskliwym głosem, bardzo nieśmiało unosząc kąciki ust.

- Jaka decyzja? – Dopytywał z szerszym uśmiechem, układając dłonie na jej kolanach. Poruszyła się niespokojnie, bijąc z myślami. Współpraca z właścicielem zielonych tęczówek bardzo jej się podobała, więc dlaczego miałaby się nie zgodzić? W końcu ona też ma do niego małą prośbę.

- Bardzo chętnie napiszę z tobą te kilka kolejnych piosenek. – Odezwała się w końcu, prostując i odsuwając dyskretnie od bliskości ciemnowłosego. Momentalnie ukazał rząd śnieżnobiałych zębów, podniósł się gwałtownie i klasnął w dłonie z przesadnym entuzjazmem.

- Dziękuję! – Odezwał się w końcu. – Jesteś cudowna. – Odetchnął z ulgą i nachylił się nad dziewczyną. Po raz kolejny tego dnia, ucałował jej rozgrzany policzek. Odwzajemniła uśmiech, aczkolwiek wciąż nie mogła przyzwyczaić się do zachowania zielonookiego. – Uczcijmy to. – Stwierdził, okrążając stół i wracając na swoje miejsce. Odkorkował wino i nalał alkohol do jej kieliszka. Do swego wlał soku i uniósł go w górę. – Za owocną współpracę.

      Rozmawiali i śmiali się, a Rosie zaczynało robić się głupio. Jak mogła pomyśleć, że taki cudowny chłopak chciałby ją wykorzystać? Nie znała jeszcze dobrze Harry’ego, ale z pewnością był to jeden z najbardziej niezwykłych ludzi jacy żyją na tym okrutnym świecie. nagle tak bardzo zapragnęła być jego przyjaciółką. Dzielić z nim wszystkie swoje radości i smutki. Bo to on przyklejał uśmiech do jej twarzy, on wprawiał ją o nieśmiałe drżenie serca, on troszczył się o nią i wierzył w nią. A przecież znali się tak krótko.

     Męczyli kotkę Harry’ego, zajadali się chrupkami, zachowywali jak starzy przyjaciele. Czasem nawet jak stare, dobre małżeństwo. Jej policzki czerwieniły się, a on coraz bardziej zachwycał się jej urokiem. Harry okazywał coraz więcej nieśmiałej i dyskretnej czułości, podczas gdy Rosie stresowała się tym coraz bardziej. Nie była przyzwyczajona do takiej relacji z jakimkolwiek chłopakiem.

     Czy tak wygląda zakochanie? Gdy czujesz się w towarzystwie drugiej osoby tak niezwykle jak jeszcze nigdy? Gdy każde słowo, każde muśnięcie palcami ma dla ciebie o wiele większe znaczenie? Gdy odczuwasz jak coś dziwnego dzieje się w twoim brzuchu? Coś niezwykle przyjemnego, zatrważającego. Wtedy nie pragniesz niczego innego bardziej niż tego, by być. By żyć i poznawać tę drugą, niezwykłą osobę. Pragniesz poznać każdy skrawek jej umysłu, pragnąc jednocześnie odkrywać pozostałe tajemnice. Do końca życia i może jeden dzień dłużej?

*

      Wybrali się na spacer. Tego popołudnia pogoda była prześliczna. Harry wpadł na pomysł oprowadzenia dziewczyny po pobliskim, małym parku. Parku, o którym wiedziało niewiele ludzi. Wystarczyły jedynie ciemne okulary, by czuł się swobodnie. Przechadzali się wąskimi alejkami, a tematy rozmów nie kończyły im się ani na moment. Czasem jednak zapadała między nimi cisza. przyjemna i kojąca cisza. właśnie wtedy ich głowy kręciły się dookoła i podziwiali budzącą się do życia przyrodę.

      Chyba jeszcze nigdy nie rozmawiała z nikim tak dużo, ile rozmawiała z Harry’m. Nie zamykała mu się buzia, miał miliony pytań i jeszcze więcej żartów. Miała wrażenie, że podczas tych kilku dni znajomości z zielonookim, chłopak poznał ją lepiej niż jej przyjaciółka lub ciotka. A to co najbardziej ją w nim urzekało to fakt, iż znając niektóre wydarzenia z jej życia, wciąż chciał być. To było najpiękniejsze.

     Przechodzili obok wierzby, gdy usłyszała ciche nucenie. Spojrzała na chłopaka. Z przyklejonym, pięknym uśmiechem, podśpiewywał coś pod nosem. Wydęła lekko wargi, wsłuchując się w słowa.

Oh Mandy well, you came and you gave without taking…

     Zaśmiała się, zakładając kosmyk włosów za ucho. W jednej chwili chłopak znalazł się tuż przed nią i idąc tyłem i pstrykając palcami, zmienił utwór na bardziej skoczny. Przyglądał się dziewczynie wyczekująco, mając nadzieję, że dołączy do jego wygłupów. Ona jedynie pokręciła głową z uśmiechem. Nie lubiła i uważała, że nie potrafi śpiewać. Nie miała zamiaru robić sobie przy Harry’m wstydu.

      Niebo powoli przybierało kolor granatu, a oni wcale nie mieli zamiaru się żegnać. Jednak w pewnym momencie Rosie skrzywiła się, rozglądając dookoła ze zniecierpliwieniem. Harry spojrzał na nią pytająco. Przygryzła wargę ze zdenerwowania i uciekając wzrokiem, odezwała się cicho.

- Musze siusiu. – W odpowiedzi usłyszała jedynie niski śmiech chłopaka. – To nie jest śmieszne. – Skrzywiła się.

- No to wracajmy do mnie. – Stwierdził, wciąż przyglądając się dziewczynie.

- Nie.. – Pokręciła energicznie głową. – Nie wytrzymam! – Próbował powstrzymać się od głośniejszego śmiechu, ale nie wyszło mu to dobrze. Rozejrzał się i jego wzrok przykuły dwa rozłożyste krzaki.

- W takim razie, możesz pójść tam. – Wskazał na zielone krzewy.

- Żartujesz? – Uniosła brew, zatrzymując się i przebierając nogami.

- Skoro nie doniesiesz, musisz skorzystać z natury. – Wzruszył ramionami z szerokim uśmiechem.

- Dobra. Trzymaj. – Stwierdziła szybko, wciskając chłopakowi w dłonie torebkę i popędziła w wypatrzone przez niego miejsce. Pokręcił głową, odprowadził ciemnowłosą wzrokiem i odwrócił się na pięcie, uśmiechając pod nosem. Chwilę potem usłyszał za plecami donośne westchnięcie ulgi. Odwrócił się i spojrzał na zadowoloną dziewczynę.

- I jak było? – Wręczył jej torebkę.

- Idealnie. Ale to twoja wina. – Stwierdziła, zarzucając torebkę na ramię.

- Niby czemu? – Uniósł brew, ruszając za Rosie z uśmiechem.

- Ty mnie spoiłeś winem. Gdyby nie to, dotrwałabym do domu. A tak.. Ośmieszyłam się przed tobą. – Skrzywiła się, uciekając wzrokiem. Bawiła się nerwowo palcami, czując zażenowanie.

- Rosie, to ludzka sprawa. – Zaśmiał się. Nie widząc jednak żadnej reakcji ze strony dziewczyny, szturchnął ją ramieniem. – Nie wygłupiaj się. Jeśli chcesz, mogę zrobić to samo. Będzie ci raźniej. – Spojrzała na jego poważną minę i wybuchła śmiechem. Pokręciła przecząco głową i szybko zmieniła temat.

      Często nie zdajemy sobie nawet sprawy jak szybko i jak bardzo ktoś obcy staje się dla nas najbliższą osobą. Nie zauważamy jak małe, błahe gesty czy zachowania zbliżają nas, a w powietrzu unosi się zapach naj[piękniejszego ze wszystkich uczuć. 

Love actually • styles  ✔Onde histórias criam vida. Descubra agora