x.

11.8K 697 8
                                    

 

     Ostatni raz czuł w sobie taką niecierpliwość i podekscytowanie, gdy czekał wraz z chłopcami na pierwszy koncert z prawdziwego zdarzenia. Wciąż nie rozumiał dlaczego, ale łapczywie pragnął towarzystwa uroczej ciemnookiej dziewczyny. Pragnął tego i nie bronił się przed tym uczuciem.

     Czwartkowe popołudnie spędzone na wywiadzie i przymiarkach. Harry wyjątkowo szybko opuścił budynek, w którym spędził z przyjaciółmi ostatnie dziewięć godzin. W czarnej, rozpiętej jak zawsze do połowy, koszuli, rurkach w tym samym kolorze i ciemnych okularach, wsiadł do swojego auta.

*

     Ten dzień był wyjątkowo spokojnym dniem pracy. Od samego rana, w cukierni pojawiło się zaledwie kilkunastu klientów. Właśnie dlatego Rosie miała mnóstwo czasu, by móc porozmawiać z Harry’m. Dziwiła się, że w jego branży może mieć tyle możliwości na swobodne odpisywanie, ale nie roztrząsała tego. Cieszyła się z każdej kolejnej wiadomości, nie podejrzewając nawet co szykuje chłopak.

Harry: O której dziś kończysz, Rosie?

Rosie: Myślę, że standardowo koło piętnastej. A czy coś się stało? ;)

Harry: Czemu od razu zakładasz, że coś się stało? Pytam z ciekawości. Nie mogę się doczekać, kiedy zaczniemy znów wspólnie coś pisać.

      Miała wrażenie, że to co odczuwa w brzuchu podczas rozmowy z zielonookim – nawet przez wiadomości tekstowe – staje się coraz bardziej niebezpieczne. Uśmiechnęła się pod nosem i odpisując, włożyła telefon do tylnej kieszeni jasnych jeansów.

      Przez mały ruch i niezwykłe podekscytowanie, godziny spędzane w „malinowej babeczce” wydawały się jej wiecznością. Siedziała przy ladzie, stukając palcami w jasny blat, a jej wzrok wciąż kierował się na zegar w kształcie babeczki wiszący nad drzwiami wejściowymi. Za każdym razem wzdychała z niezadowoleniem. W końcu wybiła godzina piętnasta. Szybko pokonała odległość dzielącą ją od drzwi. Przekręciła tabliczkę z napisem „otwarte” na napis „zamknięte” i z szerokim uśmiechem skierowała się na zaplecze. Zrzuciła soczyście różowy fartuszek z szerokich bioder, stając przed lustrem, poprawiła włosy i wychodząc z małego pokoiku, chwyciła za torebkę.

      Dlaczego tak bardzo się śpieszyła? Wytłumaczenie jest bardzo proste i tak niezwykle oczywiste. Tego dnia miała spotkać się z Harry’m i popracować nad albumem. Cieszyła się nie tyle nowymi doświadczeniami i możliwością robienia tego co naprawdę lubi, ile kolejną możliwością nieśmiałego i dyskretnego spojrzenia w jego oczy, obserwowania słodkich dołeczków w policzkach i przyklejonego uśmiechu. Słuchania jego głosu i śmiania się z jego suchych żartów.

     Wesołym krokiem wyszła z cukierni i pierwsze co rzuciło jej się w oczy to spora grupka młodych dziewczyn. Głośnych, roześmianych, czasem nawet piszczących. Uniosła brew ze zdziwienia, nie rozumiejąc co tak właściwie się dzieje. Rozejrzała się, ale nie zauważyła na horyzoncie niczego szczególnego. Spojrzała więc po raz kolejny w stronę grupki dziewczyn. Dopiero wtedy zauważyła, jak roztrzepana, ciemna czupryna góruje nad wszystkimi roześmianymi i widocznie podnieconymi nastolatkami. Czyżby to Harry? Nie, niemożliwe. Przecież umówiła się z nim w jego mieszkaniu. Odpowiedź przyszła równie szybko, co pytanie.

      Niski i lekko zachrypnięty głos podziękował wszystkim, przepraszając. Z małego tłumu wyłonił się jak zawsze uśmiechnięty Harry. Uchyliła wargi z niedowierzaniem. Zauważył ją i poprawiając ciemne okulary na nosie, ruszył w jej stronę. Czuła na sobie dziwny wzrok wszystkich dziewczyn, które wcześniej obdarowywał swoją uwagą.

Love actually • styles  ✔Where stories live. Discover now