xxv.

7.9K 525 42
                                    

Rozdział dedykuję wszystkim moim czytelniczkom.

 

      Kolejny wieczór nie należał do tych pięknych i ciepłych. Jak na Anglię przystało, zaraz po zachodzie słońca, z nieba spadło kilka krople deszczu, które zwiastowały nieciekawą pogodę na resztę wieczoru. Przeszywający, chłodny wiatr tańczył wśród traw i drzew, a każda kolejna kropla spadająca z ciemniejącego nieba była coraz większa.

      Właśnie dlatego Harry i Rosie zdecydowali spędzić ten wieczór przy kominku, z kubkami gorącej czekolady w dłoniach, przy akompaniamencie starych przebojów i z mnóstwem historii do opowiedzenia w głowach. Bo choć rozmawiali dużo, tematy nie kończyły im się nigdy. Dopiero, gdy zielonooki wziął się za rozpalanie ognia, dziewczyna pomyślała, że ten pomysł nie był jednym z najlepszych. Po raz pierwszy zaczęła się naprawdę o niego martwić. Harry nie dawał za wygraną i choć nigdy wcześniej nie rozpalał w kominku, nie dawał tego po sobie poznać.

- Jesteś pewny, że..

- Cicho kobieto. – Przerwał jej stanowczym tonem. Zaśmiała się i wzdychając, zasiadła na fotelu, obserwując wyczyny swojego towarzysza.

      Po godzinie męczenia się ze źle ułożonym drewnem i niepozornej pomocy Rosie, chłopcu w końcu udało się spełnić swój męski obowiązek. Odetchnął z ulgą i chwytając w jedną dłoń kubek gorącej czekolady, drugą pociągnął za sobą dziewczynę i ułożyli się na puchatym dywanem, tuż przed kamiennym kominkiem. Wsłuchując się w cichą muzykę, oddawali się chwili. Rozmawiając, śmiejąc się, zamaczając usta w ciepłym, słodkim napoju. Muskając się dyskretnie, kradnąc sobie czekoladowe pocałunki. Patrząc sobie w oczy przez dłuższą chwilę, splatając palce swoich dłoni.

      Żadne z nich nie miało jeszcze odwagi, by wypowiedzieć te dwa, piękne słowa. bo zarówno zielonooki chłopiec, jak i ciemnooka dziewczyna, bali się. Bali się reakcji drugiej strony. Bali się, że na takie wyznanie jest jeszcze za wcześnie. Ale tego wieczoru, jedno z nich postanowiło się przełamać.

      Zmęczeni tańczeniem na siedząco i obfitym gestykulowaniem, opadli na puchaty, kolorowy dywan. Harry objął dziewczynę i przyciągnął bliżej siebie. uwielbiał czuć ciepło jej ciała na swoim. Jej zapach, miękkie włosy łaskoczące jego szyję. Uwielbiała, gdy ja obejmował. Gdy był czuły. Uwielbiała jego intensywny zapach i delikatność skóry. To w jego ramionach czuła się naprawdę bezpieczna.

      Objęła jego biodra ręką, przewracając się na bok. Układając ostrożnie usta na ciepłej skórze chłopaka, zaczęła pieścić ją z niezwykłą dokładnością. Nie chcąc ominąć żadnego skrawka. Zmrużył oczy i z lekkim uśmiechem, poddał się jej dotykowi. Uwielbiał go, gdyż za każdym razem był tak cholernie czuły. Taki, jakiego nigdy wcześniej nie zaznał. Za każdym razem niecierpliwie wyczekiwał każdego kolejnego ruchu ze strony dziewczyny. Łaskocząc jego policzki ciemnymi lokami, lizała, całowała, czasem nawet niepewnie podgryzała skórę jego szyi i policzków.  

      Splótł ich palce i poruszył się. Odsunęła się od jego rozgrzanego policzka i spojrzała w zielone oczy pytająco. Zwilżył wargę i popchnął Rosie na plecy. Poczuła jak fala gorąca rozlewa się po całym jej wnętrzu. Ułożył się na boku i podparł głowę na ręce. Uśmiechnął się. Najpiękniej jak tylko potrafił. Wstrzymała powietrze, gdy jego dłoń znalazła się na jej odkrytym ramieniu. A przecież już jej tak dotykał. Ale ta chwila była inna. Ta chwila, przy trzaskającym kominku, przy dźwiękach pięknej muzyki i odgłosach dochodzących zza okna była magiczna. Przełamująca swego rodzaju lody pomiędzy parą. Ta chwila zmieniła coś między nimi. Choć ta zmiana była malutka i ledwo widoczna.

Love actually • styles  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz