xxii.

8.3K 520 35
                                    

     Wiosna, wiosna i po wiośnie. Porę roku, w której tak łatwo jest się zakochać zastąpiło wyjątkowo upalne lato. Ta pora roku w Londynie nie zawsze była słoneczna i piękna. Kroczyła ulicami miasta, w głowie mając kolejny pomysł na słowa, na ustach uśmiech a w sercu przyjemne ciepło.

     Od pamiętnego koncertu minął tydzień. Nie rozmawiała o tym z Harry’m, nie rozmawiała z przyjaciółką. On zachowywał się trochę dziwnie i o wiele bardziej czule niż zawsze. Była nieświadoma awantury jaką zrobił zielonooki ludziom, których nazywał przyjaciółmi. Ale dzięki temu, chłopcy zobaczyli, że chyba po raz pierwszy od bardzo dawna, ich najmłodszemu naprawdę zależy.

       Stanęła przed jego drzwiami. Zanim dotknęła płaskiej, drewnianej powierzchni, poprawiła włosy. Obciągnęła koszulę i składając dłoń w pieść, zapukała nieśmiało do drzwi. Otworzył jej ze zwyczajowym hukiem, ukazując zwyczajowo głębokie dołeczki. Gdy tylko przekroczyła próg, złapał jej twarz w dłonie i złożył na ustach słodki pocałunek. Bez żadnego, niepotrzebnego słowa.

- Harry, ty coś brałeś? – Odezwała się z trudem, gdy w końcu udało jej się oderwać od zielonookiego.

- Też się nad tym zastanawiam. – Usłyszała. Zza pleców wysokiego chłopaka wyłonił się radosny blondyn. – Cześć. – Podszedł bliżej i bez żadnego pytania, spojrzenia, pozwolenia, nachylił się nad okrągłym policzkiem dziewczyny i złożył na nim mokrego całusa.

- Um, hej.. – Uśmiechnęła się lekko ze zdziwieniem. – To co, dziś pracujemy we trójkę? – Spytała po kilku minutach, czując w sobie nieco więcej odwagi. Chłopcy potrząsnęli energicznie głowami i skierowali się w głąb mieszkania.

       Jeszcze nie próbowała pisać z kimś innym niż Harry. Ale wspólna praca okazała się więcej niż zabawą. Każda minuta spędzona z farbowanym blondynem, przekonywała ją, że nie wszyscy są okropnymi i próżnymi ludźmi. Chłopiec, dokładnie tak jak jego przyjaciel, okazał się niezwykłym człowiekiem. I, o ile to w ogóle możliwe, jeszcze zabawniejszym od zielonookiego.

       Harry obserwował z nutą zazdrości jak jego Rosie wybucha śmiechem za sprawą Niall’a. Jak kąciki jej ust unoszą się co chwilę, a oczy błyszczą. Uwielbiał widok jej uśmiechu, ale czuł w sobie nieodpartą zazdrość, tylko dlatego, że to on i tylko on chciał być sprawcą tego widoku. Ale bardzo szybko odgonił od siebie te głupie uczucie. Najważniejsze było to, że nie widziała ostatnich artykułów w brukowcach i, ze znów jest sobą. tą cudowną, roześmianą, słodką Rosie z jeszcze bardziej uroczymi pulchnymi policzkami, które mógłby całować nieustannie. I właśnie to robił, ukradkowo kradnąc jej spojrzenia, oplatając długą ręką jej szerokie biodra. Czując w sobie radość i błogość. Przyglądając się jej skupionej minie, zaróżowionym policzkom i wydymanym co chwilę ustom, w jego głowie rodził się pewien pomysł. Uśmiechnął się od ucha do ucha, przejeżdżając długimi palcami po jej plecach. Odwróciła wzrok w stronę chłopaka, przyglądając się jego uśmieszkowi z zaciekawieniem. Podniósł się powoli i usiadł tuż za ciemnooką. Oplatając ją ramionami, ułożył głowę na jej ramieniu i chwycił w dłonie zeszyt, który trzymała dotychczas w rękach.

      Donośny śmiech całej trójki przerwał głośny dźwięk dzwonka. Harry niechętnie podniósł się z kanapy i skierował do drzwi. Nie ukrywał zdziwienia, gdy w progu zobaczył swojego niebieskookiego przyjaciela.

- Siema Louis. – Odezwał się, lustrując chłopaka od góry do dołu.

- Hej. – Ciemnowłosy posłał krótki uśmiech. – Słyszałem, że piszecie dziś u ciebie.

- Owszem. Czego chcesz? – Harry stanął tuż przed chłopakiem, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Wciąż nie potrafił wybaczyć mu słów jakimi określił Rosie.

Love actually • styles  ✔Where stories live. Discover now