xxxi.

6.2K 433 13
                                    

      Tydzień bez Harry’ego był chyba najgorszym tygodniem jaki Rosie przeżyła w całym swoim życiu. Była uparta, okropnie uparta. Mimo, iż tęskniła nie dawała znaku życia. Mimo, iż jej serce kurczyło się z każdą myślą o spojrzeniu pary zielonych oczu. Ale ten upór opuścił dziewczynę równie szybko, co się pojawił.

      Pewnego ranka obudziła się gwałtownie. Przyśpieszony oddech i serce bijące w nienaturalnie szybkim tempie. Nieprzyjemne uczucie, które było skutkiem okropnego snu. Snu, który zmienił wszystko. Wsunęła rękę pod poduszkę i wyszukała pod nią komórkę. Wybrała odpowiedni numer i uspokajając oddech, przyłożyła słuchawkę do ucha.

- Harry.. – Wyszeptała ledwo słyszalnie. Chłopiec wstrzymał powietrze, ale w środku jego serce radowało się na sam dźwięk jej głosu.

- Rosie.. – Odezwał się w końcu.

- Harry.. – Powtórzyła niepewnie. – Możemy się spotkać? Ja.. Chciałam porozmawiać. – Wydukała, bawiąc się kantem bluzki.

- To zwykle nie oznacza nic dobrego, ale oczywiście. Jeśli tylko chcesz. – Dodał ciszej.

*

      Spotkali się pod „swoją” kawiarnią, ale żadne z nich nie miało ochoty wchodzić do środka. Przywitali się smutnymi spojrzeniami. Harry całym sobą pragnął chwycić ją w ramiona i złożyć na ustach mokry pocałunek. Ale coś w głębi powstrzymywało go przed jakimkolwiek gestem. Bał się i denerwował. Nie chciał zrobić niczego, co spowodowałoby słowa, których nie chciał usłyszeć. Bo gdzieś w głębi serca już ułożył sobie scenariusz. Ten najgorszy scenariusz.

         Dopiero, gdy znaleźli się w oświetlonym ciepłymi słonecznymi promieniami, parku, Rosie odważyła się odezwać. Usiedli na drewnianej, niedbale pomalowanej zieloną farbą ławce. Kilka głębokich oddechów i nieudany uśmiech na twarzy dziewczyny, zmusiły chłopaka do spojrzenia w jej stronę.

- Chciałam.. Cię przeprosić. – Zaczęła nieśmiało. Zielonooki uniósł brew pytająco. – Za to, że się nie odzywałam. Nie powinnam była tak robić. Ale to wszystko za bardzo mnie przytłoczyło..

- Ty nie masz mnie za co przepraszać. – Przerwał jej chłopak, przysuwając się bliżej. – Ale martwiłem się. Cholernie. – Wyszeptał, chwytając jej zaróżowioną twarz w dłonie. – Dlaczego zmieniłaś zdanie?

- To głupie.. – Skrzywiła się, wodząc koniuszkiem palca po ręce zielonookiego. – Przez sen. Śniło mi się, że cię tracę. Dosłownie. A to byłoby najgorsze.. – Dodała cicho.

- Nigdy mnie nie stracisz. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. – Harry przysunął się bliżej. Tak, by ich usta dzieliły ułamki milimetrów. Potarł kciukami jej okrągłe policzki i uśmiechnął się pod nosem. – Ale przeprosiny przyjęte. – Dodał po dłuższej chwili zatapiania się w pięknym i głębokim brązie jej oczu. – Chodź. – Pociągnął zdezorientowaną Rosie za rękę.

       Znowu złączone palce, stykające się ramiona. Dwie zagubione dusze, które po raz kolejny się odnalazły. Dwa różne światy, połączone jednym uczuciem. Dwa istnienia tak do siebie podobne. Przechadzali się alejkami parku. Nasłuchując śpiewu ptaków, szumu liści, odgłosów przyrody zmieszanych z odgłosami miasta.

       Kroczyli pewnie, nie zważając na to czy ktokolwiek ich rozpozna. Czasem rozmawiali, czasem jednak milczeli. Czasem Harry przyciągał Rosie do siebie i obejmując ramieniem, całował jej wciąż rozgrzane policzki. Czasem to Rosie łaskotała, nie spodziewającego się niczego chłopaka. Wtedy właśnie udawał obrażonego i nie zmienił miny, póki pełne usta dziewczyny nie znalazły się na jego wargach. Ten spacer był tym, czego potrzebowali. Tym, czego potrzebuje każda para. Spacer błogi, spokojny.

       Mijali skąpaną w słońcu polanę. Ich kroki zmieniły się na bardziej taneczne. Przechodząc przez zieloną trawę, wypełnioną stokrotkami, Harry obkręcił Rosie, udając taniec. Nieudolny, aczkolwiek uroczy taniec, w którym nigdy nie był specjalnie dobry. Zaśmiała się i stając na palcach, przerzuciła ręce przez jego ramiona. Oplótł jej biodra i przyciągnął bliżej. I czuł, że tak mogłoby być już do końca jego dni, bo trzyma w swoich dłoniach największe marzenie. Zmarszczyła nos, a jej palce znalazły się w dołeczkach chłopaka. Wywrócił oczami, ale uśmiech nie znikał z jego twarzy.

- Jesteś uroczy. – Stwierdziła, skupiając się na dźganiu jego ciepłych policzków.

- Wolałbym inny komplement, ale dzięki. – Odpowiedział poważnie, by chwilę potem wybuchnąć śmiechem.

       Oboje świetnie wiedzieli, że nie są sami. Bo prócz przypadkowych przechodniów w parku, każdy ich krok śledzili paparazzi. Ale Rosie powoli przyzwyczajała się do tego. Powoli zaczynała rozumieć, że spotykając się z gwiazdą takiego formatu, ona również będzie obiektem zainteresowania. Czy tego chce czy nie. Ale dla niej Harry był po prostu Harry’m. I choć co chwilę oglądała się za siebie, czując dyskomfort, potrafiła cieszyć się chwilami spędzanymi z chłopcem o wielkim, pięknym sercu.

*

       Kilka dni później. To samo, wielkie mieszkanie. Młody właściciel siedział przy instrumencie i przyglądał się z nieukrywanym zachwytem swej towarzyszce. Skupionej, pochłoniętej w świecie muzyki, pięknej Rosie. Ciemnookiej zagadki, którą pragnął odkrywać codziennie na nowo. Każdy dzień był dla niego tym najpiękniejszym, gdyż każdego dnia zakochiwał się w niej na nowo.

       Gdzieś na blacie stołu kolejny brukowiec, a na okładce oni. Ze złączonymi dłońmi i uśmiechami na twarzach. Kolejne, wytłuszczone nagłówki i słowa, które nie miały dla nich już tak wielkiego znaczenia. Kolejne, nowe słowa piosenek. Kolejne dawki zachwytu, świeżych dźwięków. Śmiechy, nieśmiałe i dzikie pocałunki. Muśnięcia dłoni, zatapianie się w ramionach. Wdychana woń perfum, szybsze bicie dwóch serc. I miłość wisząca w powietrzu.

Troszkę w ramach ogłoszeń ;) Stwierdziłam ostatecznie, iż rozdziałów wraz z epilogiem będzie 40, więc jeszcze chwilę się ze mną i Hosie pomęczycie ^^ Dziękuję Wam za wszystkie cudowne słowa. Kocham Was całym serduszkiem. 

Love actually • styles  ✔Where stories live. Discover now