xix.

8.8K 550 20
                                    

      On chciał brać garściami to co dawało mu serce, gdy patrzył na nią. Ona pragnęła oddać mu wszystko, co miała w sobie najlepszego. On był wielokrotnie skrzywdzony i wykorzystany. Ona była zbyt nieśmiała i niedowartościowana. On kochał ludzi, będąc zwierzęciem scenicznym. Ona bała się nawiązywać nowe znajomości, zaszywając się w swoim świecie. Ale los chciał, by ich drogi się połączyły. By oboje stawili czoła przeciwnościom i wszelkim przeszkodom. Wystawił ich na próbę, chcąc udowodnić jedno – czy dla miłości naprawdę warto przetrwać tak wiele?

      Wydawałoby się, że takie uczucie można spotkać tylko w filmach czy książkach. Wydawałoby się, że gwiazda światowego formatu skazana jest na wieczną samotność, przerywaną nocami pełnymi namiętności z przypadkowymi kobietami. Wydawałoby się, że taka szara istota skazana będzie na wieczną samotność przez swoją niepewność. Że już zawsze będzie sama ze sobą, pogrążona w książkach i słodkich babeczkach. Ale każdy z nas ma gdzieś na świecie swoją bratnią duszę. Wystarczy odrobina cierpliwości i nadziei, że uda nam się ją odnaleźć.

      Mijały dni i mijały tygodnie. Byli coraz pewniejsi siebie, coraz odważniejsi. Nie ukrywali się, ale nie wychodzili na pożarcie wścibskich paparazzi. Cieszyli się sobą w zaciszu domowym, opustoszałych parkach czy małych kawiarniach na obrzeżach miasta. Bo tak było najlepiej, tak było najpiękniej. Pisali piosenki, kradnąc sobie ukradkiem słodkie pocałunki. Śmiali się, patrząc sobie w oczy. Uczyli się siebie nawzajem, pozwalając sercom na szybsze bicie.

       Zmieniał się. Zmieniało go uczucie jakim darzył Rosie. Wszystko to było niezwykle zauważalne. Przyjaciele z zespołu, rodzinnego miasta i rodzina. Wszyscy zauważali, że od kilku tygodni chodzi wiecznie uśmiechnięty. Rozpromieniony i w skowronkach. Ma więcej chęci do pracy, a jego wena w końcu powróciła. Dlaczego? Bo przypadkowo odnalazł swoją własną muzę. Tę, dla której pragnął tworzyć. Tę, dla której pragnął się rozwijać. By była z niego dumna. Świetnie wiedział, że nie jest materialistką, ale chciał dać jej wszystko. Bo jego serce już dawno należało właśnie do niej.

      Zmieniała się. Zmieniało ją uczucie jakim darzyła Harry’ego. Najbliżsi świetnie to dostrzegali. Niegdyś bardzo trudno było wywołać uśmiech na jej twarzy. Teraz promieniała niemalże codziennie. Wszystko co robiła, robiła z energią jakiej dawno w sobie nie czuła. Nie do końca rozumiała to co wypełnia jej wnętrze, jednak wiedziała kim jest dla niej zielonooki młodzieniec. Stał się jej słońcem w pochmurne dni, światłem w ciemności, pocieszeniem i wsparciem. Może nie znali się długo, może nie wiedzieli o sobie wszystkiego, ale przecież mieli na to czas. Czas do końca życia. Chciała dać mu wszystko, być dla niego idealna. Pomimo jego zachowania, nie potrafiła jednak w siebie uwierzyć. Nie dostrzegała piękna, jakie dostrzegał w niej Harry. Ale chciała być i chciała się zmieniać, dla niego. Nie miała za wiele, ale oddawała mu każdą wolną minutę swojego życia.

*

       Byli ze sobą, choć jeszcze nie do końca oficjalnie. Nie przyznawali się do tego, nawet przed sobą. Trochę ze strachu, że coś może pójść nie tak. Trochę z braku potrzeby nazywania tego po imieniu. Bo co tak naprawdę zmienia powiedzenie sobie „jesteśmy razem”? Niewiele. Przynajmniej w ich mniemaniu.

       Ale nadszedł wreszcie czas, by Harry przedstawił najważniejszą w swoim życiu osobę, tym, z którymi spędzał najwięcej czasu już od czterech lat. Spotkali się więc w swojej kawiarni. Spędzali w niej tak wiele czasu, że mogli swobodnie nazwać ją swoja. Przytulne wnętrze wypełniał słodki zapach malinowych ciasteczek i świeżo parzonej kawy. Ułożona na ścianach tapeta w starym stylu. Na każdym ze stolików mała lampka z kolorowym abażurem. Każde krzesło obite przyjemnym w dotyku materiałem. Złożyli zamówienie i spojrzeli sobie w oczy w wytęsknieniem. Przecież nie widzieli się od ponad dwóch tygodni. Ułożył dłoń na jej dłoni, spoczywającej na ciemnym blacie stolika. Uśmiechnął się i uchylił usta. mieli sobie tyle do powiedzenia, choć minęło wbrew pozorom tak mało czasu.

- No i pomyślałem, że chyba już pora byś poznała chłopaków. – Dokończył, połykając kolejny kawałek czekoladowej babeczki. – Co o tym myślisz?

- No nie wiem. – Skrzywiła się, obejmując palcami biały kubek karmelowej latte, opróżniony do połowy. – Naprawdę sądzisz, że to dobry pomysł?

- No pewnie. – Uśmiechnął się. – Oni bardzo chcą cię poznać. Tak bardzo, że nie dają mi spokoju. – Wywrócił oczami, przypominając sobie wieczorną rozmowę z Horanem, który z wiekiem stawał się coraz gorszy. I to niby on, Harry, był tym najmłodszym.

- W takim razie niech będzie. – Skinęła głową, unosząc kubek do ust i zamaczając wargi w gorącym napoju. Harry odłożył resztki babeczki i sięgnął do kieszeni spodni. Położył na blacie białą kopertę i uśmiechnął się od ucha do ucha. – Co to? – Dziewczyna uniosła brew wpatrując się w kawałek papieru.

- Taki mały prezent. Od Harry’ego dla Lily. – Wzruszył ramionami, palcem przysuwając kopertkę w stronę dziewczyny. Ze zdziwioną miną odłożyła kubek i chwyciła ją w dłonie.

- Oszalałeś?! – Pisnęła, trzymając w rękach dwa bilety na najbliższy koncert One Direction.  – Nie mogę tego przyjąć.

- A to dlaczego? – Zdziwił się, obserwując ciemnowłosą.

- No bo.. – Podrapała się po głowie, szukając w głowie sensownego wytłumaczenia.

- Widzisz? Nie masz argumentów. Bierz je i zapraszam was na świetną zabawę. – Odchylił się na krześle, zakładając ręce na klatkę piersiową i wykrzywiając usta w cwaniackim uśmiechu.

- Czuję, że Lily padnie z zachwytu, a ja stracę życie. – Stwierdziła całkiem poważnie, wciąż przyglądając się biletom. Harry roześmiał się nisko i zwilżył wargę, podziwiając piękną istotę siedzącą naprzeciwko.  

Love actually • styles  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz