xxxii.

6.3K 438 37
                                    

      Każda minuta była jak wieczność. Piękna i słodka otchłań, w której zatapiali się wspólnie. Trzymając za drżące dłonie, płynęli drogą mleczną, odkrywając gwiazdy w swych oczach.

      Drżące wargi błądzące po ciepłych zakamarkach twarzy. Pieszczące powieki, skronie, policzki. Palce wplątane w roztrzepane włosy. Zmieszane oddechy i serca bijące w jednym tempie. A przecież nie robili nic szczególnego. Zwykłe pocałunki, zatapianie się w swoich spojrzeniach. Ciepło ciała i kojący dźwięk ukochanego głosu.

      Kolejna piosenka ukończona z niezwykłą łatwością, która przychodziła z czasem. Harry już dawno odzyskał swą dawną wenę, która była nawet większa niż kiedyś. Ale nie okazywał tego tak jak powinien. Wolał obserwować zaabsorbowaną zadaniem, skupioną Rosie. Słuchać jej pięknego głosu, obserwować wydęte wargi i palce tańczące na klawiszach pianina.

      Ale sielanka we dwoje nie trwała długo. Z transu wyrwał ich donośny dzwonek do drzwi. Harry podniósł się niechętnie i z niezadowoloną miną otworzył, wpuszczając niespodziewanego gościa. Louis przywitał parę szerokim uśmiechem i trzema butelkami piwa.

- Skąd wiedziałeś, że tu będę? – Spytała Rosie, odkręcając się tyłem do instrumentu i wpatrując w trzy porcje alkoholu.

- Nie trudno było się domyślić. – Uśmiechnął się szeroko, opadając na kanapę. – Macie już coś ciekawego? – Kontynuował, zarzucając nogi na stolik i otwierając jedną z zielonych butelek

     Rosie skinęła energicznie głową i chwytając w dłoń zeszyt i długopis, zajęła miejsce obok niebieskookiego chłopaka. W fotelu naprzeciwko zasiadł Harry i obserwując dwójkę, otwierał przyniesiony przez przyjaciela alkohol. Ciemnowłosa z zawzięciem opowiadała coś Lou, obficie gestykulując. Z butelką w jednej dłoni i długopisem w drugiej, komentowała każdą linijkę napisanego przez siebie tekstu. Louis uśmiechał się szczerze, potakując i czasem dodając coś od siebie. Zielonooki właściciel mieszkania, obserwował go ze zdziwieniem. Przecież to właśnie Tomlinson był tym najbardziej rozgadanym. Rosie zmieniała nawet jego przyjaciół. Uśmiechnął się pod nosem, opierając o zagłówek fotela.

     Nie obyło się oczywiście bez gafy popełnionej przez podekscytowaną dziewczynę. Poruszała rękami zbyt gwałtownie, wylewając przy tym połowę piwa. Jej twarz momentalnie poczerwieniała, a ona ucichła. Louis zaśmiał się dźwięcznie, odbierając ciemnookiej butelkę i ustawiając ją na stoliku. Harry zaś, całując wcześniej jej rozgrzane czoło, skierował się do kuchni po sprzęt do sprzątania.

       Dobry humor Rosie powrócił równie szybko, co się pojawił. Coraz lepiej dogadywała się z niebieskookim towarzyszem, czując w głębi serca, że Louis jest dobrym materiałem na przyjaciela. Przecież każdy z nas potrzebuje u swego boku kogoś, kto potrafi nas rozbawić w dosłownie każdej sytuacji. A taki właśnie był Lou. Prawdziwy i szczery Lou, który gdzieś w głębi duszy wciąż rozpamiętywał swój głupi komentarz na temat ciemnookiej i coraz mocniej żałował. Relacja z Harrym za to, zaczęła bardzo powoli zmieniać się w zachowanie typowej pary, będącej ze sobą niezwykle długi czas. Momentami byli niczym stare, dobre małżeństwo.

     Tego dnia, całą trójkę pochłonęła wyjątkowo głęboka i niekończąca się wena. Siedzieli nad zeszytem w kratkę i rozmyślali nad tekstem kolejnych piosenek.

- Nie przyłożę do tego ręki. – Stwierdziła Rosie, udając powagę, kiedy to Louis sypnął kolejną falą głupich pomysłów. – Chcesz, to napisz sobie ją sam. Ja nie biorę w tym udziału. W końcu to wasza płyta.

- Ale Ro, przecież to genialny pomysł! – Naburmuszył się niebieskooki. – No control będzie największym hitem!

- Umywam ręce. – Ciemnowłosa ułożyła się wygodnie pomiędzy chłopcami, krzyżując nogi i śmiejąc się cicho. Harry ułożył głowę na jej udach i przyciągnął do ust jej dłoń. Muskał jej wewnętrzną stronę wargami, nucąc pod nosem tylko sobie znaną melodię.

- Jesteście słodziutcy. Zaraz zwymiotuję tęczą. – Louis podsumował urocze i ukradkowe pocałunki pary.

*

      Tydzień później nadeszły ósme urodziny Lily. Ciemnowłosa od dłuższego czasu zastanawiała się nad odpowiednim prezentem. Czymś co szczerze sprawiłoby, że dziewczynka byłaby szczęśliwa. To właśnie Harry wpadł na idealny pomysł. Pomysł, za który otrzymał tysiące nadprogramowych buziaków, a z jego twarzy nie potrafił zejść uśmiech.

  - Rosie, gdzie mnie ciągniesz. – Stękała dziewczynka, ściskając dłoń swej siostry. Ciemnooka nie odpowiedziała od razu. Dopiero, gdy stanęły w odpowiednim miejscu, Bale zdjęła solenizantce apaszkę, którą zawiązała jej oczy już w domu. Dziewczynka zamrugała kilkakrotnie i rozejrzała się dookoła.

- Co robimy w wesołym miasteczku? – Mlasnęła, spoglądając na szeroko uśmiechniętą siostrę.

- Mam dla ciebie małą niespodziankę. – Rosie wzruszyła ramionami, spoglądając za plecy dziewczynki. W pewnym momencie jej uśmiech poszerzył się i uniosła dłoń, machając komuś.

     Lily odwróciła się na pięcie, a to co zobaczyła sprawiło, iż jej serce zatrzymało się na moment, by zaraz potem zacząć bić w niezwykle szybkim tempie. W stronę dziewczyn, wesołym krokiem podążał Harry. Uśmiechnięty od ucha do ucha, trzymając w dłoni kilka kolorowych balonów. Mała solenizantka pisnęła cicho i rzuciła się na chłopca, który już zdążył zaprzeć się nogami. Był przygotowany na taką reakcję. Lily była tak niezwykle urocza.

- Po raz kolejny.. Dlaczego ty mnie tak nie witasz? – Ciemnowłosy puścił oczko w stronę Rosie. Ta westchnęła głęboko i założyła ręce na piersi.

- Ale co to ma znaczyć? – Odezwała się drżącym głosem Lily.

- Taki nasz mały, wspólny prezent - Zaczął chłopiec.

- Dokładnie. Dzisiejszy dzień w całości spędzisz z Harry’m, a ja będę próbowała nie być zazdrosną. – Dokończyła ze śmiechem ciemnooka.

- A pod koniec dnia jeszcze jedna niespodzianka. – Chłopak wręczył uśmiechniętej dziewczynce balony, łapiąc ją za drugą rękę. – To co? Gotowa?

- Cały dzień z moim przyszłym mężem. – Pisnęła Lily, podążając skocznie za swoim idolem.

     Calutki dzień spędzony w Wesołym miasteczku. Spędzony na obżeraniu się słodyczami, wynalazkami. Jeżdżeniu na przeróżnych karuzelach, odwiedzaniu domu strachu i gabinetu luster. To wszystko było tylko początkiem. Gdy słońce bardzo powoli chowało się za horyzont, Harry usadził solenizantkę w swoim samochodzie i zawiózł w miejsce, którego kompletnie się nie spodziewała.

     Całe studio nagraniowe wypełnił przerażający, okropnie głośny pisk. Pisk szczęścia, płacz i śmiech. Gdy Lily po raz kolejny spotkała się z całą piątką swoich największych idoli, nie potrafiła powstrzymać buzujących w niej emocji.

- Mam najlepszą siostrę na świecie. – Powtarzała, spędzając kolejne minuty z członkami sławetnego One Direction. 

Love actually • styles  ✔Where stories live. Discover now