xv.

11K 631 75
                                    

          Wielu ludzi za taką chwilę oddałoby wiele, a nawet wszystko. Za chwilę zapomnienia, chwilę zatopienia się w spojrzeniu osoby, która bardzo powoli zaczyna być dla nas kimś więcej niż tylko współpracownikiem, znajomym, a nawet gwiazdą wielkiego formatu. Pod jedną z wielu wierzb płaczących, pod ciemniejącym niebem i milionem gwiazd, miało miejsce wydarzenie, które odmieniało nie tylko ją, ale i jego. Pod granatowym, wiosennym niebem Londynu rodziło się uczucie, które miało zostać wystawione w przyszłości do wielu prób. Uczucie, które okazało się wyzwaniem dla obojga.

         Zbliżył twarz, wciąż pocierając kciukami jej czerwone policzki. Uśmiechał się szeroko, nie potrafiąc inaczej. Widok i bliskość Rosie przyprawiał go o gęsią skórkę. Przyjemne ciarki, które chciał czuć już do końca życia. Zatrzymała powietrze w policzkach, wpatrując się w błyszczące coraz bardziej, ciemniejące lekko oczy chłopaka. W jej brzuchu szalało stado motyli, w jej głowie szalały setki myśli. Świetnie wiedziała co wydarzy się za kilka sekund. Coś czego jeszcze nigdy nie doświadczyła. I nagle zaczęła się bać. Że go zawiedzie, że on ucieknie. Że to tylko wytwór jej wyobraźni. Ich usta dzieliły milimetry, ułamki milimetrów. Uchyliła wargi i właśnie wtedy poczuła okropne kręcenie w nosie. Kichnęła tak głośno i tak soczyście, że ledwo udało jej się odwrócić twarz. Poruszyła nerwowo nosem, spoglądając ponownie na Harry’ego. Wpatrywał się w nią ze zdziwioną miną, na którą bardzo powoli nasuwał się uśmiech. Skrzywiła się, pocierając nos i policzki i uciekając wzrokiem.

- Przepraszam. – Wyszeptała w końcu.         

- Chodźmy. – Zaśmiał się, czując na twarzy pojedyncze krople deszczu. Chwycił jej pulchną dłoń, splótł palce i pociągnął delikatnie za sobą. Nic więcej nie powiedział. Nie skomentował tego. Cholernie żałował, że nie mógł jej pocałować. Ale z drugiej strony, może los daje szansę na coś bardziej romantycznego? Poza tym, nie należy się śpieszyć. Prezent, na jaki czeka się tak długo, podoba się i smakuje o wiele lepiej po dłuższym czasie. A ona była dla niego zdecydowanie największym i najpiękniejszym prezentem, jaki mógłby sobie wymarzyć.

- Gdzie mnie ciągniesz po prostu Harry? – Spytała, kiedy zaczęła irytować ją ta niewiedza.

- Teraz będziesz mnie tak nazywać? – Westchnął z uśmiechem. – Do mnie.

- Co? Ale po co? – Zatrzymała się nagle, pociągając tym samym zaaferowanego podróżą chłopaka. Odwrócił się powoli, czując ból w szczęce od ciągłego uśmiechania się.

- Zapraszam cię na gorącą herbatę. – Stwierdził, wpatrując się w jej zdziwione oczy.

- Tego nigdy nie odmówię. – Stwierdziła z radością, dając się pociągnąć.

*

      Usiadła na kanapie, podciągając nogi pod brodę i przyglądając się krzątającemu po całym mieszkaniu chłopakowi. W końcu stanął tuż przed nią. Z puchatym kocem w jednej dłoni i dużym, parującym kubkiem w drugiej. Odstawiając gorącą napój na stolik, zbliżył się i bardzo dokładnie okrył dziewczynę ciepłym materiałem. Wsuwając jego skrawki pod jej biodra, wysunął lekko język, skupiając się na czynności. Zaśmiała się, zaciągając dyskretnie zapachem jego perfum.

- Nie przesadzasz przypadkiem? Przecież nie jest zimno. – Odezwała się, gdy wsuwał materiał kocyka pod jej stopy.

- Nie chce żebyś się pochorowała na mojej zmianie. – Stwierdził z powagą.

- Harry, ale kilka kichnięć nie oznacza.. – Nie pozwolił jej dokończyć, wciskając kubek herbaty w dłonie.

- Masz ochotę coś obejrzeć? – Spytał, przeczesując niedbale włosy i rozglądając się po salonie. – Nie mam telewizora, ale mam laptopa. – Wyszczerzył się głupio. Uwielbiała jego uśmiech. Z każdą sekundą coraz bardziej pragnęła, by nigdy nie znikał z jego twarzy.

Love actually • styles  ✔Where stories live. Discover now