Niecodzienne problemy syna Sn...

By lubie_budyn_01

8.3K 648 4.3K

...czyli jak przypadkiem wskrzesiłem mojego chłopaka. Voldemort zostaje pokonany, jednak dla Alexandra Snape'... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Fioletowy problem
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
miniaturka
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
urodziny Teddy'ego
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33

Rozdział 25

182 12 114
By lubie_budyn_01

Dzień przed ruszeniem na odsiecz Lupinowi, zadzwonił do mnie Harry Potter.

- Wiesz co to?

- Nie.

- Chcesz trochę?

Alphonse spojrzał na mnie uważnie, szukając podstępu. Uśmiechałem się jak niewinny, dobry harcerzyk i doprawdy, chyba nawet Severusek uwierzyłby tym oczom.

- A co to?

Wyszczerzyłem się jeszcze bardziej, przysuwając bliżej chłopaka zielsko. No dalej cnotko, wiesz kiedy ja ostatnio balowałem? Weź trawkę, no weź. Jeszcze chwila i użyję mojej mocy manipulacji.

- No wiesz, takie ziółka. Nic ci nie będzie, przyrzekam. - powiedziałem, z zapałem chwytając się za serce. Elf zmrużył oczy, zagryzając wargę. Nie wiedziałem, że chłopak miał tak mocną głowę. Już sam nie wiem ile właściwie wypił wina, zanim cokolwiek go ruszyło, jednak jak na moje standardy, które zdecydowanie nie były przeciętne, litry lały się i lały. Na szczęście w końcu dałem radę sprawić, że wciągnął się w stan upojenia alkoholowego.

- No nje wiem...

Usiadłem obok bruneta, widząc jak jego opór słabnie. Musiałem mówić głośno i wyraźnie, bo w całej chałupie dudnił Jimi Hendrix. Babcia doszła do wniosku, że opór jest daremny, więc wyniosła się na cmentarz gromadząc siły militarne, żeby w końcu zabrać się za moje wychowanie.

Objąłem chłopaka ramieniem, niczym jego przyjaciel, a nawet brat krwi. Wspólne picie oczywiście jak wiemy zbliża do siebie ludzi. Właśnie otwierałem moje boskie usteczka, żeby wcielić się w przekonującego kumpla, kiedy zadzwonił telefon. Przekląłem pod nosem, wstając. Tak blisko!

Podszedłem do aparatu, zastanawiając się kto też się do nas dobija. Raz zadzwoniła babka z telezakupów, ale zacząłem z nią kręcić, więc się rozłączyła. Uniosłem słuchawkę, machnięciem różdżki ściszając muzykę.

- Halo? - zapytałem, starając się żeby mój głos brzmiał jakbym był wzorowym młodzieńcem zdobywającym wiedzę na temat swoich mocy, a nie zasmarkanym żulem. Cóż, wszyscy wiemy co mi wyszło.

- Alex, ja chciałem...

Nie wiem jakim cudem ten plemnik wygrał. Najwidoczniej James Potter był mocny tylko w gębie. Czasami.

- SKLEJ MORDĘ POTTER, PRZEZ CIEBIE PRAWIĘ WYTRZEŹWIAŁEM TAK MNIE WYSTRASZYŁEŚ! - wrzasnąłem, czując jak moje mroczne serduszko zabiło z trwogą. Przecież ten gryfon to jakiś jest kompletnie bez wyczucia! Co to za śmierć umrzeć ze strachu?! Nie wiem, ale nie dla mnie w każdym razie.

- Ugh, Alex, wiem, że najprawdopodobniej... to znaczy, chcesz mnie zabić... Ale mam wiadomości, które mogą cię zainteresować. Zdobyliśmy informacje na temat tego, że Nott chce wykorzystać dwie osoby jako ofiary... Opis jednej z nich bardzo pasuje do wyglądu Julii Malfoy, ale fretka powiedział, że jej u niego nie ma.

- Do czego zmierzasz, mój kochany braciszku? - zapytałem głosem, który brzmiał jak nóż przejeżdżający po surowym mięsie. Gryfon zasługiwał na miano najskuteczniejszego aurora, co by o kretynie nie powiedzieć, był naprawdę niezły w te klocki. Niestety.

- DOBRZE WIEM, ŻE JULIA MALFOY TO TY! - krzyknął gryfon, sprawiając, że aż mi zadzwoniło w uszach. Merlinie, co za irytujące dziecko.

- Słuchaj Potter, ty krótki chuju. Ja to wszystko wiem, nie jestem jakimś jebanym palantem. Tak się składa, że mam całkiem niezłe kontakty. W końcu jest się tym ślizgonkiem.

Prawdę mówiąc, w końcu napisałem do Delphini list, z pytaniem o to jak się trzyma Teddy. Oprócz tego, że chłopak był cały, dowiedziałem się również, że Nott jednak postanowił dokonać rytuału wskrzeszenia. Nie wiem kogo konkretnie chciał skleić, ale to nie były najistotniejsze fakty. Ciekawszy był fragment na temat tego, że ja oraz moja babcia Lestrange mieliśmy zostać tymi dwiema smutnymi ofiarami w całej ceremonii.

- Tak, tak, ślizgonem. Pomysł poderwania swojego wroga zalatuje mi raczej desperacją.

- Pff, grunt, że jest skuteczny, idioto. Poza tym, to on zaczął.

- I co, było buzi buzi? Jak ty grałeś tą malutką blondyneczkę? Może tak naprawdę nie jesteś złowrogim śmierciożercą tylko kochanym, milutkim chłopczykiem? Jeju Alex, nie musisz udawać, że chcesz kogoś zamordować, skoro twoje cnotliwe serce jest takie dobre.

Wiecie co, ja naprawdę jestem cierpliwy, ale ten wyjątkowy debil, kpiący sobie ze mnie w najlepsze, świetnie się bawiąc, jest po prostu... O Merlinie! Jeszcze chwila i go odwiedzę ze sklapelem w ręku, bez względu na to ile mi za to wlepią.

- POTTER, TY MAŁY ZASRAŃCU, JESZCZE SŁOWO I OPRÓCZ NOTT'A, ZABIJĘ CI CAŁĄ RODZINĘ! KOTA TEŻ!

- No wiesz, rozumiem, że denerwują cię jego kłaki na czarnych ubraniach, jednak uważam...

- ZROBIĘ SOBIE Z NIEGO CHOLERNY KOŁNIERZ, KTÓRY DOSZYJĘ DO PŁASZCZA W KTÓRYM PRZYJDĘ NA TWÓJ POGRZEB.

- Alex, przecież on jest rudy. Ten kolor nie pasuje ci do cery.

- MAM ZAJEBISTĄ CERĘ POTTER, ZOBACZYMY JAKA BĘDZIE TWOJA, KIEDY CIĘ POCZĘSTUJĘ SECTUMSEMPRĄ.

- Hej, to nie było śmieszne.

- CZY JA SIĘ KURWA ŚMIEJĘ?

- Alex, zaczyna mnie boleć ucho, a jednak chciałbym w końcu usłyszeć jak śpiewasz "Bella Ciao" po wychlaniu beczki wina.

Przez chwilę mój mózg trawił informacje, aż w końcu doszedłem do wniosku, że faktycznie ten durny gryfon nigdy nie był przy tym zjawiskowym momencie. To było straszne i niepokojące, bo jak piłem z tym idiotą, to facet padał jak ja byłem w połowie. To było po prostu niedopuszczalne!

- Teraz mój repertuar składa się z hymnu ZSRR, Potter. Czasami wleci Kalinka.

- Ale to chyba po wódce, co?

- Tak.

Przez chwilę trwaliśmy w ciszy, myśląc o wielu sprawach. To prawda, że ten głupi gryfiak był jedną z najbardziej irytujących mnie osób, ale dalej był moim bratem. Nie wiedziałem, że w tamtym momencie chłopak myślał o mnie dokładnie to samo.

- Alex, nie chcę cię martwić, ale wydaje mi się, że Nott jest bardziej cwany niż się nam wydaje. Pozwól sobie pomóc. Powiedz mi chociaż, w jakiej okolicy będziecie, będę w pobliżu gdyby coś poszło nie tak. Poza tym, ty nie jesteś upoważniony do aresztowania...

- Zgłupiałeś? Mam zamiar go zabić, idioto. Aresztowanie nie wchodzi w grę. - powiedziałem spokojnie, nawijając sobie na palec kabel od telefonu. Ta słuchawka ważyła chyba więcej od trumny Tatiany.

Potter przez chwilę milczał, zapewne zastanawiając się, czy woli być dalej irytującym gryfiakiem czy człowiekiem, któremu wybaczę połowę tego co zjebał. W pakiecie jest też odroczenie zastosowania na nim straszliwej śmierci, więc okazja była naprawdę opłacalna.

- Potter, frajerze. Odpowiedz mi na jedno pytanie. Dlaczego zabiłeś Czarnego Pana, a nie zamknąłeś go w pudle tak jak to się stało z Grindelwaldem? Ja ci powiem. Bo wszyscy doskonale wiedzą, że by pierdolony zwiał. Nott już to zrobił, drugi raz też mu się uda.

Potti myślał nad moimi słowami krócej niż zakładałem. Oczywiście to nie znaczyło, że jakoś zmądrzał czy coś, nie no gdzie.

- Weź pod uwagę, że ty też tak jakby zwiałeś z Azkabanu, Alex. - odparł chłopak wolno, sprawiając, że zacisnąłem dłoń na słuchawce mocniej niż zalecał producent.

- Słuchaj, Potter. Musisz coś wybrać. Albo jesteś ze mną, albo przeciw mnie. Określ się w końcu. - powiedziałem niskim głosem, wiedząc, że jeszcze trochę i będę potrzebował na gwałt alkoholu, bo jeszcze zrobię coś, czego później będę żałował. Rzuciłem szybkie spojrzenie na Alphonse'a, który był spokojny jakbym tak naprawdę zamawiał chińczyka, a nie groził śmiercią szefowi biura aurorów. Chłopak pewnie jest przyzwyczajony do o wiele dziwniejszych scenek. Wydłubałem z kieszeni papierosa, zastanawiając się, dlaczego właściwie od razu nie rozłączyłem się z Potter'em, przeklinając go w trzech językach.

- W porządku, masz moje pozwolenie. - odparł gryfon przemądrzałym głosem, specjalnie mnie wkurzając.

- Nie potrzebuję twojego pozwolenia, ty policyjny kundlu. - wywarczałem, czując przez skórę jak Potti się szczerzy, franca jedna. Chciałem dodać listę wyrafinowanych pomysłów na temat tego na ile sposobów mogę go zamordować, ale chłopak nie dał mi nawet zacząć.

- Spotkajmy się, Alex. Chcę dać ci bransoletkę, dzięki której powiadomisz mnie o swojej dokładnej lokalizacji w razie kłopotów. - odparł auror, jak gdyby nigdy nic. Otworzyłem szerzej oczy, czując, że brakuje mi słów. Naprawdę, chciałem tyle powiedzieć, że w końcu mnie przytkało.

- Ty wybierz miejsce. Przyjdę sam oczywiście. I Alex, lepiej żebym wrócił w jednym kawałku.

-------
Tak bardzo, bardzo, bardzo chciałem zlać Pottera. O rany, gdybym mógł to zrobić, przeżyłbym istne katharsis. Uśmiechnąłem się na samą myśl, ale ta zadowolona mina szybko zniknęła, kiedy oberwałem w buźkę jakąś cholerną gałęzią. Zatrzymałem się, patrząc z wyrzutem na durny krzaczor. Droga do tego kolejnego palanta - Smith'a, prowadziła przez ten przeklęty las, była naprawdę okropna i długa. Westchnąłem, ruszając dalej. Niedawno padało, więc z drzew wciąż spadały mi na głowę krople deszczu, a ścieżka stała się rozmokłym błotem. Założyłem kaptur, chcąc mieć już to wszystko z głowy. Pięć minut i spadam, nie wiem czy faktycznie dam radę powstrzymać się przed zamordowaniem Harry'ego Pottera.

Kiedy doszedłem do posiadłości tego maniaka szachów, wciąż powtarzałem w myślach "idź do furtki, do furtki, nie zbliżaj się do tego piekielnego muru, furtka i tylko furtka."

Zaliczyłem kółko przed puchońskim zameczkiem w poszukiwaniu tego cholernego wejścia, ale w końcu na nie trafiłem. Mam wrażenie, że Smith przesuwał je dzięki magii, dusząc się ze śmiechu, kiedy ja łaziłem dookoła zastanawiając się co jest grane. Grunt, że się udało. Dom Smith'a był dobrym miejscem na spotkanie z Potter'em, bo cholerny puchon był zbyt cnotliwy w wielu kwestiach. Nie pozwoli na morderstwo na swoim terenie żadnej ze stron.

Kiedy tylko minąłem furtkę, poczułem wciąganie towarzyszące korzystaniu ze świstoklika, i kilka sekund później pojawiłem się w salonie Zachariasza. Chłopak stał odwrócony do mnie tyłem, patrząc przez okno. Wyglądał jakby zgodził się udostępnić nam miejsce do plotkowania wyłącznie po to, żeby patrzeć na mnie z wyrzutem i wciągać w poczucie winy. Cóż, faktycznie Serafin mógł dostać po nim niestrawności.

- Hej, Smith. Zrobiłeś coś w kwestii twojego niehumanitarnego ogrodzenia? - zapytałem, czarująco się uśmiechając.

Mordercze spojrzenie chłopaka mówiło głośno "ulepszyłem je, żeby następnym razem zeżarło cię na żywca."

- Nie. - warknął czarodziej, mrużąc oczy. Westchnąłem, przeczesując włosy. Rany, co za primadonna, jeszcze gorsza niż Potter. Wciąż był obrażony za to, że jego błękitna krew wylądowała w żołądku jakiegoś okropnego wampira - bandyty.

Podszedłem bliżej mężczyzny, tak, że mogłem spokojnie obserwować widok za oknem. Nawet nie zdążyłem rozpocząć z puchonkiem cywilizowanej rozmowy, kiedy zauważyłem jak ścieżką idzie sobie wesolutko Potti. Zmrużyłem oczy, przyciskając nos do szyby. Smith westchnął, rzucając zmęczone spojrzenie w kierunku sufitu.

- Patrz jak się skubany rozgląda. Dobrze wie, że zaraz posłucha płyt chodnikowych.

- Nie, nie posłucha, Snape.

- Oj weź, Smith. Jesteś okropny.

Blondyn pstryknął palcami i abra kadabra Wybraniec wpadł do salonu, wyglądając na lekko zdziwionego. Na mojej twarzy rozciągnął się parszywy uśmiech, który ni cholery nie chciał przebranżować się na taki ciepły i przyciągający.

- Pooootter, chodź uściśnij braciszka. - powiedziałem, wyciągając w stronę bruneta ręce. Postąpiłem krok do przodu, ale tylko jeden, bo Zachariaszek szybko przykleił moje stopy do podłogi.

- Nie podchodź, Potter. - warknął Smith, przekładając między palcami różdżkę. Gryfon przełknął ślinę, chcąc wyglądać pewniej niż się czuł. Zazgrzytałem zębami, wiedząc, że puchonek przyjął zadanie na poważnie. Debil jeden.

- Chodź, chodź, chyba się mnie nie boisz, prawda? - zapytałem słodziutkim głosem, wiedząc, że naprawdę jak jeszcze trochę się wysilę, to będę grał aniołka w jasełkach.

- Lepiej powiedz czego się dowiedziałeś o swojej mocy od tego przeklętego krwiopijcy, który zginie szybciej niż myśli. - rzucił Zachariasz, siadając w fotelu. Zaplotłem dłonie na piersi, zastanawiając się czy naprawdę chłopak był tak pewny siebie jak pokazywał, czy po prostu nie wiedział jak potężny jest Serafin.

- Cóż, ten wampir jest skarbnicą wiedzy. Dowiedziałem się od niego skąd pochodzi moja moc.

Potter uniósł brwi w szoku, wyglądając jakby wcale nie sądził, iż naprawdę mogę go skrzywdzić. Kurwa mać, aż mnie łapka świerzbi! Merlinie, odklej mnie od tej podłogi, Potti będzie liczył zęby.

- Wow. Daj jakieś konkrety, Alex.

- Cóż, tak jak mówił Smith, jeden ze Snapeów umierał, więc jakiś sprytny Parkinson dostał się do tych podejrzanych ruin. Poprosił o eliksir, który uratowałby mu życie ale substancja oprócz tego, że faktycznie gościa ogarnęła, dała mu moją moc manipulacji. Od czasu do czasu ktoś z naszej rodziny ją otrzymuje, ale jest to kompletnie nieprzewidywalne.

- A ty ją dostałeś bo co?

- No nie wiem, zajebisty jestem i tyle.

Smith prychnął śmiechem, zasłaniając usta dłonią. O rany, czyżby kabelek "księciunio" odczepił się od jego mózgu? Nie, to niemożliwe.

- Alex, weź to. Gdybyś potrzebował wsparcia, wystarczy rozwiązać jeden z nich. - powiedział Pottuś niespodziewanie, wkładając mi do ręki prostą, skórzaną bransoletkę. Miała ona kilka supełków, które zapewne posiadały skoncentrowaną magię, wysyłającą wiadomości. Uniosłem brwi, właściwie mając ochotę uściskać bruneta, ale musiałem zachować mój straszny wizerunek w jak najlepszym stanie.

- Nie wiedziałem, że lubujesz się w błyskotkach, Harruś. Nie masz pojęcia jak bardzo w tym momencie przypominasz Draco.

Zgodnie z moimi oczekiwaniami Potter spojrzał na mnie z nienawiścią, chociaż musiał trochę dopracować tą minę. Uśmiechnąłem się pod nosem, chcąc żeby już wszystko wróciło do normalności.

- Nie ma za co. - prychnął Potter, wstając. - Cóż, będę już się zbierał. Smith, dziękuję za gościnę.

- Ależ proszę bardzo. - odparł chłopak spokojnie, pstrykając palcami. Brunet zniknął jak mydlana bańka. Jestem pewien, że to pstrykanko sprawiało Smithowi mnóstwo frajdy. Pyk, i może poudawać, że umie czarować.

- Patrz, miło czasami porozmawiać nie siejąc dookoła paniki, co Snape? - zapytał Smith, przekładając między palcami różdżkę. Zmrużyłem oczy, zastanawiając się, dlaczego właściwie puchon dalej trzyma mnie w swojej przeklętej chatce.

- Czasami tak.

- Nie wiesz gdzie się podziewa ta wstrętna pijawa? - wymruczał chłopak z pasją, wpatrując się w jakiś punkt przed sobą. Westchnąłem, chcąc po prostu iść spać, byłem totalnie wykończony.

- Smith, nie mam pojęcia gdzie on jest. Ja pomogłem jemu, on mi i tyle. Jeżeli dowiem się czegoś ciekawego to ci powiem, żebyś się już tak nie rzucał, w porządku?

Smith posłał mi ostre spojrzenie, jakby wyczuł jakiś straszny podstęp. Błagam, to że nie powiedziałem mu o naszym szybkim numerku, nie znaczy, że jestem po stronie Serafina. Są mi również mocno obojętni.

- Co was właściwie łączy, co? - zapytał zjadliwie chłopak, patrząc na mnie, jakbym tak naprawdę planował przejęcie władzy nad światem i nie uwzględnił go w swoich obliczeniach. Pochyliłem się w stronę upartego idioty, chcąc zakomunikować mu jedną ważną rzecz.

- Smith, nie wiem gdzie on jest i to powinno ci wystarczyć. Chyba zapomniałeś z kim masz do czynienia.

Czarodziej przez chwilę trawił to co mu powiedziałem, aż w końcu machnął różdżką, sprawiając, że moje stopy odkleiły się od podłogi. Po chwili powiedział jednak coś, co mnie dręczyło później przez dłuższy czas.

- Nie radziłbym ci bawić się we wskrzeszenia. Stracisz więcej niż myślisz. - powiedział chłopak z jakąś podejrzaną goryczą, po czym szybko pstryknął palcami, nie dając mi szansy odpowiedzieć.

Kiedy pojawiłem się przed murem Smith'a, Potter'a już nie było. Czułem się bardzo dziwnie, w mojej głowie biegały niepoukładane myśli, a ja nie wiedziałem którymi mam się najpierw zająć. Ruszyłem w stronę mojego domu, zastanawiając się co miał na myśli Zachariasz. Czy puchon maczał paluchy we wskrzeszaniu? Nie, to niemożliwe. Może złapał jakiegoś czarnoksiężnika, który się tym zajmował i doznał po drodze jakiegoś paskudnego wypadku... Skąd wiedział, że gadałem z nim i w dodatku o czym?

Nie wiedziałem o co konkretnie chodziło i zapewne szybko się nie dowiem. No ale cóż, wystarczy odprawić rytuał... Nie, nie, nie. Snape, najpierw uwolnij Lupina i dopiero później myśl nad resztą samobójczych akcji. Odetchnąłem, czując pod skórą, że już niedługo znowu się spotkamy.

------

Czy wiecie

Czy wiecie co się stanie w kolejnym rozdziale?

Bo ja wiem co

:0000

Continue Reading

You'll Also Like

17.2K 648 47
𝐓𝐡𝐞𝐨𝐝𝐨𝐫𝐚 𝐇𝐚𝐫𝐫𝐢𝐧𝐠𝐭𝐨𝐧 to postać głęboko związana z dzieciństwem Płotek z Outer Banks, która opuściła grono swoich przyjaciół bardzo d...
63.3K 1.3K 60
jest to opowieść o tym jak Hailie trafia do braci jak ma 3 latka.Vincent opiekuje się nią jak córką,nawet kazał Willowi zająć się pracą.jeśli chcesz...
55.8K 6.1K 52
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zacis...
53.3K 2K 44
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...