𝐓𝐎 𝐄𝐍𝐃.♕ TOM RIDDLE ERA

By xxtessxx143

79.4K 3.7K 391

[BRAK KONTYNUACJI} "You're giving up, I'm tired The tug of War that we're playing I'm not giving up in truing... More

MAIN CHARACTERS.
FEMALE SUPPORTING CHARACTERS.
MALE SUPPORTING CHARACTERS.
PROLOGUE.
CHAPTER ONE.
CHAPTER TWO.
CHAPTER THREE.
CHAPTER FOUR.
CHAPTER FIVE.
CHAPTER SIX.
CHAPTER SEVEN.
CHAPTER EIGHT.
CHAPTER NINE.
CHAPTER TEN.
CHAPTER ELEVEN.
CHAPTER TWELVE.
CHAPTER THIRTEEN.
CHAPTER FOURTEEN.
CHAPTER FIFTHTEEN
CHAPTER SIXTEEN
CHAPTER SEVENTEEN
CHAPTER EIGHTEEN
CHAPTER NINETEEN.
CHAPTER TWENTY.
CHAPTER TWENTY ONE.
CHAPTER TWENTY TWO.
CHAPTER TWENTY THREE.
CHAPTER TWENTY FOUR.
CHAPTER TWENTY FIVE.
CHAPTER TWENTY SEVEN.
KONIEC.

CHAPTER TWENTY SIX.

703 26 0
By xxtessxx143

      Gdy otworzyła oczy były one pełne łez. Hannah Kohl, zaciskając dłonie w pięści wpatrywała się przed siebie nieobecnym spojrzeniem. Walburga nawet nie próbowała się odzywać. Ze skupieniem i niemalże śmiertelną powagą, która już dawno przestała być udawana, a stała się jej nierozłączną częścią wpatrywała się w bransoletę na swoim nadgarstku. Oparła się o ramę łóżka z baldachimem w kolorach srebra i zieleni. Co jakiś czas krople wody uderzające o podłogę przyprawiały obie dziewczyny o dreszcze irytacji, chociaż ta druga wciąż zachowywała swoją maskę i starała się tego nie okazywać.

      — Już — mruknęła Hannah i wstała, a zaraz za nią z wrodzoną gracją podniosła się Panna Black.

      Wyszły z dormitorium i przeszły przez korytarz rozdzielający dormitoria dziewcząt i dormitoria chłopców. Blondynka sięgnęła do kieszeni swojego swetra i wyciągnęła z niego swoją różdżkę, której koniec przyłożyła do zamka ze starannie przez nich wybranych drzwi do pokoju, których mieszkańców o tej porze nie miało tam być. Z jej ust wydostało się ciche 'Alohomora', a zamek przeskoczył z głośnym kliknięciem. Brunetka skrzywiła się, nie starając nawet ukryć swojego niezadowolenia z tego faktu. Gdyby teraz ktoś je przyłapał zostałyby wydalone z Hogwartu z kwitkiem, a to było ostatnie, z czym chciała się mierzyć.

      Weszły do środka i zamknęły za sobą drzwi. Dormitorium było pięcioosobowe. Panowała w nim jeszcze mroczniejsza atmosfera niż w ich własnym, chociaż mogłoby się to wydawać niemożliwe. Idealnie zaścieline łóżka prócz jednego, które najwyraźniej należało do Oriona, gdyż zaraz przy nim na stoliku nocnym leżało opakowanie lukrecjowych cukierków, którymi potrafił się najeść za sześć osób i wciąż mu to nie zbrzydło. Poniekąd inaczej sytuacja wyglądała u Walburgi. Była więc pewna, że jeśli dojdzie do ich ślubu i nikt ani nic go nie zakłóci to będzie musiała go utemperować. Nie tylko o sam słodycz chodziło.

      Walburga i Orion Blackowie, chociaż byli rodziną różnili się nie do poznania. Właśnie dlatego ona chciała go zmienić i nastawić na jej własne poglądy, wpoić mu jej własne cechy charakteru, chociaż nie był już dzieckiem, które przyswoiłoby je nawet tego nie zauważając i się nie sprzeciwiając. Mimo to Hannah zawsze wiedziała, że prędzej czy później jej przyjaciółce się to uda tak, jak udało jej się namówić ją na ten gwałtowny krok ku ich własnym i poniekąd nierozsądnym celom.

      — Znajdź zapasowy klucz do drzwi. Jestem pewna, że Mulciber ma jeden u siebie. Ja poszukam różdżki Malfoya — rzuciła jasnowłosa, a Walburdze nie pozostawało nic innego, jak tylko rozpoczęcie poszukiwań w kufrze chłopaka.

      — Nie rób bałaganu. Wystarczy krawat zostawiony nie w tym miejscu i skończymy bez skończonej edukacji w najlepszym wypadku.

      Panna Kohl spojrzała na towarzyszkę tak, jakby za tę uwagę chciała skazać ją na wieczne potępienie. Dokładnie znała ryzyko, nie była przecież skończoną idiotką. Zanim tu przyszły zdążyła obmyślić wszystko na tyle dokładnie, aby nie popełnić jakiejś gafy, która mogłaby je skreślić.

      — W najlepszym będziemy skazane na gniew Toma — poprawiła ją.

      Przez dłuższą chwilę między nimi panowała grobowa cisza, podczas której Walburga skończyła przeszukiwać kufer, w którym nie znalazła niczego prócz ubrań i wielu wycinek z Proroka Codziennego. Gdzieś wśród nich zauważyła nawet numer sprzed dwustu lat dotyczący działacza Gideona Flatworthya. Nie pamiętała dokładnie tej sprawy, lecz pewna była tego, że on wraz z wieloma innymi czarodziejami wyznawali wartości antymugolskie i wraz z założeniem grupy zostali nazwani Accionistami. Niezależnie od ich zamiarów sam fakt, że probwoali rozwiązać sprawę niemagicznych w ten sposób był nie tyle, co śmieszny, ale żałosny i ośmieszający tych, którzy wierzyli w podobne ideologie, lecz znacznie drastyczniejsze i zdecydowanie powinno się ich bać, a nie śmiać się z nich za jego nieświadomą inicjatywą.

      — Nie. Tom nie będzie na nas wściekły. To jest bardziej niż pewne — odparła i pochyliła się obok łóżka. Wyciągnęła dłoń i powoli wsunęła ją między szczeple, a materac, oczekując, że tam znajdzie szukany przedmiot. Nagle jej palce musnęły przyjemnie zimny przedmiot. Powoli chwyciła go między nie i zaczęła wyciągać, gdy nagle wydało jej się, że się o coś zaczepił. Zmarszczyła brwi i uklęknęła stabilnie, aby zostawić rzecz i chwycić materac w obie dłonie. Uniosła go ostrożnie, aby nie zrzucić przypadkiem pościeli i wtedy dostrzegła klucz, który błsynąłw świetle świecy, której ogień tlił się zwiększony na ścianie.

      — Mam nadzieję, że mu nie mówiłaś. Jeśli wszystko pójdzie sprawnie to nikt się o tym nie dowie. Nawet Adelina...

      — Dlaczego tak bardzo zależy ci, żeby akurat ona o tym nie wiedziała? To również jej dotyczy — przewracała blondynce ze stoickim spokojem i sięgnęła po przedmiot. Jednak zanim go wyciągnęła, dostrzegła schowany między szczeblami pergamin. Spojrzała w stronę Hannah, chcąc się upewnić czy jest zajęta swoimi poszukiwaniami i wyciągnęła go bezszelestnie. Był tak pogięty, że z trudem zdołała to w ogóle zrobić.

      — A dlaczego niby ma wiedzieć? Czy ona jest z nami ostatnimi czasy szczera?

      Rozłożyła go ostrożnie i zmrużyła powieki, jakby to miało jej pomóc w odczytaniu słów na nim zapisanych estetycznym pismem.

      — Przyznaj się po prostu, że chowasz do niej urazę za to, że ma powody, aby nam nie ufać — rzuciła jej długie spojrzenie, które nie mówiło dosłownie niczego i zaraz potem wróciła do pergaminu. Wpatrywała się w niego tak długo, że jej podzielność uwagi całkowicie zanikło na tamten moment. I nagle zdołała rozpoznać niektóre litery, a niewyraźnym krawędziom pisma dopasowała odpowiednie znaki. Już wiedziała. Marta Warren.

      — Bezczelnie mnie dzisiaj zignorowała — rzuciła blondynka, wyciągając z czarnego, eleganckiego pudełka różdżkę Abraxasa Malfoya, która przypominałaby najzwyklejszy patyk, gdyby nie wiedza, którą posiadały dziewczyny na jej temat.

      — Bo nie usiadła z tobą na obiedzie?

      — Bo poszła do niego. Myślisz, że nie chciałam jej poinformować o tym, co mamy zamiar zrobić? Chciałam, żeby dowiedziała się jako jedna z pierwszych. Jak sama mówiłaś dlatego, że ją też to dotyczy, ale też dlatego, że jako przyjaciółki powinnyśmy mówić sobie nawzajem o naszych najgorszych zamiarach. Chociażby dla samego faktu, żeby nie było, iż się drugiej nie poinformowało. Shantall już wypadła z gry. Nie chcę, żeby Adelina poszła w jej ślady — nie pierwszy raz Walburga Black słyszała ten ton głosu. Identycznego używała Shelwood, kiedy miała dostać napadu załamania nerwowego połączonego z atakiem agresji. Mimo to mimika twarzy jej towarzyszki nie zmieniła się ani na chwilę, nawet jej oczy dotąd obrazujące wszystkie emocje się w niej kłębiące nie wskazywały na to, aby miała zaraz wybuchnąć histerią. To znaczyło, że tylko grała. Bo była świetną, aczkolwiek niesamowicie niedocenianą aktorką na scenach teatru życia, która nie dostawała własnej kwestii i musiała nauczyć się improwizować. To właśnie doceniała w niej czarnowłosa.

      — Jakim cudem Adelina miałaby pójść w jej ślady? Jeśli uważasz, że byłaby w stanie to zrobić to nie znasz jej na tyle dobrze. Wiesz, co Shantall próbowała zrobić, a Adelina doskonale jest tego świadoma. Wciąż jesteś zdania, że tak się to potoczy? Że zostawi ciebie, mnie i Toma, aby wstąpić na ścieżkę nienawiści, kiedy da się jeszcze kogokolwiek uratować? Bywa głupia, ale nie byłaby w stanie tego zrobić — włożyła kartkę z powrotem pomiędzy szczeble i powoli opuściła materac. Miała klucz. Tylko to się w tej chwili zaczęło liczyć.

      — Ani mi się waż stawiać jego imienia w tym samym zdaniu, w którym wspominasz o mnie. W niczym nie jestem do niego podobna. Nie łączy nas nawet ta sama ideologia. Ze sobą rób, co chcesz, bo wiem, że z twoją rozpieszczoną osobą jest całkiem na odwrót. To ciebie powinna ratować, nie mnie. Powinna ratować jego, nie mnie. Chociaż muszę przyznać, że im szybciej Tom Riddle pomaszeruje w kierunku własnego upadku, tym lepiej dla mnie. Dla nas.

      Walburga uniosła brew, jednak nie drążyła dalej tego tematu. Wiedziała, jak wiele je różni i nie miała zamiaru nawet tego podważać. Chociaż z drugiej nie powinna mieć do niej pretensji, gdyby tylko się na to zdecydowała.

      — Powiedz mi prawdziwy powód. Teraz. Inaczej sama będziesz sobie radzić za kilka minut, a ja doniosę na ciebie odpowiednim osobom.

      — Sama powiedziałaś, że istnieją powody, dla których Adelina miałaby nam nie ufać. Dlaczego więc z tego samego powodu nie mogłabym polegać w stu procentach na tobie?

      — Bo, Hannah — zaczęła, podnosząc się z miejsca. Strzepnęła ze swojej idealnie skrojonej spódnicy niewidoczny pyłek, jakby chciała pozbyć się każdej zewnętrznej skazy, która mogła zachwiać jej wizerunek chłodno idealnej panny z czystokrwistego rodu, który sieje postrach samym wspomnieniem jego nazwiska. — Od teraz siedzimy w tym obie. I to od nas zależy czy to, co nam się wydaje, że może się stać, będzie miało miejsce naprawdę. Chyba nie chcesz ryzykować zmarnowania takiej szansy. Przypomnę ci, że od niej zależy...

      — Skończ. Już wystarczająco powiedziałaś. Ja natomiast chciałabym ci przypomnieć, że ściany mają uszy i roznoszą plotki jak wiatr rusza opadłymi liśćmi na jesień. Czyli gdzie tylko popadnie. Chyba nie chcesz, aby ktokolwiek niechciany się dowiedział, prawda? — zapytała Hannah, ignorując późniejsze „Zamknij się już” ze strony Walburgi.

      Nagle usłyszała kroki, których nie zdołał zagłuszyć gruby dywan wyłożony w korytarzu. Czarnowłosa Ślizgonka szepnęła zaklęcie, które przyniosło za sobą ciemność do dormitorium. Szybko włożyła klucz w zamek i jak najciszej przekręciła. Gdy tylko wyciągnęła go z powrotem, włożyła go do kieszeni, dając przyjaciółce znak, żeby zajęła miejsce po drugiej stronie drzwi. Na chwilę ich oddechy stały się tak płytkie, jakby w ogóle nie oddychały. W oczach Hannah pojawiło się odbicie strużki światła, która wydobyła się ze szpary w drzwiach po tym jak nieznajoma osoba użyła zaklęcia Alohomora. Obie dziewczyny spojrzały po sobie i były pewne jednego. Nie było już powrotu.

〃〞

      — Słyszałam o tym, że próbowałaś pomóc Hannah. Powiesz mi, przy czym dokładnie?

      Rudowłosa odruchowo się skuliła, co nie uszło uwadze Adeliny. Jednak nie postąpiła tak, jak postąpiłaby zawsze – nie objęła młodej dziewczyny w siostrzanym gęście. Spieszyła się, a takie “czułości” zabierały o wiele więcej czasu niż chciałaby stracić. Najbliższe godziny były bowiem najważniejszymi dla kolejnych miesięcy, a może lat jej życia.

      — Cheryl — skarciła ją, gdy Krukonka jej nie odpowiedziała.

      — Tak — włożyła dłonie do kieszeni swojej szaty, zaczynając miętolić dłońmi wewnętrzny materiał. W odróżnieniu do starszej, jej nie udawało się ukryć dużego zdenerwowania, które powoli zaczęło dominować jej przyjazne emocje i uczucia w stosunku do niej.

      — W czym?

      — Bazyliszek.

      W tym momencie, Panna Shelwood zauważyła łańcuch siniaków niczym obroża oplatający szyję rudej Cheryl Mendes. Jej oddech na chwilę się zatrzymał, dopiero po chwili zorientowała się, że go wstrzymuje. Nie odezwała się od razu. Praktycznie zaraz po odzyskaniu w pełni świadomości zapadła się w swoich własnych myślach, szukając odpowiedniej szufladki w umyśle, aby móc odnaleźć w niej odpowiedź. Odpowiedź do sytuacji, w której przypadkowo się znalazła. A Krukonka była znana z tego, że niczym lwica broniła dziewczynki, która temu światu nie była winna żadnej spłaty długów.

      — Shantall Avalon — rzuciła nagle, nawet nie orientując się, że wypowiedziała na głos to, co pomyślała w głowie.

      — Shantall Avalon — odpowiedział jej cichy głosik.

      Adelina w tym momencie znienawidziła ją jeszcze bardziej. Spodziewałaby się po niej dosłownie wszystkiego. Prawie wszystkiego, bo to, do czego się teraz dopuściła przekroczyło jej wyobrażenia. W świetle nowych informacji mogła całkowicie zignorować to, że ją zdradziła. Bycie zdrajcą, a tyranem, który niezależnie od powodu terroryzował dziecko i doprowadzał do jego okaleczenia znacznie różniło się skalą. Tego drugiego nie mogła jej odpuścić, nie ważne ile by odpokutowała.

〃〞

      Wparowała do Pokoju Wspólnego Slytherinu, przerywając gwar, który panował w środku. Spojrzała przelotnie na Toma zanim zniknęła na schodach prowadzących do dormitoriów dziewcząt. Gdy drzwi się za nią zamknęły, para oczu podniosła się na Adelinę sprzed wysokiego lustra postawionego w rogu pomieszczenia.

      — Wiedziałaś, że Shantall skrzywdziła Cheryl Mendes?

      Hannah przerwała zapinanie swojej czarnej koszuli, a jej szczupłe palce schowały się w kieszeniach spódnicy ze szkolnego mundurka. Wydawała się być tak spokojna, jak jeszcze nigdy, chociaż jej nos i kości policzkowe powoli zaczęły się czerwienić. Cokolwiek wiedziała, doprowadzało ją to do stresu.

      — Nie. Uwierz mi, Adelino, nie wiem o czym mówisz...

      — Bazyliszek.

      — Nie jestem prymuską. Ktoś podsunął pomysł. Być może był to ktoś starszy od nas. Co szkodziło mi sprawdzić?

      Adelina cofnęła się o krok, niemalże wpadając na otwarte na oścież drzwi. Odwróciła się gwałtownie, a dostrzegając w nich Walburgę, skrzywiła się na tyle niezauważalnie, że czarnowłosa nie zdążyła tgeo wychwycić.

      — Jakaś Krukonka nie żyje. Znaleziono jej ciało w łazience dziewcząt nad Wielką Salą.

Continue Reading

You'll Also Like

227K 10.2K 49
- Witam piękną panią. Zdradzi mi panienka swoje imię- zaczął lecz mu przerwałam - Daruj sobie Black- i udałam się w kierunku który wcześniej obrałam...
138K 4.1K 157
☆Nie wiedziałem, że masz siostrę, Potter. Oryginal by @Seselina Translation by @zadupiacz
204K 10.8K 37
'Byliśmy popsuci. Byliśmy popsuci, dlatego, że nasza wzajemna nienawiść napędzała nas do działania.' Josie Bennet i Bucky Barnes nienawidzili się od...
5K 233 31
*** - Wiesz, jesteś do dupy. Wszystko jest do dupy. Moje życie jest do dupy, rodzice, brat, wszystko. - Na pewno dobrze się czujesz? - Nie! Nigdy...