Krawat |Ninjago

By silantyis

4K 435 230

Agent CIA od początku zdawał sobie sprawę, w jaki syf stawia swoje nogi. Miał tylko nadzieję, że uda mu się z... More

Prolog
I
II
III
IV
V
VI
VII
VIII
IX
X
XI
XII
XIII
XIV
XV
XVI
XVI
XVIII
XIX
XX
XXI
XXII
XXIII
XXIV
XXV

XVII

103 13 3
By silantyis

Nie mogła pozwolić sobie na jakikolwiek błąd. 

Od ponad tygodnia przebywała ze swoim starszym bratem i jego współpracownikiem w luksusowym apartamencie. Centrum miasta, najwyższy wieżowiec w stolicy. Do dzisiaj nie miała pojęcia, jakim cudem ci dwaj idioci zorganizowali sobie takie miejsce.

Zdążyła się już zorientować, że właścicielem mieszkania jest nijaki Zane Julien. Kojarzyła go z telewizji, chociaż rzadko oglądała programy informacyjne. Nie interesowała się polityką, wolała robić po prostu swoje. Zresztą, dość miała nerwów, by dodatkowo rozpraszać sobie umysł.

Szybko jednak nadrobiła zaległości na temat owej dziedziny. Wystarczyło wpisać w internecie imię i nazwisko polityka, by otrzymać najpotrzebniejsze informacje.

Zane Julien, lat dwadzieścia osiem, przedstawiciel i zastępca prezesa partii o nazwie Liga Ochrony Suwerenności, w skrócie LOS. Reprezentowała liberalny konserwatyzm i co ciekawe, zieloną politykę oraz feminizm. Wysoki mężczyzna, platynowe blond włosy, oczy barwy oceanu, ale znacznie jaśniejsze. Nie widziała nigdy wcześniej bladszej cery. 

A więc orientowała się już, kim właściwie był ten facet. Wciąż jednak nie wiedziała, skąd Kai go znał, ale nie miała czasu, by o tym myśleć.

Nie mogła pozwolić sobie na jakikolwiek błąd. Nie schrzań tego, powtarzała sobie.

- Jadę do pracy.

- Gdzie? — usłyszała głos brata. Stał przy oknie, odrywając wzrok od panoramy miasta. - Do pracy?

- Do pracy. — powtórzyła. Starała się brzmieć beznamiętnie. - Minął tydzień, a ja jutro mam bardzo ważną rozprawę, dobrze o tym wiesz.

- Nawijałaś mi o tym od kilku dni.

- No właśnie.

Faktycznie nie kłamała. Naprawdę miała klienta, który potrzebował ją do obrony. Bardzo chciała się na niej pojawić, ale pojawiłaby się wtedy bez jakiegokolwiek przygotowania. Musiała odwołać spotkanie, ale o tym już nie wspominała Kai'owi.

- Niech przyjdzie tutaj. Będzie znacznie bezpieczniej.

- Kai, ja muszę zacząć normalnie żyć. Jakbyś nie zdawał sobie sprawy, mam pracę i nie chcę z niej zostać zwolniona, tak jak ty — rzuciła.

Szatyn uniósł brew i przyglądał jej się nieznacznie. Od kilku dni nosił te same ubrania - niedbale zapiętą, białą koszulę i czarne, materiałowe spodnie. Nie był zadowolony ze swojego wyglądu, ale Julien podarował im jedynie parę takich samych kompletów.

- Czy ten facet nie nosi niczego w kolorach? — warknął z niezadowoleniem, gdy otworzył walizkę z ciuchami. - To jakieś kpiny.

- Ciesz się z tego, co masz, baranie — mruknął Cole.

Nya również przyjrzała się bratu, wytrzymując wcześniej jego podejrzliwy wzrok. Stał już znacznie pewniej, ale wciąż lekko się pochylał. Gdy dziewczyna dotarła do apartamentu razem z Pixal, Kai'owi dokładnie opatrzono ranę na prawym boku. Przez cały następny dzień leżał w łóżku, chociaż głośno narzekał. Kolejnego ranka nikt już nie miał co do tego cierpliwości i pozwolono mu się podnieść. Od tamtej pory ruchy chłopaka są coraz pewniejsze.

- To niebezpieczne — odezwał się w końcu.

- To ważne — mruknęła z irytacją. - Spieszę się, naprawdę. 

- I co, spotkasz się w tych ciuchach? — popatrzył, mrużąc oczy. 

- Nie. Poprosiłam Mistake, żeby zabrała jakiś strój.

Mistake na dobrą sprawę była dla Ny'i niczym matka chrzestna. Gdy dziewczyna studiowała prawo, starsza kobieta wykładała na tym samym uniwersytecie. Pojawiała się tam rzadko, lecz jej spotkania zawsze powodowały zaciekawienie u studentów. Na drugim roku Smith zaintrygowała sędzinę do tego stopnia, że otrzymała od niej pomoc w dalszym rozwoju.

I tak, od kilku już lat, są ze sobą bardzo blisko. 

- Daj spokój, nie mieszaj jej w to. 

Kai od samego początku za nią nie przepadał.

- Nie zamierzam — wzruszyła ramionami. - Pora na mnie. Czeka już na dole.

Narazie.


Jakimś cudem go przekonała. Odetchnęła z ulgą na samą myśl o tym, jak mało brakowało do porażki. Ranny Kai bywa jeszcze bardziej podejrzliwy niż zwykle.

Naturalnie, skłamała na temat faktu, iż Mistake czekała w samochodzie. Dziwiło ją, że brat jej nie odprowadził, ale to tylko ułatwiało sytuację.

Wsiadła do srebrnego nissana z przyciemnionymi szybami. 

- Dałaś radę?

- Na to wygląda — uśmiechnęła się nieśmiało do siedzącej obok niej dziewczyny, po czym pojazd wydostał się z podziemnego parkingu.

Harumi należała do grupy znakomitych kierowców. Wyglądała, jakby jazda sprawiała jej przyjemność i spokój. Smith popatrzyła przez boczną szybę. Ledwo zdała prawo jazdy za trzecim razem.

- Masz klucze, tak? — zerknęła na towarzyszkę.

- Jasne — srebrnowłosa zmieniła bieg. 

- Oby wszystko tam było--

- Raczej będzie, ale tego nie wiem na pewno — kiwnęła głową. - Znam Cole'a. Zawsze robi kopie wszystkiego, co jest ważne.

- Pewnie ma ze sobą oryginał.

- To oczywiste. Pytanie brzmi, czy druga wersja wciąż jest w jego mieszkaniu.

Musiała przyznać, że ten plan był obrzydliwie nieodpowiedzialny i narażał obie dziewczyny na ogromne niebezpieczeństwo. Ale Nya miała już dość czekania. Czekała kilka lat, a otaczają ją jedynie jeszcze większe problemy. Musiała się ich w końcu pozbyć.

Poznała  Harumi właściwie przypadkiem niecałe dwa tygodnie wcześniej, w miejscu, do którego teraz podążały. Dziewczyna dzwoniła kilkakrotnie do swojego brata, ale ten nie odbierał, a zdawała sobie doskonale sprawę, że jego współpracownikiem był Cole. Znalazła adres młodego dziennikarza i zadzwoniła do drzwi mieszkania, ale zamiast rosłego mężczyzny, spotkała drobniutką dziewczynę.

Wtedy wszystko sobie opowiedziały.

To, że zarówno Kai, jak i Cole, byli uparci jak osły. Srebrnowłosa traktowała Brookstone'a jak brata, więc sytuacje dziewczyn okazały się bliższe, niż mogły przypuszczać. Mieli różne motywy działań, ale wspólny cel, który mógł okazać się właściwie dla całej czwórki zabójczy.

Chciały z tym skończyć same, skoro oni nie słuchali.

Weszły do mieszkania Cole'a. W normalnej sytuacji to miejsce powinno być obserwowane przez policję, ale policja nie miała pojęcia o ostatnich wydarzeniach. Zresztą, ogólnie bardzo mało wiedziała. Chłopcy nie chcieli informować służb, bo uważali, że były skorumpowane, w co Nya nie wątpiła. Z tego powodu musiały zachować ogromną ostrożność , jeśli chciały przeżyć.

W środku panował istny porządek, totalne przeciwieństwo domu Kai'a. Mieszkanie młodego dziennikarza było stosunkowo niewielkie, lecz dzięki jasnym pomieszczeniom, dziewczynie wydawało się odrobinę większe. Nie zdążyła jednak wypowiedzieć na głos swojej opinii dotyczącej wystroju, gdyż Harumi gwałtownym ruchem dłoni wskazała na drzwi po lewej stronie.

- Tam jest jego biuro, chociaż on woli je nazywać koszem.

- Koszem? — Nya zmrużyła oczy. Przytaknęła dziewczynie, po czym weszły do pomieszczenia.

- O kurka — wyszeptała, mrugając kilkakrotnie. 

Ten pokój faktycznie przypominał jeden wielki kosz na śmieci. Pełno zapchanych szafek, półki uginały się pod ciężarem książek, których było bardzo, bardzo, bardzo...dużo. Wszędzie jakieś notatki, pojedyncze kartki na podłodze, obok śmietnika, pod biurkiem, na biurku, za biurkiem. 

- Tak — odezwała się w końcu jej towarzyszka. - Spokojnie. Nikt tego nie zdemolował. Tu jest tak zawsze.

- Niemożliwe, przecież mieszkanie--

- To definicja porządku? Zgadza się. Do tego pokoju nikt nie wchodzi, nawet mnie nie wpuszcza. Przypomina mi trochę jego umysł — skinęła głową, rozglądając się powoli. - Ogrom informacji, wielki bałagan.

Nie mogła temu zaprzeczyć.

Przeszukały wszystkie szafki i sfotografowały każdą notatkę dotyczącą działalności mafii. Większości rzeczy nawet nie czytały, bo gdyby to zrobiły, straciłyby cały dzień. Nya za pomocą telefonu zapisywała wszystkie pliki w jednym folderze. Ostatecznie, po prawie godzinie, cmoknęła z satysfakcją. Każda kartka lub fotografia zostały w owym pomieszczeniu. Nie chciały tego kraść, zdjęcia wystarczą.

- No dobra. Spadajmy stąd. Pora przekazać to w odpowiednie ręce.

~


Jay wyszedł ze Schroniska - budynku, w którym ludzie Garmadona spali. Minął główny dziedziniec, po czym wydostał się na zewnątrz. Rozejrzał się niespiesznie.

Słońce dopiero rozpoczynało swą podróż, odbijając się od horyzontu. Wciąż było jeszcze szaro, chociaż dzień zapowiadał się na bardzo pogodny. 

Ziemie Ojca Chrzestnego obejmowały ogromne pastwiska i długi budynek, stajnię. Znajdowała się daleko od domu mafiozy i jego podopiecznych, a na tle jaśniejącego nieba wydawała się taka beztroska. Podobno Garmadon lubił konie, a hodował je na wyścigi. Walker nie interesował się takimi sprawami, do czasu, gdy nie poszedł obejrzeć owych wierzchowców. 

Wyglądały nieziemsko, musiał przyznać. Wciąż miał w głowie smukłą sylwetkę karego ogiera. Z tego co zapamiętał, nazywał się War Emblem i był czempionem na krótkich dystansach.

Chciałby kiedyś na niego wsiąść i stąd uciec.

Większość ludzi Garmadona jeszcze spało. Tylko w niektórych, pilnie strzeżonych miejscach, czuwali strażnicy. Przypuszczał, że w willi mafiozy każde pomieszczenie miało podłączony monitoring i kilku ochroniarzy. Nie mógł zatem myśleć o jakichkolwiek krzywych zagraniach. Jeżeli chciał przeżyć wraz ze swoją kliką, musiał być cierpliwy.

Nie miał teraz zmiany, ale nikt nie zabraniał mu wychodzić ze swojego pokoju, co trochę Fulgura zaskoczyło. Spodziewał się większego rygoru, zdecydowanych zasad i obserwatorów.

Stał tak jeszcze przez chwilę. Popatrzył ponownie na stajnie, po czym ruszył w jej stronę. Odczuwał potrzebę zaczerpnięcia świeżego powierza, a taki spacer powinen mu dobrze zrobić.

Po kilkunastu minutach dotarł na miejsce. Stajennych jeszcze nie było, ale z korytarzy słyszał cichą muzykę. Rozejrzał się krótko. Po obu stronach bramy znajdowały się kamery, a tuż przy drzwiach stał ogromny ochroniarz. Różnił się od tych z willi i reszty budynków mafiozy. Zawsze nosili czarne garnitury, przy uchu mieli jakieś słuchawki, a na nosie ciemne okulary. W tym przypadku facet otoczył swe wielkie cielsko cienką bluzą polarową, buty nie lśniły od smaru. Jay zerknął krótko na jego pas, przy którym znajdował się pistolet.

- Kim jesteś? — gościu zmrużył oczy. - Stajenni wchodzą o szóstej. Do tej godziny nikogo nie wpuszczam.

Walker uśmiechnął się przelotnie.

- Nikim ważnym, Samukai. 

- Skąd znasz moje imię? — facet zesztywniał. Jay spojrzał krótko na jego idealną łysinę.

- Widzisz, bardzo bym chciał obejrzeć sobie konie. Nic więcej. Myślę, że Garmadon byłby zadowolony, gdybyś mu powiedział, że Fulgur je podziwia.

- Fulgur? — ochroniarz zamrugał kilkakrotnie, dokładnie przyglądając się Jay'owi. - Pokaż nadgarstek.

Walker zaśmiał się pod nosem, kręcąc delikatnie głową. Nie zamierzał się sprzeciwiać. Był dumny ze swojego tatuaża, więc po chwili uniósł dłoń, by tamten się mu przyjrzał.

- Mam ich dużo więcej, jeśli chciałbyś zobaczyć. Mam ściągnąć spodnie. Bardzo byś chciał, mh?

Blade policzki ochroniarza szybko przemieniły się w żywszy kolor. Zarumienił się, a Jay musiał wstrzymywać głośny śmiech.

- Nie mogę cię wpuścić.

- Szkoda — kiwnął głową, nie spuszczając wzroku z faceta, który był od niego znacznie wyższy. - Wielka szkoda. Garmadon raczej nie będzie zadowolony, gdy się dowie, że pieprzysz męskie--

- Dość tego — warknął nerwowo Samukai, rozglądając się prędko. - Możesz wejść na dziesięć minut, nie więcej. 

- A co z kamerami?

- Później usunę to nagranie. Idź, i nie pokazuj mi się więcej na oczy.

Jay ukłonił mu się lekko, po czym wszedł do środka. Warto mieć swoje ptaszki, pomyślał. Ptaszki, które wszystko wyćwierkają. Wciąż je mam.

Korytarz był piekielnie długi, a z tego co pamiętał, gdzieś było przejście na drugi, identyczny. W sumie mogła tu przebywać jakaś setka koni. 

Ruszył niespiesznie do przodu, zerkając co jakiś czas na poszczególne boksy. Na każdych drzwiczkach widniały ozłocone tabliczki z najważniejszymi informacjami o danym koniu. Zatrzymał się, trzymając dłonie w kieszeniach. To miejsce mogłoby być dobrym położeniem na spotkania z jego kliką. Musiał się jeszcze zastanowić, jak miałby je organizować w bezpieczny sposób. 

Przeszedł na drugi korytarz. Większość koni wyglądała jeszcze na ospałe. Co jakiś czas widział ustawione głośniki na suficie, z których wydobywała się spokojna muzyka. Sam mógłby spać, żreć i srać w takich warunkach, pomyślał z goryczą.

Minął wszystkie boksy, na końcu korytarza znajdowało się jedynie parę drzwi. Był ciekaw, co się tam znajduje, więc podszedł bliżej. Jedne były zakluczone, drugie otwarte, ale znalazł tam jedynie paszę. Dopiero gdy dotarł do trzecich drzwi, uniósł delikatnie brew. Dochodziły z nich jakieś dźwięki, czyjeś rozmowy.

- Oszalałeś!

Jay stał jak wryty. To był głos Tox. Kierując się instynktem, a nie rozumem, natychmiast chwycił za klamkę, i, co dziwne, drzwi uchyliły się pot jego pchnięciem. Gdy spojrzał do środka, cały zesztywniał.

To też była jakaś paszarnia, czy jakkolwiek nazwać pomieszczenie z żarciem dla koni. Pełno było snobów siana. Zobaczył te wyróżniające się z oddali, szmaragdowe włosy oraz ciemne odrosty u góry. Siedziała tyłem do niego, cała naga, a na podłodze leżały jej rzucone byle gdzie ubrania.

Ktoś pod nią leżał, jakiś nagi facet. Jay zacisnął mocno szczęki, nie odzywając się przez chwilę. Oni go nie zauważyli. Naprawdę nie zauważyli. Nie usłyszeli, jak gwałtownie wszedł do środka.

Niesłychane.

Kobieta stale unosiła się i opadała, stękając głośno. Całe jej ciało otoczone było w tatuażach kliki. Pochylając się pospiesznie, wymruczała mężczyźnie parę słów.

Wtedy on spojrzał przed siebie i zamarł. Zrzucił Toxikitę z siebie, a ta z jękiem zakryła ramieniem piersi. Również zwróciła wzrok na Fulgura.

- Jay? — zdołała jedynie wyszeptać drżącym głosem, nim Walker zaczął się gorzko śmiać.

- W stajni? Nieźle. Dla mnie tu trochę zbyt mocno jebie. Fajna z niej babka, co? — zwrócił się do faceta. - Ładnie, Morro.

Facet zmierzył intruza ostrym wzrokiem. Jay nigdy wcześniej nie widział bardziej intensywnej barwy oczu. Błyskotliwe szmaragdy obserwowały go czujnie, a ciemne brwi powoli się uniosły. Morro, nazywany przez ludzi z branży "Widmem", należał do grona najemników. Walker znał go od dawna. Zaczynali  swoją kryminalną działalność w podobnym czasie, przez pewien okres uznawali się nawet jako za przyjaciół. Później ich drogi się rozeszły. 

- Szkoda, że nam przeszkodziłeś. Właśnie zaczynaliśmy najlepszą część — uśmiechnął się paskudnie, chociaż dla kobiet nawet w tej sytuacji wyglądałby czarująco. - Jak się miewasz, stary druhu?

Jay nie miał ochoty na igraszki z tym bucem. Popatrzył jedynie na Tox z obrzydzeniem, kręcąc głową, a ta zagryzła nerwowo wargę.

- Proszę--

- Przymknij pizdę, kobieto — uciął jej chłodno, nie spuszczając z niej wzroku. - Chociaż chyba na to już za późno.

Po czym wyszedł z tego brudnego, śmierdzącego pomieszczenia, które nie jebało sianem, a zdradą.


Continue Reading

You'll Also Like

23.4K 769 25
18 letnia Aria Miller zaczyna nowe życie z dwójką swoich braci Paulem i Lucasem. Niestety nowe idealne życie nie jest idealne jak by się wydawało. P...
3K 166 19
Czy Bartek i Faustyna są dalej razem? czy ta miłość przed trwała? dowiemy się tego w tej książce zachęcam do przeczytania
40K 1.4K 29
Nessa Wilson 17 letnia dziewczyna, która uwielbia korzystać z życia. Robi wszystko na co ma ochotę, nie interesują ją problem, i szkoła, lecz jej ro...
96.3K 6.3K 196
Jestem tylko tłumaczem :3 Bycie elitarną nianią jest proste: chronić podopiecznego, przestrzegać zasad i nie przywiązywać się emocjonalnie. Łatwiej p...