You call me sweet like I'm so...

By kelpia

6.3K 249 534

- Wow, Brian...twoje włosy są jak jakiś Harbison, albo...Brie! - Co to w ogóle jest? - Takie ciągnące się... More

Chapter 1
Chapter 2
Chapter 3
Chapter 4
Chapter 5
Chapter 6
Chapter 7
Chapter 8
Chapter 9
Chapter 10
Chapter 11
Chapter 12
Chapter 13
Chapter 14
Chapter 15
Chapter 16
Chapter 18
Chapter 17
Chapter 19
Chapter 20
Chapter 21
Chapter 23
Chapter 24
Chapter 25
Chapter 26

Chapter 22

267 12 35
By kelpia

Jakie to uczucie stać przed lustrem, widząc siebie w pięknej białej sukni ślubnej, sięgającej aż do kostek? Z licznymi koronkami, jednocześnie zachowując umiar... Z welonem długim jak twoje włosy, które spięte w koka zmieniały kształt twej twarzy... W pięknych białych pantofelkach... Czekając aż tata przyjdzie, aby zawieść cię w specjalnie wynajętej limuzynie... Jakie to uczucie, gdy otwierają ci drzwi, a ty idziesz po rozłożonym specjalnie dla ciebie białym dywanie... Widząc zapłakane twarze cioć, których nawet nie znasz... Spoglądając na dwóch cudownych świadków, którzy próbują uspokoić pana młodego... No właśnie, pan młody...Pan May, który wyglądał bardzo szykownie w garniturze, który sami wybieraliście.

Poddenerwowany Brian wysłuchiwał tych wszystkich rad Roger'a i John'a, a gdy zobaczył, kto właśnie wchodził przez duże, drewniane drzwi rozpromienił się, a jego zielono-brązowe oczy zaszkliły się.

Było mi przykro, że Freddie nie przyszedł na ślub. Obiecywał, że zjawi się na weselu, jednak strasznie chciałam zobaczyć jego uśmiech, gdy pomyliłam się w przysięganiu wiecznej miłości, lub usłyszeć śpiewany przez niego psalm. Przynajmniej mogliśmy liczyć na Deaky'iego i Rog'a.

I Courtney Bohnam Lee take you Brian
to be my husband to have and hold
from this day forward
for better, for worse,
for richer, for poorer,
in sickness and in health,
to love and to cherisch,
till death do us part,
according to God's holy law;
and this is my solemn vow.

Moje słowa rozbrzmiały po całym kościele, następnie ze łzami w oczach wysłuchiwałam płynnego recytowania formułki przez bruneta, który ani razu się nie pomylił. Kończąc mówić spojrzał na mnie. Tym samym wzrokiem, w którym się zakochałam. Łagodne, pełne miłości spojrzenie. Tym oczom przyglądałam się w noc, podczas której pierwszy raz się pocałowaliśmy, wyznaliśmy sobie miłość. I chociaż miał już dwadzieścia siedem lat, w jego błyskotliwych tęczówkach, nadal można było dostrzec te dziecinne iskierki pełne niewinności i zaufania.

Po ceremonii wybiegliśmy ze świątyni, rzucając wspólnie bukiet kwiatów, który złapał nie kto inny niż John. Kto wie, kto następny się ożeni? A przypuszczenia, że tą osobą mógł być Deacon były dosyć prawdopodobne, ponieważ ostatnio zaczął się spotykać z taką jedną dziewczyną o imieniu Veronica.

Na weselu czekałam niecierpliwie na pojawienie się Freddiego. Brian'owi także bardzo zależało ma przybyciu przyjaciela. W końcu stał się dla nas bratem.

Mercury pojawił się o dwudziestej drugiej, złożył nam życzenia następnie znów nas opuścił pod pretekstem, że jest zapracowany. Co nas trochę zdziwiło, ponieważ wiedzieliśmy, że Fred zazwyczaj nie upuszcza takich imprez. Byliśmy niemal pewni, że za tym wszystkim stoi Paul. Ponieważ odkąd się pojawił Freddie stał się jakiś inny. Nie przypominał już dwudziestoparoletniego chłopaka, którego poznaliśmy ponad cztery lata temu. Myśleliśmy wtedy, że będziemy już na zawsze swoimi przyjaciółmi, zawsze i na zawsze razem. A dziś mamy dwadzieścia siedem lat i jednego a nas nie ma na jednym z najważniejszych dni w życiu.

SKIP TIME

Wraz z John'em, Roger'em i Brian'am czekaliśmy na zjawienie się Mercury'ego. Przyzwyczailiśmy się do tego, więc nadal siedzieliśmy na skórzanych kanapach pogrywając na instrumentach lub zapisując próby pisania piosenek. Oparta o ramię mojego męża i obserwując jego grę na Red Special poczułam ból w moim brzuchu. Straszne gniecenie powodowało chęć oddania wymiotów. Najwyraźniej brunet to zauważył.

- Courtney, - spytał odkładając gitarę - wszystko dobrze?

Wstałam z kanapy i skierowałam się ku wyjściu z pomieszczenia, mówiąc;

- Tak, tak. Wszystko dobrze. Tylko lekko boli mnie brzuch.

- Ale gdzie idziesz? - May podszedł do mnie, położył swoją rękę na talii i dotknął delikatnie miejsce bólu - Nie lepiej, żebyś się położyła?Może ci coś przyniosę, albo najlepiej odprowadzę cię do mieszkania. I może tam z tobą zostanę, co? Jak wolisz?

Troska chłopaka bardzo mnie wzruszyła. To miłe i urocze, że tak mu zależało na moim samopoczuciu.

- Nie, nie musisz. - wysiliłam się na lekki uśmiech, a po chwili dodałam - Ale najlepiej będzie, jeśli wrócę do domu.

- Odprowadzę cię.- stwierdził Brian i złapał mnie za rękę. Gdy skierowaliśmy się ku wyjściu, Taylor zażądał wyjaśnień, a po wytłumaczeniu mu zaśmiał się:

- A co ty, Courtney, w ciąży jesteś?

I wtedy coś sobie uświadomiłam. Od pewnego czasu Freddie bardzo często urządzał różne przyjęcia nawet z tych najbardziej błahych powodów, jak wygranie wyborów na wójta wsi, której nazwy, nawet on sam nie pamiętał. Za każdym razem zapraszał nas, jednak, no nie zawsze udawało nam się dotrzeć. Powodów było dużo: praca, dodatkowy kierunek studiów, a nawet chęć spędzenia wieczoru tylko we dwoje. Tego dnia postanowiliśmy jednak pójść na imprezę. Niestety Rog, Deaky i Veronica (po roku z godnie z moimi przypuszczeniami zawarli ze sobą związek małżeński) nie mogli uczestniczyć, więc byliśmy skazani na siebie lub na Fred'a i na nasze nieszczęście na jego wiecznego przydupasa - Paul'a Prenter'a.

Ubrałam się w bordowa sukienkę na ramiączka, która była do kolan. Moje ramiona okryłam lekkim białym sweterkiem. Zaczesałam swoje włosy i lekko się podmalowałam. Niby na co dzień tego nie robię i w praktyce ani tego nie potrafię, ani za bardzo lubię, to muszę przyznać, że było warto, choćby, aby zobaczyć minę Brian'a na mój widok.
Ubrany w elegancką, białą koszulę wytrzeszczył swoje oczy, co wprawiło mnie w lekki dyskomfort, pomimo tego uważałam to za zabawną sytuację.

- Aż tak źle? - zaśmiała się

- Nie, nie. - ocknął się - Raczej, aż tak dobrze...

- Dziękuję. - uśmiechnęłam się - Ale jednak przyzwyczaiłeś się do tej mnie, w dzwonach i kolorowych T-shirt'ach, prawda?

- No tak. Zazwyczaj widzę tą śliczną Courtney, a dzisiaj mam przed oczami najpiękniejszą dziewczynę w całej galaktyce. Wyglądasz bajecznie. -delikatnie mnie pocałował, po czym złapał mnie za talię i powędrowaliśmy na przyjęcie.

Przywitał nas Freddie, za którym stał Prenter. Uściskał naszą dwójkę i zaprosił do salonu, a raczej sali balowej. Usiedliśmy z wąsatym przy barku i wdaliśmy się w pogawędkę. Przez jakieś piętnaście minut, ponieważ Mercury musiał iść zabawiać pozostałych gości. Przynajmniej tak twierdził Paul.

Zostaliśmy sami, rozmawiając o naukowych pierdołach. Brian o kosmosie, ja o florze i faunie. I chociaż kompletnie nie wiedzieliśmy o czym konkretnie rozmawialiśmy, było nam dobrze. Atmosferę podgrzewał pity przez nas alkohol. Nawet pity w małych porcjach finalnie prowadzi w stan upojenia, czy tam zwanego odurzenia.
Zaczęliśmy się śmiać z ludzi, którzy zachowywali się absolutnie normalnie. Na przykład z zakochanych, którzy nieskutecznie próbowali stworzyć romantyczną atmosferę. Naszą zabawę przerwał nam głos Fred'a informujący o tańcu dla par. Wraz z chłopakiem ignorowaliśmy to kompletnie i dalej wyśmiewaliśmy się z innych. Od naszego wesela, (które odbyło się trzy lata temu) żadne z nas nie tańczyło. Ewentualnie ja wykonywałam dziwne i podejrzane ruchy przy przygotowywaniu posiłku w rytm piosenek wypuszczanych ze starej szafy grającej (prezent ślubny od Mercury'ego), ale to nieistotne.

Wąsatemu nie podobała się nasza postawa, ponieważ jak się potem okazało zaplanował tą zabawę specjalnie dla nas. Siłą zaciągnął nas na parkiet, a gdy puszczono "Time of my life" wszystkie pary zaczęły synchronicznie poruszać się w dźwięk melodii. Kompletnie nie wiedząc, co mamy robić próbowaliśmy odtwarzać ich ruchy. Mój partner szybko podłapał o co chodzi w tym tańcu, więc przysunął się, złapał mnie za talię i zaczął prowadzić. Do tej pory myślałam, że robiliśmy to dla żartu, ale gdy zauważyłam, że chłopak się już nie śmieje głośno, jedynie delikatnie się uśmiecha postanowiła także wziąć to na poważnie. Pan May lekko się poruszał i naprowadzał moje niezgrabne próby tańczenia.

- Naprawdę bardzo ładnie dziś wyglądasz. - szepnął uwodzicielsko, wywołując przyjemny dreszcz na moich plecach

- Ty także wyglądasz całkiem nieźle, uwielbiam ciebie w tej koszuli. - przyznałam, jeszcze bardziej przybliżając się do bruneta

- Wiesz, że jesteśmy pijani... - zarechotał, a ja wybuchłam tak głośnym śmiechem, że inne pary odwróciły się niesmacznie przypatrując się nam, ale my kompletnie ignorowaliśmy ten fakt. W tej chwili ważna była tylko nasza dwójka.

Gdy usłyszeliśmy, że koniec piosenki już nadszedł, a mikrofon przejął Paul postanowiliśmy, że pora już wracać do domu. Było już grubo po północy, więc to była pora idealna na krótki spacer w świetle księżyca i latarń.

- Ale wiesz, że księżyc tak naprawdę się nie świeci? - spytał Brian - On tylko tak jakby "odbija" światło wytwarzane przez słońce.

- Tak skarbie, powtarzasz mi to za każdym razem, gdy widzimy pełnię. - zaśmiałam się

- Ja i tak wiem, że ty to kochasz. - stwierdził, po czym złączył nasze usta w pocałunku, który po chwili stał się co raz bardziej namiętny

- Dobrze, teraz chodź, potem najwyżej dokończymy. - kończąc, złapał mnie za rękę i zaprowadził do mieszkania.

Kiedy drzwi zostały zamknięte, zielonooki chwycił mnie za talię i zapytał "Czy teraz możemy dokończyć?", po czym wpił się w moje usta.


Powoli, a jednak tak szybko rozpinałam jego koszulę...

Nasze ubrania były porozwalane po całym pokoju...

Pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne...

Składaliśmy je nie tylko na ustach...


- Courtney? Idziemy? - słyszałam głos mojego męża

Momentalnie ocknęłam się, a wszystko stało się wiadome. Ja... musiałam iść szybko do apteki.

- Tak, znaczy...nie. - powiedziałam szybko - Ja pójdę sama, ty zostań sobie i czekaj na Freddie'go.

Pożegnałam się ze wszystkimi i powędrowałam do pobliskiego sklepu z lekami i chyba wiadomo po co dokładnie.

SKIP TIME

Z niecierpliwieniem wyczekiwałam, aż brunet pojawi się w drzwiach, ponieważ miałam coś mu bardzo ważnego do powiedzenia, a gdy wszedł do mieszkania, wypaliłam:

- O KURDE, JUŻ JESTEŚ. - no za dobra w budowaniu napięcia, to ja nie byłam

- Emm... Coś się stało? - zaśmiał się, po czym pocałował mój policzek na przywitanie

- CO. NIE. OCZYWIŚCIE, ŻE NIE. - wyrecytowałam jak robot, próbując się nie uśmiechać

- Ok, widzę, że coś ewidentnie jest na rzeczy, ale przejdźmy do ważniejszej kwestii. - chłopak spoważniał i po chwili zapytał się - Wszystko już dobrze, może nadal się źle czujesz?

-Ja się wyśmienicie czuję, ale wiem, a raczej podejrzewam, z jakiej przyczyny mógł mnie boleć wcześniej brzuch. - powiedziałam już normalnie, ale nadal nie mogłam powstrzymać uśmiechu

-No to, opowiadaj. - loczek spojrzał się na mnie wyczekująco

- ALE HEJ, NIE WOLISZ NAJPIERW ZJEŚĆ, ALBO COŚ? - natychmiastowo się ponownie zestresowałam

- Courtney! O co do cholery chodzi? - Bri najwyraźniej się zirytował, ale przez sposób w jaki mówiłam te słowa nie mógł się na mnie złościć, więc także parsknął śmiechem

- Więc... Brian, - przegryzłam wargę - zastanawiałeś się jak to jest być rodzicem?

- Co?- May zmarszczył brwi

Kurcze, taki mądry, a jednocześnie tak bardzo nie domyślny.

- No wiesz, bo jest pewne bardzo prawdopodobne prawdopodobieństwo, którego nie powinniśmy wykreślać... - zaczęłam kombinować nad wypowiedzią, ale gdy zobaczyłam minę mojego partnera, postanowiłam zaprzestać -Nobojestemwciążyalenowiesznigdynicniewiadomo, prawda?

- Słucham? - niestety nie zrozumiał...Pewnie dlatego, że mówiłam to naprawdę szybko

- Dobra, - westchnęłam i postanowiłam przyznać się chłopakowi - Brian... Będziesz tatusiem.

Zszokowany stał tak przez pewną chwilę, a następnie rzucił się na mnie podnosząc i mocno przytulając do siebie. Po chwili jednak odskoczył, pytając czy na pewno nic nie zrobi dziecku, po uzyskaniu odpowiedzi, że pewnie nie, dotknął mojego brzucha i kontynuował zadawanie swoich pytań:

Jak ? Kiedy? Bliźniaki? Który tydzień? A miesiąc? Mam być przy tobie?

- Wow, przejmujesz się tym bardziej niż ja. - zaśmiałam się - Otóż, pamiętasz tą imprezę u Freddie'go... Chyba właśnie po niej...my...

- O Jezu... Nie wierzę. - przytulił mnie jeszcze raz, a jego głos zaczął się łamać.

Kochałam tego człowieka. Nawet nie krył swojego wzruszenia tą sytuacją.


- 1904 słowa


A tu mamy takie sprostowanie wiekowe bohaterów: Brian i Courtney mają tyle samo lat (1947 rok) i gdy zaczyna się akcja mają 22 - 23 lata. Później mija rok i liczą już tak ok. 24. Po trzech kolejnych latach (1974) pobierają się mając 27 lat. Następnie mija jeszcze jeden cykl (trwający także 3 lata) i na świat przychodzi ich pierwsze dziecko - Jimmy May (ok. 1989) To na razie tylko tyle . Bo tylko tyle mogę napisać, aby nie wyspoilerować wam czegoś.

Continue Reading

You'll Also Like

898K 32K 56
Życie pewnej samotnej alfy i samotnej omegi ****************************************** sceny 18+ przekleństwa YAOI nie lubisz nie czytaj! HAPPY END!
93.8K 431 16
One shoty 18+ . W większości kobieta z kobietą, mogą się pojawić też inne, ale bądźmy szczerzy... ✨Women✨ Bo "próżno w winie albo we śnie szukasz uci...
223K 6.2K 49
Dziewczyna, która w swoim życiu dużo przeszła. Czeka, żeby ktoś ją wziął do siebie i obdarował miłością, której nikt nie nauczył. Gdy pojawia się tró...
3.3K 185 29
W opowieściach mogą pojawić się przekleństwa.Całość odchodzi od fabuły.