Krawat |Ninjago

By silantyis

4K 435 230

Agent CIA od początku zdawał sobie sprawę, w jaki syf stawia swoje nogi. Miał tylko nadzieję, że uda mu się z... More

Prolog
I
II
III
IV
V
VI
VII
VIII
IX
X
XI
XII
XIII
XV
XVI
XVI
XVII
XVIII
XIX
XX
XXI
XXII
XXIII
XXIV
XXV

XIV

107 13 4
By silantyis


Życie go po prostu wkurwiało, mówiąc delikatnie.

Stracił pracę, której się poświęcał w różnych aspektach. Został zawieszony, ale najpewniej już nie otrzyma drugiej szansy. A więc jest stracony. 

Bezrobotny.

Stracił zadanie, misję, której się oddał bardziej, niż przypuszczał. Nie mógł już kontynuować pościgu za kryminalistami. A więc jest stracony.

Bez celu.

Stracił partnera, który naprawdę był jego partnerem. Porozumiewali się wspólnym językiem i chcieli tego samego dla stolicy. Nie mógł się już z nim zadawać. A więc jest stracony.

Bez kumpla.

I jakby tego było mało, przy drzwiach zastał swoją młodszą siostrę.

- No nareszcie. Ile można na ciebie czekać? Powinnam wyrobić sobie klucze do tego mieszkania — mruknęła z irytacją, na co Kai przewrócił oczami. - Jak ty w ogóle wyglądasz, co?

- Nie mam nastroju do rozmowy — powiedział tylko i wyciągnął z kieszeni miedziany klucz. - Miło było cię widzieć. A teraz do widzenia.

- Oh, jak mi przykro, że musisz choć chwilę mnie znosić! — machnęła ręką, która przyozdobiona była barwnymi koralikami. - Też mi się nie podoba, że tu jestem.

Kai popatrzył na kobietę ze znużeniem.

- Więc... miło było? — otworzył drzwi i wszedł do środka z ociąganiem.

No, może się trochę napił. Nie zdążył zamówić następnego drinka, bo Nya wydzwaniała do niego kilkakrotnie. 

Siostra weszła do mieszkania tuż za nim.

- Co za syf. Widzę, że nic się nie zmieniło. Wciąż nie potrafisz odłożyć rzeczy z powrotem na miejsce--

- Po co tu przyszłaś? — burknął z irytacją, odwracając się w stronę Nyi.

Dziewczyna zwróciła wzrok w jego stronę, krzyżując ramiona. Stała w czarnym płaszczu. Intensywnie czerwone usta wyróżniały się na jej bladej twarzy o delikatnych rysach. Ścięła znowu włosy. Znowu. Nie zauważył pierścionka zaręczynowego, którym się tak szczyciła poprzednim razem.

- Zwolnili cię — popatrzyła. - Za nieprzestrzeganie zasad.

- Źle zinterpretowali moje działania.

Nya wybuchnęła nagłym, krótkim śmiechem. Smith zmarszczył brwi, wpatrując się  siostrę.

- A to dobre! — przetarła twarz, by powstrzymać chichot, po czym jej twarz skamieniała. - " Jestem Kai. Łamałem prawo ale chuj z tym, bo źle zinterpretowali moje działania. Jebać policję " wyburczała.

Szatyn wywrócił oczami.

- Spadaj stąd, Nya. Pierwszy i ostatni raz to mówię — ruszył do kuchni.

- Oh — wymamrotała. - Jasne. Ty się możesz ze mnie wyśmiewać całe życie, ale gdy ja powiem coś na twój temat, to nie chcesz mnie na oczy widzieć?

- Dokładnie.

- Zrób mi drinka — ściągnęła płaszcz i usiadła na kanapie. - Coś czuję, że zostanę tu na dłużej. I że będzie ciekawiej, niż przypuszczałam.



~

Nie myliła się tak bardzo.


- Jak ja cię, kurwa, nienawidzę!

- I twoje szczęście! Gówno mnie to obchodzi, idiotko!

Wystarczyło poczekać piętnaście minut. Kai nie potrafił utrzymać języka za zębami. Ostatnie dni były dla niego wyjątkowo okrutne, a teraz pojawiła się jego siostra, ciągnąca w nieskończoność zarzuty z przeszłości. Smith miał tego po prostu dość.

- Dlaczego ty zawsze musisz coś zjebać!? Załatwiłam ci tą pracę z myślą, że wrócisz na--

- Wcale mi jej nie załatwiłaś! — warknął głośno, zaciskając pięści. - Sam ją zdobyłem, kiedy to ty skakałaś z zasranego kwiatka na kolejny zasrany kwiatek! 

- Robiłam to, żeby nam pomóc! — wrzasnęła. Jej twarz zrobiła się purpurowa. - Ktoś w końcu musiał dorosnąć!

- Przestać pierdolić takie głupoty! — z przypływu emocji Kai rzucił pustą szklanką prosto w ścianę za siostrą.

Nya krzyknęła, gdy zobaczyła przedmiot tuż przed sobą. Odskoczyła na bok, a gdy szkło się już rozbiło, ukucnęła. 

Kai zrobił krok do tyłu, przełykając ślinę. Dopiero wtedy ocknął się z amoku, w którym trwał przez te kilka minut. Rzucił we własną siostrę szklanką. Przetarł twarz nerwowo i ruszył niepewnie w jej stronę.

- Nya, ja przepra--

- Nie zbliżaj się do mnie — wstała gwałtownie, spoglądając na niego z paniką w błękitnych oczach. Sięgnęła natychmiast po swój płaszcz i niezdarnie nałożyła go na swoje ramiona. Dłonie kobiety drżały.

Kai westchnął ciężko. Nagłe poczucie winy przywarło do niego, przez co ledwie mógł cokolwiek powiedzieć. Odprowadził wzrokiem Ny'ę do drzwi wyjściowych.

Przez jedną chwilę widział niewielki tatuaż na jej karku. Druczkiem napisane było "phoenix ". Smith zagryzł mocno wargę.

Pamiętał, oczywiście, że pamiętał. Nya miała wtedy osiemnaście lat, on dwadzieścia. Stała się pełnoletnia miesiąc wcześniej. Od dłuższego czasu pieprzyła mu w kółko o tatuażu.

- Musimy zrobić jakiś wspólny, Kai! — oznajmiła radośnie.

- Po moim trupie... dobrze wiesz, że boję się igieł — szturchnął nastolatkę w ramię.

Nie posłuchała. Jasne, że nie. Któregoś ciepłego dnia nie wróciła do mieszkania od razu po szkole. Co było dość dziwne, ale Kai nie przejął się tym zbytnio.

Dopiero wieczorem pożałował własnego podejścia.

- Nya-- ty, matko, czy ty zwariowałaś? Na karku?!

- Na karku — powtórzyła, uśmiechając się szeroko. - Podoba ci się? Zarabiałam na niego przez kilka miesięcy.

Po czym zrobiła sobie niezdarnego koka z długich jeszcze włosów, a następnie odwróciła się do brata plecami. Czerwone ślady po świeżym zabiegu sprawiły, że Kai odwrócił wzrok.

- Dlaczego akurat phoenix? — spytał niechętnie.

- Bo się odrodzę. My się odrodzimy — spojrzała na szatyna. - Jak feniks z popiołów.


Przetarł powoli twarz i podbiegł do siostry. Chwycił ja za ramię tuż przed drzwiami. 

- Naprawdę przepraszam. Nie chciałem ci zrobić krzywdy.

Nya nie zwróciła wzroku w jego stronę, intensywnie wgapiając się na swoje stopy. Pociągnęła nosem.

- Cholera jasna, jestem tutaj po to, żeby cię chronić — uścisnął delikatnie jej dłoń. - Tego chcieliby rodzice.

Na samą tylko wzmiankę o nich Nya zapłakała żałośnie. Smith wziął głęboki wdech i przytulił dziewczynę do siebie. 

- Miałaś rację — dodał. — Wszystko psuję. Ale to się zmieni. Obiecuję ci to.

Musiała minąć dłuższa chwila, zanim Nya w końcu się odezwała, odchylając głowę lekko w jego stronę.

- Nie mścij się na nich, błagam cię, Kai. Wystarczy mi, że zabili naszych rodziców. Nie chcę stracić i ciebie.

- Tak — pod nosem. — Spróbuję.

- Spróbujesz?

- Obiecuję.

Po czym Nya przymknęła z ulgą powieki, opierając się o pierś Kaia, nieświadoma, że  głowa dziewczyny niemal dotyka tatuażu identycznego, jak na jej karku.

I że za drzwiami stał zdezorientowany Cole.

Młodzieniec zabrał głęboki wdech. Postanowił przyjść do partnera w najmniej oczekiwanym momencie. Usłyszał pewien fragment rozmowy, sztywniejąc przy tym lekko. W ciągu tych kilku chwil poznał motywację Kai'a - powód, przez który tak bardzo mu zależy na schwytaniu Piratów. Podrapał się nerwowo po włosach. Nie miał zbyt wiele czasu. Decyzja musiała zostać podjęta jak najszybciej, dlatego, nie owijając dłużej w bawełnę, zapukał do drzwi.

Niemalże od razu ów wrota uchyliły się, a za nimi zastał partnera z siostrą. Wyglądali na bardzo zdezorientowanych. Dziewczyna otarła pospiesznie twarz, po czym odsunęła się na bok, ukrywając za plecami starszego brata.

Kai zmrużył oczy.

- Co ty tu robisz? — mruknął. W jednej chwili jego wzruszenie przemieniło się w nieustępliwą obojętność.

- Mh, cześć, i-- cześć — zerknął na kobietę. - Jestem Cole.

Ta przytaknęła niepewnie. Jej oczy były zaczerwienione.

- Nya.

Smith obserwował chłopaka uważnie spod zmrużonych powiek.

- No? 

- Oh — brunet ocknął się momentalnie. - Słuchaj, to bardzo, bardzo ważne. Musimy jechać. Teraz — dodał z naciskiem.

- Jechać? Nigdzie się stąd nie ruszam. Co ty ode mnie oczekujesz? Już nie pracujemy razem — wzruszył ramionami.

- Kai — burknął dziennikarz. - Do cholery, ja nadal cię potrzebuję. I dobrze wiem, że ty mnie również — spojrzał, na co szatyn odwrócił wzrok. - Staram się, naprawdę. Próbuję odzyskać twoją posadę. Ale sam tego nie zrobię.

- Kim jesteś? — odezwała się w końcu Nya. - Agentem?

- Nie. Jestem dziennikarzem, który potrzebuje agenta. A nigdzie lepszego nie znajdę, niestety.

Dziewczyna podeszła bliżej z zaciekawieniem, a może i z nadzieją. 

- Jak chcesz mu pomóc?

- To miłe, że pytasz, naprawdę. Ale my nie mamy czasu. Rozmawiałem dzisiaj z Pixal. Dostała wiadomość od jakiegoś gościa, że coś się stało w siedzibie Piratów. Coś złego. Od kilku godzin jest tam cisza jak makiem zasiał i podejrzewają--

- --Jedziemy.



~


Fulgur chodził nerwowo wzdłuż bladych ścian pomieszczenia. Bolobo siedział na kanapie, obserwując swojego przywódcę uważnie. Wszedł do budynku kilka minut po tym, jak szef kliki zastał ją martwą co do jednego członka.

- Przykro mi, j-ja nie wiedziałem, że do tego dojdzie — jąkał się bez przerwy Rufus. - Serio--

- Przymknij się — warknął Pies, gotowy do uderzenia zdrajcy prosto w twarz. Ten w odpowiedzi odchylił się ze strachem w oczach na bok.

Jay zabrał głęboki wdech. Wpatrywał się w poszczególne, martwe ciała w ciszy. Nie odezwał się słowem od kilku minut. 

To się nie mogło wydarzyć.

Przymknął powieki. Dlaczego pozwolił sobie na popełnienie tylu błędów? Nie posłuchał Flintlocke'a, zignorował prośby Toxikity, a co najważniejsze, nie docenił przeciwnika.

Przez wiele lat Piraci stali na wyżu hierarchii przestępczej w mieście. Jeżeli otrzymywali jakiekolwiek pogróżki, szybko były one likwidowane, licząc w tym nadawców.

Zdarzały się potyczki. Oczywiście, że tak. Nierzadko tracił ludzi z powodu wyraźnych niedomówień. Ale nie na taką skalę.

Okazali się silniejsi.

A Kapitan został bez załogi.

- Szefie? — wymamrotał w końcu z zaniepokojeniem w oczach Bolobo. - Słońce zachodzi. Co robimy?

Jay zawahał się przez chwilę. Uniósł w końcu swój wzrok na okno, obserwując ognistą gwiazdę.

- Wyjdę im na spotkanie.

- Co? Szef zwariował? Sam przeciwko całej, do cholery, mafii?

- Dobrze słyszałeś — odparł beznamiętnie.

Rufus głośno przełknął ślinę.

- Szef tego nie przeżyje.

- Możliwe —wzruszył ramionami. - Ale nic innego mi nie pozostało. Oni mają Tox. Policzyłem ciała. Brakuje jednej trzeciej członków. Muszę tam iść.

- Ale co ze mną?

- Zaopiekujesz się naszym gościem — zmierzył surowym wzrokiem Rufusa. - I ukryjesz z nim. Jutro zakomunikuję moje przyjście. Do tego momentu muszę wszystko dokładnie przemyśleć.

Musiał ich uwolnić za wszelką cenę.

Słońce niemal całkowicie ukryło się za horyzontem. Jay stał pod ścianą w zastanowieniu, wpatrując się w zegar. W głowie miał tylko obrazy poszczególnych tortur stosowanych na jego członkach kliki, którzy prawdopodobnie byli uwięzieni u mafiozy. Widział gwałcone przez tych posranych zasrańców piratki, pobitych piratów, cierpiącą...Tox. To właśnie ona rodziła w nim najintensywniejsze myśli. Samo wspomnienie jej gładkich, gęstych, szmaragdowych włosów, które pachniały dojrzałą wiśnią sprawiało, że Fulgur spiął wszystkie swoje mięśnie. 

Jak mógł ich tak zostawić, wiedząc, że wróg czyha?

Jak mógł zostawić klikę bez przywódcy?

Bez Flintlocke'a został żałosnym cieniem Jay'a Walkera.

- Cholera, ja nie mogę na to patrzeć, naprawdę — biadolił bez przerwy Rufus, rozglądając się nerwowo. - Te trupy, to s-straszne. Posprzątajmy je, zaraz tu będzie nimi tak jebać...

- Bolobo — mruknął szef, obserwując dwójkę, która siedziała na podartej, poplamionej krwią kanapie. - Zaprowadź go do pokoju gościnnego.

- Się robi — Pies wstał, szarpiąc za ramię spaślaka. Szedł wzdłuż korytarza, starannie omijając ciała martwych przyjaciół. Rufus zerknął na Fulgura z wdzięcznością, nieświadom, co go czeka.

Jay został sam na cmentarzu.

Zabrał głęboki wdech.

Ów pokój gościnny znajdował się pod ziemią. Piraci na samym końcu korytarza zrobili niegdyś specjalne pomieszczenie, które było stale pod nadzorem Psów. W podłodze znajdowały się metalowe drzwiczki. Do nich wrzucano więźniów. Pięć metrów na pięć. Tyle miejsca miał poszczególny więzień, w totalnej ciemności i chłodzie. W izolacji. Takich dziur w ziemi było dziesięć. Zdecydowanie starczało, najtwardsi wytrzymywali maksymalnie trzy tygodnie.

Ten sposób tortury wymyślił Flintlocke. Nie podzielał entuzjazmu Jay'a, gdy rozcinał gardła wrogów w charakterystyczny sposób, nazywając to później krawatem.

Fulgur rozejrzał się po ogromnym salonie. Mafia z niego zakpiła, używając jego sposobu zadawania śmierci na Piratach.

Jay zacisnął pięści. Musiał zemścić się za krzywdy wyrządzone jego rodzinie, którą budował przez tyle lat.

I w momencie, kiedy to zdał sobie sprawę, jak  wiele stracił, drzwi wejściowe otworzyły się gwałtownie.









Continue Reading

You'll Also Like

2.9K 159 18
Czy Bartek i Faustyna są dalej razem? czy ta miłość przed trwała? dowiemy się tego w tej książce zachęcam do przeczytania
2.3K 109 14
Lucy Taylor pod przymusem starszego brata bierze udział w nielegalnym wyścigu, gdzie musi zmierzyć się z Aaronem Wilson, który w tabeli jest na pierw...
1.6K 134 13
Kilka lat temu ich związek się rozpadł lecz pewnego dnia przypadkiem spotykają się na urodzinach swojej dawnej przyjaciółki Hani z projektu genzie...
261K 5.5K 28
Mia ma 17 lat i smutną przeszłość. Kiedy raz poszła biegać, złapał i porwał ją nieznajomy męzczyzna. Mia wiedziała że stałoby się to prędzej czy późn...