You call me sweet like I'm so...

Galing kay kelpia

6.1K 249 534

- Wow, Brian...twoje włosy są jak jakiś Harbison, albo...Brie! - Co to w ogóle jest? - Takie ciągnące się... Higit pa

Chapter 1
Chapter 2
Chapter 3
Chapter 4
Chapter 6
Chapter 7
Chapter 8
Chapter 9
Chapter 10
Chapter 11
Chapter 12
Chapter 13
Chapter 14
Chapter 15
Chapter 16
Chapter 18
Chapter 17
Chapter 19
Chapter 20
Chapter 21
Chapter 22
Chapter 23
Chapter 24
Chapter 25
Chapter 26

Chapter 5

229 9 16
Galing kay kelpia

~ perspektywa Courtney~

Obudziłam się rano, wspominając co zdarzyło tej nocy.
Przekręciłam się, aby sprawdzić czy Roger jeszcze śpi.
Blondyn leżał z zamkniętymi oczami I lekko rozchylonymi ustami, cicho pochrapując. Jego oko przestało być już aż tak podpuchnięte I zmieniło fioletowy kolor, na lekką różową barwę. Spojrzałam na budzik, aby sprawdzić godzinę - siódma czterdzieści siedem

Wiedziałam, że zaraz przyjdzie rodziciel, budząc mnie, abym zdążyła na poranną, niedzielną mszę. Oczywiście moje dorosłe życie zależało od decyzji moich rodziców. 
Postanowiłam obudzić blondwłosego. Raczej nie chciałabym wiedzieć, co pomyślałby mój ojciec zastając w moim łóżku pobitego chłopaka.

- Roger, Rog... - szepnęłam

- Umff... - niebieskooki tylko się odwrócił i naciągnął kołdrę na głowę.

Wiedziałam, że tak nie wyrwę złotowłosego ze snu. Postanowiłam wykazać się sprytem i zadziałać z dobrym planem.

- Roger! Twojego auta nie ma! - udałam przejęcie, uświadomiłam sobie, że utrata dwuśladowca, może być przyczyną załamania młodszego

- Co? - chłopak się trochę pobudził

- No serio! - zmyślałam dalej - Nie ma twojego autka!

- SŁUCHAM?! - blondyn natychmiastowo wstał. I chcąc podbiec jak najszybciej do okna potknął się o nogą łóżka i się wywalił.
Jednak upadek nie zniechęcił go od sprawdzenia jak się ma jego ukochany samochód. Po spostrzeżeniu, że tak naprawdę "uprowadzenie" jego auta było kłamstwem, chłopak odwrócił się w moją stronę, lustrując mnie wzrokiem.

- No to teraz nie ma przebacz! - Taylor rzucił się na łóżko i zaczął okładać mnie poduszką.

Zapewne nasze śmiechy były słyszane w całym domu. A ojciec jako jedyny rodzic którego jakoś obchodziłam na pewno odróżnił śmiech swojej rodzonej córki. I zapewne domyślił się, że w pokoju nie jestem sama. Jego kroki były coraz bardziej słyszalne.

- Pod łóżko! - krzyknęłam pokazując palcem na szafę.

- Co? - blondyn podniósł jedną brew ( tą nie uszkodzoną)

Tego dnia wykazałam się dużą przebiegłością, wiedziałam, że Carol, słysząc "Pod łóżko!" będzie kręcić się jedynie w okolicy mebla, a całkowicie zignoruje pozostałe wyposażenie wnętrza, w tym także szafę, w której schowa się Rog. Wskazałam jeszcze raz na szafę. Chłopak przewrócił oczami i podbiegł lekkim krokiem w stronę szafy. Ja sama, szybko wzięłam do ręki pierwszą - lepszą książkę. Wówczas drzwi do pokoju się otworzyły, a ja ujrzałam mojego tatę. Jego oczy wielkością dorównywały talerzom na desery.

- Hej, tato! - uśmiechnęłam się

- Czemu się tak śmiałaś? - spytał podejrzliwie, ignorując moje ciepłe przywitanie, okrakiem spoglądając w stronę łóżka

- Z książki. - wzruszyłam ramionami

Ojciec zmierzył tytuł książki wzrokiem.

- Z "Opowieści Wigilijnej"? - mężczyzna uniósł brwi

- No tak...- pokiwałam głową - to jest...zabawne.

- No ale jak ty to czytasz? - dopytywał nieufnie - Do góry nogami?

Spojrzałam na przedmiot, który właśnie trzymałam w rękach. Faktycznie była ona odwrócona.

- HAHAHAHAHAH...- zaśmiałam się sztucznie - To właśnie tak mnie bawiło.

- Tak? - mój ojczulek jednak nie był głupi. To nie tak, że kiedykolwiek tak myślałam. Mój tata był bardzo inteligentnym chirurgiem. Bardzo szanowanym. Był on ideałem dla rodziców Roger'a. Właśnie tak wyobrażali sobie przyszłość syna, co było powodem ich toksycznej relacji. 

- Tak. - podsumowałam

Z szafy można było usłyszeć cichy chichot. Jednak śmiech mojego przyjaciela był słyszany tylko przez moje, młode uszy. Nie najgorszy, ale też nie perfekcyjny słuch taty nie był już w stanie go wychwycić.

- No dobra, śniadanie masz na dole, w kuchni. - w końcu dał za wygraną -Ubierz się, to może jeszcze zdążysz na poranną mszę. A i zrób to prędko, bo zaraz zapewne przyjdzie Roger. Jego auto stoi przed domem. 

Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. A gdy tata już wyszedł, rzuciłam poduszką w drzwi szafy. Blondyn podszedł do mnie i wybuchł niekontrolowanym śmiechem.

- Przestań debilu, - zaśmiałam się - Czemu nie zaparkowałeś samochodu gdzieś indziej? Tylko centralnie przed moim domem?

- Bo dbam o swoje auto i nie pozwolę, aby stało w jakiś krzaczorach, gdzie jest narażona na niecne czyny meneli. - stwierdził z dumą - To co robimy?

- Musisz zejść na dół i z powrotem wejść do domu, tylko tym razem przez drzwi. - poleciłam mu

- Po co? - odparł chłopak

- No bo widzieli twoje auto -odpowiedziałam zniecierpliwiona ciągłymi pytaniami

- No dobra...- zgodził się - Którędy mam wyjść?

- Tak jak wszedłeś. - wzruszyłam ramionami, przeszukując szafę w poszukiwaniu odpowiednich ubrań na mszę

- PRZEZ OKNO?! - zadumał się blondyn

- Otworzyć ci? - zaśmiałam się

- Nie dzięki...- powiedział chłopak otwierając okno - Adios! - rzucił niebieskooki, a następnie sprytnie zjechał z rynny.

Gdy miałam już naszykowane ubrania, nie tracąc czasu pobiegłam do łazienki, aby się przebrać. Po wykonaniu tej czynności zeszłam na dół, do białej, starannie wysprzątanej kuchni. Zasiadając do zastawionego stołu, zastanawiałam się, dlaczego Roger się jeszcze nie pojawił. W końcu miał tylko wyjść przez okno i zapukać do drzwi. Z moich zamyśleń wyrwał mnie głos mamy.

- Courtney! - krzyknęła, machając mi łyżką przed oczami - Musisz się wcześniej kłaść spać. - stwierdziła - Wstajesz późno, a potem nie masz energii. To wszystko przez ten wasz zespół...jak mu tam? "Chichotek"? Potem i tak nic nie robisz, zamykasz się w pokoju i cisza. 

- Smile, - poprawiłam rodzicielkę - Nie, no... położyłam się późno, ze względu na książkę, którą aktualnie czytam. Prawda tato?

- Yyy...tak. - przytakną starszy mężczyzna lekko zażenowany na wspomnienie porannej sytuacji, a następnie zakrył swoją twarz gazetą

- Widzisz, mamo? - zapytałam się z niewinnym uśmieszkiem na twarzy.

Dolores nic nie odpowiedziała, jedynie dalej konsumowała posiłek, który wcześniej sporządziła. Była niską kobietą o dość kształtnej budowie. Ostre rysy twarzy powodowały, że miała często minę jakby nie mogła się wypróżnić przez miesiąc. Do tego jej piwne bystre oczy, które oceniały każdy żywy organizm w zasięgu jej wzroku. 

- Ten...Brandon? - zagadnął najstarszy brat, Jonathan

- Kto? - spytałam nieco skołowana - Mówisz do mnie?

- Ten TWÓJ gitarzysta...Borys? - kontynuował dalej chłopak

- Brian. - naprowadziłam go - I wcale nie MÓJ.

- Dobra, dobra... - uśmiechnął się głupio - Od początku waszej znajomości można było wywnioskować, że i tak skończycie ze sobą. - za tą wypowiedź, Jonathan został skarcony wzrokiem mamy i kopnięty przez swoją najukochańszą siostrę. Z twarzy zabójczo podobny do matki, podatny na jej manipulacje. Bez żadnego wykształcenia asystował ojcu w gabinecie aka wychodził co godzinę na papierosa. Zarobione pieniądze gdzieś przepadały, na pewno nie były dokładane do podatków. Jednak to ja byłam spostrzegana jako największy pasożyt.

- Aha? - czułam jak moje policzki mnie palą od rumieńców - Znasz go tyle lat, a nadal nie pamiętasz jego imienia?

- Znasz go tyle lat i jeszcze nie jesteś jego dziewczyną? - zapytał imitując mój głos

- Wredny jesteś. - stwierdziłam

- Ty też. - dogryzał mi dalej

- Jaki Billy? - wtrącił się do rozmowy tata

Zignorowawszy pytanie rodzica dalej toczyłam konwersację z starszym rodzeństwem

- No? - zaczęłam, dłubiąc w jajecznicy - Co z nim?

- Za dychę powiem. - stwierdził z cwaniackim uśmiechem

- Odwal się... - burknęłam pod nosem, mając nadzieję, że mama tego nie usłyszy.

Jednak Dolores miała sprawne uszy, więc ja także zostałam skarcona.

Nagle usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Carol - jako głowa rodziny poszedł do przedpokoju, aby otworzyć drzwi.

- Ah, witaj Roger! - chwycił rękę blondyna I potrząsnął ją z radością. - Chodź, chodź do salonu. - chwytając za barki chłopaka naprowadzał go w stronę stołu, przy którym jedliśmy śniadanie.

Matka wstała, podeszła do Roga i mocno go przytuliła.

To było przykre, że Taylora traktowali bardziej jak swoje dziecko, niż mnie. Jednak czułam, że nie powinnam zazdrościć. Nie Rogerowi, on i tak miał ciężk o. Chłopak przeżywał od dłuższego czasu prawdziwe piekło w rodzinnym domu, więc tu mógł się poczuć kochanym i wspieranym.

- Strasznie dawno cię nie widzieliśmy! - powiedziała, odklejając się od złotowłosego i dając mu przy tym spokojnie oddychać. - To wszystko przez tą naukę, prawda? Twoi rodzice opowiadali jakie masz ambicje. Gdybyś był chłopakiem Courtney przypisalibyśmy ci gabinet Carola. Wiesz...Dokupiłoby się fotel i jakieś dentystyczne narzędzia i byś miał już jakiś start! - poklepała go po plecach- Tak, to jest ten May...

- No wie pani, Brian bardzo dba o pańską córkę. - zaśmiał się - Jest naprawdę troskliwy.

Oczywiście musiał, no MUSIAŁ to powiedzieć. Czemu ja się z nim przyjaźnię?

- Courtney! - krzyknęła mama - Czemu nam nic nie powiedziałaś?

- A to pani nie wiedziała? - zdziwił się Roger - Przepraszam, że tak wyszło. Myślę, że pani córka na pewno chciała to państwu powiedzieć. Tylko w rzecz jasna...odpowiednim momencie.

- Nie masz za co przepraszać, spokojnie... - Dolores spojrzała na niego z sympatią - Ty zawsze byłeś taki porządny...

- Courtney Bonham Lee! - wstał od stołu mój ojciec - CZY TY MASZ CHŁOPAKA?!

Nie chciałam już dłużej ciągnąć tej rozmowy, więc zeszłam z siedzenia i bez słowa skierowałam się ku przedpokojowi, aby już opuścić dom. Prędko założyłam buty i wyszłam na zewnątrz.

Idąc w stronę kościoła, ktoś nagle pociągnął mnie za rękę. Nie kto inny jak Roger.

- Słuchaj, przepraszam. - zaczął - Nie powinienem tak mówić, ale myślałem, że twoja mama też tak myśli. Serio, bardzo ciebie przepraszam. Zrobiłem źle i zdaję sobie z tego sprawę. Jeszcze po tym co wczoraj dla mnie zrobiłaś...

- Dobra, uspokój się. - uderzyłam go w ramię - Jestem na ciebie najmniej zła. Wiem, co przeżywasz w domu.

- Tak? - Spojrzał się na mnie - Ufff...Całe szczęście, a już myślałem, że... - przerwał, gdy spostrzegł, że powinien poruszyć teraz inny temat. - A na kogo jesteś?

- Na rodziców i brata. - westchnęłam - Mówią o Brianie rzeczy, które bardziej pasują do ciebie, niż do niego.

- Czyli? - blondyn podniósł brwi - To dobrze, czy...

- Źle - dokończyłam

- Ouć - chłopak chwycił się teatralnie za serce - Bolało. . .

Roger często był dla mnie wredny... może bardziej złośliwy, ale to nie miało najmniejszego znaczenia, gdy wspierał mnie dobrym słowem. Był dla mnie lepszym bratem, niż Johnatan. Potem pozostało nam tylko iść dalej na mszę.

Ipagpatuloy ang Pagbabasa

Magugustuhan mo rin

54.1K 115 4
Chyba nie muszę mówic co będzie się tu dziać
3.8K 73 29
18-letnia Julia Trojak przeprowadza się do swojej przyjaciółki Natalii po rozwodzie rodziców. Poznała chłopaka który zaprosił ją i jej przyjaciółkę n...
12.7K 803 51
Opis: Pierwotnie rycerz miał uratować księżniczkę przed złym złoczyńcą, jednak ponieważ księżniczka wyszła już za mąż za złego złoczyńcę, rycerz nie...
1.2K 5 2
Myszlisz ze dziwczyna po napisaniu ci dobranoc idzie spac ... Maly zbiór one shotow