You call me sweet like I'm so...

By kelpia

6.1K 249 534

- Wow, Brian...twoje włosy są jak jakiś Harbison, albo...Brie! - Co to w ogóle jest? - Takie ciągnące się... More

Chapter 1
Chapter 2
Chapter 3
Chapter 5
Chapter 6
Chapter 7
Chapter 8
Chapter 9
Chapter 10
Chapter 11
Chapter 12
Chapter 13
Chapter 14
Chapter 15
Chapter 16
Chapter 18
Chapter 17
Chapter 19
Chapter 20
Chapter 21
Chapter 22
Chapter 23
Chapter 24
Chapter 25
Chapter 26

Chapter 4

232 9 9
By kelpia

~perspektywa Courtney~

Wysłuchawszy słów Brian'a, które tak mnie urzekły miałam ochotę na nawet pocałowanie go. Powiedział to wszystko, co ja chciałam mu wyznać przez te wszystkie miesiące, odkąd nasza znajomość wisiała na włosku. Oczywiście, że to dostrzegłam. Nie byliśmy już dzieciakami, mieliśmy własne życie, własne problemy. Nie było już czasu na codzienne spacery. Byłam bardzo ciekawa, czym się teraz zajmuje, jakie ma plany, nawet to jakie lubi teraz ciastka wydawało mi się bardzo fascynujące. Problemem jedynie był brak czasu. Moje obowiązki, jego obowiązki... było tego za dużo. Ujęłam dłońmi jego twarz i lekko przybliżyłam swoją. Brian był lekko zdezorientowany, ale starał się tego nie ukazywać, niestety to mnie wprawiło w lekki nie komfort. Nie miałam pojęcia, co chciałam zrobić, ale ostatecznie z tego zrezygnowałam. Powiedziałam jedynie ciche "dziękuję"i natychmiastowo się odsunęłam. Czułam ciepło na moich polikach, a wtedy wiedziałam, że jestem cała czerwona.

- Do twarzy ci...- rzekł Brian - ...w rumieńcu. - dodał z złośliwym uśmieszkiem na twarzy.

Spędziliśmy dwie godziny w kawiarni na wspominaniu starych dobrych czasów i dowiadywaniu się o sobie nawzajem nowych rzeczy.
Brunet w moich oczach natychmiastowo zmężniał oraz uatrakcyjnił się. Gdy opowiadał o jakimś fizycznym zagadnieniu (dowiedziałam się, że bardzo zaczął się interesować fizyką) nie mogłam oderwać od niego wzroku. Opowiadał to z taką pasją i zapałem, że moje ciekawostki o drzewach praktycznie były niczym.

Około godziny osiemnastej zwinęliśmy się z lokalu.
Brian postanowił mnie odprowadzić, pomimo moich licznych sprzeciwów, ponieważ mój dom nie jest mu po drodze. Mieszkaliśmy dosłownie, na dwóch końcach miasta. Ustaliliśmy kompromis, że podwiezie mnie swoim samochodem. Siedziałam na przednim siedzeniu pasażera, obserwując piękne nocne krajobrazy. Czułam się bezpiecznie, blisko May'a, jak za dawnych lat. Gdy zatrzymał się przy moim domu wysiadłam.

- Dziękuję za miło spędzony czas, właśnie tego potrzebowałam - powiedziałam z uśmiechem

- Tak, ja też...Zawsze do usług! - Chłopak puścił oczko, po czym odjechał.

Cała w skowronkach udałam się ku drzwiom od domu. Gdy już weszłam napotkałam moją mamę...

***********************

Po prawie godzinnym zrzędzeniu mojej mamy na temat mojego późnego wracania do domu udałam się do mojego pokoju. Niestety, ale tak, mając dwadzieścia cztery lata wciąż mieszkałam z moimi rodzicami. Robiłam to tylko ze względu na kwestie pieniężną, tak było lepiej. Moje studia znajdowały się akurat w mieście, w którym się wychowałam. I pomimo dokładania się do czynszu, byłam wciąż postrzegana jako pasożyt. Moim celem było skończenie studiów i całkowicie usamodzielnienie się razem z kupnem własnego domu, gdyż w moim rodzinnym wyraźnie nie byłam pożądana. Moja edukacja była dla nich żartem. Ojciec gardził moim biologicznym kierunkiem, matka natomiast... po prostu mnie nie lubiła. Spójrzmy prawdzie w oczy... Niektórzy z nas mieli kiepskie matki. Wszystkim takim osobom współczuję. Jednak te matki nauczyły wartościowej lekcji, nauczyły nas kim dokładnie nie chcemy być i jakimi wartościami nie chcemy się kierować w życiu. 

Byłam jednak szczęśliwa. Rozmowa z Brianem dała mi tyle szczęścia. Tak szczerze, niby tak jak dawniej, jednakże inaczej. Bri nie był tylko przyjacielem, stał się kimś nowym, osobą, której naprawdę nie chciałam opuszczać. Położyłam się na łóżku, okrakiem spoglądając na nasze wspólne zdjęcie stojące na komodzie, dwoje brązowowłosych śmiejących się do aparatu...

Nagle usłyszałam dźwięk czegoś uderzającego w okno. 

Zignorowałam to, bo jako dziewczyna znająca prawie każdy horror lat sześćdziesiątych na pamięć, wiem jak by się skończyło moje wyglądanie przez okno. Momentalnie odechciało mi się snu, więc postanowiłam wyciągnąć album ze zdjęciami i posegregować datami zdjęcia.

Usłyszałam kolejny podejrzany dźwięk dochodzący z zewnątrz.
Postanowiłam o tym nie myśleć i dalej oglądać zdjęcia.

W końcu rozległ się dźwięk klaksonu. I wtedy zrozumiałam, że to Roger. Podeszłam do okna I rozsłoniłam roletę. Stał tam...głupio się uśmiechając...no debil...

- Co robisz idioto? - zaśmiałam się szepcząc i przy okazji otwierając okno.

- Przyszedłem do ciebie. - wzruszył ramionami

- Moi rodzice już śpią! - krzyknęłam szeptem - Musiałeś użyć klaksona?

- Nie przekonałem cię kamieniami. - zaśmiał się

- Moi rodzice zabiją najpierw mnie, a potem ciebie! - zagroziłam mu

- To poczekaj... - rozejrzał się wokoło

- Nie! Nie, nie, nie, no nie kuźwa! - powtarzałam, gdy blondyn wspinał się po rynnie, gdy już był tak blisko, że mógł wejść przez okno, zamknęłam mu je przed nosem. Chłopak rozłożył ręce. Według powszechnej opinii, oznacza to, że ktoś czegoś nie rozumie. W tej chwili Roger patrzył, jakby zobaczył największego debila.

- Bo pójdę zatrąbić. - zagroził mi

- Dobra, spokojnie... - powiedziałam otwierając okno - Ale jesteś głupi... - pokręciłam głową.

- Ale jestem też przystojny, zabawny i mam samochód, więc mi to nie przeszkadza. - odrzekł wchodząc przez okno.

Gdy się już wygramolił i stanął na nogach, zaczął chodzić po moim pokoju, rozglądając się.

- Jaki jest cel tej wizyty? - spytałam - Zakładam, że się nie stęskniłeś.

- Mam lekki problem z rodzicami, ale to nie jest teraz ważne. - powiedział nie odwracając głowy

- A co jest teraz ważne? - ciągnęłam dalej

- Twoja randka z Brian'em. - zaśmiał się łamiącym głosem blondyn, nadal rozglądając się po pomieszczeniu, wyraźnie unikając kontaktu wzrokowego.

Dotarło do mnie, że Roger specjalnie nie pokazuje swojej twarzy. Podeszłam do niego i łagodnie złapałam jego podbródek, po czym delikatnie przyciągnęłam w swoją stronę, aby zobaczyć jego całkowite oblicze.

Miał podbite oko, przeciętą wargę oraz prawą brew. A jego oczy były zaszklone.

- No, co się stało? - spytałam się, obracając z czułością jego twarz i badając każdą ranę wzrokiem - Zaraz coś na to poradzimy. Poczekaj chwilkę, tylko przyniosę apteczkę, dobrze?

- Yhm... - pokiwał głową. W jego oczach można było dostrzec nadzieję.

Będąc w łazience byłam niemal pewna, że rany chłopaka były za sprawą jego ojca. Matka pewnie siedziała cicho, bo nie chciała się narażać. To nie pierwszy raz, gdy Roger tak do mnie przychodził, cały pobity... Namawiałam go, aby to zgłosił, jednak kochał swoich rodziców i nie chciał ich narażać. Wszystkie dzieci zasługują na rodziców, ale nie wszyscy dorośli zasługują na bycie jednym z nich.

Gdy weszłam do pokoju, zastałam chłopaka przeglądającego mój album. Był tak wchłonięty w "lekturę", że praktycznie mnie nie zauważył.

- No chodź, - wskazałam mu ruchem ręki łóżko

Blondyn posłusznie zasiadł tam z albumem w ręku.
- Kiedyś to kurwa było, nie? - spojrzał na mnie

- No...te czasy już nie powrócą. - stwierdziłam maczając wacik w wodzie utlenionej. - Chcesz loda?

- Po co? - zaśmiał się chłopak - Nie będę zabierał kumplowi dziewczyny!

- Przecież wiesz, o co chodzi. - przewróciłam oczami. - Zaraz przyniosę ci jakąś mrożonkę.

- No dobrze. - chłopak pokiwał głową.

Odkażając rany przyjacielowi powiedziałam:

 - I nic nie doszło pomiędzy mną, a Brianem, jasne?

- Jasne... Ale chciałabyś, co? Uch... - sykną z bólu - No dobra, już przestaję... po co się od razu tak mścić?

W odpowiedzi tylko się lekko uśmiechnęłam.

Po odkażeniu ran i naklejenia na nie różnych plastrów postanowiłam zejść na dół, do kuchni po jakąś mrożonkę na podbite oko Rogera. Schodząc oczywiście się prawie przewróciłam na schodach. Gdy już miałam otworzyć zamrażarkę usłyszałam głos mojego taty:

- Dolores, nie podjadaj już więcej... - wymamrotał - I tak masz już grubą dupę!

Po wypowiedzeniu tych słów, jak gdyby nigdy nic odszedł . Powstrzymywałam się parsknięciem śmiechem, ale przypomniałam sobie o Taylor'rze, więc błyskawicznym ruchem wyjęłam zamrożony groszek i pobiegłam do swojego pokoju.

Zastałam już śpiącego Rogera. Opierał się o podgłówek łóżka, ale nadal siedząc.
Postanowiłam się troszkę pośmiać, więc dotknęłam mrożonką jego pleców. Blondyn natychmiastowo się obudził i krzykną, a raczej pisnął bardzo głośno, zapewne budząc niektórych członków rodziny. Gdy usłyszałam ciężkie kroki wchodzące na piętro przeraziłam się.

Pierwsze co zrobiłam, to wepchnęłam chłopaka do szafy dając mu przy okazji groszek. Następnie szybko podbiegłam do łóżka, wówczas wskoczyłam na nie i nakryłam się kołdrą. Nagle drzwi się otworzyły, a do mojego pokoju wparował tata.

- Courtney! Co się stało? - zapytał się, natychmiastowo, przebudzając się ze snu. - To ty tak piszczałaś? Myślałem na początku, że to Lily ale ona śpi.

- Tak, to ja. - powiedziałam ze spokojem ukrywając śmiech.
Pisk Rogera był porównany do głosu mojej małej, dziewięcioletniej siostry.

- Dobrze, a coś się stało? - zapytał.

- Tak, spokojnie...- uspokoiłam tatę, wymyślając jakiś powód na szybko...Dlaczego miałabym tak piszczeć? A raczej Roger... - pająk już sobie poszedł. 

- Zaczęłaś się ich bać? - uniósł brwi mężczyzna. Niestety Carol bardzo znał dobrze swoją córkę.

- Emm... - Wiesz, tato...chce mi się już trochę spać... - udałam ziewnięcie - Może jutro pogadamy?

- Tak, jasne. Mi też się już chce spać. - kiwną głową - Dobranoc!

- Pa! - pożegnałam się, a gdy drzwi się tylko zamknęły westchnęłam z ulgą.

- Mój głos jest porównywalny do pisku dziewczynki? - zapytał się z udawanym urażeniem Roger, wychodząc z białej szafy.

- Najwyraźniej! - zaśmiałam się - Idziemy już spać?

- A mam tu spać? - spytał się chłopak

- No a gdzie? Masz jeszcze auto, to możesz wybrać. Twój wybór. - wzruszyłam ramionami nakrywając się kołdrą

Taylor pozorował, że się zastanawia, aby po minucie krzyknąć szeptem:

- Dobra, posuń się! 

- Chciałbyś, teraz to już za późno! - zaśmiałam się

Continue Reading

You'll Also Like

1K 167 28
Jak mówi przysłowie: "Real Madryt klub wspaniały dziewięć kurew dwa pedały" (Pozdrawiam osobę, która napisała mi to w komentarzu) ⚠️Cringe⚠️ Shipy: ...
858K 31.3K 56
Życie pewnej samotnej alfy i samotnej omegi ****************************************** sceny 18+ przekleństwa YAOI nie lubisz nie czytaj! HAPPY END!
106K 465 6
Kira idze to nowej pracy, gdy poznaje szefa, okazuje się że ten jest młody i przystojny. Potrafi być arogancki Ale jest gorący i często napalony w to...
283K 11.7K 73
On- poukładany, stateczny perfekcjonista. Ona- chaotyczna, niepotrafiąca ukrywać swoich uczuć buntowniczka. Zostają połączeni przez dziecko. Razem...