Krawat |Ninjago

By silantyis

4K 435 230

Agent CIA od początku zdawał sobie sprawę, w jaki syf stawia swoje nogi. Miał tylko nadzieję, że uda mu się z... More

Prolog
I
III
IV
V
VI
VII
VIII
IX
X
XI
XII
XIII
XIV
XV
XVI
XVI
XVII
XVIII
XIX
XX
XXI
XXII
XXIII
XXIV
XXV

II

237 24 15
By silantyis

Od pierwszego dnia pracy Griffina minął ponad tydzień. Niczego szczególnego w tym czasie nie spotkał - jedynie papierkową robotę, litry czarnej kawy i ciągłe maratony między gabinetem a łazienką. Posada stawała się nużąca, wręcz dołująca. Ekscytacja i zapał zniknęły równie szybko, jak się pojawiły. Jedynym faktycznym plusem tych kilku dni były nowe znajomości oraz nowy pseudonim - Szybki.

Turner okazał się bowiem niezwykle żwawym człowiekiem. Do pracy przychodził wcześniej niż powinien, prędko załatwiał powierzone mu zadania i zawsze docierał wszędzie jako pierwszy. Jakby tego było mało, wypowiadał się gorączkowo, przez co myśli chłopaka ledwie nadążały za słowami, które tworzył w zdania. 

Niewiele dowiedział się jednak na temat swojego partnera, Gbura. Zielonooki mężczyzna rzadko kiedy raczył Griffina uśmiechem, rzadko dawał mu również cokolwiek powiedzieć i uważał go za największą pomyłkę stąpającą po ziemi. No, i oczywiście, co chwilę chciał nową kawę. Jedyną informacją, jaką udało mu się uzyskać, było imię i nazwisko: Kai Smith.

Szybki czuł się bardziej jego asystentką, niżeli współpracownikiem. A to zdecydowanie nie przypominało marzenia o zostaniu profesjonalnym agentem. Gbur miał dużo dokumentów na temat poszczególnych spraw, dzieląc się z Turnerem jedynie starymi herbatnikami.

W środowe południe do gabinetu weszła sekretarka z oddziału narkotykowego, Chamille Mroff - stosunkowo młoda kobieta, której fioletowe włosy były najbardziej charakterystyczną cechą wyglądu zewnętrznego. Kilkakrotnie rozmawiała na ten temat z komisarzem Gordonem, ponieważ owy wygląd jego zdaniem nie odpowiadał powadze posady, ale jakimś cudem go przekonała. Cudem, czynem - trudno stwierdzić.

- Kai, jakiś właściciel niewielkiej knajpki dzwonił. Mówił, że jeden z barmanów obsługiwał podejrzanego — poinformowała, ignorując obecność drugiego agenta.

- Chcę adres — stwierdził Smith żwawo. Dopił ostatni łyk letniej już kawy, po czym wstał i włożył do kieszeni pistolet. 

Dziewczyna przytaknęła krótko, podając chłopakowi kartkę z niewielkim wydrukiem. 

- Lecimy, Graham  — machnął ręką niedbale.

- Griffin  — poprawił z irytacją w głosie.

- Mało mnie to obchodzi.


Po kilkunastu minutach byli już w samochodzie, poruszając  po jednej z pobocznych dróg miasta. Mijali niewielkie nieruchomości, budynki dopiero rozrastających się firm i bloki mieszkalne.

- Kto jest tym podejrzanym?  — spytał w końcu Turner, zerkając na prowadzącego auto Kai'a.

- Brad Tudabone  — odpowiedział szatyn, nie spuszczając wzroku z przedniej szyby. - Członek gangu, który mamy zniszczyć. 

- Piraci, zgadza się? 

- Tak.

Szybki był dobrze przygotowany, jeżeli chodzi o zakres wiedzy na temat owej organizacji. Znał ogólny podział hierarchii, występki i skutki jakichkolwiek konfliktów z nią związanych. Nieokreślony był jeszcze główny szef kliki, co zdecydowanie utrudniało poczynania w tej sprawie. To głównie z powodu Piratów stolicę okrzyknięto Burdelem. Narastał bowiem chaos i trwoga wśród niewinnych cywili. Handlowali w większej mierze narkotykami, gwałcili, mordowali oraz porywali ludzi niezwiązanych z organizacją.

Po kilku minutach Smith zatrzymał czarnego forda mustanga przy małej restauracji, na której dachu widniał napis " U Jacka ". Drzwi otwarte były szeroko, a ściany pokrywała blada farba. Mimo że nie znajdowało się wiele aut, to znalezienie miejsca dla własnego pojazdu graniczyło z cudem. Agent nie miał zamiaru kombinować, dlatego wyłączył silnik na środku parkingu. 

- Zostań tu, gdyby ktoś dzwonił. Przekaż, że jesteśmy na pączkach  — poinstruował współpracownika, wysiadając z samochodu.

- Żartujesz sobie?  — Turner podniósł brew, odpinając pas bezpieczeństwa. - Idę z tobą.

- Nie  — zamknął drzwi, po czym skierował się do knajpki.

Griffin obserwował partnera ze złością w oczach. Miał już takiego traktowania po dziurki w nosie i chciał to w końcu pokazać.

Kai dotarł do budynku, a następnie rozejrzał się krótko. Bez głębszego zastanowienia podszedł do barmana przy ladzie, zachowując przy tym czujność.

- Agent Smith  — spojrzał wymownie na mężczyznę, dając do zrozumienia, że to nie czas na pokazywanie certyfikatów. - Gdzie on jest?

Pracownik o czekoladowej cerze przełknął ślinę.

- Właśnie wychodzi z łazienki  — oznajmił cicho, ewidentnie spłoszony sytuacją.

Kai podniósł wzrok, zauważając faceta w zielonym podkoszulku. Ramiona pokryte były masą tatuaży, a na głowie znajdowała się czarna, wełniana czapka. Wyglądał na niewinnego obywatela stolicy - nic bardziej mylnego.

- Brad  — agent mruknął pod nosem, obserwując swojego antagonistę.

Mężczyzna usiadł ponownie na swoim miejscu, dokładnie naprzeciwko starszego gościa. Jego brązowe włosy sięgały prawie do ramion, kilkudniowy zarost był widoczny z daleka, a opaska przecinająca w poprzek twarz zakrywała prawe oko. Czerwony kapelusz zdecydowanie wyróżniał się na tle innych postaci. Smith już doskonale wiedział, z kim miał do czynienia.

- Ronin  — warknął, zaciskając pięści. 

Barman patrzył na szatyna z trwogą i starał się nie drżeć, co nie należało do najłatwiejszych zadań. Kai, widząc rozmowę owego duetu, postanowił w końcu rozpocząć akcję. Podszedł do dwóch mężczyzn, a potem oparł się o stolik lewą ręką.

- Co podać?

Facet, którego Smith nazwał chwilę wcześniej Bradem, spojrzał obojętnie.

- Już składaliśmy zamówienie.

Drugi z nich, Ronin, zerknął i momentalnie rozszerzył oczy. Szturchnął uczestnika konwersacji nogą pod stolikiem.

- Czego chcesz? - warknął, odsuwając kończynę.

- Jednak podziękujemy  — wstał, poprawiając kapelusz. - Pora na nas, Arnold.

- Kiedy w końcu zapamiętasz moje imię?  — spytał poirytowany, podnosząc się.

- Proszę bez kłótni, kabaracie.  — Smith użyczył uśmiechu.

- Spróbuję  — przytaknął Tudabone, po czym drgnął momentalnie. - Zaraz, jak mnie nazwałeś?

Jednak nim mężczyzna zdążył połączyć ze sobą fakty, Kai wyciągnął swoją broń i skierował prosto w czoło faceta. 

- To w sumie przykre, że mnie nie rozpoznałeś  — westchnął rozgoryczony.

- Skurwiel.  — szarpnął.

Smith jednak nie miał szansy na pojmanie kryminalisty, bowiem zapomniał o jednym, ważnym punkcie: Roninie. Czerwony Kapelusznik strzelił na oślep, by zwrócić uwagę agenta. Trzymał pistolet tuż przy skroni barmana, dusząc go jednocześnie. W restauracji zapanował chaos - ludzie uciekali z tego miejsca, krzycząc, wywracając się i panikując. 

- Co powiesz na mała wymianę?  — Ronin puścił oczko Kai'owi.

Szatyn nie miał nawet szansy, by cokolwiek powiedzieć, gdyż w drzwiach pojawił się jakiś człowiek.

- Natychmiast go puść!  — zaalarmował surowo Griffin.

Pozostała trójka mężczyzn automatycznie spojrzała w jego stronę. Kai spiorunował go wzrokiem, natomiast Ronin uśmiechnął się pod nosem. 

- Oczywiście, kochany  — przytaknął głupio, po czym strzelił barmanowi w głowę.

Smith wzdrygnął się, zachowując zimną krew, czego nie można było powiedzieć o jego partnerze. Turner stracił władzę w rękach i nie mógł strzelić do wroga. Ronin wykorzystał tę chwilę zawahania, kierując broń na Szybkiego. Kai był zmuszony zostawić Brada w spokoju. Odepchnął faceta od siebie mocno, patrząc na strzelca, który wypuścił nabój wprost na ramię Smitha.

- Pora spierdalać  — zawołał Tudabone, wybiegając tylnym wyjściem.

Ronin stał jeszcze przez moment. Czuł znaczną pewność siebie, mimo że to stróże prawa mieli przewagę liczebną. Ruszył prędko za towarzyszem, opuszczając rannego Gbura i oszołomionego Szybkiego.

- Matko, nic ci nie jest?  — podbiegł do partnera, patrząc na jego zakrwawione ramię.

Kai zignorował pytanie, ruszając do forda. Syknął cicho pod nosem z powodu bólu, kiedy podniósł ramię. Na parkingu panowały pustki, trzy samochody wciąż były na swoich miejscach, gdyż zapewne kierowcy nie mieli możliwości wyjechać.

- Kai!  — Turner pobiegł za współpracownikiem, doganiając go po chwili. 

- Co ci powiedziałem?!  — odwrócił się nagle. - Miałeś siedzieć w aucie, kurwa! 

- Nie rób ze mnie jakiegoś studenta  — warknął. - Dość przepracowałem, żeby się tu znaleźć. Przyjechałem tu, żeby ich złapać, a nie odbierać telefony od sekretarki!

- W takim razie trzeba było strzelić, a nie stać jak pizda  — pokręcił głową, wsiadając do pojazdu. 

- Nigdy jeszcze nie strze-

- Daj mi spokój, człowieku. Na dziś starczy. 

Griffin zabrał głęboki wdech, próbując w jakiś sposób się uspokoić. W tym samym czasie z głośnika w samochodzie usłyszeli kobiety głos.

- Smith? Co tam się dzieje? Wysłałam już ludzi, są w drodze. Czy karetka ma ruszyć?  — dopytywała Pixal.

- Nie  — odpowiedział po chwili.

- Dobrze. Jak wygląda sytuacja?

- Wyślij karawan pogrzebowy.


Continue Reading

You'll Also Like

2.4K 118 15
Lucy Taylor pod przymusem starszego brata bierze udział w nielegalnym wyścigu, gdzie musi zmierzyć się z Aaronem Wilson, który w tabeli jest na pierw...
3.2K 174 20
Czy Bartek i Faustyna są dalej razem? czy ta miłość przed trwała? dowiemy się tego w tej książce zachęcam do przeczytania
40.3K 1.4K 29
Nessa Wilson 17 letnia dziewczyna, która uwielbia korzystać z życia. Robi wszystko na co ma ochotę, nie interesują ją problem, i szkoła, lecz jej ro...
96.6K 6.3K 196
Jestem tylko tłumaczem :3 Bycie elitarną nianią jest proste: chronić podopiecznego, przestrzegać zasad i nie przywiązywać się emocjonalnie. Łatwiej p...