Beautiful Sadness

Oleh Surpassing

6.5K 893 313

Vincent jest wrażliwcem i nauczycielem hiszpańskiego. David jest seksoholikiem i cynikiem, który nie wierzy w... Lebih Banyak

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Epilog

Rozdział 32

69 14 5
Oleh Surpassing

Kiedy Clive otwiera drzwi, mierzę go wzrokiem. Uśmiecha się słabo. Nie wiem, co powiedzieć. Boję się, że się rozpłaczę, albo popadnę w kompletną histerię.
-Wejdź.-Szepcze. Przestępuję próg, patrząc mu w oczy.
-Kupiłem kwiaty bo... Chciałem cię przeprosić. Wiem, że zachowywałem się jak egoistyczny dupek i teraz to rozumiem.-Mamroczę nieskładnie.
-Nie ma za co.-Odpowiada. Natychmiast chcę się tłumaczyć, ale boję się, że naprawdę wybuchnę, padnę na podłogę i odegram scenę, wyjętą żywcem z jakiejś brazylijskiej telenoweli. Patrzy na mnie w skupieniu, czeka chyba, aż coś powiem.
-Obaj nawaliliśmy.-Stwierdza i wyciąga dłoń, by dotknąć mojego policzka. Oddycham gwałtownie. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że tylko się oszukiwałem. Że tak bardzo mi go brakowało.
-Mogę?-Pyta, przesuwa kciukiem po mojej dolnej wardze. Kiwam głową, nie mogę oddychać. Tęskniłem za nim. Zaciskam palce na łodyżkach kwiatów, obejmując jedną ręką jego plecy, kiedy ujmuje moją twarz w dłonie i koniuszkiem języka rozsuwa wargi. Całuje mnie głęboko, gwałtownie, zachłannie. Zamykam oczy, chłonę całym sobą smak i miękkość jego ust. Kiedy się ode mnie odrywa nie mogę złapać oddechu.
-Jak się czujesz?-Pyta. Patrzę mu w oczy.
-Dobrze.
-A co z...-Odsuwa się o krok. Wzruszam lekko ramionami.
-Pogodziłem się z tym.
-To dobrze.-Uśmiecha się słabo.
-Tęskniłem. Kocham cię.-Dodaje.
-Wiem. Sandra mówiła, że odchodziłeś od zmysłów.-Robię unik, kiedy się nade mną pochyla.
-Więc to ona cię tu przysłała?-Wywraca oczami. Odrywam plecy od ściany, wymijam go.
-I dobrze! Sam byłem zbyt dumny. Nie spodziewałem się nawet że tak łatwo pójdzie. Że mi po prostu wybaczysz.
-Nic nie zrobiłeś. Ja przesadziłem. Chciałem do ciebie zadzwonić, błagać, żebyś wrócił.-Idzie za mną. Kieruję się do kuchni i odruchowo zaglądam do lodówki. Pusto, nie licząc słoika z jakimiś resztkami konfitury. Zostawiam kwiaty na stole.
-Nie gadajmy o tym. Zacznijmy od zera. No... Może nie całkiem od zera.-Uśmiecham się. Jestem zszokowany i uradowany całą tą sytuacją. Znów jest przy mnie. Ze mną. Razem.
-Masz pierścionek.-Ujmuje moją dłoń. Potwierdzam skinieniem.
-A co z tobą? Czy przez te dwa miesiące... Widywałeś się z kimś?-Pytam nieśmiało. Potrząsa gwałtownie głową.
-Za kogo mnie masz?-Patrzy na mnie z przerażeniem, cofając się o krok i siadając na kuchennym blacie. Wzruszam ramionami.
-Tylko pytam!
-Wrócisz?
-Tutaj? Nie wiem.
-Przecież nic się nie stało. Nikt nikogo nie zdradził, nie strzelaliśmy do siebie, nie chciałem cię wyrzucić przez okno... Po prostu puściły nam nerwy. Ale już jest dobrze. Więc?-Pyta. Parskam śmiechem. Chcę wrócić.
-Wrócę. Ale jeszcze nie dziś. Muszę się oswoić z sytuacją.-Stwierdzam.
-Pójdziemy gdzieś?-Proponuje.
-Jutro sobota... Możemy.-Mówię, opierając się plecami o szafkę.Staje przede mną, elektryzuje mnie spojrzeniem.
-Dokąd?-Przysuwa się bliżej, próbuje mnie pocałować, ale robię unik.
-Wymyśl coś!-Wołam i chcę wyjść z kuchni, ale obejmuje mnie w pasie i przyciąga do siebie. Czuję ciepło i zapach jego ciała. To obezwładnia. Paraliżuje. Plącze zmysły. Poddaję się jego dotykowi, słodkim pocałunkom.

****

-Witaj w domu.-Śmieje się Clive, wpychając mnie do swojego mieszkania.
-Tutaj jest przyjemniej niż w moim mieszkaniu. Chyba się przyzwyczaiłem.-Rzucam. Jutro mija rok od naszego pierwszego spotkania. Powinienem coś zaplanować. Jakoś mu się odwdzięczyć za to wszystko. Za to, że po prostu jest.
-Wciąż w to nie wierzę. Wszystko... Szybko poszło.-Opadam na kanapę, zakładam nogę na nogę. Uśmiecha się do mnie. Jest zniewalający. I mój. To chyba najistotniejsze. Jeszcze kilka dni temu wydawało mi się, że wszystko straciłem.
-Jeden dzieciak ze szkoły mnie... Jakby molestuje.-Rzucam. Clive zdziwiony unosi brwi.
-Uczeń cię molestuje?
-Próbuje mnie poderwać.-Wzdycham. Clive wydaje się być tym wszystkim rozbawiony. Siada obok mnie.
-Serio?
-Nie. Tak tylko żartuję.-Wywracam oczami.
-I co planujesz z tym zrobić?-Pyta. Rozkładam bezradnie ramiona.
-Przecież go nie zabiję.
-A jakby to zgłosić dyrekcji?
-Jemu uwierzą, nie mnie. Mówiłem to już twojej siostrze.
-A co z twoimi znajomymi? Coś się zmieniło przez ten czas?
-Nie wiem. Nawet z nikim nie gadałem i trochę się obwiniam.-Ściszam głos.
-Możesz tu zostać? Tylko dziś.

****

Kręcę się niespokojnie po kuchni, oczekując powrotu Clive'a. Nie jestem dobry w organizowaniu niczego, nawet własnego życia, a co dopiero kolacji na dwie osoby. Słyszę zgrzyt klucza w zamku i dźwięk otwieranych drzwi. Clive najpierw kieruje kroki do łazienki. Dopiero potem zaczyna szukać mnie.
-Cześć. Co to? Kolacja?-Staje za moimi plecami obejmuje mnie w pasie. Omiatam stół wzrokiem po raz kolejny. Wiem... Wino. Ja się chyba naprawdę starzeję... Żeby o tym zapomnieć?
-Tak... Tylko nie kupiłem wina.-Wzdycham i rozglądam się dookoła, szukając alternatywy.
-Zaczekaj na mnie. Zaraz wrócę.
-Nie przesadzaj. Dopiero wróciłeś z pracy!
-Pojadę samochodem, nie będzie mnie pięć minut. Przysięgam.-Oświadcza i opuszcza kuchnię. Brakuje mi argumentów, by dalej protestować. Kiedy znika za drzwiami podchodzę do okna. Uwielbiam obserwować go, kiedy nie jest tego świadom. Mogę bezkarnie się mu przyglądać. Jest już ciemno, parking przed blokiem oświetla pojedyncza latarnia. Widzę go, jak wychodzi z bloku, pochylony, chowa coś do kieszeni. A potem z zaułka pomiędzy budynkami wyłania się jakaś postać. Nie widzę wyraźnie kto, ale dostrzegam doskonale, jak uderza Clive'a w tył głowy, jakimś podłużnym przedmiotem. Potem Clive upada ogłuszony na ziemię. Jestem przerażony. Stoję przez kilka sekund bez ruchu, zastanawiając się, jak to możliwe, a potem, chwytając w biegu płaszcz i telefon, pośpiesznie zakładając buty, wypadam na ulicę, trzaskając drzwiami mieszkania. Są. Clive leży bezwładnie na chodniku, na boku, a nad nim stoi jego oprawca, wysoki, ubrany w zwyczajny, czarny płaszcz. Podchodzę do niego bezszelestnie i uderzam go oburącz w plecy. Zaskoczony traci równowagę. Trzymany przedmiot, jak się okazuje kij baseballowy, wypada mu z rąk i z głuchym łoskotem uderza o beton. Podnoszę go i uderzam nim napastnika w nogi. Upada na kolana z cichym, zduszonym jękiem. W tej chwili kompletnie nie myślę o konsekwencjach. Mam gdzieś to, czy oskarży mnie o napaść. Chcę tylko, żeby Clive z tego wyszedł.
-Popieprzyło Cię?-Jęczy tamten mężczyzna, przyciskając otwartą dłoń do lewego kolana. Spoglądam na niego i dopiero teraz rozpoznaję w nim Jaspera. Nigdy bym się tego nie spodziewał... Wszystkiego, ale nie tego! Czego on chce od Clive'a? Pewnie nie widział, że obaj tu mieszkamy... Musiał mnie śledzić i chciał skrzywdzić Clive'a, żebym do niego wrócił. Patrzy mi w oczy. Jest wściekły. Klękam obok Clive'a, sprawdzam, czy oddycha.
-W czym on jest lepszy ode mnie?-Pyta Jasper, półleżąc na chodniku, w bladym świetle latarni. Nie wiem, co robić.
-Zamknij się!
-W czym?-Powtarza. Jestem tak zdenerwowany, że chyba byłbym gotów go zabić, gdyby tylko wystarczająco mnie sprowokował.
-Jeszcze jedno słowo...-Przyciskam kolanem kij do ziemi, by nie mógł go dosięgnąć i spoglądam na Clive'a. Nie wiem, czy mogę go ruszać, ale boję się, że się wyziębi. Ostrożnie podnoszę go z ziemi. Spogląda na mnie przez moment zamglonym wzrokiem. Proszę go, by coś powiedział, staram się gorączkowo, by nie utracił przytomności, ale odpływa. Obejmując go jedną ręką, wyciągam z jego kieszeni telefon i wzywam policję i pogotowie. Głaszczę go po plecach i kołyszę w ramionach. Oddycha, ale jego oddech jest świszczący i nierówny. Jasper porusza się na chodniku, próbuje wstać. Wrzeszczę na niego. Mam ochotę płakać i rozszarpać go na strzępy. Jeszcze nigdy nikogo aż tak nienawidziłem. W budynku zapala się światło. Mam gdzieś ile osób nas teraz widzi i mam gdzieś to, komu o tym doniosą. Chcę tylko, żeby Clive przeżył. I na zawsze był przy mnie. To jest najważniejsze. W głowie odliczam sekundy i minuty, czekając na przyjazd karetki i policji. Obserwuję potem, jak zabierają Clive'a, pomagają mi wstać z ziemi. Jeden policjant rozmawia ze mną, drugi z Jasperem, opierającym się o radiowóz. Zabierają Clive'a i zabierają Jaspera, a ja tkwię nieruchomo na środku podwórka. Nie poruszam się, więc gaśnie latarnia nad moją głową. Nie wiem, co robić. Dzwonię do Sandry. Pyta, do którego szpitala zabrali Clive'a, mówi, że mam czekać, że pojedzie po matkę, a potem po mnie. Prosi, żebym nie robił głupstw, wrócił do domu i czekał na nią. Nie chcę czekać. Z każdą sekundą jestem bardziej przerażony. Nie przeżyję bez niego.

****

-To moja wina.-Szepczę, siedząc z Sandrą i jej matką na zimnym, szpitalnym korytarzu. Zaraz zwariuję, jak nie uzyskamy żadnych informacji.
-Daj spokój.-Sandy opiera się o ścianę naprzeciw i wpatruje się we mnie przez chwilę.
-Ty wiesz kim był ten facet?-Pyta. Kiwam głową.
-Wsadzimy go do pierdla.-Oświadcza stanowczo i zaczyna chodzić w kółko, wyłamując palce.
-Jedź do domu. Zadzwonimy, jak coś będzie wiadomo.-Matka Clive'a głaszcze mnie po plecach. Dlaczego oni wszyscy są dla mnie tacy dobrzy? Nie wiem, co mam zrobić. Po raz kolejny gubię się kompletnie. Chciałbym tu tkwić i czekać, chociaż doskonale wiem, że nie mam po co. I tak nikt by mi niczego nie powiedział...
-Odwiozę cię.-Proponuje Sandy i pogania mnie gestem. Wstaję niechętnie i wlokę się za nią do auta, chociaż doskonale wiem, że i tak już nie zasnę tej nocy. Jedziemy w milczeniu niemal pustymi ulicami. Nie chcę z nikim rozmawiać. Po raz kolejny nie wiem, co miałbym powiedzieć. Muszę to sam przetrawić, przemyśleć, nastawić się jakoś. Wysiadam więc w milczeniu pod budynkiem w którym mieszka Clive i uśmiecham się do niej słabo na pożegnanie. Nie wiem, czy chcę tutaj być. Może powinienem wrócić do siebie. Tam nie ma nic, co by mi o nim stale przypominało. Oddycham głęboko i ruszam przed siebie, więc czuła na ruch latarnia rozbłyskuje światłem.

****

Wtulam twarz w jego poduszkę, oddycham głęboko. Nie. Nie powinienem tego robić. To tak, jakby on już umarł. Odwracam się gwałtownie na wznak. Wiem, że tej nocy nie zasnę, bo po prostu muszę się dowiedzieć, co z nim. W głowie rodzą mi się najczarniejsze scenariusze. To przerażające. Nie mogę go stracić. Wstaję i błądzę bez celu po mieszkaniu. Jest środek nocy. Sprzątam przygotowaną kolację i wyrzucam sobie to, że w ogóle ją zrobiłem, choć wiem, że to bez sensu. Nikt oprócz Jaspera, nie jest temu winien. Targają mną sprzeczne emocje. Zaczyna padać deszcz, zegar wybija drugą w nocy. Staję w oknie i gapię się w ciemność. Panikuję, a myśli w mojej głowie gonią jedna drugą i rozpędzają się coraz bardziej. Wielkie krople deszczu uderzają o szybę i spływają po niej, wijąc się i rozpryskując na parapecie.

Lanjutkan Membaca

Kamu Akan Menyukai Ini

22.3K 973 13
Zakład pomiędzy Nexe i Ewronem! Trwa tylko tydzień. Czego dotyczy zakład? Dowiesz się jak przeczytasz!
187K 11.1K 69
Sezon 1 Ratowanie złoczyńcy, który został opuszczony przez kobietę-Saving the Villain Who Was Abandoned by the Female Lead Próbowałam uratować główne...
38.8K 1.1K 20
Twoi rodzice kolejny raz wyjeżdżają a ty już nie masz zamiaru zajmować się swoją siostrą, więc twoi rodzice wynajmują opiekuna(Jimin) Cringe 100% Kie...
16.1K 830 20
Jeśli przeczytał*ś to bez poczucia cringu, udaj się do psychologa, bo jest coś kurwa z tobą nie tak XD