To kłopoty zwykle znajdują mn...

Autorstwa crazzzyeyess

183K 9.6K 2.4K

Dziewczyna z mugolskiej rodziny dostaje list z Hogwartu. Tym oto sposobem zaczyna swoją przygodę w świecie ma... Więcej

Prolog
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty piąty
Rozdział dwudziesty szósty
Rozdział dwudziesty siódmy
Rozdział dwudziesty ósmy
Rozdział dwudziesty dziewiąty
Rozdział trzydziesty
Rozdział trzydziesty pierwszy
Rozdział trzydziesty drugi
Rozdział trzydziesty trzeci
Rozdział trzydziesty czwarty
Rozdział trzydziesty piąty
Rozdział trzydziesty szósty
Rozdział trzydziesty siódmy
Rozdział trzydziesty ósmy
Rozdział trzydziesty dziewiąty
Epilog
DODATEK
Nowa książka

Rozdział piąty

6.6K 302 114
Autorstwa crazzzyeyess


Kiedy w namiocie byli już wszyscy Pan Weasley wytłumaczył nam co konkretnie oznacza Mroczny Znak i kim są Śmierciożercy. Harry twierdził, że wśród tych, którzy zaatakowali obozowisko byli rodzice Malfoy'a. Jestem w stanie w to uwierzyć.

Po tym całym incydencie położyliśmy się spać. Wstaliśmy wczesnym rankiem, a następnie zebraliśmy się powoli i udaliśmy po świestoklika. Nie wiem jakim cudem, ale Billy wytrzasnął skądś kule, żebym sama mogła iść. Byłam mu wdzięczna, gdyż nie wyobrażałam sobie, żeby ktoś miał mnie ponownie nieść.

Przenieśliśmy się pod sam dom Weasley'ów. Pani Molly podbiegła do nas od razu. Uściskała na samym początku bliźniaków, gdyż przed samym naszym wylotem na nich nakrzyczała i było jej głupio, że ostatnimi słowami jakie mogli od niej usłyszeć to narzekanie. Potem podeszła do mnie i się podłamała widząc moją nogę. Przez kolejne dni chodziłam o kulach i głównie czytałam książki. Reszta grała w quidditcha, a czasami siedzieli ze mną. Ogólnie czułam się już znacznie lepiej. Od czasu mojego skręcenia, Fred pilnował dokładnie co jadłam. Denerwowało mnie to.

- Fred, o co ci chodzi z tą całą kontrolą jedzenia? - zapytałam pewnego dnia już naprawdę zdenerwowana.

- O nic - odparł i nałożył mi kolejnego tosta z dżemem na talerz. Spojrzałam na niego wściekła. Popatrzył na mnie i się uśmiechnął. Na moim talerzu znajdowało się już osiem tostów.

- Dobijasz mnie - mruknęłam i spojrzałam mu prosto w oczy.

- Jedz słońce - zaśmiał się.

- Nie jestem głodna - burknęłam i odsunęłam talerz dając znak, że już skończyłam posiłek. Wstałam od stołu dziękując pani Weasley za śniadanie i wyszłam do ogrodu. Chwile po mnie na zewnątrz wyszli bliźniacy i usiedli po obu moich stronach na ławce.

- Co my z tobą mamy - George ziewnął.

Nie chciałam z nim rozmawiać o mojej rzekomej diecie polegającej na małych ilościach wszystkiego. Poczułam jednak jak czyjeś ręce mnie łapią w tali i sadzają na swoich kolanach. Był to Fred. Spojrzałam na niego podenerwowanym wzrokiem, zabijałam go wręcz spojrzeniem. On jednak nic sobie z tego nie robił. Bliźniacy przyzwyczaili się do tego typu zachowań z mojej strony.

- Ale nerwus z ciebie - poczochrał moje włosy i wyszczerzył się jak głupi.

- Nienawidzę was - powiedziałam i położyłam głowę na torsie Freda. Wszyscy wybuchliśmy śmiechem.

~*~

Szliśmy po peronie dziewięć i trzy-czwarte. Pani Weasley, Billy i Charlie nas odprowadzali. Cały czas mówili, że w tym roku w szkole wydarzy się coś wielkiego, ale nie chcieli nam powiedzieć co. Wszyscy byliśmy tym podenerwowani.

Bliźniacy pomogli mi wnieść bagaże do pociągu, gdyż wciąż towarzyszyły mi kule, a następnie odeszli szukać Lee. Harry, Ron, Hermiona i ja usadowiliśmy się jak zwykle i gadaliśmy. Pogoda była okropna, cały czas padało. Podczas drogi przyszli do nas znajomi z roku. Chłopcy wymieniali się wrażeniami z meczu quidditcha, a ja jak i Hermiona uczyłyśmy się w tym czasie zaklęcia przywołującego z Standardowej księgi zaklęć (4 stopnia).

Podczas podróży do naszego przedziału musiał wejść oczywiście nie kto inny jak sam Draco Malfoy ze swoimi osiłkami i nas podręczyć. Kiedy dojechaliśmy na stacje rozpadało się jeszcze bardziej, a przynajmniej tak mi się wydawało.

- Hej Hagrid! - zawołał Harry do olbrzyma, który był naszym przyjacielem.

- Witajcie! Meghan... Co ci się stało w nogę? - zapytał.

- Niezdarność Hagridzie, niezdarność - wymamrotałam kręcąc głową.

- Cholibka - westchnął. -Widzimy się na uczcie dzieciaki - odparł i poszedł dalej przywoływać pierwszorocznych.

- Oh, nie wyobrażam sobie przepłynięcia jeziora w taką pogodę - powiedziała Hermiona i wszyscy się wzdrygnęli.

Nasz czwórka znalazła sobie wolny powóz bez koni, na co odetchnęliśmy z ulgą i wsiedliśmy do niego udając się do Hogwartu. Podróż nie była długa. Po chwili przechodziliśmy już przez bramę szkoły udając się do Wielkiej Sali. Kiedy przekroczyliśmy próg zamku na Rona spadł balon z wodą. Wrzasnął z przerażenia. Ja i Hermiona próbując ominąć kolejne bomby przesunęłyśmy się w bok, jednak ja również oberwałam bombą wodną.

Cała byłam przemoczona. Spojrzałam do góry i jakieś 20 stóp nad nami zauważyłam Irytka. Wypuszczał wodne bomby na wszystkich po kolei. Po chwili wpadła Profesor McGonagall, która pośliznęła się na kałuży i w ostatniej chwili złapała się szyi Hermiony, na której się chwilowo uwiesiła. Przeprosiła ją oczywiście i nawrzeszczała na upierdliwego ducha. Weszliśmy do Wielkiej Sali, żeby usiąść przy stole Gryffindoru.

- Ej, Meg! - krzyknął do mnie Fred. Spojrzałam na niego, a on wraz z Georgem wpadli w atak śmiechu spowodowany moim wyglądem. - Cho-cho-chodź do nas - bełkotał bliźniak. Pokuśtykałam do nich o kuli i spojrzałam na nich spod łba.

- Czego? - zapytałam i założyłam kosmyk włosów za ucho.

- Siadaj - George poklepał wolne miejsce pomiędzy nimi.

- Idę siąść z przyjaciółmi - fuknęłam i zaczęłam iść w stronę moich towarzyszy z pociągu.

- A my to co?! - krzyknął za mną Fred. - Muszę kontrolować co jesz! - dodał, a ja z wściekłości aż złamałam rączkę, którą trzymałam chodząc o kulach. Spojrzałam na bliźniaków i obrzuciłam ich morderczym spojrzeniem. - No nieźle - Fred odrobinę się speszył. Usiadłam obok Harry'ego i naprawiłam swoje kule mrucząc po cichu Reparo.

- Powinnaś pójść do Pani Pomfrey - mruknął chłopak, a ja spojrzałam na niego podłamana.

- Wiem, zrobię to po kolacji - westchnęłam głośno.

-Uwaga, bliźniaki idą - szepnęła Hermiona, a ja myślałam, że zaraz zwariuję. Sekundę później poczułam jak czyjeś ręce przesuwają mnie lekko w bok i jak dwie postacie siadają po obu moich stronach. Westchnęłam głośno po raz drugi i położyłam głowę na rękach. Załamałam się. Rudzielce nie dawali mi ani chwili spokoju.

- Czego chcecie? - odezwał się Ron.

- Przyszliśmy do was, nie można? - powiedzieli jednocześnie, na co na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.

- Jesteście upierdliwi - bąknął pod nosem.

- Coś mówiłeś? - zapytali chórem.

- Że jesteście debilami - odrzekł Ron z poważną miną, na co się zaśmiałam.

- Idziemy z tobą do skrzydła szpitalnego po uczcie - oświadczył Fred i się przeciągnął, a ja po prostu milczałam.

Zachowywali się gorzej niż moja własna matka. Zachowywali się jak nadopiekuńczy rodzice, którzy uwzięli się akurat na mnie. Najdziwniejsze było to, że nie troszczyli się tak o Ginny czy Rona. To zdecydowanie wkurzało mnie najbardziej.

Kiedy ceremonia przydziału dobiegła już końca wstał Dumbledor. Ogłosił, że w naszej szkole odbędzie się TURNIEJ TRÓJMAGICZNY! Kiedy wszyscy zaczęli gadać z podniecenia dyrektor, dodał, że ze względów na bezpieczeństwo w turnieju mogą wsiąść tylko osoby, które ukończyły siedemnaście lat. Wszyscy się oburzyli, a bliźniacy szczególnie. Potem zapowiedział dwie szkoły. Na samym początku były to dziewczęta ze szkoły Beauxbatons. Wszyscy chłopcy się ślinili na ich widok. Fred i George jednak nie popadli w zachwyt.

- Ty jesteś zdecydowanie lepsza - ziewnął George i klepnął mnie w plecy, tak że poleciałam lekko do przodu. Kiedy się wyprostowałam Fred poczochrał mi włosy i dodał:

- Zdecydowanie - zaczęłam się krztusić i po jakiś 2 minutach mój oddech wrócił do normy. Ron jednak był zachwycony dziewczynami z Baeuxbatons i jego ślina poleciała na stół. Hermiona uderzyła go w ramie, żeby się opanował, a on momentalnie przyjął normalną postawę.

Następnie dyrektor zapowiedział Durmstrang. Do Wielkiej Sali weszli umięśnieni chłopcy w futrach i włochatych czapkach. Wyglądali naprawdę bosko. Podziwiałam ich wyczyny akrobatyczne, kiedy Fred zaczął mi machać ręka przed oczami.

- Ej wstawaj, bo się zakochasz, a ja siedzę tu, a nie tam - zaśmiał się, a ja walnęłam go łokciem w żebra. Chichotał na to cicho, a ja wróciłam do oglądania pokazu. Kiedy wszedł Wiktor Krum wszyscy wytrzeszczyli oczy, a Ron to się chyba posikał ze szczęścia.

- Nie sądziłem, że Krum chodzi jeszcze do szkoły - Harry zaczął się drapać po karku, a wszyscy mu przytaknęli.

Dumbledore wyjaśnił zasady turnieju i jak się na niego zapisać. Bliźniacy już opracowywali plan jak wziąć udział w turnieju, nie byłam z tego zadowolona. Wszyscy poprzesuwali się trochę, żeby zrobić miejsce nowo przybyłym gościom i na stołach pojawiło się jedzenie. Te co zwykle jak i takie, którego nigdy nie widziałam na oczy. Wszyscy się na nie rzucili, oprócz mnie. Przyglądałam się pełnym półmiskom i miskom i temu wszystkiemu, co znajdowało się na stole. Nic jednak nie przyciągnęło mojej uwagi, więc postanowiłam nic nie jeść i napić się tylko soku dyniowego. Uczta trwała już dobre parę minut kiedy spojrzał w moją stronę George.

- Znowu nie jesz? - zrobił markotną minę. Pokręciłam tylko przecząco głową i wzięłam kolejny łyk soku.

- Jak to "znowu nie jesz"? - odezwała się zdziwiona Hermiona.

- Meg się głodzi - powiedział Fred i wziął kolejny kęs udka z kurczaka.

- Glodzisss sie? - wybełkotał Ron z pełną buzią. Spojrzenia piątki moich przyjaciół powędrowały na mnie jednocześnie, a ja tylko westchnęłam.

- Nie głodzę się, jem mniej, teraz nie jestem głodna - odparłam i zaczęłam kołysać kielichem soku.

- Musisz zjeść przynajmniej jedną rzecz - oświadczyła Hemiona i w tym samym momencie na moim talerzu wylądowały ziemniaki z sosem. Spojrzałam na nie i przyznam, że zaburczało mi w brzuchu. Jadłam dzisiaj tylko śniadanie, czyli kanapkę z żółtym serem i wędliną.

- Nie będę tego jeść - odsunęłam talerz potwierdzając moje słowa. Wszyscy tylko pokręcili głowami i zabrali się do dalszego pałaszowania.

Po skończonej kolacji bliźniacy poszli ze mną do skrzydła szpitalnego, a Pani Pomfrey dała mi jakieś tabletki i moja noga wróciła do normy.

~*~

Dni mijały spokojnie i powoli. Siedziałam właśnie razem z Fredem i Georgem w tajnej kryjówce, gdzie ważyli eliksir postarzający. W ten oto sposób chcieli wrzucić swoje nazwiska do Czary Ognia. Ja siedziałam i czytałam książkę.

- Wiesz co Meg - powiedział George w pewnej chwili.

- Hmm? - zapytałam wciąż wpatrując się w książkę.

- Zmieniłaś się odkąd się poznaliśmy - mruknął i na mnie spojrzał. Popatrzyłam na niego dość dziwnie, bo zaraz zaczął tłumaczyć co miał na myśli. - chodzi mi o to, że już nie jesteś taka grzeczna jak na początku pierwszego roku - zaczął mieszać coś w kociołku.

- To źle? - zapytałam po dłuższej chwili.

- Nie - odezwał się Fred. - To jest wręcz bardzo dobrze. Nie mielibyśmy z kim robić żartów, nie licząc oczywiście Lee - dodał pośpiesznie, na co się zaśmiałam.

- Poradzilibyście sobie beze mnie - uśmiechnęłam się i wróciłam do lektury.

-Nie zgadzam się - zaśmiał się George i wrócił do ważenia eliksiru.

~*~

Jak większość uczniów siedziałam w sali, gdzie stała Czara Ognia. Obserwowałam jak uczniowie wrzucają swoje nazwiska do czary i rozmawiałam ze znajomymi. Kiedy przyszedł Wiktor Krum wszyscy przyglądaliśmy mu się z zachwytem i strachem jednocześnie. Przyszedł, wrzucił i odszedł. Po paru minutach do sali wpadli bliźniacy.

Ja i Hermiona patrzyłyśmy na nich z lekkim zawiedzeniem, że podejmują ryzyko chcąc wrzucić swoje nazwiska. Hermiona ostrzegła ich chyba ze sto razy, co nie poskutkowało. Ja zrezygnowałam z wybijania im tego pomysłu już po drugiej próbie, wiedziałam, że i tak zrobią co zechcą. Kiedy rudzielce przekroczyli linie wieku, którą wyznaczył Dumbledore jakaś siła wyrzuciła ich z okręgu, a na ich twarzach wyrosły długie brody. Wyglądali przekomicznie.

Lee poszedł z nimi do skrzydła szpitalnego, a wszyscy naokoło ryczeli ze śmiechu. Po tej całej sytuacji nasza czwórka - Harry, Ron Hermiona i ja, udała się na śniadanie. Cieszyłam się, że nie ma przy mnie Freda i Georgea, bo doskonale wiedziałam, że zostałabym zmuszona do jedzenia. Czekałam, aż moi przyjaciele zjedzą pijąc sok dyniowy i rozmawiając z nimi.

- Zamierzasz coś zjeść? - spytała Hermiona biorąc kolejną łyżkę owsianki z owocami.

- Nie, jakoś nie mam ochoty.

- To już kolejny raz jak nie jesz - mruknął Harry przyglądając mi się, a ja się tylko uśmiechnęłam.

- Ja nie wytssymalbymm bez jedzeenia - zaczął bełkotać Ron przeżuwając swojego tosta. Spojrzałam na niego z lekkim obrzydzeniem i upiłam kolejnego łyka napoju.

Po śniadaniu, którego w ogóle nie tknęłam udaliśmy się do Hagrida. Olbrzym jak zwykle był bardzo przyjazny i poczęstował nas swoimi wypiekami. Kiedy nie tknęłam żadnego podczas picia herbaty spojrzał na mnie dziwnie.

- Czy mi się wydaje czy ty wychudłaś Meghan? - zapytał. W głębi serca się ucieszyłam, że moja "dieta" skutkuje.

- Meghan się głodzi - powiedział Ron biorąc łyka herbaty z wielkiego kubka, które przypominało wiadro.

- Jak to głodzisz się?! - spytał oburzony. Westchnęłam tylko.

- Nie głodzę się - powiedziałam i wzięłam wypiek olbrzyma i zaczęłam go przeżuwać.

Nikt już nic więcej nie mówił na temat mojego odżywiania. Rozmawialiśmy o Turnieju Trójmagicznym i, o tym że dzisiaj poznamy reprezentantów szkół. Wszyscy byliśmy naprawdę podnieceni zbliżającym się wydarzeniem.

Po wizycie u Hagrida postanowiłam przejść się do biblioteki i poszukać ciekawej książki, która zagospodarowałaby mój wolny czas. Miałam już odrobione wszystkie lekcje na przyszły tydzień, więc nic tylko czytać. Przemierzałam właśnie opustoszały korytarz, kiedy znikąd pojawili się bliźniacy.

- Siema mordko! - krzyknął Fred i poczochrał moje włosy, za co nadepnęłam mu na nogę.

-Gdzie wasze brody? - zapytałam.

-Pani Pomfrey się nimi zajęła - wytłumaczył George i poruszył śmiesznie brwiami, na co się zaśmiałam.

- A tak w ogóle to jadłaś śniadanie? - odezwał się Fred, a ja aż stanęłam w miejscu ze złości, która mnie właśnie ogarnęła. Bliźniacy nie zauważyli tego na początku i odeszli kawałek dalej, kiedy zorientowali się, że mnie nie ma odwrócili się i spojrzeli w moją stronę. Miałam chyba dość groźną minę, bo obaj przełknęli głośno ślinę.

- Znosiłam wasze jakże upierdliwe kontrole od wakacji i mam już zdecydowanie dosyć - powiedziałam spokojnym, ale dobitnym głosem sieja cym grozę, niczym Mcgonagall. -Pilnowaliście tego co jem praktycznie cały czas i czy w ogóle jem, MAM DOŚĆ! - wrzasnęłam. - Od dzisiaj nie macie prawa mieszać się w moje odżywianie! - zakończyłam naszą rozmowę i skierowałam się prosto do biblioteki nie czekając na nich. Wolałam wręcz, żeby za mną nie szli. Usłyszałam tylko ich westchnięcie.

Nie odzywałam się do bliźniaków przez cały dzień. Nadeszła jednak pora kolacji i czas ogłoszenia reprezentantów. Na kolację udałem się, żeby zobaczyć kto będzie brał udział w turnieju. Nie miałam zamiaru nic jeść. Siedziałam pomiędzy bliźniakami jak zawsze. Było to nieuniknione, nie wiem co musiałabym zrobić, żeby nie siedzieć między nimi.

Fred zerkał co chwilę czy jem. Za każdym razem na jego twarzy pojawiał się smutek. George również jak jego brat sprawdzał czy mam zamiar coś zjeść. On jednak zamiast się smucić ciężko wzdychał. "Kolacja" minęła w niezręcznej atmosferze. Po zakończeniu uczty Dumbledore powstał ze swojego miejsca i zaczął przemawiać. Po jakimś czasie czara wyrzuciła z siebie pierwszą kartkę i reprezentantem Durmstrangu został Wiktor Krum. Szczerze było to do przewidzenia. Po chwili wyleciała druga karteczka. Reprezentantką Beauxbatons została Fleur Delacour, czyli dziewczyna, do której wzdychał Ron. Następnie czara wyrzuciła trzecią kartkę i reprezentantem Hogwartu został Cedrik Diggory. Puchoni oszaleli ze szczęścia, kiedy dyrektor wypowiedział jego nazwisko. Cedrik wstał od stołu i zmierzał w kierunku, który wcześniej wskazał Dumbledore. Zanim jednak zniknął spojrzał na mnie i puścił do mnie oczko na co się zarumieniłam.

- Nienawidzę typa za mecz i za jego ewidentne podrywanie Meghan - wysyczał przez zęby Fred, a ja tylko przewróciłam oczami. Hermiona, Harry, Ron i George tylko zachichotali ze słów Weasley'a.

Kiedy dyrektor zaczął przemawiać kończąc całe zbiegowisko z czary wyleciał jeszcze jedna kartka.

- Harry Potter - przeczytał Dumbledore, a mi serce stanęło. Harry właśnie został reprezentantem, nie dość, że czwartym, którego w ogóle nie powinno być to jeszcze nie miał skończonych siedemnastu lat.

Hermiona wypchnęła mojego przyjaciela za stołu, żeby poszedł do miejsca dla reprezentantów. Harry szedł z powolnym krokiem i widać było, że droga naprawdę mu się dłuży. Wszyscy wlepiali w niego swoje gałki oczne. To na bank było mega stresujące. Na miejscy Harry'ego już dawno bym spanikowała. Nie jestem jakoś super odważna. Kiedy Harry zniknął za drzwiami za stołem nauczycielskim wypuściłam powietrze, które wstrzymywałam.

- I co teraz będzie? - zapytałam szeptem i oparłam swoją głowę o rękę Freda.

Bliźniak nie czekając chwili dłużej przytulił mnie, a ja wtuliłam swoją głowę w jego tors. Strasznie bałam się o Harry'ego. Fred gładził moje plecy i oparł swoją głowę o moją. Byłam pewna, że przeżywam całą sytuację bardziej niż mój przyjaciel, którego nazwisko właśnie wyleciało z czary. Słyszałam jednak jak Ron kłóci się po cichu z Hermioną. Chłopak był oburzony, że Harry został reprezentantem i, że mu nie powiedział, że zgłosił się do turnieju. Ja jednak wciąż siedziałam wtulona w Freda co trwało kilka minut. Odsunęłam się lekko i usiadłam normalnie.

~*~

Siedziałam na kanapie w pokoju wspólnym i wpatrywałam się w ogień. Strach ogarnął mnie całkowicie. Nie chodziło już tylko i wyłącznie o Harry'ego, który nie miał wyjścia i musiał brać udział w turnieju czy tego chciał czy nie, zastanawiałam się jakby to było gdyby moje nazwisko wyleciało z czary.

Już kolejny dzień z rzędu siedziałam cicho. Nie spędzałem czasu z nikim. Zero. Bliźniacy zgodzili się dać mi trochę spokoju i nie mieszać się na jakiś czas. Sama ich o to poprosiłam. Chciałam po prostu spokoju. Chciałam opanować swoje myśli, uczucia, emocje bez niczyjej pomocy. Nie wychodziło mi to jednak kompletnie. Miałam wory pod oczami, włosy były jedną wielką porażką, moja twarz wyglądała jak nie powiem co, a ubrania były w całkowitym nieładzie.

Czytaj Dalej

To Też Polubisz

484K 3.1K 6
Wydane spod ramienia Wydawnictwa Niezwykłego!😍 Dostępne na Legimi, w sklepach internetowych oraz stacjonarnych! Uwaga! Zawarte tu opis i rozdziały s...
81K 5.2K 18
Nastia. Zwykła dziewczyna... No dobra, ale czy zwykle dziewczyny poznają tajemniczego czarnowłosego chłopaka? I akurat on jest księciem Asgardu? I ja...
5.8K 310 24
Po zerwaniu z Luką, w Marinette ożywają uczucia do Czarnego Kota. Jednak ani ona nie wie że jej ukochany jest tak naprawdę jej dawną miłością- Adrie...
3.2K 54 11
Hejcia w tej książce będą pojawiały się różne shoty do poszczególnych postaci. Nie będą one jedynie z sw aa jeśli chcecie daną postać to proszę piszc...