There Goes My Life || Larry [...

By fine-by-me

168K 14.6K 2.4K

Larry AU fanfiction; mpreg; top!Louis Louis siedzi po uszy w gównie. Nie jest zauroczony Ha... More

TGML
TGML - Prolog
TGML - 01
TGML - 02
TGML - 03
TGML - 04
TGML - 05
TGML - 07
TGML - 08
TGML - 09
TGML - 10
TGML - 11
TGML - 12
TGML - 13
TGML - 14
TGML - 15
TGML - 16
TGML - 17
TGML - 18
TGML - 19
TGML - 20
TGML - 21
TGML - 22
TGML - 23
TGML - 24
TGML - 25
TGML - 26
TGML - 27
TGML - 28
TGML - 29
TGML - 30
TGML - 31
TGML - 32
TGML - 33
TGML - 34
TGML - Epilog

TGML - 06

4.9K 486 18
By fine-by-me

    Louis budzi się wcześniej niż zazwyczaj.

    Jest w swoim łóżku, musiał usnąć razem z Harrym, i leży na brzuchu. Słyszy kroki bruneta, który chodzi w tę i z powrotem po drewnianej posadzce, nucąc cicho do samego siebie, kiedy wybiera parę jeansów i zakłada je.

    Louis ponownie zamyka oczy, słysząc, jak Harry wybiega z pokoju prosto do łazienki. Bez wątpliwości to z powodu nudności i szatyn czuje się okropnie. Siada i natychmiastowo kieruje się do łazienki. Puka gorączkowo w drzwi, jedynie ostrzegając tym Harry'ego, że zamierza wejść do środka, po czym robi to.

    – Herbata czy woda? – pyta. Harry unosi wzrok znad muszli, wyglądając dość marnie w bluzie i dresach szatyna.

    – Woda – odpowiada Harry. Louis kiwa głową, schodząc do kuchni po butelkę wody. Wraca do łazienki i widzi szczotkującego zęby Harry'ego, który patrzy na swoje odbicie lustrzane ze zmarszczonymi brwiami.

    – Twoja woda. – Louis stawia butelkę na umywalce, kiedy Harry wypluwa pastę z ust.

    – Moja twarz wygląda pękato – mamrocze cicho, przyciskając swoje policzki dłońmi. – Myślałem, że tylko mój brzuch zrobi się... grubszy.

    Louis unosi brwi. Nie wie, jak na to odpowiedzieć. Obserwuje, jak Harry unosi bluzę, odsłaniając bardzo mały ciążowy brzuszek, zaokrąglony i miękki, i patrzy na siebie w lustrze.

    Styles jest naburmuszony, lecz niebieskooki uśmiecha się, robiąc krok w stronę chłopaka.

    – Nienawidzę tego – burczy zielonooki szczerze, jak zawsze nie martwiąc się tym, co inni mogą sobie o tym pomyśleć.

    – Dlaczego? – pyta Louis. – Wyglądasz… niesamowicie. Całkowicie niesamowicie.

    – Naprawdę? – Harry wzdycha, nie zauważając, jak zaczerwieniony zrobił się Louis. – Czuję się ohydnie, serio, i sam zobacz – Harry bierze dłoń Louisa i kładzie ją na swoim brzuchu, na co ten rumieni się – brzuch jest twardy i to takie dziwne uczucie.

    Louis jest cicho. To wydaje się dziwaczne, że ta wielka, przerażająca rzecz, którą martwi się od ostanich kilku tygodni, mieści się idealnie w jego dłoni. Patrzy się na to, oblizując wargi i to właśnie tu i teraz uświadamia sobie, że prawdopodobnie jest całkowicie zauroczony Harrym w sposób, w jaki nie czuł się przy nikim innym.

    To także jest całkiem przerażające.


    – To tylko ja, czy on wygląda inaczej? – pyta Niall, głośno przeżuwając swoje frytki. Wszyscy przy stoliku obracają głowy w stronę stolika, przy którym siedzi Harry, jak zawsze znajdując się w centrum uwagi.

    – Co masz na myśli? – mruczy Louis, uśmiechając się delikatnie, kiedy Harry kolejny raz pociąga bluzkę w dół. Ma na sobie workowaty sweter, lecz wciąż obawia się, że ktoś zauważy jego mały brzuszek.

    – Nie wiem – Niall wzrusza ramionami. – Jest jakiś…+pełniejszy.

    – A co to miało znaczyć, do cholery? – burzy się szatyn. – I dlaczego tak nagle przejmujesz się Harrym Stylesem?

    – Cholera, Lou, wyluzuj. – Zayn uniosi brwi po tym jak on i Niall wymieniają szybkie spojrzenia. Louis prycha, zły przez to, że Niall mówi o Harrym w taki sposób. – On nawet nie powiedział niczego złego.

    – Może ktoś go zaciążył – wtrąca pogodnie Stan, wgryzając się w swoją kanapkę.

    – Jestem zaskoczony, że nikt wcześniej tego nie zrobił – odpowiada z uśmiechem Niall. – Widzieliście jak on się zachowuje na imprezach.

    Twarz Louisa jest gorąca, a jego dłonie drżą, kiedy wstaje i wybiega ze stołówki.



    – Hej – wita się Harry, wychodząc ze szkoły ze swoim różowym plecakiem. Louis jedynie uśmiecha się i idą w kierunku samochodu bruneta. Kiedy tylko siadają w jego wnętrzu, rozbrzmiewa telefon Tomlinsona.

    – Halo? – odbiera, widząc, że dzwoni Dan.

    – Louis, twoja mama zaczęła rodzić – mówi mężczyzna, brzmiąc na spanikowanego. – Czy, ah, czy możesz przyjechać do szpitala? Dziewczynki już tutaj są, ale nie ma nikogo, kto mógłby mieć je na oku, więc cię tutaj potrzebujemy.

    – Um, okej – odpowiada szybko. – Ale Harry jest ze mną.

    – To okej, to w porządku, po prostu się pospiesz, proszę.

    – Tak, już jedziemy – mówi, a Harry marszczy brwi. Louis rozłącza się i spogląda na niego. – Mama zaczęła rodzić, jedziemy do szpitala.

    – Oh! – piszczy Harry, kiedy Louis wycofuje z parkingu.

    – Muszę zabrać cię ze sobą – mamrocze niebieskooki, patrząc na Harry'ego przepraszająco. – Dziewczynki są same i nie chcę, żeby musiały siedzieć tak dłużej, niż to wymagane.

    – W porządku – zapewnia Harry, włączając odtwarzacz. Marszczy nos, kiedy zaczyna lecieć muzyka pochodząca z telefonu Louisa połączonego z odtwarzaczem przez Bluetooth. – Co to, do diabła, jest?

    – Gorillaz – odpowiada ze śmiechem. – Some Kind of Nature.

    – I ty nabijałeś się z mojego gustu muzycznego – fuka kędzierzawy. Louis udaje naburmuszonego, wydymając przy tym dolną wargę. Harry mimo wszystko nie zmienia piosenki, pozwalając jej dalej lecieć.

    – Opowiedz mi coś o tym zespole – żąda, obracając się lekko, by móc patrzeć na Louisa. Szatyn mruczy, zastanawiając się nad tym, co mógłby mu powiedzieć.

    – To praktycznie cztery animowane postacie wykreowane przez dwóch kolesi – tłumaczy. – Um, jeśli dobrze pamiętam, mają na imię Murdoc, 2-D, Russel i Noodle.

    – Powinniśmy nazwać nasze dziecko Noodle – odpowiada Harry i Louis śmieje się.

    – Raczej nie chciałbym, żeby nasze dziecko było ofiarą wyśmiewania – śmieje się. Lubi to, jak zwyczajnie Harry rozmawia o dziecku, jakby nie było to coś, czym powinni się stresować; to niemal uspokajające.

    Po chwili są już w szpitalu i biegną do poczekalni na oddziale położniczym. Siedzą tam dziewczynki, wszystkie wydają się mieć jakieś zajęcie. Daisy unosi wzrok i uśmiecha się.

    – Loueh! Harreh!

    – Cześć, dzieciaku – mamrocze Louis, unosząc Daisy i podając ją Harry'emu. Po tym bierze Phoebe i trzyma ją blisko siebie, wiedząc, że dziewczynka zrobiła się zazdrosna o drugą parę bliźniąt i czuje, jakby cała reszta nie dbała o nią wystarczająco. Louis stara się przez to zwracać więcej uwagi na nią i Daisy.

    – Jak z mamą? – pyta Louis Lottie, która unosi wzrok znad telefonu i wzrusza ramionami.

    – Dobrze. Jakieś kilka minut temu odeszły jej wody – odpowiada nastolatka. – Dan nic nam nie powiedział, nie wychodził z tamtego pokoju przez ostanie dziesięć minut, ale słychać stamtąd głosy położnych.

    Fizzy i Lottie zajmują się swoimi telefonami, kiedy Daisy i Phoebe malują coś w zeszycie Harry'ego. Louis wpada na pomysł, by obejrzeć z Harrym film na jego telefonie, więc oboje zakładają słuchawki na uszy i zaczynają oglądać Goło i wesoło. Siedzą na długiej ławce, brunet wtula się w Louisa, z głową opartą na jego ramieniu.

    Louis widzi, jak Lottie porusza na niego brwiami z drugiego końca pokoju. Wywraca na to oczami i mówi jej bezgłośnie, żeby się zamknęła, zanim owija rękę wokół ramion Harry'ego.






    Louis zostaje obudzony. Otwiera powoli oczy i widzi pochylającego się nad nim Dana, który ma uśmiech na twarzy.

    – Mama o ciebie pyta, będziesz pierwszym, który ją odwiedzi.

    – Oh, dobrze – mamrocze, przecierając oczy. Podnosi się ostrożne, nie chcąc obudzić Harry'ego, i podąża za Danem korytarzem.

    Mama wygląda na zmęczoną. To pierwsza rzecz, którą zauważa, kiedy wchodzi do pokoju. Od razu się do niego uśmiecha, wskazując mu, by podszedł bliżej do łóżka, gdzie ogląda sennie telewizję.

    – Lou kochanie, jak się trzymasz?

    – Jak +ty się trzymasz? – pyta niebieskooki, pochylając się, by złożyć całusa na policzku Jay i ją przytulić.

    – Dobrze, jestem tylko zmęczona – zapewnia. – Chciałbyś poznać swojego brata i siostrę? Są w łóżeczkach.

    – Oczywiście – odpowiada Louis, podchodząc do dwóch łóżeczek i zaglądając do nich. Czuję zbyt wiele emocji na raz, kiedy przygląda się dwójce wiercących się noworodków, obserwujących wszystko dookoła rozszerzonymi oczyma. Jednym powodem jego zachowania jest to, że ma teraz dwójkę nowego rodzeństwa, a drugim fakt, że za kilka miesięcy sam będzie miał takiego malucha. To przerażające.

    – Mogę wziąć jedno na ręce? – pyta cicho. Jay kiwa głową, wiedząc, że Louis dobrze wie, jak powinno trzymać się dziecko. Szatyn bierze na ręce swoją siostrę, która jest ubrana w różowe śpioszki i tego samego koloru czapeczkę. Wygląda tak jak Lottie, kiedy ta była dzieckiem, i całe ciało Louisa wypełnia ciepło, gdy wystawia palec wskazujący, a dziewczynka za niego chwyta. – Jak ma na imię?

    – Doris – odpowiada Dan z dumnym uśmiechem. – Doris i Ernest.

    – Lou, mógłbyś przyprowadzić Harry'ego i dziewczynki? – pyta Jay. Louis spogląda na nią i unosi brew.

    – Harry'ego? Jesteś pewna? – pyta, a Jay przytakuje. Szatyn ostrożnie układa Doris w jej łóżeczku i idzie do poczekalni.

    Wraca z Harrym i swoimi siostrami. Dziewczynki od razu biegną do Jay. Zielonooki trzyma się blisko Louisa, z ciekawością zerkając w stronę noworodków.

    – Możesz wziąć jedno na ręce, Harry – odzywa się Jay, kiedy Phoebe wskakuje na jej łóżko i opiera się o nią. Brunet uśmiecha się delikatnie do kobiety i podchodzi do łóżeczka, przegryzając wargę, kiedy spogląda na dzieci.

    – Wiesz, jak to zrobić? – pyta cicho Louis i Harry kręci głową. Szatyn bierze Ernesta, uśmiechając się szeroko, kiedy przesuwa wzrok na Harry'ego. – W taki sposób. Musisz podtrzymywać główkę, okej?

    Przekazuje chłopca Harry'emu, który bierze go ostrożnie i trzyma go w taki sposób, w jaki robił to Louis. Wydaje się powoli relaksować, póki Ernest nie zaczyna się wiercić.

    – Um, Lou? – pyta szybko. Louis staje za chłopakiem i poprawia ułożenie jego ramion, pomagając mu trzymać Ernesta.

    – Uspokój się, kochanie. – Louis śmieje się, czując, jak ręce Harry'ego drżą. – Dobrze sobie radzisz, nic się mu nie dzieje.

    Nie planował nazwać go “kochaniem”. To po prostu samo tak wyszło. Harry jednak nawet nie zwrócił na to uwagi, zbyt skupiony na nie upuszczeniu Ernesta.

    – Jak ma na imię? – pyta cicho Styles. Louis układa brodę na jego ramieniu.

    – Ernest – odpowiada. Brunet kiwa głową i lekko pochyla się do dotyku Louisa, biorąc kilka drżących oddechów.

    – Będziemy mieli takiego własnego – szepcze, oglądając się na szatyna. Louis mruczy i kiwa głową, spoglądając na Harry'ego. – Boisz się?

    – Jestem przerażony – odpowiada cicho Louis. – Ale jakoś damy sobie ze wszystkim radę.

Continue Reading

You'll Also Like

21.3K 1.8K 18
Mount Sinai Hospital w Nowym Jorku jest dla Aleca wymarzonym miejscem pracy i spełnieniem marzeń. Po ciężkich studiach pielęgniarskich i uzyskaniu dy...
704K 44.8K 65
Harry jako boss największej mafii w Londynie, Louis jako agent działający pod przykrywką. Historia o tym, że serce zawsze wygrywa z rozumem. Larr...
10.7K 990 6
Krótka historia splątana wierszami, pełna kokieterii, niebieskich jeansów do pary z białymi koszulkami, owiana muzyką Lany del Rey, nasiąknięta dymem...
152K 8.2K 19
Desmont Styles spodziewał się syna. Jego potomek musiał być przygotowany na bycie również jego zastępcą. Obawiał się jednak tego iż jego syn nie pora...