Tylko dla Ciebie, księżniczko

By TheoParissh

791K 9.9K 1.2K

W TRAKCIE POPRAWY- MOGĄ SIĘ ZDĄŻYĆ DZIURY MIĘDZY ROZDZIAŁAMI To piękna i wzruszająca powieść, której głównymi... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22

Rozdział 14

5.5K 397 50
By TheoParissh

*POV Kilian*

Jeszcze tego samego dnia, gdy podrzuciłem Dalię do głównego domu Watahy na pożarcie moim siostrom i siostrzeńcom, zawróciłem do szkoły.

Zapukałem grzecznie do sekretariatu.

- Proszę! - usłyszałem i popchnąłem drewniane drzwi. Pomieszczenie było średniej wielkości, rozjaśnione lampami z sufitu, kolor ścian jak w szpitalach. Ogólnie niezbyt ciekawy klimat. Zrobiłem krok na przód i stanąłem przed recepcją.

- Witam, byłem umówiony z Panem Snawios. - przekazałem starszej kobiecie siedzącej za blatem. Spojrzała na mnie zza swoich wielkich okularów i pokiwała głową na znak, że rozumie.

- Pan dyrektor jest jeszcze na spotkaniu, ale za chwilę zejdzie do Pana. Proszę poczekać tutaj. - rzuciła, wskazując dłonią krzesła znajdujące się naprzeciw niej. Usiadłem na wskazanym miejscu i wyciagnąłem telefon. Napisałem SMS-a do mojej dziewczyny.

Do Dalia:
Jak tam, żyjesz jeszcze?

Nie musiałem długo czekać na odpowiedź.

Od Dalia:
Niestety, już dawno leżę zakopana pod drzewem, przy domu.

Do Dalia:
Wiesz, że tam jest dużo drzew i dużo domów?

Od Dalia:
...

Od Dalia:
Też cię kocham, kotku.

Do Dalia:
Czy ty jesteś tego świadoma, że właśnie mnie obraziłaś? :c

Od Dalia:
Naprawdę??? Gdzie???

Zrobiłem screena naszych  wiadomości i zarysowałem kolorkiem w edytorze słowo "kotek".

Następnie wysłałem jej to zdjęcie.
Do Dalia:
*Załączono zdjęcie*

Od Dalia:
Dalej nie rozumiem.

Do Dalia:
Nazwanie wilkołaka kotem jest największą obelgą z możliwych. Pochodzimy od wilków, czyli swego rodzaju naszej podrodziny, a wyzwanie nas od największych wrogów - psów, jest wręcz haniebne.

Śmiałem się, gdy wstukiwałem w klawiaturę poszczególne słowa, ponieważ nigdy nie brałem tego typu uwag na poważnie, chyba, że sytuacja była poważna.

Od Dalia:
O w dupę... Wybacz, przyjmij o korne me przeprosiny, za tak nieprzemyślane słowa, o wilku, przyszły Alpho.

Po przeczytaniu tegoż SMS-a zacząłem się śmiać jak opętany. Jak na trupa, to ma składane. Jak ze średniowiecza... No może nie licząc tego początku.

Uśmiechałem się do ekranu telefonu, odpisując jej dużą ilością roześmianych do płaczu emotikonek.

Od Dalia:
Nie śmiej się ze mnie.

Do Dalia:
Nie śmiałbym.

Od Dalia:
Dobra, ja lecę, nie będę w gościach i przy takiej ilości dzieci siedzieć na telefonie.

Do Dalia:
Baw się dobrze.

Od Dalia:
Dzięki.

Wysłałem to w momencie, gdy przez drzwi wszedł wysoki, mocny w barach mężczyzna. To ten dyrektor.

- Witam, Panno Zoama.

- Dzień dobry, Panie Rasell. Jest tu do Pana jakiś młodzieniec. - przekazała mu, wskazując głową w moją stronę. Mężczyzna odwrócił do mnie i zmarszczył brwi.

- Nixon? Co ty tu do diabła robisz? - zapytał. Byłem zdezorientowany, ale gdy przyjrzałem się bliżej i dokładniej, zrozumiałem, że jest to mój przyszywany wujek Rass.

- Wuj Rasell?

- Aleś ty wyrósł, chłopie. - podszedł do mnie. Wstałem z krzesła, a on objął mnie po męsku. - Chciałeś coś ode mnie?

- Właściwie to tak. - powiedziałem.

- To chodź do gabinetu. - gdy to powiedział, przeszedł do innego pomieszczenia. Bez zastanowienia ruszyłem za nim.

Zamknąłem za nami drzwi i usiadłem przed biurkiem. Dyrektor zajął swoje miejsce.

- To czego dusza pragnie?

~ Lodów z bitą śmietaną, polane polewą czekoladową, a do tego pokruszone batoniki "Bounty", "Oreo" oraz "Snickers"... Taa...

- Moja mate chodzi tutaj do szkoły, a ja nie potrafię przeżyć bez niej godziny. - powiedziałem poważnie. Wuj zaśmiał się.

- Kilian, wiesz ile razy już załatwiłem przeniesienia ze względu na czyjeś mate.

- Czyli się zgadzasz?

- No oczywiście, czym jest życie bez miłości? A w szczególności naszej miłości.

- Niczym. - aż za dobrze znałem na to odpowiedź.

- A poza tym, kim bym był, gdybym odmówił drugiej najważniejszej osobie na tym terytorium i w całym kraju.

(od aut. Nawet będąc na terenie innej watahy, jest się pod władzą swojego Alphy, tylko trzeba uzyskać zgodę na wejście oraz w razie robienia jakichś problemów, karę wymierza Alpha  terenu., na którym się przebywa. )

Zaśmiałem się na jego słowa.

- Gdy poznałem Dalię, prawie zabiłem jej ojca.

- Naprawdę? Co się takiego stało?

- Chciał jej zabronić tego, by była ze mną. - powiedziałem cicho.

- To poważna sytuacja. Jest wilkiem czy człowiekiem?

- Właśnie wilkołakiem, ale i tak pogwałcił prawo mate.

- Dziwny gościu. Trzeba było wykonać jeden telefon po rodzinkę i w parę sekund sklepalibyśmy go.

- Wiem, wiem.

- To w której klasie jest ta twoja Dalia? - otworzył jakąś teczkę, leżąca przed nim.

- Druga klasa liceum biologiczno-chemicznego.

- Okey. Załatwione. Oficjalna wersja: przepisałeś się z prywatnej szkoły gdzieś zza granicy. Przyjdź jutro przed lekcjami, wszystkiego się dowiesz.

Pokiwałem głową, że rozumiem i podniosłem się z siedzenia.

- A i wybacz, że nie mogliśmy być z moją małżonką na spotkaniu rodzinnym, kiedy przedstawiłeś przyszłą Lunę. - machnąłem na to ręką.

- Nic się nie stało. Pozdrów ciotkę Muriel. A co cię skłoniło generale do tego, by przenieść się do pracy w rozwydrzonym budynku szkoły?

Wzruszył ramionami.

- Potrzebowałem zmiany otoczenia, ale nadal pełnię funkcję generała w naszej armii.

- Okey, do widzenia.

- Trzymaj się, młody.

*POV Kilian*

Moja Dalia była wyczerpana. Nie wiedziałem, co mam zrobić, by jej pomóc.

Leżała w piżamie na środku łóżka, a ja obserwowałem.

~ Pamiętasz, co mi obiecałeś? - zagaił wilczur. Westchnąłem.

~ Taa, pamiętam. - moje drugie wcielenie pisnęło szczęśliwe, a ja podjąłem decyzję. Rozebrałem się szybko, zostawiając na sobie tylko bokserki. Następnie przemieniłem się.

Pomimo dźwięku łamania kości i chrupania stawów, było to bardzo przyjemne. Czułem się jak we własnym domu, ponieważ przeistoczyłem się w tym momencie w całkowitego siebie. Byłem na wpół wilkiem,  a wpół człowiekiem.

Gdy wszystko było na swoim miejscu, a skórę pokryła sierść, podszedłem na czterech łapach do mojej dziewczyny, która zainteresowana zamieszaniem, podniósła się do siadu.

- Ale ty jesteś piękny. - wyszeptała. Wskoczyłem obok niej na łóżko i polizałem jej dłoń. Wiem, że nie byłaby zadowolona, gdybym ją polizał w twarz, zupełnie tak, jak się powinno okazywać uczucia, dlatego ograniczyłem się jedynie do pokrycia warstwą śliny jej nadgarstka.

Dalia podniosła rękę i zanurzyła ją w sierść na grzbiecie. Cudowne uczucie...

- Dawno się przy mnie nie przemieniałeś.

Pokiwałem tylko głową.

Masującym ruchem zjechała po całej długości mojego kręgosłupa, powracając tą samą drogą, zatrzymywała się tylko pomiędzy moimi uszami, by tam podrapać mnie nieco bardziej. Za każdym razem, gdy kierowała swoim ruchem dłoni pod włos, czułem ciarki i dreszcze na całym ciele, a gdy wzdłuż włosia, odczuwałem iskierki.

Usiadłem jak najbliżej niej i ułożyłem się do spania. Dziewczyna zrozumiała mój przekaz i także się położyła. Jej twarz znajdowała się zaledwie parę centymetrów od mojej. To wspaniałe, kiedy nawet pod postacią wilka nie potrafiła oderwać ode mnie wzroku, pomimo tego psiego wyglądu.

- Dobrej nocy, Kilian.

Polizałem ją po brodzie.

- Rozumiem, że to twoje dobranoc. - powiedziała, uśmiechając się delikatnie. Następnie zamknęła oczy, a ja nadal obserwowałem jej każdy ruch, każdy wdech, każdy wydech, każde drgnienie, do momentu, aż jej oddech unormował się, co wskazywało na to, że moja ukochana zasnęła. Dopiero, gdy się upewniłem, że tak faktycznie jest, mogłem zasnąć i ja.

~ Dziękuję. - usłyszałem zaraz przed snem.

***

Nie wierzę w siebie. Mam dwadzieścia lat, chcę wyglądać na osiemnaście, lekcje mam na siódmą trzydzieści, a ja wstałem o szóstej.

Co się ze mną dzieje?!

~ Wpadłeśw kanał zwany miłością.

~ Śmieszne, bo ty też.

~ I jestem z tego dumny. - odpowiedział mój towarzysz.

Stałem w łazience przed lustrem, patrząc w swoje odbicie. Tak, na sto procent muszę to zrobić. Chwyciłem w dłonie maszynkę elektryczną.

~ Muszę to zrobić.

~ Nie musisz, ale chcesz.

Przyłożyłem ją do policzka. Od razu na podłogę, przy moich stopach znalazły się strzępy mojej dawnej, dość długiej brody.

~ Broda była bardzo wilcza... - skomentował wilk.

~ Lubiłem ją, będę tęsknić.

~ Stary, luz, odrośnie.

~ Wiem, bo gdyby tak nie było, nie odważyłbym się.

Przeciągłem palcami po gładkiej skórze i zrozumiałem, że Dalia nigdy mnie nie widziała bez brody. Zazwyczaj miałem ją lekko przystrzyżoną, ale nigdy na gładko.

Na wewnętrzną stronę dłoni rozprowadziłem wodę toaletową i wsmarowałem w ciało.

~ Mam nadzieję, że się jej spodoba.

*POV Dalia*

Wczoraj, po wyczerpującym dniu, dużym zaskoczeniem była dla mnie przemiana Kiliana. Jednak nic nie może się równać z tym, że pierwszy raz wstał sam z łóżka i to wcześniej niż ja, co było dla mnie niesamowitym szokiem.

Coś się stało. Coś musiało się stać, skoro tak się zachowywał.

Odpędziłam te myśli i skupiłam się na przygotowaniu śniadania dla mnie i Nixona oraz nad zastanawianiem się, jak przeżyję następny dzień pozbawiona jego obecności.

*POV Dalia*

Skończyłam robić śniadanie w momencie, gdy Kilian wkroczył do kuchni.

Wyciągnęłam z garnka parujące parówki i położyłam je wszystkie na duży talerz, a następnie postawiłam je na stole. Podniosłam wzrok na mojego chłopaka.

- Mógłbyś... CO TO JEST?! - krzyknęłam zaskoczona. KILIAN SIĘ OGOLIŁ! O mój Boże! Podejrzewam, że później będzie trzeba zbierać moją szczękę z podłogi. On natomiast zachowywał się jakby nigdy nic.

- No co?

- Jak to co? Gdyby nie twój zapach, to bym pomyślała, że w naszym domu jest jakiś obcy mężczyzna! - bez tej brody wyglądał równie seksownie, jak z zarostem. Jednak nigdy go takiego nie widziałam, przez co w pierwszym odruchu naprawdę bardzo się wystraszyłam.
Nixon przenosił ciężar ciała z nogi na nogę, a dłonią pocierał nagą skórę brody.

~On chyba stresował się moją reakcją...

~Raczej tak. Idź, pokaż, że Ci się podoba.

Zrobiłam więc tak, jak doradziła mi wilczyca. Podeszłam do niego bliżej i dotknęłam jego świeżo ogolonej brody.

- Ale dziwne uczucie. - szepnęłam, czując pod ręką powierzchnię gładkiej twarzy.

- Jaki werdykt? - zapytał niepewnie.

- W każdej wersji jesteś niesamowicie przystojny i podniecający. - przyznałam.

Nie mogłam się od niego odsunąć. Biło z niego tak niesamowite ciepło.Jego zapach ogarniał mnie całkowicie, obezwładniając wszystkie moje zmysły.

Kil położył swoją dłoń na mojej talii, przyciskając mnie do twojej klatki piersiowej pokrytą  materiałem czarnej koszulki.

- Sądzisz, że jestem przystojny i podniecający? - jego głos szybko zmienił się w męskie, zachrypnięte mruknięcie. Moje nogi zwiotczały, jakby nagle odmówiły posłuszeństwa.

Jeszcze sekundę i nie byłoby co zbierać, lecz w porę mój pusty żołądek przypomniał mi o sobie, informując nas głośnym bulgotem. Cofnęłam się i zaśmiałam razem z Kilianem.

- Chodźmy zjeść. Musisz mieć dużo siły do wchłaniania wiedzy. - puścił mnie i okrążył stół. Odwróciłam się i zajęłam naprzeciwko niego. Chwyciłam dzbanek z kawą, po czym nalałam sobie i chłopakowi.

- Co ty tak dziwnie się zachowujesz? - spytałam, nie potrafiąc dalej udawać, że mnie to nie ciekawi.

- A o co dokładnie chodzi?

- O twoje wczorajsze przemienienie się i spanie pod postacią wilka, i nagłą "sprawę", którą musiałeś wczoraj załatwić. Także i o to, że wstałeś wcześniej ode mnie oraz, że zgoliłeś zarost.

- Aaaa... O to... - zmarszczył brwi, jakby się nad czymś zastanawiał. Wsadził do buzi kawałek chleba, przeżuł, przełknął i odpowiedział. - Tak naprawdę dowiesz się za godzinkę, dwie. Wiem, że nie lubisz niespodzianek, ale musisz wytrzymać.

Pokiwałam głową i nadal konsumowałam swoje śniadanie.

- Okey, ale nie jest to jakaś... Nie wiem... Poważna sprawa? - moja ciekawość miała rozpiętość aż stąd do drugiego krańca świata. Wilkołak zaczął się śmiać. Myślałam, że za chwilę przestanie, ale jak widać, to, co powiedziałam, było niesamowicie zabawne, ponieważ właśnie leżał na kafelkach, pod stołem, trzymając się za, jak podejrzewam, bolący ze śmiechu brzuch.

- Co cię tak śmieszy? - zapytałam, podnosząc obrus i patrząc na dziwne zachowanie mężczyzny.

- Ty, księżniczko, ty... - powiedział między salwami śmiechu.

~ Bardzo dojrzałe, nie ma co.

~ No trafiło nam się takie dziecko...

~Ale za to jakie przystojne. - zachichotała Anastazja.

- Skończyłeś już jeść?

- No coś ty! - rzucił Kilian, szybko podnosząc się z ziemi i siadając z powrotem przy stole.

- Uspokoiłeś się?

- Tak.

- To jedz.

~ Chyba komuś się trochę podniosło ciśnienie... - prychnęła Anz.

*POV Kilian*

Zbieraliśmy się powoli, by wyjść z domu. Ja bardzo zadowolony i wesoły, Dalia natomiast niezbyt. Chodziła nabuzowana jak osa, a ja wraz z wilkiem chichraliśmy się jak głupcy.

Tym razem nie uciekaliśmy od niej, tylko swoim zachowaniem powodowaliśmy jeszcze większe rozdrażnienie dziewczyny, ale jakoś nam to nie przeszkadzało. Dzisiaj była wyjątkowo słodka, kiedy się złościła.

- Jedziemy? - spytałem, spoglądając na Dalię, która nerwowo wycierała blat stołu po śniadaniu.

- Jasne. - warknęła na mnie i rzuciła ścierką, przechodząc do swojego pokoju po plecak.

~ Ale to jest kochane...

~ Tak naprawdę, to po prostu ona jest kochana. - powiedział wilczur. - Czemu ciągle nazywasz mnie wilkiem, wilczurem i tego typu sformułowaniami?

~ A niby jak mam cię inaczej nazywać? - zapytałem.

~ No może tak po imieniu?

Zamurowało mnie.

~ Że co?! To ty masz imię?! - krzyknąłem w myślach.

~ No jasne, że tak. - prychnął, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

- Wszystko okey? - usłyszałem głos Dalii. - Czemu jeszcze nie jedziemy?

- A zagapiłem się. - powiedziałem, zapalając jednocześnie samochód, wracając także do rozmowy.

~ Jak się nazywasz, Bezimiemny-Do-Dziś?

~ Na imię mi Xavier.

***

Zatrzymałem się swoim sportowym samochodem na parkingu. Wysiadłem i zabierając swój plecak, chwyciłem Dalię za rękę.

Przeszliśmy do małego murku przy stojakach na rowery i usadowiliśmy na nim swoje tyłki.

- Napiszę do Chel, żeby tu przyszła. - powiedziała, wyciągając telefon. Obserwowałem teren. Sportowcy, plastiki, emo, kujoni, wilki. Ci ostatni od razu podnieśli moje ciśnienie. Dalia chodzi do szkoły z wilkołakami, którzy w tej właśnie chwili spoglądali na nas z zaciekawieniem.

Nie miałem wpływu na to, iż temperatura mojego ciała stopniowo się podwyższała, a puls przyspieszył. Nie przemieniałem się, ale był to odruch charakterystyczny dla wilków.

Dalia położyła dłoń na moim kolanie, nadal pisząc o czymś ze swoją przyjaciółka, którą wbrew wszelkim pozorom lubię (i wcale to nie ma związku z tym, że swoim zachowaniem straszy ludzi, hehe). Zerknąłem na moją mate i wywnioskowałem się, że chyba zrobiła to machinalnie, bo nadal siedziała z nosem w ekranie, nie reagując na nic innego.

- Ty! Lalunia! - krzyknął ktoś na parkingu. Rozległ się świst. Kątem oka zarejestrowałem lecący przedmiot, a ułamek sekundy później, to owe coś uderzyło w twarz mojej Dalii. Stało się to tak szybko, że nie byłem w stanie w porę zareagować.

Moja ukochana spadła z murku do tyłu. Całe szczęście miała blisko do ziemi. Zeskoczyłem do niej i chwyciłem jej głowę. Rozglądała się wokół otumaniona, jakby nie wiedziała, co przed chwilą miało miejsce.

- Dalia, wszystko dobrze?

- Co? Co?

Podbiegli do nas uczniowie. Nawet nie zaproponowali pomocy, a jedynie przyglądali się całej sytuacji. Chwyciłem dziewczynę pod pachy i podniosłem do siadu, opierając o murek. Odgarnąłem jej pojedyncze kosmyki z twarzy i przyjrzałem się, czy nie ma jakichś zadrapań, ran.

- Kilian, głowa mnie trochę boli.

- O kurwa... Gdzie, skarbie? Tam gdzie miałaś miesiąc temu szwy? - zapytałem przerażony.

- Nie, czoło. - odetchnąłem i pocałowałem ją, tam gdzie odczuwała ból. - Nic Ci nie będzie, skarbie.

Przez tłum przecisnęła się kolejna banda uczniów. Po zapachu wywnioskowałem, że to wilki.

- Wszystko dobrze z nią? - spytał się jeden z nich, a ja zmarszczyłem brwi. Chyba ich skądś znam.

- Tak, nic jej nie jest, ale ten, kto to zrobił, jest już martwy. - warknąłem i podniosłem się na nogi. Wilczyce usiadły przy mojej przeznaczonej i zaczęły rozmawiać z nią. Chwyciłem piłkę w dłonie, jednak jeden zatarasował mi drogę.

- Alpho, wiem, że to ty jesteś królem i że chodzi o twoją partnerkę, ale to miejsce publiczne.

- Rozkazujesz mi? - warknąłem ostro. Chłopak wycofał się o krok i podniósł ręce w geście kapitulacji.

- Nie, nigdy bym się nawet nie ważył, ale nie powinieneś tego robić przy ludziach. To i tak tylko tępy osiłek, idiota bez mózgu.

Cofnąłem się i pokiwałem głową.

- Ej! Nowy! Podaj mi piłkę! - zawołał na mnie ten, co rzucił nią wcześniej. Krew zagotowała się we mnie. Ruszyłem w jego stronę tym, co chciał odzyskać.

Wilkołaki nie zdołali mnie powstrzymać. Stanąłem przed nim.

- To ty rzuciłeś?

- Tak. - prychnął nonszalancko. Patrzyłem mu w oczy, czując, że przyjmują one czerwoną barwę. Na twarzy świadków całej sytuacji ukazał się szok pomieszany ze strachem.

Podsunąłem pod jego nos piłkę i ścisnąłem wilczą siłą, wypuszczając z niej całe powietrze.

- Tknij jeszcze raz moją kobietę, a zabiję. Rozumiemy się? - wycedziłem. On przełknął nerwowo ślinę i pokiwał twierdząco.

- T-tak...

- To dobrze. - powiedziałem i zrzuciłem mu sflaczałą piłkę pod nogi, po czym wróciłem do mojej ukochanej, która już stanęła na nogi, podpierana przez Chelsey.

- WSZYSCY ROZEJŚĆ SIĘ DO KLAS! JUŻ DAWNO TRWAJĄ LEKCJE! CO JESZCZE TU ROBICIE! - rozległ się krzyk i z budynku szkoły wybiegła kobiecina, przeganiając wszystkich. Tłum przerzedził się, a ja chwyciłem Dalię w talii.

- Co tutaj zaszło? - spytała się nas owa pracownica.

- Jakiś chłopak uderzył ją piłką, a miesiąc temu miała uraz głowy. - powiedziałem.

- Idź z nią do pielęgniarki. - rzuciła.

- Ale mi nic nie jest, już wszystko dobrze. - przerwała nam Dalia.

- Cii... Chodź, zbadają cię i wtedy zobaczymy. Ciesz się, że nie zwołałem jeszcze całego konwoju karetek, policji i Bóg wie jeszcze czego. -zaśmiałem się i poszliśmy do wskazanego miejsca.

Rozdział za to, że mam urodziny :P

T.

*POV Kilian*

Za wskazówkami Dalii dotarłem do szkolnej pielęgniarki. Otworzyłem z hukiem drzwi i wprowadziłem dziewczynę do pomieszczenia.

- Kim jesteś? Nie znam cię. - powiedziała kobieta, siedząca za biurkiem.

- Jestem nowy.

- Co jej jest?

- Ktoś ją uderzył w twarz piłką. - powiedziałem, pomagając mojej księżniczce usiąść na kozetce. Lekarka obeszła mebel, ściągając stetoskop z szyi.

- Boli cię coś kochanie? - zapytała.

- Teraz już nie za bardzo. - odpowiedziała. Pielęgniarka obejrzała jej głowę.

- Co to masz za świeżą bliznę?

- Miesiąc temu rozwaliłam siebie głowę. Garnki na mnie spadły.

- Widzę, że miałaś ją zszywaną.

- Tak.

Przenosiłem ciężar ciała z nogi na nogę.

- Masz teraz jakieś zawroty, mdłości czy coś takiego? - spytała odsuwając się od niej.

- Nie mam.

- Okey, według mnie wszystko dobrze, ale jakby cokolwiek się działo, choćby nawet zwykły ból głowy, to od razu do szpitala. - powiedziała, zapisując coś do dziennika.

- Dobrze. - rzuciłem. - Dopilnuję tego.

- Do widzenia.

- Do widzenia.

Wyszliśmy z pomieszczenia. Chwyciłem dłoń Dalii i uśmiechnąłem się do niej.

- Idziesz na lekcje?

- Muszę, już za dużo opuściłam w tym roku.

- Szkoda, ale chyba nie już warto wracać na tą.

- Kilian... - mruknęła ostrzegawczo. - Idziemy.

- Ale księżniczko, nie lubisz jak jesteś w centrum uwagi, a wejście w samą paszcze lwa w połowie lekcji, to jak samobójstwo.

Dziewczyna westchnęła.

- Że też musisz mnie tak doskonale znać...

- To gdzie idziemy?

- Do bufetu. - powiedziała, ciągnąc mnie za rękę w wybrane przez nią miejsce.

~ Idziemy jeść? - usłyszałem głosik pełen nadziei. Zaśmiałem się w myślach.

~ Ty, Xavier... Już rozmawialiśmy na temat "Ja ciało, ty brak ciała".

~ Tak, tak. Za to ja mózg, ty brak mózgu.

***

Wróciliśmy dopiero jednak na trzecią lekcje, którą była historia z dyrektorem. Jak zwykle byliśmy spóźnieni, gdyż Dalia panikowała z powodu opuszczenia tylu lekcji.

- To co? Wchodzimy? - zapytałem księżniczki. Zdenerwowana oblizała usta, ale zaraz kiwnęła głową na "tak". Otworzyłem drzwi i przepuściłem małą przodem. Ona jeszcze nie wie, że z nią zostaję. Kiedy wszedłem za nią, odwróciła się zdziwiona.

- Co ty robisz? - zapytała rozbawiona.

- Oo... dzień dobry. Miło, iż zdecydowaliście przyjść na moją lekcją. - zaśmiałem się patrząc na wujka Rasella.

- Cześć. - przywitałem się z wyszczerzem. Dalia stała sobie tylko pomiędzy nami zdezorientowana.

- Kilian, no siadaj wreszcie i zabierz ze sobą Dalię, jeśli łaska. - popędził nas nauczyciel.

- No dobra, dobra. Spokojnie. - wujek zaśmiał się na to, ale nie skomentował i pokręcił z politowaniem głową. Złapałem dziewczynę za rękę i poprowadziłem do ostatniej wolnej ławki, na końcu sali.

- Drodzy uczniowie, to jest wasz nowy kolega, Kilian Nixon. Przedstawisz się? - rzucił dyrektor. Z westchnieniem wstałem z krzesła. Wszystkie oczy były wlepione we mnie. W większości były to zakochane dziewczęta, inne były przepełnione goryczą spowodowane spojrzeniami płci pięknej, jedne z miłością (no zgadnijcie czyje), a jedne z żartem, podśmiewując się z tego, że jestem w centru uwagi (tu też zgadnijcie, kto).

- Serwus! Jestem zajęty, tyle potrzebujecie wiedzieć. - rzuciłem, mrugając jednym okiem w stronę Dalii, która spłonęła rumieńcem pod naporem wzroku dziewczyn z jej klasy. No może tylko nie Chel, która rozmawiała zawzięcie o czymś z Maxem. Usiadłem wygodnie na miejscu i splotłem dłoń z dłonią mojej księżniczki.

- Okey, to wracamy do lekcji. Wiecie co to jest Anglia Szekspira? - zapytał się generał/ profesor. Kiedy nie doczekał się odpowiedzi, kontynuował. - Anglia Szekspira to Anglia pod rządami królowej Elżbiety. Okres jej panowania to czas rozkwitu gospodarczego i kulturalnego państwa, ale też burzliwych zamieszek na tle religijnym i konfliktów z Francją, Szkocja i Hiszpanią. Od imienia królowej epoka ta została nazwana elżbietańską...

Potem już nie słuchałem.

- Dalej jesteś obrażona?

- Słucham lekcji. - odparła sucho moja dziewczyna.

- A wiesz, że ja to wszystko wiem i mogę cię tego nauczyć? - Spojrzała na mnie jak na głupka.

- Ty? Nie wyglądasz na przykładnego, uczącego się chłopczyka. - zaśmiała się cicho, zasłaniając usta ręką.

- No widzisz, jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz. - zaśmiałem się, ukazując jej mój uśmiech numer pięć.

*POV Dalia*

- To mówisz, że bezpieczniej jest nic tu nie jeść? - usłyszałam smutne słowa Kiliana. Pokiwałam głową twierdząco.

- Wierz mi, nie chcesz się przytruć, czy czymś zarazić. - powiedziała Chelsey.

Siedzieliśmy na swoich stałych miejscach w szkolnej stołówce.

Tak, jest to prawda, nikt tu niczego nie je, tylko się rozmawia, albo przynosi swoje pożywienie.

- To po co wam, ta stołówka, skoro nawet nie można zjeść?

- To dla Rady Rodziców i dla burmistrza miasta. Szkoła ze stołówka, ma wyższe standardy, więc jest postrzegana jako lepsza.- wytłumaczył Max.

- Okey.

- Kilian, pakujesz? Czy raczej ćwiczysz w jakiś sportach?

~ O mój Boże, znowu się zaczyna. - marudziła Anastazja. Kilian bardzo polubił się z Maxem, chłopakiem Kartofla. Cały dzień rozmawiają o sporcie, o meczach, czy o grach komputerowych.

Zdarzyli także już umówić się na piwo, jak starzy dobrzy znajomi.

I właśnie dzisiaj siedząc w tej nieszczęsnej stołówce, zrozumiałam, że Kil nie wychodzi ze znajomymi, nie opuszcza mnie na krok.

~ Czy ja czasem go nie ograniczam? - spytałam się.

~ Myślę, że nie, bo sam chcę być cały czas z tobą i z tobą, spędzać dni, ale masz rację on nigdzie nie wychodzi.

- Kochanie, będziesz miała za złe, że wyjdę z Maxem napić się? - Kilian przerwał rozmowę i spojrzał na mnie.

- Nie, no coś ty! Idź! Nie musisz się mnie pytać. - zaśmiałam się, próbując zasłonić wątpliwości.

- Ale wiesz, że będziesz wtedy sama w domu?

- To wy mieszkacie razem?! - krzyknęła Chel. Uśmiechnęłam się do niej, rumieniąc się.

- No tak, od dawna.

- Wow! A kiedy ślub?! - pisnęła nagle podniecona dziewczyna. Zaśmiałam się i rozejrzałam. Dużo uczniów, przez jej krzyki zwróciło się w naszą stronę, pewnie zastanawiając się co się dzieje.

Nie wiedziałam także co odpowiedzieć, przecież nie bierzemy ślubu, a ona wygląda bardzo poważnie.

- My... Yyy... - zaczęłam, lecz przerwały mi dwie osoby. Chelsey, która mówiła "Żartowałam" oraz Nixon, który powiedział

- Jeszcze nie ma ustalonej daty.

Na te ostatnie słowa zerknęłam w szoku na mojego chłopaka. Kocham go i jeszcze ta więź mate oraz wiem, że ze wzajemnością, ale czy to nie za szybko?

- Że jak?! - krzyknęła moja przyjaciółka, wstając z ławki. - Żarty sobie stroisz?! Nie wolno z tego żartować!

- Chels, uspokój się i usiądź. Nie rób wydarzenia na całą szkole. - powiedziałam jej, ciągnąć ją z powrotem na miejsce.

- Dobrze, ale chce wyjaśnienia.

- Okey.

- Proszę, już tłumaczyć. - rzuciła nadal wzburzona. Kilian westchnął i spojrzał na mnie nerwowo.

- No dobrze, kocham Dalię i nie potrafię bez niej żyć. Jestem dorosły i według mnie spokojnie mogę założyć rodzinę i utrzymać ją. - zerknął jeszcze raz na mnie, a potem przekierował wzrok na dziewczynę. - Miałem się jej oświadczyć w jej osiemnaste urodziny, ale wszystko się wydało.

- Ile ty masz lat? - spytał się Max.

- Dwadzieścia. - powiedział powoli. Na ich twarzy ukazał się szok, tak jak wczesnej i na mojej.

- To czemu ty jeszcze siedzisz w szkole?

- Skłamałem z wiekiem, by być z Dalią w klasie, bo nie potrafię być daleko od niej.

- Bo co? Bo masz jakąś fobie?

- Nie, bo ją mocno kocham, tak że sam tego nie rozumiem i sama świadomość, że ona jest daleko ode mnie i w dodatku w budynku pełnym mężczyzn z małym mózgiem, ale z dużym pokładem testosteronu, powodował, że nie panowałem trochę nas sobą.

Na chwilę przy stoliku nastała cisza.

- Jak nie panujesz się? - zapytałam. Nic o tym nie wiedziałam.

- Wczoraj jak załatwiłem, to że mogę tu chodzić, spotkałem się z przyjacielem Monte'im. - zatrzymał się tu.

- No mów dalej, ciekawe to. - pośpieszyła go Chels.

- No i... Się pokłóciliśmy trochę, bo się dowiedziałem czegoś i się pobiliśmy.

Chwyciłam dłoń mojego mate i ścisnęłam ją. Nie wiedziałam, że się wczoraj widzieli.

~ Ciekawe o co poszło.

~ No, bardzo ciekawe.

- Okey, czyli nie możesz bez niej wytrzymać, do tego stopnia, że kogoś pobijesz. - podsumował to Max.

- Tak. - powiedziałam. - Plus nie mogę się zbliżyć do innego faceta.

Zaśmiałam się.

- Serio? - reszta się też zaśmiała, tylko nie Kilian. - Czekaj, ty mówisz poważnie?

- Tak, zaczyna się robić mocno wkurwiony.

- No wybacz księżniczko, ale nikt nie będzie dotykał mojej kobiety.

- I tak trzymać. - zawołał Max, przybijając z nim piątkę.

Przewróciłam oczami wraz z Chelsey.

~ Faceci...

~ Taaa, faceci...

*POV Dalia*

Resztę dnia przeżyliśmy bez zbędnych przygód oraz dziwnych informacji.

Jednak ciągle nie dawało mi spokoju kwestia, o co Kilian pobił się z Monte'im.

Wróciliśmy do domu zmęczeni po ośmiu godzinach  pobytu w szkole.

- Nic mi się nie chce... - jęknęłam przeciągle, rzucając się na kanapę w salonie, nawet nie ściągając butów.

- Księżniczko, ściągnij buty, bo potem znowu będziesz się złościć, że ktoś nabrudził. - usłyszałam śmiech za sobą, a potem trzask odkładanych kluczy.

- Nie mam siły... Ty to zrób.

- Mam ci ściągnąć buty? - w jego głosie można było odczytać szok pomieszany z  niedowierzaniem, połączony ze śmiechem.

- No, a co, nie dasz rady? - zachichotałam, nadal chowając twarz w stercie poduszek.

- Grasz na mojej dumie i ambicji?

- Nieee... Gdzieżby... - chwilę później rozległo się gardłowe stękniecie.

- No dobra... - powiedział i ruszył w moją stronę. Leżałam na brzuchu, więc łatwo podniosłam nogi, podsuwając je pod nos Kiliana, który posłusznie zaczął rozwiązywać sznurówki moich czarnych tenisówek. po czym  ściągnął je ze stóp. - O mój Boże! Co za smród! Nie wierzę! Kobieto!

- Kilian! Nie kłam! - Odwróciłam głowę w jego stronę, próbując powstrzymać wybuch śmiechu.

- No okey, okey. - zachichotał jak dziewczyna. - Może nie jadą potem, ale mają łaskotki...

To mówiąc, ruszył atakiem na moje ciało, łaskotając je w najwrażliwszych na dotyk, a co za tym idzie - łaskotki, miejscach. Zaczęłam piszczeć oraz wierzgać, by odsunąć się od swojego przeznaczonego, lecz on jeszcze mocniej zacisnął dłoń na mojej kostce.

- Zostaw mnie! Błagam! Nie! - śmiałam się głośno, nie mogąc złapać oddechu. - Proszę! Kil!

- Dobrze, ale pod jednym warunkiem.

- Jakim? - spytałam, siadając i podciągając nogi do siebie, z daleka od niego.

- Zrobisz mi nieziemski masaż. - wyszeptał z błyskiem w oczach.

~ Tylko pytanie, czy umiem.

~ Musisz tylko robić coś tam rękoma.

~ Zdajesz sobie sprawę, jak bardzo dziwnie to zabrzmiało?

~ Niestety, dzięki tobie już tak. -zaśmiała się Anz po krótkiej przerwie.

- Tylko...

- Tylko co? - spytał, widząc moją niepewną minę.

- Ja nie umiem robić masażu. - powiedziałam z trudem, czując, że się cała rumienię.

- To ci wytłumaczę... - rzucił, zwalając się na sofę, tak jak ja wcześniej. Jego głowa wylądowała na moich kolanach.

- Okey, a gdzie?

Kilian na moje ostatnie pytanie zaczął się śmiać tak głośno, że trząsł się w drgawkach. Jednak gdy już się uspokoił, spojrzał na mnie z nieodgadnionym spojrzeniem i błyskiem.

- A gdzie kochanie chce mnie wymasować?

Może byłam niedoświadczona i słynęłam z bycia niezboczonym członkiem społeczeństwa, jednak momentalnie odgadnęłam ten podtekst. Nie wiem, czy czasem wszystko ze mną w porządku, skoro aż dwa razy wciągu ostatnich paru minut, wyłapałam go.

~ Stara, to przez księżyc.

~ Czyli to przez to, że mam miesiąc do urodzin?

~ Tak, zaczynasz czuć ten pociąg i emocje, związane i lepiej odczuwalne z więzią.

- Wiesz, kochanie... - powiedziałam obierając pewien plan. Podniosłam się ze swojego miejsca i przerzuciłam nogę przez jego biodra, siadając na nim okrakiem. - Wiele rzeczy możemy wymasować...

Starałam się brzmieć i zachowywać seksownie i pociągająco, co raczej mi się udało, sądząc po jego rozgrzanej skórze i pełznącym po moim ciele wzroku mężczyzny. Oparłam się na nim, podwijając jego koszulkę do góry. On jak zaczarowany pozwolił mi na taki ruch. Przesunęłam dłonią po jego nagiej klatce piersiowej, patrząc mu prosto w oczy.

- Kochanie... - wyszeptałam do jego ucha, muskając go wargami. Zadrżał na mój gest.

I to był moment, w którym się wycofałam.

Zeszłam z Kiliana, poprawiłam ubranie i ruszyłam w stronę drzwi.

- Ej! Gdzie idziesz?! - krzyknął za mną Kil, zrywając się z kanapy.

- Do Ruby! - rzuciłam, ubierając na nowo buty.

- A ja? A masaż? A to? - spytał smutny, wskazując na swój wypukły problem. Zaśmiałam się.

- Masz rączki, poradzisz sobie.

- Jak zamierzasz się tam dostać? - spytał już bardziej spokojny, ale nadal z dziwną miną.

- Jej chłopak podwiezie mnie i Ruby do centrum handlowego. Jak coś to będę dzwonić.

Pokiwał głową na zgodę

- To pa!

- Cześć! - wysłałam mu buziaka i wyszłam z domu, wysyłając jeszcze SMS-a koleżance, że czekam na nią przed budynkiem. Podjechała chwilę później.

Continue Reading

You'll Also Like

832K 53.2K 34
Więź mate jest koszmarem. Ogłupia i nakazuje z kim mamy być. Lecz Lara St. John postanowiła zbuntować się i unikała tego przez bardzo długo, dzięki...
384K 16.9K 49
Azana Anson najmłodsza siostra alfy jednej z najbardziej wpływowych watah na świecie. Roztrzepana i nieodpowiedzialna dziewczyna wiecznie uciekająca...
376K 17.4K 43
Ona - Dziewczyna o wielkich marzeniach, chęci pomocy i pełna dobroci serca. Spokojna, ale czy to znaczy bezbronna? On - Wybuchowy Alfa stada, które p...
2M 112K 35
Carmen znalazła się na polanie w niewłaściwym czasie - a przynajmniej tak myślała. Młoda wampirzyca nie zdawała sobie jednak sprawy, że ten niewłaści...