Tylko dla Ciebie, księżniczko

By TheoParissh

791K 9.9K 1.2K

W TRAKCIE POPRAWY- MOGĄ SIĘ ZDĄŻYĆ DZIURY MIĘDZY ROZDZIAŁAMI To piękna i wzruszająca powieść, której głównymi... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22

Rozdział 13

5.3K 415 11
By TheoParissh


*POV Kilian*

Obudziłem się z przytuloną do mnie Dalią. Pocałowałem ją w głowę i przyciągnąłem bliżej.

~ Zaraz! Przecież ona nam kazała spać na podłodze.

Spojrzałem na teren, podnosząc się trochę. O kurde...

To nie ja spałem na łóżku.

To Dalia zeszła do mnie spać, przykrywając nas kołdrą pod którą wcześniej spała.

Wow. Kocham ją.

- Dalia, obudź się, skarbie. - przejechałem dłonią po jej policzku, zjeżdżając na szyję. Mruknęła zaspana i przeciągnęła się trochę, jednocześnie wiercąc się.

- Czemu mnie budzisz? - spytała, a ja jej odpowiedziałem całkowicie świadom, jak moja poranna chrypka wpływa na jej zmysły

- Kocham cię, księżniczko.

Ona poruszyła się niespokojnie, odwracając się do mnie przodem.

- Tak? - jej zielone oczy świeciły się pięknie, a na jej ustach znajdował się uśmiech.

- Tak.

Pochyliłem się i pocałowałem jej suche, po nocy, usta. Nawilżyłem je więc swoimi.

*POV Hellena Ward*

Obudziłam się i pierwsze co zrobiłam, to pocałowałam w policzek swojego męża. Następnie opuściłam miejsce swojego legowiska, udając się do łazienki, by wykonać poranne, rutynowe czynności. Gdy wyszłam z łazienki, Richard nadal był w tej samej pozycji, w jakiej go zostawiłam parę chwil wcześniej. Przebrałam piżamę na ubiór codzienny, czyli coś, w czym nie wyglądam, jakbym dopiero obudziła się z letargu. Przeczesałam także włosy szczotką i zeszłam na dół, do kuchni.

To pomieszczenie zastałam w takim stanie, w jakim pozostawiłam wczoraj wieczorem, a więc w idealnym porządku.

Spojrzałam na piec. Była dopiero ósma dwadzieścia siedem. Trochę wcześnie, by budzić wszystkich, ale za to będę miała dużo czasu, by przygotować dla nich śniadanie. Chwyciłam więc czajnik i wlałam do niego wodę, stawiając potem do gotowania.

Nic tak nie pomaga, jak kawa z rana.

Czekając na wrzątek, wyciągałam z lodówki produkty do zrobienia kanapek. Przerwały mi otwierane drzwi frontowe. Zmarszczyłam brwi.

- Sam? To ty? - spytałam, układając rzeczy na blacie.

- Tak, mamo! - zawołał. Miał jakiś dziwny głos. Wyszłam z kuchni i ruszyłam w jego stronę.

Stał w przedpokoju, ściągając buty. Następnie wyprostował się i skierował się w moją stronę. Wciągnęła gwałtownie powietrze.

- Co ci się stało?! - krzyknęłam, dotykając jego policzka. Był cały popuchnięty. Oko podbite, na którym już zaczął się tworzyć siniak, a twarz i dłonie pobrudzone były zakrzepłą krwią. - Znów się biłeś?

- Zostaw mnie, kobieto. - powiedział, odsuwając się ode mnie.

- Co zostaw?! Odpowiadaj! - krzyczałam.

Co chwilę wpadał w bójki, a przecież jest takim miłym chłopcem...

- Broniłem kogoś, okey?! - teraz to on podniósł na mnie głos.

- Jak to? Kogo? - spytałam. Moja ciekawska natura zwyciężyła nad tą zmartwioną.

- To ta nowa dziewczyna z sąsiedztwa.

- Co się stało, że musiałeś jej bronić?

- Dwie omegi ją zaatakowały. - mruknął cicho.

- Coś ty powiedział? - usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się i zobaczyłam zezłoszczonego Kiliana oraz moją córkę, przytuloną do jego boku. Mój syn zmieszał się pod agresywnym, dominującym głosem mężczyzny.

- No została napadnięta. - powiedział, pocierając kark.

- Przez OMEGI?! - warknął ostro.

- Kilian! Opanuj się! - zbeształa go Dalia.

- Muszę zadzwonić. - powiedział i ruszył z powrotem na schody.

- Kilian, wszystko okey?

- Tak, kochanie, nie martw się. - puścił jej ciało, pogłaskał po brodzie i zniknął na górze.

- Chodźcie. Ty Dalia pomożesz przy śniadaniu, a ty Sam idź się ogarnąć.

*POV Kilian*

Gdy tylko znalazłem się na piętrze w starym pokoju Dalii, chwyciłem telefon z biurka dziewczyny i wybrałem odpowiedni numer.

*rozmowa telefoniczna*

- Po kij dzwonisz do mnie o tej godzinie?! - warknął na mnie mój ojciec, zaspanym głosem.

- Jest coś, co musisz wiedzieć.

On westchnął przeciągle.

- I to nie mogło poczekać do normalnej godziny? - spytał.

- Nie.

- To o co chodzi? Dalia jest w ciąży? Będę dziadkiem? Coś zrobiłeś? Nie wiem.. Dom ci się sfajczył? - dopytywał, przerywając mi.

- Możesz mi nie przerywać?! - warknąłem ostro. Nie byłem w humorze na jego żarty. - Chodzi o wygnanych.

- O Omegi? - dopytał się. Usłyszałem, że podniósł się do siadu. Chwilę później rozległ się szmer i pytania mojej matki.

- Kochanie, wszystko dobrze? Czemu nie śpisz?

- Liliah, spokojnie. Wracaj spać. - po sekundzie, powrócił do rozmowy ze mną. - O co chodzi?

Był już w pełni poważny.

- Jestem u rodziców Dalii. Chwilę temu do domu powrócił jej brat. Był cały obity. Powiedział, że obronił jakąś laskę przed dwoma Omegami, którzy ją zaatakowali.

- Że co?! - warknął. - Gdzie to było?

- Nie wiem dokładnie, ale na sto procent na naszym terenie i to gdzieś w okolicy. - odpowiedziałem. Chodziłem po pokoju nerwowo, przeczesując dłońmi włosy.

- To dowiedz się jak najwięcej i staraj się to zrobić delikatnie. Nie chcemy wywołać paniki. Dzisiaj o szesnastej zwołuję spotkanie. Masz być na bieżąco z informacjami.

- Dobrze. Pozdrów matkę. - powiedziałem i rozłączyłem się.

*koniec rozmowy telefonicznej*

Wsadziłem komórkę do kieszeni i zbiegłem pod schodach na dół. W kuchni zastałem wszystkich, Dalię, Sama i ich rodziców. Śmiali się z czegoś, popijając poranną kawę. Spojrzałem na moją mate. Była taka piękna, nawet bez makijażu i niedawno po przebudzeniu. Gdy mnie ujrzała, jej twarz rozjaśniła się jeszcze bardziej.

- Hej. Chodź, siadaj. - powiedziała, poklepując wolne miejsce znajdujące się przy wysepce kuchennej.

- Dzień dobry. - rzuciłem, wchodząc do pomieszczenia i siadając tam, gdzie wskazała Dalia.

- Witaj, Kilian. Napijesz się czegoś? - odezwał się Richard. Pokiwałem twierdząco głową.

- Kawy?

- Może być.

W mgnieniu oka wylądował przede mnie duży kubek z parującą cieczą.

- Wyspałeś się w nocy? Nie było wam ciasno na tym małym łóżku Dalii? - zapytała matka dziewczyny, która na te słowa zaczęła się chichrać, a ja wnet razem z nią. - Co? Powiedziałam coś nie tak?

- Nie. - uśmiechnąłem się do niej. - Tylko Dalia mnie wieczorem wyrzuciła na podłogę.

- Dalia! Jak mogłaś?! Tak się nie robi! - krzyknęła oburzona na zachowanie córki. Dalia musiała zasłonić usta ręką, by nie wypluć ze śmiechu kofeinowego napoju z ust. Po przełknięciu powiedziała.

- Ale przecież zeszłam do ciebie i spałam z tobą na ziemi. - próbowała się bronić.

~ Hehehe, zemsta będzie duża i okrutna.

- Ale córcia, to nic nie zmienia. - dodał jej ojciec. - Nie można się tak zachowywać wobec swojego gościa.

- To nie jest mój gość. - prychnęła, patrząc zła spode łba, że cała uwaga schodzi na jej osobę.

- Wybacz. - powiedziałem i puściłem do niej oczko. Ma pecha i tyle.

*POV Kilian*

U rodziców Dalii spędziliśmy całkiem miło czas. Jak wiadomo, musiałem się wiele natrudzić, by moje wycofanie i częste rozmyślanie, nie przeniosło się na resztę członków jej rodziny.

By dopełnić formalności i swojego obowiązku, wyciągłem brata mojej mate - Sama, na rozmowę o tym co dzisiaj usłyszałem.

Od Sama dowiedziałem się o miejscu i czasie, w jakim dokonano poważnego przestępstwa. Była to ulica Casqette, przy granicy naszego terytorium, o godzinie bliskiej północy.

- Okey, dzięki, a wiesz co to była za dziewczyna, którą napadnięto. Mówiłeś, że ją kojarzysz. - dopytywałem się. Chłopak potwierdził skinieniem.

- Tak, to nasza nowa sąsiadka i prawdopodobnie to moja mate.

Szeptał, jakby bał się odezwać, a jego ciało było spięte, okazując tym jego zdenerwowanie.

- Jak to? To nie jesteś pewien? - zapytałam zszokowany. - Połączyło was?

- Nie, bała się na mnie spojrzeć, a co dopiero skierować swój wzrok na moje oczy. Jest taka piękna i ma tak niesamowity zapach... - jęknął, na samo wspomnienie o niej. Zaczął się wiercić i nie skupiał się na prowadzonej rozmowie. - A będąc przy niej i broniąc jej, czułem, że jestem w odpowiednim miejscu, o odpowiedniej porze.

Przetarł twarz.

- Jedyny sposób, w jaki możesz to sprawdzić, to tam iść i się przekonać. Po twoim zachowaniu widzę, że chyba masz rację - to twoja przeznaczona.

- Nigdy się tak nie czułem. Jakbym podświadomie zdawał sobie doskonale sprawę, że to ta jedyna. Gdy ją ujrzałem, siedzącą na ziemi, a nad nią tych dwóch wilkołaków, myślałem, że zaraz mnie rozsadzi od środka. Ogarnąła mnie wtedy taka rządza mordu, jak nigdy, a przecież ja często się wdaję w bójki.

- Powiedz mi, co ty jeszcze tutaj robisz? Skoro wiesz, gdzie ona mieszka, to czemu jeszcze tu siedzisz?

- Nie wiem. Boję się, że mnie odrzuci. Została napadnięta. Owładnięta ciągłym niepokojem może nie chcieć mieć kontaktu w najbliższym czasie z kimkolwiek.

- Rozumiem, mogę jeszcze o coś spytać?

- Jasne.

- Jak wyglądała ta dwójka?

- Byli średniego wzrostu, mieli zarost, brudne ubranie, a tak, to nic szczególnego, co by mogło przykuć moją uwagę. Martwiłem się przecież o kogoś innego i nie miałem zbytnio czasu na przyglądanie się tym hultajom. Pewnie gdyby nie ten samochód, to bym teraz leżał martwy na tamtej ulicy.

- O czym mówisz?

- Bo to dzięki kierowcy i pasażerowi jeszcze żyje. Odgonili ich, gdy już nie byłem w stanie wykrzesać z siebie praktycznie żadnych sił i zabrali dziewczynę do szpitala.

- Okey. To teraz masz zadanie - idziesz do niej i to w podskokach.

- To rozkaz? - zapytał, patrząc na mnie z dziwną miną, na co ja zaśmiałem się.

- Nie, bardziej przyjacielska porada.

- Dziwnie mieć członka rodziny królewskiej w swoim najbliższym otoczeniu, ale cieszę się, że nie jesteś taki narcyzowaty, jak się zwykle o takich mówi. Dalia będzie z tobą szczęśliwa.

- Już jest. - powiedziałem. Zapragnąłem przyjść i spotkać się z moją ukochaną, by móc jej pokazać, jak bardzo ją kocham i jak bardzo mi na niej zależy. - Ty za to jesteś fajniejszy, niż mi się z początku wydawało.

Uśmiechnąłem się do niego, ale on był poważny. Podniósł wzrok na mnie i powiedział:

- A, i jeszcze jedno. Nie uda się uratować mojego życia przed śmiercią, jeśli Dalia przekaże ci coś.... - zastygłem. Nie wiedziałem co o tym sądzić. Co może mi powiedzieć tylko Dalia, co miałoby taki wpływ na jego życie, a raczej, na jego brak.

- Spoko, jak w coś wdepłeś, to cię wyciągnę z tego. Mówię Ci.

Poklepałem go po ramieniu i wyszedłem z pomieszczenia, zostawiając go samego.

- Dalia, gdzie jesteś? Musimy jechać! - zawołałem Dalię. Nie mogę się spóźnić na zebranie Rady.

- W salonie! - odkrzyknęła, a ja ruszyłem do pokoju, z którego wydobywał się jej uroczy głos. Siedziała tam wraz ze swoją matką.

- Kochanie, musimy się zbierać. - powiedziałem, patrząc na moją wybrankę, która wstała razem ze swą rodzicielką z kanapy. Przeszliśmy do korytarza, gdzie ubraliśmy buty. Nasze rzeczy już dawno tu leżały.

Po zabraniu bagażu i pożegnaniu się, opuściliśmy dom rodzinny księżniczki.

*POV Dalia*

Powróciliśmy do domu w ciszy. Wiem, że cały dzisiejszy dzień był dla Kiliana wielkim wyzwaniem i próbą. Martwiłam się, gdy mocno zaciskał szczękę lub pięści, by nie stracić panowania nad sobą. Dodatkowo, bycie ciągle miłym i tuszowanie skrywanych w sobie emocji bardzo zmęczyło mojego mężczyznę.

Powróciliśmy do domu, a Kilian od razu padł nieżywy na łóżko. Po paru sekundach było już słychać ciche chrapanie. Westchnęłam i ściągnęłam mu buty, by było mu choć trochę wygodniej, a ja zaczęłam rozmyślać...

~ Co ja mam zrobić z tą szkołą? Muszę tam wrócić, skończyć liceum, pójść potem do pracy lub na studia.

~ Wiesz, z tym może być mały problem. - odezwała się wilczyca.

~ Czemu?

~ Wilki są niesamowicie zazdrosne i przywiązane. Zbyt daleka odległość od swoich mate sprawia, że cierpią i to mocno. Jest to dla nich bardzo trudne i ciężkie.

~ To straszne. - powiedziałam zszokowana. Nie miałam o tym pojęcia.

~ Może trochę, ale tyczy się to tylko przedstawicieli płci męskiej, a charaktery powiązane z ich władzą i nieustęplowością powodują, że mogą stać się bardzo okrutni.

~ Jak bardzo?

~ Zaczynając od zakazania swej mate uczęszczania do szkoły, studiów, pracy, aż po częste kłótnie, gdzie jedna szpileczka może wywołać wybuch.

~ Wow, oni muszą tak wszystko przeżywać. Kilian nigdy mi nic nie mówił na ten temat.

~ Bo się boi. Jest to następny powód, który może wystraszyć jego partnerkę.

Rozległ się dzwonek mojego telefonu. Zobaczyłam na ekranie obcy numer, ale podkuszona ciekawością, odebrałam.

*rozmowa telefoniczna*

- Halo?

- Dalia? Tu Monte. Wybacz, że tak dzwonię, ale mam sprawę do Kiliana, a on nie odbiera.

- Pewnie ma wyciszony, bo też nic nie słyszałam. - odpowiedziałam.

- To podasz mi go do telefonu?

- Teraz śpi, ale moge mu coś przekazać. - chłopak dość dziwnie zareagował. Wciągnął gwałtownie powietrze, plus było słychać jak przełyka ślinę.

- O matko, to wszystko komplikuje. - szepnął. - Mam dla ciebie zadanie. Obudź go i powiedz mu, że ma pięć minut na znalezienie się na zebraniu w głównym domu Watahy.

Zmarszyłam brwi, ale skoro mnie prosi, to czemu nie.

*koniec rozmowy telefonicznej*

Rozłączyłam się i podeszłam do chłopaka. Szturchnęłam go delikatnie w ramię.

- Kilian, wstawaj. - powiedziałam. Mężczyzna mruknął coś nieskładnego, ale nie poruszył się. Jęknęłam. Ma mało czasu, a jeszcze się obudzić nie chce. - Kilian! Pobudka!

Krzyknęłam nad jego uchem i podziałało. Przerzucił się z brzucha na plecy i powoli otworzył oczy, by spojrzeć na mnie.

- Dalia?

- Tak, to ja. Musisz wstać. Masz za pięć, teraz pewnie już cztery minuty, by znaleźć się na jakimś spotkaniu.

Spojrzał na ścianę, na której wisiał zegar. Wskazywał około za pięć szesnastą. Nixonowi jakby oczy wyszły z orbit.

- O w dupę! Spóźnię się! - krzyknął i zeskoczył z łóżka. - Dalia, gdzie są moje buty?!

- W przedpokoju. Mam iść z tobą? - spytałam, nadal nie wiedząc, gdzie i po co wychodzi.

- Nie idź, zanudzisz się. To zwykłe posiedzenie. - odpowiedział w pędzie, biegnąc po buty i zakładając je jednocześnie. Następnie wyprostował się, wyciągając klucze z kieszeni. Pocałował mnie w usta i wyleciał z domu.

Stałam tam w drzwiach i obserwowałam, jak odjeżdża z parkingu z towarzyszącym temu piskiem opon.

Wróciłam do domu. Zrobiłam sobie kawę i poszłam zadzwonić do Chelsey.

***

*POV Kilian*

- Witaj, Russel. - powiedziałem, witając się z moim wujkiem i jednym z najlepszych znajomych. Był z dwadzieścia lat starszy, ale nasze kontakty zawsze były dobre, nawet wówczas, gdy musiał mnie pilnować w dzieciństwie, a aktualnie próbować trawić moje częste zmiany nastroju.

- Serwus, chłopcze! Słyszałem, że spotkałeś swoją mate! Gratuluję! - krzyknął, gdy mnie obejmował - Powiesz mi, czemu jest zwołane to posiedzenie?

Pokiwałem głową twierdząco.

- Tak. A co do posiedzenia, to wszystkiego się i tak za chwilę dowiesz.

Zebranie Rady tak naprawdę, nic nie zmieniło w kwestii ataku. Mieliśmy tyle informacji, ile przekazał nam Sam. Było to za mało, a poza tym, nie miało żadnego pokrycia, poza jego słownym wyznaniem, przez co mieliśmy związane ręce.

Głównym postanowieniem, przegłosowanym przez Wielkiego Wodza a zaproponowanym przez naszego doradcę, którym jest mój wój Russel, było cierpliwe poczekanie na nowe dane lub na następny atak. Niestety, nie miałem żadnej możliwości zmienienia tejże decyzji... Przecież życie ludzi i wilkołaków jest w tej chwili zagrożone. Musiałem jednak to przeczekać. Nie mogłem się sprzeciwić Alphie.

*POV Dalia*

- Kilian, chcę wrócić do szkoły. - odważyłam się to w końcu powiedzieć, przy śniadaniu, dnia następnego

Jego wzrok podniósł się z nad jedzenia i spojrzał na mnie z nieodgadnionym spojrzeniem. Przez chwilę milczał, a ja wytarłam mokre od potu dłonie w spodnie. Nie wiedziałam, jak się zachowa. Anastazja mówiła o ich charakterystycznym zachowaniu, ale Kilian był całkiem inny i nie zachowywał się jak reszta.

- Dobrze - powiedział po dość długiej ciszy.

- Na serio? - spytałam.

- Tak. Już o tym myślałem, kiedy o tym wspominałaś u rodziców, więc zgadzam się. - uśmiechnął się wymuszenie. Było widać, że ta decyzja nie jest mu na rękę, jednak się zgodził. I za to go kocham. Za wiele innych rzeczy, oczywiście, także. Wstałam od stołu, po czym przytuliłam go czule.

- Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy.

- Nie ma za co, skarbie. To ja ci dziękuję, że chcesz podjąć tę decyzję razem ze mną.

***

Dzisiaj wybieram się do szkoły chyba pierwszy raz od miesiąca. Matko, co ja powiem nauczycielom?

Będę musiała coś wymyślić. Już miałam pisać do Kartofla, kiedy uzmysłowiłam sobie, że przecież chciałabym, aby mój powrót na ścieżkę edukacji był dla niej niespodzianką.

Porawiłam jeszcze ostatni raz ubranie i wyszłam z pokoju do kuchni, gdzie czekał już na mnie mój chłopak.

- Gotowa? - spytał, pożerając mnie wzrokiem.

- Tak. - narzuciłam plecak na ramię po ubraniu butów i oboje wyszliśmy z naszego domu. Ostatnio, wszystko, co było z nami związane, a mianowicie nasz dom, nasz pokój, nasz związek, nasze wspólne życie, powodowało u mnie ogromną radość.

Pokazywało to nasze ogromne przywiązanie, które staraliśmy sobie oboje okazywać.
Zatrzymaliśmy się pod szkołą. Kilian zaparkował na głównym parkingu. Oczywiście, nie byłby sobą, gdyby nie wyszedł z pojazdu i nie otworzył mi uprzejmie, niczym dżentelmen, drzwi.

Uśmiechnęłam się do niego, kiedy spostrzegłam jego promienny uśmiech. Pomimo, iż nie chciał mnie zostawiać, to wspierał mnie i nie chciał mnie w żaden sposób do tego zniechęcać.

- Kilian. - powiedziałam, zatrzymując mężczyznę. - Kocham cię za to, co dla mnie robisz, naprawdę jestem ci niezmiernie wdzięczna.

Jego twarz wyrażała zdumienie.

- Jestem szczęśliwy tylko i wyłącznie wtedy, gdy ty jesteś szczęśliwa. - odpowiedział, ucałowując moje czoło na środku placu, przy całej szkole. Zaśmiałam się, mimo, iż  starałam się być poważna.

- Kil, widzę, jak bardzo cię męczy to, że idę do tej szkoły. Wiem, że poświęcasz się dla mnie.

- To dlatego, że cię kocham. Dla ciebie mogę zrobić wszystko, a nawet skoczyć w ogień, czy tam z jakiegoś krawężnika...

~ Ooo ,jakie to słodkie. Komuś się włączył tryb romantyka.

- Chodź, księżniczko. Nie chcesz się chyba spóźnić. - powiedział, chwytając moją rękę i splatając nasze palce tak, jak lubię najbardziej. Chwilę później wkroczyliśmy do szkoły.

Zastanawiało mnie jedno. Kilian nie chodził do szkoły, ponieważ miał domowe nauczanie, ale to też oznacza, że nie powinien tu przychodzić, bo nie jest uczniem tejże placówki. Zamierza mnie przywozić i odwozić?

Jeszcze nie wiem, jak on to zrobi, ale jak się dowiem, to wam przekażę. A teraz wybaczcie, ale muszę przejść korytarzem z moim przystojnym chłopakiem, pod nosem wszystkich dziewczyn w szkole. Wydaje mi się, że to będzie katastrofa.

Nie za często daję rozdziały? Odnajdujecie się?

*POV Dalia*

Tak jak wcześniej mówiłam, miałam totalną rację, co do dziewczyn w szkole.

Wszystkie, dosłownie wszystkie obczajały go wzrokiem. Co prawda, nie dziwię się, bo jest on najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego spotkałam, ale HELLO! On idzie ze mną za rękę! Nie powinnyście go rozbierać wzrokiem!

Cała ta sytuacja spowodowała, że byłam cała nabuzowana. Emocje przejmowały nade mną kontrolę, ale nie chciałam robić wojny Kilianowi, czy kogoś obrzucać oskarżeniami.

Zatrzymaliśmy się pod salą do biologii. Kilian chwycił mój plecak i położył na podłodze przy ścianie i sam objął moje ciało. Przy całej szkole!

On jako jedyny powodował, że przestawałam być spięta.

- Dalia, spokojnie. Kocham tylko ciebie i nic, i nikt tego nie zmieni. Nawet ta chmara dziewczyn, która przez cały czas nas obserwowała. 

- Ale... - jęknęłam na myśl o tych lafiryndach.

- Nie wierzysz, że tylko ty się dla mnie liczysz? Że cię kocham z całego serca oraz, że nigdy cię nie opuszczę? Nie ufasz mi? - zapytał z lekkim smutkiem, patrząc mi w oczy.

- Wierzę Ci, Kilian. To im nie ufam. Kobieta jest suką z urodzenia. Wiem to bardzo dobrze. - chłopak zaśmiał się ze mnie, opierają swoje czoło o moje.

- Księżniczko, kto jest silniejszy? Ja, czy one? Kto ma większy dar przekonywania? Ja, czy one? - po każdym zdaniu, Kil cmokał mnie w usta. Uśmiechnęłam się do niego. Wkładając w to całą moją miłość, wpiłam się w jego usta. Oddał całusa z mruknięciem, a ja odsunęłam się ze śmiechem.

- Jesteś cudowny i jedyny w swoim rodzaju.

- I twój. - dopowiedział, chowając mnie w swoich szerokich, odziarowanych ramionach.

- Kogo ja tu widzę? - usłyszałam głos za mną. - Dalia pokwapiła się pojawić w szkole... Już nie będę sama chodzić do dyrka...

Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Chelsey, i parę innych osób z naszej klasy.

- Chels! - pisnęłam radośnie. Kilian odsunął się ode mnie, ale przeniósł ramię na moją talię, oplatając ją w tym miejscu.

- Witaj. - powiedział poważnie, wręcz służbowo. Zaśmiałam się na to i szturchłam go. On także się zaśmiał wraz z Kartoflem. - No dobra, cześć Chelsey.

- Cześć Kilian.

- Księżniczko, to ty jesteś taka niegrzeczna, że biegasz do dyrektora? - zapytał zaciekawiony mate, a ja odczułam chęć ukręcenia przyjaciółce głowy. Zrobiłam się pewnie cała czerwona z zażenowania.

- Powiedzmy...

- Powiedzmy? - zaśmiała się Chelsey.

~ Nie pomaga nam. - prychnęła wilczyca. Na szczęście uratował mnie dzwonek, oznaczający koniec przerwy i początek znienawidzonych lekcji. Jęknęłam smutna. Spojrzałam na niego i pocałowałam go.

- Będę czekać, jak skończysz. - obiecał.

Uśmiechnęłam się ostatni raz i weszłam wraz z Chelsey do klasy.

*POV Kilian*

Więź mate powodowała ból w mojej klatce piersiowej oraz rozdrażnienie, ale obiecałem i dotrzymam słowa.

- Kim ty jesteś? Nie jesteś moim uczniem. - usłyszałem. Przede mną stała starsza, krępa kobieta w ołókowej spódnicy i z torebką w ręce.

- Nie, pani profesor. Tylko odprowadzałem swoją dziewczynę.

- To proszę opuścić tą placówkę. - odwróciła się i poszła do sali, w której znajdowała się Dalia, Mijałem pędzących chłopaków i dziewczyny spóźnione na pierwszą lekcję w poniedziałek. Byłem oczywiście w centrum uwagi. Każdy kierował swój wzrok na moją osobę.

No tak, nie codziennie się widuje, przystojnego mężczyznę, który jest dobrze ubrany, pokryty tatuażami, widocznymi przez prześwitujacy biały podkoszulek, z tunelem w uchu i z mrocznym spojrzeniem.

Musiałem bardzo panować nad swoimi emocjami, by nie dać się ponieść. Miałyby one przerażające skutki, których nie chciałbym być prowokatorem.

*POV Kilian*

Ileż można? Co oni robią tyle w tej szkole? Mając domowe nauczanie,  sam nie musiałem aż tyle godzin spędzać nad nauką, która mi szła bardzo dobrze, swoją drogą. Jednak brak Dalii przy mnie powodował, że czułem jakbym był krok od wybuchu. Wszystko we mnie wrzało, pomimo  pozornego spokoju utrzymywanego z zewnątrz.

Byłem w jakiejś kawiarni, niedaleko placówki szkolnej. Piłem już chyba piątą kawę, kiedy dosiadła się do mnie młoda kobieta.

Początkowo nie zwróciłem na nią specjalnie uwagi, ale kiedy chrząknęła, zwróciłem się w jej stronę.

- W czymś przeszkadzam? - spytałem, niezbyt miło. Czułem się tak samo fatalnie, jak mój wilk, który wariował bez mate. Marudził już którąś godzinę, czym nie ułatwiał mi czekania.

Dziewczyna była farbowaną blondynką, było to widać po ciemnych odrostach przy skórze głowy.

~ Czemu ta lalunia usiadła obok nas?

~ Może jest upośledzona.

~ Też tak myślę.

- Odpowiesz mi, czego chcesz? - spytałem. Jej obecność naruszała moją przestrzeń osobistą, co dodatkowo wzbudzało u mnie agresję.

~ Chodźmy do naszej księżniczki... - zaskuczał wilk.

~ Ja też chcę, ale musimy jej dać wolną rękę i zaufać.

~ Ale ja chcę do niej!

Oboje marudziliśmy. Nawet nie zauważyłem, kiedy dziewczyna siedząca przede mną, przeniosła się obok mnie na fotel. Moje spojrzenie powędrowało za nią.

- Nie słuchasz mnie. - powiedziała przysuwając się bliżej mnie. Odsunąłem się, by mieć trochę wolnego powietrza. Od jej perfum można było się udusić.

- To ci nowość. - prychnąłem. - Możesz się odsunąć?

- Nie, bo to właśnie ciebie chcę. - powiedziała, a ja zacząłem się zastanawiać jak to jest, być kimś nie aż tak przystojnym, by kurwa wszystko co łazi się do niego nie przyklejało.

- Wybacz, nie szukam laski.

- Nie musisz jej szukać, już ją znalazłeś, a ta laska może Ci zrobić następną laskę.

~ Że co kurwa?!

- Nie interesuje mnie to i z łaski swojej weź się stąd, a w szególności swoje łapy z mojej klaty. - warknąłem na nią, ściągając jej ręce z mojego ciała. Przesunąłem się jeszcze dalej.

- Chodzi o kobietę? Masz kogoś?

Zaśmiałem się.

- Mam nie tylko kobietę, mam narzeczoną. - powiedziałem, patrząc na nią z politowaniem. Jednak ona była naprawdę niezrównoważona. Przysunęła się bliżej.

- Na pewno jestem lepsza niż ta suka. - szepnęła, a moja krew osiągnęła już temperaturę wrzenia.

~ Kilian! Opanuj się! Nie wolno ci uderzyć kobiety! Żadnej! Nawet tej!

- Powiedz coś jeszcze złego, na temat mojej ukochanej, a przypierdolę ci tak mocno, że się nie pozbierasz i nawet nie zważę na to, że kobiet się nie bije. - syknąłem na nią przez zęby, powoli tracąc kontrolę.

~ Muszę do Dalii.

~ Spokojnie, jest okey, wszystko dobrze. Ona zaraz tu przyjdzie.

Spojrzałem tęsknym wzrokiem za szybę kawiarni. Dziewczyna nadal siedziała obok, ale nie odzywała się. Aż do chwili.

- Czyli idziemy się ruchać? - spytała, a ja warknąłem ostrzegawczo. Potem drzwi otworzyły się, oznajmiając przybycie nowego klienta, dźwiękiem dzwonków przy wejściu. Zerknąłem tam z nikłą nadzieją i szybko podniosło mi się tętno.

~Dalia! Biegnij do niej! - krzyczał wilk, a ja zerwałem się z siedzenia, przypadkiem rozlewając zimną już kawę na natrętną ladacznicę. Pisnęła przerażona, ale miałem to szczerze gdzieś. Ruszyłem do mojej księżniczki, kiedy ona rozglądała się po sali, prawdopodobnie w poszukiwaniu swojego narzeczonego.

Gdy mnie ujrzała, jej oczy zaświeciły się z radości. Lada chwila i rzuciła mi się w ramiona. Przytuliłem ją mocno.

- Co, już się stęskniłaś? - zaśmiałem się, pomimo, iż sam ledwo dawałem sobie z tym uczuciem radę.

- Tak, bardzo. - szepnęła mi do ucha. Odsunąłem się i pocałowałem jej różowe usta. Dalia odwzajemniła pocałunek. Przerwało nam chrząkniecie.

- Już mnie zdradzasz? - usłyszałem i westchnąłem.

Ja pierdole. Zabicie to coś zanim złoży jaja.

Spojrzałem na Dalię.

- Zrób coś, zanim jej przywale. Wkurwia mnie od ileś tam czasu. - wyszeptałem w jej usta. Ze wściekłości zacząłem szybciej oddychać, przestając panować nad sobą.

- Kochanie, spokojnie, to tylko zwykła dziwka. Uspokój się. - widziała, w jakim byłem wstanie. Chwyciła moją dłoń i głaskała tak delikatnie, że zacząłem powoli odzyskiwać kontrolę nad swoimi emocjami. Następnie zwróciła się do dziewczyny, która cały czas za nami stała.

- Odwal się, dziewczynko, nie twoja liga. - prychnęła na nią. Ścisnęła moją rękę i pociągnęła do wyjścia. - Chodź, zmywamy się. Kurde, nie ma mnie przy tobie, tylko parę godzin, a już się zlatuje jakieś ptaszysko.

Zaśmiałem się, objąłem jej ramię swoim i pocałowałem w głowę.

- Kocham cię, Dalia, naprawdę. - zawtórowała mi uśmiechem.

- Wiem o tym.

Continue Reading

You'll Also Like

264K 17.9K 40
Druga część opowiadania pt. "Uratuj mnie". Mallory Stadfort została postawiona pod ścianą, zyskuje wsparcie u kompletnie obcego człowieka i stara się...
376K 17.4K 43
Ona - Dziewczyna o wielkich marzeniach, chęci pomocy i pełna dobroci serca. Spokojna, ale czy to znaczy bezbronna? On - Wybuchowy Alfa stada, które p...
346K 18K 59
Miała pięć lat kiedy zgubiła się w lesie i wpadła w zasadzkę wampirów, odnalazł ją i uratował najlepszy tropiciel jej watahy. Wówczas wymarzyła sobie...
1M 59K 59
Mallory Stadfort jest uciekinierką. Zostawiła daleko w tyle rodzinę i najbliższych. Ukrywa się, posługuje fałszywymi tożsamościami, nigdzie nie zosta...