✔ Potęga Julii

Av Zenaida0

17.8K 1.6K 336

Wojna się skończyła. Wróg został pokonany. Ich życie i miłość przetrwały... Ale to NIE JEST KONIEC. Julia i... Mer

Prolog
Rozdział 1.
Rozdział 2.
Rozdział 3.
Rozdział 4.
Rozdział 5.
Rozdział 6.
Rozdział 7.
Rozdział 8.
Rozdział 9.
Rozdział 10.
Rozdział 11.
Rozdział 12.
Rozdział 13.
Rozdział 14.
Rozdział 15.
Rozdział 16.
Święta, święta, święta ♥
Rozdział 17.
Rozdział 18.
Liebster Awards!
Rozdział 19.
Rozdział 20.
Rozdział 21.
Rozdział 22.
Rozdział 23.
Rozdział 24.
Rozdział 25.
Rozdział 26.
Rozdział 27.
Rozdział 28.
Rozdział 29.
Rozdział 30.
Rozdział 31.
Rozdział 32.
Rozdział 33.
Rozdział 34.
Rozdział 35.
Rozdział 36.
Rozdział 37.
Rozdział 38.
Rozdział 39.
Rozdział 40.
Rozdział 41.
Epilog

Świąteczny one-shot

356 25 17
Av Zenaida0

20 grudnia.

Do niedużego, pogrążonego w ciemności pokoju weszła smukła, wysoka postać. Podeszła prędko i bezszelestnie do łóżka. Usiadła na jego brzegu i westchnęła ciężko, widząc drobną postać rzucającą się w pościeli.

Drobne, ale pełne siły dłonie złapały wąskie ramiona i delikatnie nimi potrząsnęły.

— Obudź się.

Te dwa słowa przedarły się przez mgłę koszmarów, jakie przeżywał mały, siedmioletni chłopiec. Otworzył przerażony skośne, fioletowe oczy. Jego matka odetchnęła z ulgą, widząc ich normalny kolor, a nie same białka, jak kiedyś. Dwudziestoośmioletnia Aileen pogładziła jego czarne włosy, mokre od potu.

— Znowu to samo? — zapytała ze współczuciem. Chłopiec pokręcił głową i potarł oczy. Od kilku miesięcy męczył go okropny koszmar. — Coś nowego?

— Zawsze śni mi się, że jestem w ciemności -— szepnął. — Wiszę tam. Wszyscy mnie słyszą, ale nikt nie widzi. Nie widzę nikogo, ale wiem, że mnie mijają...

— Czujesz ich — dopowiedziała Aileen.

— Tak. — Objął kolana ramionami.

Aileen nie objęła go i nie tuliła na pocieszenie. Jej syn odziedziczył po niej wiele cech, w tym także odrzucanie nadmiernej bliskości. Rzadko pozwalał się przytulać, co nieco bolało jego ojca, Kenjiego.

Kenji stał w wejściu do pokoju z rękami założonymi na piersi zakrytej koszulką na ramiączkach. Patrzył poważnie na swoją rodzinę i słuchał, jak jego potomek cicho opowiada o swoim koszmarze. Chłopiec nie chciał bliskości. Ale tak, jak ojciec, chciał jedynie, aby ktoś go wysłuchał w razie problemu.

— Widziałem smugi — mówił chłopiec. — Widziałem dziwną smugę, jak woda. I wiedziałem, że to tata. Ty byłaś lśniącą, fioletową. Widziałem ciocię Julię. Była wielka, wyglądała jak woda z morza. I był wujek, zielony i równie duży, co ciocia. I inni.

Kenji podszedł i usiadł na łóżku obok Aileen. Ani ona, ani ich syn nie byli zaskoczeni, że przyszedł. Cała trójka była jak połączona, kiedy jedna osoba nie mogła spać, reszta to czuła. Mimo oczyszczenia Ziemi wiele mutacji pozostało.

— Znałeś ich wszystkich? — zapytał. Chłopiec popatrzył na niego szeroko otwartymi oczami i pokręcił głową. — A widziałeś... no nie wiem, Brendana?

— Tak — potwierdził. — A obok niego było kilka innych. Tylko... atakowały go. — Kenji i Aileen ledwo mogli zachować nieprzeniknione miny, mimo strachu, który ich ogarnął. — Nie znałem ich. Co to jest, tato?

Kenji przygryzł wargę w tym samym momencie co Aileen. Spojrzał na nią krótko. Oboje rozumieli, co się działo z ich dzieckiem. Porozumieli się wzrokiem. Aileen powoli pokręciła głową.

— To twój dar, Malcolmie — powiedział łagodnie Kenji. — Nie musisz się bać.

Pocałował go krótko w czoło.

— Idź spać — szepnęła Aileen, dotykając ramienia syna. — Dziś już się wyśpisz.

— Dlaczego mam taki dar? — jęknął smutny Malcolm. Położył się na poduszce, a Kenji przykrył go niebieską kołdrą. — Dlaczego ja mam taki dziwny dar?

— Czasem tak się zdarza. Ciesz się, że nie masz tego, co ciocia Julia. Był bardzo problematyczny.

— Ciocia Julia ma super dar. Też chciałbym tupnięciem rozwalać świat.

— Nie chciałbyś — wymamrotał Kenji. Złapał delikatnie za dłoń Aileen i wyszli razem z pokoju Malcolma, życząc mu dobrej nocy. 

Zamknęli drzwi i jednocześnie popędzili korytarzem w stronę pokoju, który był najważniejszym pomieszczeniem w ich domu. Był centrum, z którego mogli się porozumieć z każdym, kto mógł odebrać sygnał. Aileen i Kenji starali się nie tupać, by nie przestraszyć syna.

— Dzwoń do Julii — zarządziła Aileen, biorąc w dłoń słuchawki. — Ja skontaktuję się z Brendanem.

— Miałem przeczucia co do środkowej Afryki — wymamrotał Kenji. Zaczął się łączyć z Julią i Warnerem, którzy mieszkali w głównej siedzibie Kapitolu.

Przywódcy nowego państwa powstałego na ruinach Ameryki Północnej, najpotężniejsza para na świecie. Julia i Warner mieli największą władzę. Powstały państwa większe od tego, który mieli pod opieką oni. Jednak żadne nie było zwane mocarstwem. Tylko ich. Mimo ośmiu lat, kiedy pokazali, że nie zamierzają przejmować władzy nad światem, wszyscy nadal mieli do nich respekt. I czuli do nich strach.

Warnerowie chcieli, by Aileen i Kenji, jako dowódcy Armii Unii Ludzi, mieszkali w głównej siedzibie razem z nimi. Jednak oni woleli mieszkać sami. Razem z Malcolmem i Aprilynne, siostrą Aileen. April, dziewczynka... a raczej dziewczyna, bo miała już piętnaście lat, rozwinęła swój dar. Warner nawet proponował jej pracę w charakterze grzebania w umysłach zdrajców — w ramach żartu — jednak Aileen wybiła mu to z głowy. Chciała zapewnić siostrze spokojne, w miarę beztroskie życie.

Aileen słyszała, jak Kenji rozmawia gorączkowo z Julią. Wiedziała, że nie będzie o tej porze spać. I prawdopodobnie Warner też tam był.

— Cholera — wymamrotała. Nie mogła skontaktować się z Brendanem. Jakby sygnał, który powinien być między ich odbiornikami był odcięty. Przełączała kable, robiła, co się dało, ale na nic. Kenji spojrzał na nią i pokręcił głową ze zdenerwowaniem w oczach.

— Nie mieli z nim kontaktu od kilku dni — powiedział szeptem. — Miał dzwonić wczoraj rano.

Aileen westchnęła i potarła skronie, opierając się o krawędź biurka.

Brendan wyjechał do Afryki, a dokładniej do jej środkowej części, aby znaleźć nowych obdarzonych. Miał przeczucie, że ich tam znajdzie. Były to niebezpieczne tereny. Było tam niewiele punktów, które miały połączenie z innymi kontynentami. A to, że Brendan nie daje znaku życia, źle zwiastowało.

Kenji zakończył połączenie z Julią i wstał z obrotowego krzesła, po czym podszedł do Aileen. Nie objął jej, za to położył dłonie na blacie po obu stronach jej bioder, więżąc ukochaną między ramionami.

— Brendan jest potężny i sprytny — powiedział jej. — Poradzi sobie.

— Mogę sprawdzić, gdzie jest— odparła Aileen.

— Jesteśmy za daleko. Zużyjesz za dużo energii i będzie z tobą krucho. — Założył pasmo jej długich, czarnych włosów za jej ucho. — Chodź spać, Julia powiedziała, że kogoś znajdzie do pomocy. Mają lepszy sprzęt. A rano mamy oględziny armii.

Aileen westchnęła, ale pozwoliła Kenjiemu na to, by pocałował ją w czoło i zaprowadził do sypialni. I nie protestowała, kiedy objął ją w łóżku ramieniem i przytulił do siebie. Sama wtuliła się w jego klatkę piersiową i odetchnęła jego perfumami, starając się zasnąć.

***

*Julia*

21 grudnia.

Od godziny rozmawiałam z Castle'em i Warnerem w sali narad, próbując uzgodnić jakiś plan działania. Mieliśmy sygnał od Brendana, który był nadawany z Afryki, ale bardzo słaby. Nic z niego nie wychwyciliśmy, poza ogólną lokalizacją albinosa. Aileen i Kenji mieli zaraz przybyć i dać nam wykaz żołnierzy, którzy nadawaliby się do misji ratowniczej. Bo musieliśmy ją wkrótce zorganizować.

Wszystko waliło nam się na głowy. Misja Brendana, jakieś bunty na obrzeżach, do tego spełnienie prośby najjaśniejszego promyczka życia mojego i Warnera.

Westchnęłam ciężko. Miałam w tym samym czasie wydać kilka rozkazów i sprowadzić rzeczy, których chciała Leila. Moja mała Leila. Spokojna, zdecydowana, nieustępliwa księżniczka o złotych włosach Warnera i moich oczach. Przez to, że w jej urodziny musiałam osobiście jechać stłumić małą walkę na granicy, wymusiła na mnie obietnicę bezwarunkowego spełnienia jednego, wielkiego życzenia. A kiedy je wypowiedziała...

"Mamo, chcę święta".

Ale jak miałam zorganizować jej święta? Nigdy nie miałam normalnych świąt. A dla niej chciałam wszystkiego, co najlepsze. Warner rozumiał, co czułam. Oboje mieliśmy nieszczęśliwe dzieciństwo. Nie mieliśmy normalnych świąt. A po tym, jak Komitet przejął władzę, nie było ich w ogóle. Warner przeczytał mnóstwo książek, w tym także o świętach. Zaufani pracownicy znaleźli kilka egzemplarzy i według nich oraz naszych wskazówek organizowali wszystko tak, aby Leila była szczęśliwa. Chciałam zrobić dla niej wszystko.

— Jesteśmy. — Z rozmyślań wyrwał mnie głos Kenjiego. Pojawił się z Aileen. A skoro byli oni, to znaczyło, że Malcolm również był. Znając życie już krążył gdzieś z Leilą. — Mamy wytypowane kilka osób...

I tak to wyglądało. Praca, dzieci, sen. Ale dzięki temu świat miał się lepiej.

Zajęłam się listą, kiedy Warner rozmawiał przez telefon z Lily i Ianem. Para mieszkała w dawnym Sektorze 45, zarządzając tamtym terenem. Razem z Jamesem. Chłopak miał już dziewiętnaście lat i szkolił się w wojsku, jak jego brat. Widziałam go ostatni raz rok temu i niemal przeraziło mnie jego podobieństwo do Adama. Jedynie w oczach miał inny wyraz. Jego spokój był naturalny, nie wyćwiczony. Nie miał także tatuaży na ramionach. "Jedynie" na plecach, które były pokryte dziwnym malunkiem. Zaprojektowanym przez April. Widoczne było to, że ta dwójka miała się ku sobie.

Jeśli James przejdzie krótki test z dobrym wynikiem... poleci do Afryki. W końcu również był obdarzonym, a my wszyscy możemy wyczuć siebie nawzajem. Dodatkowo jego regeneracja sprawiała, że jego śmierć nie była możliwa. Zbytnio...

Wszyscy uśmiechnęli się, słysząc dzikie piski zza drzwi. Dwójka maluchów potrafiła pocieszyć każdego. Po chwili drzwi się otworzyły i wpadły dwie osóbki - Leila i Malcolm. Moja córeczka popędziła do Warnera i wskoczyła w jego ramiona. Mal zatrzymał się przed nimi.

— To niesprawiedliwe! — zawołał. Leila wystawiła mu język, obejmując rozbawionego Warnera za szyję.

Patrzyłam z zaciekawieniem na chłopca. Wszystkich zachwycało połączenie genów Aileen i Kenjiego. Idealnie symetryczna twarz matki i japońskie cechy ojca dały wspaniałą kombinację. Wszystkich zachwycały zwłaszcza jego oczy. Skośne i w kolorze intensywnego fioletu. Jedyne, co mnie zaniepokoiło, to worki pod nimi. I takie same pod oczami jego rodziców. Coś było na rzeczy.

***

23 grudnia.

Leila i Malcolm stali w holu i obserwowali, jak pracownicy ozdabiają wielką choinkę. W tym samym czasie Warner i ja omawialiśmy ostatnie szczegóły misji ratunkowej do Afryki. Aileen razem z Kenjim świetnie się spisali, wybierając kilkunastu zaufanych żołnierzy, aby wspierali Jamesa. Chłopak był wyszkolony i gotowy na każdą rzecz. Brendan był jego przyjacielem od wielu lat, dlatego bez wahania wystąpił z prośbą o uczestnictwo w akcji mającej na celu znalezienie go. I oto był. Uzbrojony, zdeterminowany, nieco zdenerwowany. Po omówieniu planu ostatni raz... odlecieli.

A my zostaliśmy. Chciałam z nimi lecieć, jednak nie mogłam zostawić kraju. Ciążyła na mnie i na Warnerze zbyt duża odpowiedzialność. Poszłam z nim do środka. Dzieci pomagały w wieszaniu ozdób na choince, dlatego im nie przeszkadzaliśmy.

Zostało nam kilka spraw. Menu. Już zatwierdzone. Goście.

Mieli się pojawić nasi przyjaciele. Oficjalny obiad dla wszystkich przywódców miał się odbyć dzień po tym. Nie miałam na niego ochoty. Nie lubiłam być w centrum uwagi, mimo ośmiu lat bycia ważną i rozpoznawalną personą.

— Mamo! — usłyszałam wołanie.

— Tak, kochanie? — zapytałam, odrywając wzrok od listy, którą sprawdzałam z Warnerem.

— Mal powiedział, że jestem dziwną ciapą, która rozpływa się na wszystkie strony.

Leila założyła ramiona na klatce piersiowej i zarzuciła długim warkoczem, idealnie trafiając Malcolma w nos. Chłopiec syknął.

— Ale to prawda, widziałem! — zawołał obrażony.

— Co? — Warner zmarszczył brwi. — Co widziałeś?

Podszedł do chłopca i kucnął przed nim. Mal zastanawiał się przez chwilę, zanim zaczął mówić.

— No bo...

— Malcolm.

Aileen znikąd pojawiła się w drzwiach, przez co jej syn pisnął.

— Aileen, jaka ciapa? — zapytałam.

Siostra Warnera zmierzyła Malcolma poważnym spojrzeniem i kazała iść razem z Leilą do jej pokoju. Kiedy wyszli, marudząc, zamknęła starannie drzwi. Potem obróciła się do nas.

— Mutacje nadal trwają — powiedziała chłodno. — Moja teleportacja, niewidzialność Kenjiego plus mutowanie sprawiły, że Mal ma... dziwny dar.

— Jaki?

Aileen usiadła na krześle i potarła powieki. Była wyraźnie zmęczona.

— Od dłuższego czasu męczą go koszmary. Jest... zawieszony w próżni. A czuje obdarzonych. Jest nas więcej, niż możemy się spodziewać.

—Jakiej próżni? — zapytałam.

— Moja teleportacja polega nie na tym, że z jednego miejsca przeskakuję w inne. Na ułamek sekundy jestem zawieszona... w próżni. Stąd Malcolm tak to czuje. Jest niewidoczny dla innych. Obdarzeni są dla niego smugami.

— I wierzysz, że to prawda? — Warner potarł delikatnie moje ramiona, stojąc za moim krzesłem. Siostra spojrzała na niego ze złością.

— Nie jestem głupia. Mój syn też nie. Gdyby nie on, nie wiedzielibyśmy, że jest coś nie tak z Brendanem. To Mal zobaczył we śnie, jak jest prawdopodobnie atakowany. April monitoruje jego sny, aby ocenić, co z Brendanem. Żyje. Na razie.

***

24 grudnia.

Wszystko było niemal idealne. Pracownicy przygotowali cały budynek. Kuchnia była pełna kucharzy. Prawie wszyscy byli obecni. Prawie. Lily, Ian, Castle, Winston... Byli gotowi, wystrojeni i uśmiechnięci. Pozornie uśmiechnięci. Przedtem Brendan, teraz także James nie dawał znaku życia. Ostatnim komunikatem, jaki wysłał, był "znalazłem". I tyle. Kontakt się urwał.

Poprawiłam spineczkę we włosach Leili. Dziewczynka była ubrana w sukienkę pod kolor swoich oczu, była starannie umyta i uczesana. Uśmiechnęłam się do niej uspokajająco i wstałam z krzesła. Moja suknia do ziemi była w takim samym kolorze, co sukienka Leili. Włosy miałam lekko upięte z tyłu. Nie miałam makijażu. Jak zawsze.

— Mamusiu?

— Tak?

— Nie smuć się. Przybędą.

Jej dziecinna, głęboka wiara wzruszyła mnie. Pocałowałam policzek córeczki.

— Mam nadzieję, kochanie.

— Gotowe? — W drzwiach pojawił się Warner. Po prawie dziewięciu lat wciąż zapierał mi dech w piersiach. Miał już dwadzieścia siedem lat. Wszelkie ślady po wyglądzie nastolatka zniknęły. Został dorosły, pewny siebie i piękny mężczyzna. Jego oczy zalśniły na nasz widok. Podszedł do nas w dopasowanym, czarnym garniturze i wyciągnął rękę.

—Moje piękne.

Leila zachichotała i przytuliła go mocno.

— Tatusiu, jest Mal?

— Wiedziałem, że tak będzie. Porzucony dla innego. — Warner pokręcił głową, udając zasmuconego.

— Ale to mój kuzyn — fuknęła Leila. — Nie marudź.

Parsknęłam śmiechem, kiedy Warner spojrzał na nią z szokiem. Niby sama byłam zdziwiona jej słownictwem, ale potrafiła poprawić humor jak mało kto.

— Ty bezczelna! Zgaduj, kto nie dostanie prezentu!

Przewróciłam oczami. Warner wziął Leilę na ręce i mrugnął do mnie. Potem zaniósł córkę na dół, gdzie czekała reszta. Rozejrzałam się. Wszyscy krążyli po korytarzu, oczekując na otworzenie wielkiej sali, gdzie miała odbyć się kolacja. Rodzinna kolacja. Widziałam, jak z boku Kenji i Aileen rozmawiali z Delalieu.

Zawsze czułam się gorsza, kiedy patrzyłam na Aileen. Była naturalnie piękna. Włosy dziś miała starannie ułożone, czarną suknię do ziemi idealnie dopasowaną do zgrabnej figury. Nagle poczułam, jak czyjaś ręka obejmuje mnie w talii.

— Wyglądasz pięknie — szepnął Warner do mojego ucha. Uśmiechnęłam się nieśmiało.

— Ty również. — Mimowolnie zbliżyłam się do jego ust. Widziałam, jak zielone oczy ciemnieją.

— Proszę pani.

Przerwano nam. Cholera.

— Tak?

— Jakiś obcy samolot krąży niedaleko lądowiska kilometr stąd.

Dowodzący strażą Kapitolu mężczyzna czuł się między ludźmi niezbyt na miejscu.

— Sprawdź i donoś nam o wszystkim — powiedział mu Warner.

Dowódca zasalutował i odszedł. A drzwi wielkiej sali za nami nagle się otworzyły. Wymieniliśmy z Warnerem porozumiewawcze spojrzenia.

Do sali jako pierwsi weszli Leila z Malcolmem. Po chwili słyszeliśmy radosne piski. Wszyscy weszliśmy do środka. Rozejrzałam się z zachwytem. Warner wziął na siebie organizację dekoracji tu i przyznałam, że jego ekipa dokonała cudu.

Srebrne lampki zawieszone na suficie. Długi stół, na którym były idealnie ułożona zastawa. Kwartet smyczkowy w kącie. Kelnerzy z tyłu tylko czekali, aż zajmiemy miejsca. Goście oglądali wszystkie dekoracje — choinkę, ozdoby na ścianie. W końcu niewiele osób w naszym gronie mogło się poszczycić przeżyciem jakichkolwiek świąt. Słyszałam wesołe rozmowy, śmiechy, muzykę i ogólny gwar. Radość świąt udzielała się również mi, usuwając chociaż część zmartwień.

Warner objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie, opierając czoło o moje.

— Wiesz, jak ludzie sobie życzą z okazji świąt? — zapytał mnie.

Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową. Objęłam jego szyję i przymknęłam oczy, kiedy poczułam jego usta na policzku.

— Mówią, że życzą drugiej osobie zdrowia... — szeptał. — Szczęścia...

— Mhm...

— Pomyślności. Miłości. A słowami, które najczęściej się wypowiadało, były...

— WESOŁYCH ŚWIĄT!

Wszyscy podskoczyli, kiedy drzwi otworzyły się z hukiem, a do środka weszła duża grupa, na czele której stały dwie dobrze znane mi osoby.

Brendan i James. Uśmiechali się szeroko, chociaż byli brudni, poranieni i zmęczeni.

— Nie moglibyśmy tak nie przyjechać na święta! — zawołał radośnie albinos.— I mamy niespodziewanych gości.

Pokazał ręką na grupę za nim. Grupa czarnoskórych osób uśmiechała się do nas, zestresowana tym, co się działo. Większość z nich wyglądała zwyczajnie, ale czułam bijącą od nich moc.

Nie mogłam się powstrzymać. Uśmiechałam się szeroko.

Wszystko było idealnie. Cała moja rodzina w komplecie. Osoby, o które się martwiłam, były całe i zdrowe. Odnaleźliśmy kolejnych obdarzonych. A po zadowoleniu Brendana już jest wiadome, że nie będą wrogami.

Wszystko było doskonale.



Trochę tęskniłam za Julią i resztą :D pisałam to ze sześć godzin, bo natchnęło mnie. Taki prezent na święta, mam nadzieję, że Wam się spodoba.

Jakkolwiek głupio to zabrzmi... przepraszam, że nie odpisałam na żaden komentarz. Podziękowałam grzecznie pod koniec epilogu i stwierdziłam, że to będzie koniec pisania tu. Ha. Ale przeczytałam kilka razy każdy komentarz i jestem naprawdę wdzięczna za wszystkie miłe słowa, jakie napisałyście :) Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek przeczytam coś takiego: "jakie ff o DJ polecacie? - Potęgę Julii". Dziękuję grupie i wszystkim czytelnikom! ♥

Wesołych Świąt!


16.09.2017r. — Cześć! Korekta oficjalnie zostaje zakończona. Nie jest doskonała, poprawiłam zapisy dialogów, literówki i jakieś zdania, usunęłam stare notki, bo były żałosne... mam nadzieję, że "ulepszoną wersję" czytało się znacznie lepiej :D Dziękuję wszystkim starym czytelnikom, którzy czasem tu wracają i nowym! "Potęga Julii" niedługo przestanie być tak aktualna, bo Tahereh skrobie nam nowe cudeńka, ale trudno. XD 

Miłego roku szkolnego! :v Powodzenia na testach, kartkówkach, przy odpowiedziach i na maturze — roczniku '99, łączmy się w bulu i rospaczy :v


Fortsätt läs

Du kommer också att gilla

11.9K 571 23
Ninjago już jakiś czas temu wstało na nogi po ataku kryształowego władcy. Mieszkańcy świętują i wracają do dawnego życia. Jednak zło nigdy nie śpi, i...
13.6K 618 42
Zwierzogród...Jedno z największych miast w świecie ssaków. Centrum turystyki i spełniania marzeń. A w nim dwa pozornie zwykle ssaki lis i królik. ...
113K 6.7K 44
Obaj ukrywają wrażliwość pod warstwą sarkazmu, ironii i ciętego języka. Każde z nich ma problemy oraz zmartwienia, lecz nie obarczają nimi innych. Sh...
303 53 6
|| Książka zawieszona || Istnieje świat zwyczajnych ludzi. Istnieje świat elfów. Ale to ona je łączy. Scarlet Starley jest córką zwyczajnego człowiek...