Kiedy wchodzę do "Shelter" mojej uubionej kawiarenki trafia do mnie zapach prażonej kawy i cynamonu. Uwielbiam tu przychodzić, szczególnie na karmelową latte z kawałkami czekolady. Jeśli ktoś zapytałby mnie co wzięłabym ze sobą na bezludną wyspę, bez zastanowienia odpowiedziałabym, że zapas karmelowej latte właśnie z tej kawiarenki. Wydaje mi się, że wystarczyłoby mi to, aby przeżyć. Chichoczę w myślach na to stwierdzenie i podchodzę do lady. W kawiarnii pracuje Rosie Walsh, moja dawna, ale dobra koleżanka.
- Hej Scarlett. - wita się ze mną kiedy podchodzę do punktu obsługi klienta. - To co zawsze? -pyta z uśmiechem na twarzy.
- Hej Rosie, tak, od rana myślę już o waszej kawie. - śmieję się, a dziewczyna przechodzi do przyrządzenia mojego zamówienia.
- Jak życie? - dziewczyna zagaduje ustawiając coś na maszynie do kawy.
- U mnie w porządku, zaraz lecę na zajęcia do szkoły. Dzisiaj mam egzamin. - mówię wzdychając. Tak, dzisiaj czeka mnie egzamin z działu o malarzach baroku. Czuję się przygotowana, ale nigdy nie wiadomo co wymyślił na egzamin profesor Donnelly.
- To życzę powodzenia. - dziewczyna z uśmiechem podaje mi gotową kawę w papierowym kubku, a ja podaję jej należne pieniądze.
- Dzięki Rosie, resztę zostaw sobie na napiwek.
- Dzięki Scar, nie trzeba było!
- Oh Rosie, nikt nie przyrządza mojej latte lepiej niż ty, więc siedź cicho i weź pieniądze. - śmieję się i kieruję się do wyjścia z "Shelter".
Pogoda w Londynie dalej nie jest najlepsza, co prawda deszcz zrobił sobie dzisiaj wolne, ale jak na maj jest dosyć mało stopni i wieje chłodny wiatr. Otulam się swoją skórzaną kurtką z futerkiem i ruszam w stronę dworca kolejowego ponieważ postanowiłam dzisiaj do szkoły pojechać pociągiem. Jest to o tyle lepsze, że w przedziałach jest ciszej niż w metrze, więc będę mogła w spokoju przejrzeć jeszcze raz notatki przed egzaminem.
****
Uśmiechnięta wychodzę z uczelni, czuję, że egzamin poszedł mi lepiej niż się tego spodziewałam. Muszę mieć go zaliczony jeżeli chcę tylko ukończyć rok z dobrym wynikiem. W ten sposób jak na razie mam tydzień wolnego od uczelni. Nie muszę się niczego uczyć na następne weekendowe zajęcia. Już w tym momencie planuję jak produktywnie spędzę nadchodzący tydzień.
Ku mojemu zdziwieniu widzę jak zza chmur wyłania się ciepłe słoneczko. Oh tak, typowa londyńska pogoda. Nigdy nie wiesz, czego się spodziewać. Spoglądam w prawo i decyduję przycupnąć na ławce i zrobić coś czego co prawda w sobie nie lubię, ale cóż takie jest życie. Zapalić papierosa.
Siadając wyciągam z torebki paczkę Pall Mall'i, odpalam jednego papierosa i zaciągam sie dymem.
- Nieładnie, panno Kray. - słyszę znajomy, męski głos. Odwracam się w prawą stronę i odkrywam, że dosiadł się do mnie nikt inny jak Harry Styles. Spoglądam w dół i zauważam, że on sam trzyma w dłoni papierosa. Chichoczę.
- Panie Styles, co mi pan tu zarzuca, kiedy pan robi dokładnie to samo. - śmieję się.
- Cóż, niedobry nałóg. - wtóruje.
- Co tutaj robisz? - pytam przykładając papierosa do ust.
- Byłem dzisiaj z ojcem oglądać mieszkania, tu na Cambridge. - odpowiada a ja unoszę brwi.
- Wow, przeprowadzasz się na swoje?
- Ojciec stwierdził, że to najwyższy czas. - śmieje się. - A mnie to w sumie odpowiada. - przerywa, aby zaciągnąć się dymem papierosa. - A ty jak wnioskuję wracasz z uczelni?
- Tak, dzisiaj miałam egzamin. Ale jestem pozytywnie nastawiona. - odpowiadam z uśmiechem i wtedy przypominam sobie wczorajszą sytuację kiedy to Harry musiał odprowadzić mnie do domu z powodu mojego ciężkiego stanu. - Słuchaj, przepraszam cię za wczoraj. - mówię zawstydzona. - I jednocześnie dziękuję. - dopowiadam.
- Scar. - znów to zrobił. Tym razem wywołało to u mnie ciarki na rękach. - Nie masz za co przepraszać, jesteś człowiekiem, każdemu się zdarza czasem za dużo wypić. - śmieje się. - Dzisiaj czujesz się dobrze? - pyta z troską.
- Tak, kawa z "Shelter" bardzo mi pomogła. - chichoczę.
- Jedziesz teraz do domu? - pyta.
- Tak, za 15 minut mam pociąg.
- Ja też jadę do centrum. Chodź, podwiozę cię. - proponuje wstając i gasząc papierosa na śmietniku.
- Nie, nie musisz, serio, wrócę pociągiem. - uśmiecham się.
- Oh przestań gadać i chodź. - śmieje się, a mi nie pozostaje nic jak tylko się zgodzić.
****
Zanajdujemy się właśnie na półmetku drogi do domu, czas mija mi dosyć miło na przyjemnej rozmowie.
- Jesteś malarką czy tylko fanatyczką sztuki? - Harry zagaduje.
- Kiedyś szkicowałam, ale nie byłam w tym najlepsza. Powiedziałabym bardziej, że jestem fanatyczką malarstwa. - tłumaczę. - Mój chłopak jednak twierdzi, że powinnam wrócić do szkicowania.
- Aha. - odpowiada krótko odchrząkując. - Jaki jest twój ulubiony malarz?
- Hmm. Ciężkie pytanie, ale moje serce jest chyba najbardziej zbliżone do Witkacego. Podoba mi się w jego obrazach, że ukazuje tam nienaturalność i wyobrażenie innego świata. Ciekawe jest to, że malował pod wpływem środków odurzających. Wydaje mi się, że wtedy tak naprawdę człowiek daje się ponieść i ukazuje na płótnie to co siedzi w jego głowie. Wtedy jest po prostu...prawdziwy. - jestem w transie. Kiedy opowiadam o sztuce czuję się jak ryba w wodzie. Uwielbiam to po prostu. Od małego wiedziałam, że jest to coś dla mnie. Bycie znawcą sztuki. Moi rodzice zawsze twierdzili, że nie zdobędę po tym zawodu. Ale ja ich nie słucham, wolę robić coś co lubię, praca nie jest najważniejsza. - Trochę się zagalopowałam, przepraszam. Ciężko mnie wytrącić z transu, kiedy mówię o sztuce. - chichoczę.
- Lubie słuchać o pasjach ludzi. Wcale nie przeszkadza mi to, że tak dogłębnie ukazałaś mi to co myślisz o twórczości twojego ulubionego malarza. Chętnie posłuchałbym więcej. - odpowiada spoglądając na mnie i posyłając uśmiech zrozumienia.
- W takim razie chciałabym posłuchać o twojej pasji. - rewanżuje się.
- Oh, to nic takiego o czym mógłbym mówić z takim zaangażowaniem jak ty, ale lubię muzykę. Śpiew to coś co od zawsze pomagało mi w codziennym zmaganiu się z życiem. - odpowiada a ja rozszerzam oczy. Nigdy bym nie powiedziała, że Harry śpiewa.
- Wow, bardzo interesujące. Można cię gdzieś usłyszeć? - pytam zainteresowana.
- Nie, to tylko takie moje hobby, ale może kiedyś ci coś zaśpiewam. - Harry śmieje się a ja wtóruję.
- Tylko nie rób tego podczas moich jazd. Bo się nie skupię. - odpowiadam posyłając mu oczko nie bardzo wiedząc dlaczego.
****
Kiedy podjeżdżamy pod mój blok, Harry pyta.
- Słuchaj Scarlett, możemy przenieść jazdy na jutro? We wtorek za bardzo nie mogę, plany się zmieniły. - tłumaczy.
- Nie ma problemu, ale jak już to o 19:00, nie chce opuszczać pracy. Przydałyby mi się pieniądze. - odpowiadam.
- Mi pasuje. - uśmiecha się.
- Okej, to w takim razie do jutra. - żegnam się ze Styles'em. - Dzięki za podwózkę.
- Nie ma sprawy Scar. - odpowiada, a ja w głębi duszy nie chcę, żeby przestawał zdrabniać moje imię...
****
Wchodząc do domu zauważam, iż mam gościa. Evan siedzi w ciszy na kanapie patrząc w podłogę.
- Evan? Hej, co ty tu robisz? - pytam.
- Hej Sarlett, muszę z tobą porozmawiać. - jego ton intryguje mnie, a jednocześnie przeraża.
- Coś się stało? - pytam odwieszając kurtkę na wieszak.
- Usiądź, proszę. - mówi poważnie, a ja posłusznie siadam obok niego.
- Co jest? Przerażasz mnie...
- Scarlett, ja...ja nie mogę tak dłużej. Nie mogę dłużej zwodzić każdego dookoła mnie, a szczególnie ciebie. Po prostu, źle mi ze sobą ciągnąc to wszystko...
- Ciągnąc co dokładnie? - przybieram poważny ton.
- Nasz związek... - jego słowa uderzają we mnie boleśnie. O czym on mówi?
- Evan...
- Scarlett...ja cię zdradziłem. - chłopak mówi zaciskając oczy jakby nie chciał widzieć mojej reakcji. Jego dłonie wędrują do moich, łapie mnie delikatnie, ale ja uciekam.
- Wyjdź. - mówię czując jak do oczu napływają mi łzy. Czuję smutek, złość i bezradność. Jak on mógł mi to zrobić?!
- Scarlett, powiedz coś proszę...
- Co mam powiedzieć?! Dobrze Evanku, rozjedźmy się, rozumiem cię, przecież to się zdarza?! Dałam ci wszystko, poświęciłam dla ciebie wszystko. Czego ci brakowało?!
- Scarlett, przepraszam...ale to koniec.
- Nie chcę twoich przeprosin. Po prostu nie chcę. Możesz już wyjść. Mam tylko nadzieję, że ta druga dziewczyna będzie zadowolona z decyzji, że wybierasz właśnie ją! - krzyczę i w momencie mój krzyk przechodzi w płacz. Płacz złamanego serca.
- Przepraszam...
- WYJDŹ EVAN! Zostaw klucze na szafce. - mówię i biegnę do swojego pokoju, aby pogrążyć się w smutku.
Zawsze miałam wszystko pod kontrolą. Najwyraźniej nadszedł czas kiedy los zdecydował się dać mi kopa w dupę.