rozdział 31, whoa. Szybko leci! A ja mam już pomysł na opowiadanie, które zacznę pisać po zakończeniu Garden, hihihi, tez o Harrym <3
Dziękuję za głosy i komentarze! x
Pamiętajcie, że jeśli cokolwiek się stanie i będziecie potrzebować rozmowy, piszcie śmiało! Jesteście cudowni i nie dajcie sobie wmówić, że jest inaczej!
Ily ♥
- Będziesz go douczać? - Perrie rozbudziła się, patrząc na mnie, podczas gdy ja starałam się skończyć swój obiad.
- Taa.
Spojrzałam na Clarka, który jak zwykle nic nie mówiąc przyglądał mi się, będąc zdziwionym tak samo jak Perrie.
- I to ty wyleciałaś z tą propozycją? - spytała.
Westchnęłam. Przerwa obiadowa powoli dobiegała końca, a ja byłam wyjątkowo głodna. Nie wiedziałam po co w ogóle wspomniałam blondynce o korepetycjach dla Harry'ego. To jakoś tak samo wyszło. Poczułam chęć podzielenia się z nią moim aktem miłosierdzia, choć tak naprawdę nigdy w życiu nie miałam takich potrzeb.
- Cóż, jeśliby nie zdał, to jeszcze miałabym poczucie winy. - wzruszyłam ramionami. - Po co mi coś takiego spowodowane jednym debilem?
- Ty? - zaśmiała się sarkastycznie. - Poczucie winy? Te dwa pojęcia nie łączą się ze sobą.
Spojrzałam na nią znacząco, przez co na chwilę zapadła cisza. Zdecydowanie nie powinnam jej mówić.
- Cieszę się. - jej ton głosu zmienił się na bardziej delikatny.
Zmarszczyłam brwi.
- Z czego?
- No wiesz. - wzruszyła ramionami. - Ty i on. Chyba się do niego wreszcie przekonujesz, a to cudowne. Pasujecie to siebie.
Słysząc ostatnie słowa, zassałam powietrze, przez co pieróg którego starałam się przełknąć zatrzymał się, a ja zaczęłam się krztusić. To chyba jakieś żarty.
Musiało minąć jakieś pół minuty zanim w pełni się uspokoiłam.
- Nie. - wycedziłam od razu.
Perrie westchnęła ciężko, wstając i zakładając torbę na ramię.
- Zastanów się, bo możesz stracić coś wyjątkowego, a później żałować.
- Nie. - jęknęłam, czując jak stopniowo tracę cierpliwość. Mijała godzina odkąd Harry usiadł razem ze mną na łóżku i otworzył książkę od biologii zaczynając powolne powtórki. Godzina. A my wciąż tkwiliśmy w pierwszym temacie, który miał poprawiać. A były cztery.
- Powtórzy jeszcze raz. - nakazałam, wyrywając mu książkę i chowając za swoimi plecami.
- Trzy mediatory synaps. - powiedział pod nosem, po czym zmarszczył brwi. - Serotonina, dopamina i...
Zacisnęłam szczękę i dłonie, podczas gdy on patrzył na swoje dłonie starając się przypomnieć sobie ostatnią nazwę.
- Glutaminian!
Odetchnęłam z ulgą, wznosząc oczy ku niebu i rzuciłam w niego książką. Nareszcie zaczął załapywać. Styles uniósł na mnie spojrzenie i uśmiechnął się szeroko, a ja mogłam przysiąc, że jego oczy zabłyszczały dziwacznie. Kiedy wpatrywałam się w niego przez kilka chwil, on zdążył znaleźć kolejny rozdział.
- Co powiesz na... - zagryzł wargę, przewracając kilka kartek. - Rozmnażanie i Rozwój. - przeczytał na głos nagłówek strony.
Po tym spojrzał na mnie, ruszając sugestywnie brwiami, a ja zacisnęłam pięść.
- Jak chcesz. - mruknęłam. - Tylko uważaj, bo jeśli chcesz móc kiedykolwiek się rozmnożyć, trzymaj swoje pieprzone plemniki tam gdzie powinny być.
- Tam gdzie powinny być to pojęcie względne. - zaśmiał się, a ja uniosłam się i pchnęłam go tak, że zsunął się z łóżka prosto na dywan. Pech chciał, że zdążył złapać mój nadgarstek i tak oboje znaleźliśmy się na ziemi.
Harry wypuścił śmiech, a ja zaśmiałam się pod nosem, czując jak cierpną mi pośladki.
- Idiota. - mruknęłam, starając się wyjść na wkurzoną. Jednak ku mojemu przerażeniu, coraz trudniej było mi zachowywać powagę w jego towarzystwie.
- Więc co z tym rozmnażaniem? - spytał, unosząc się na łokciach i przyglądając mi się.
Zmrużyłam oczy, przybierając zirytowaną minę.
- Myślę, że odpowiednie dla ciebie będzie zapisanie się do banku spermy. - burknęłam, a on otworzył szeroko oczy i zaśmiał się niedowierzając.
- Rudzielcu, nie sądziłem, że kiedykolwiek usłyszę słowo „sperma" z twoich ust.
Śmiejąc się ułożył ponownie na dywanie.
- Nie nazywaj mnie tak, Kudłaczu.
- Uważaj...
- Na twoje pchły? - parsknęłam śmiechem, gdy spojrzał na mnie spod byka.
Przeniósł się do pozycji siedzącej, a ja zrobiłam to samo, czując się niekomfortowo. Ta cisza zaczynała mi przeszkadzać. Kiedy miałam okazję odgryźć się mu, było w porządku. Jednak czasem po prostu... Ulatywała ze mnie ta odważna część. A przez to coraz częściej byłam zła na siebie, a nie na niego.
- Ile chromosomów zawierają komórki jajowe i plemniki? - zadałam pytanie.
Nie potrzebna była mi książka, ponieważ przeglądałam ją już tyle raz, że praktycznie znałam pewne części na pamięć.
- Nawet nie zaglądnąłem! - oburzył się, sięgając po książkę. Po chwili jednak zamknął ją i spojrzał na mnie, uśmiechając się. Już wiedziałam, że jakiś idiotyczny pomysł zawitał w tej jego głowie.
- Jeśli zdam wszystkie tematy na przynajmniej dobry. - zaczął, a ja już przygotowałam się do zaprzeczenia. - To umówisz się ze mną? Na taką... Randkę z prawdziwego zdarzenia?
- Nie. - powiedziałam od razu, jakby to było oczywiste, po czym postukałam paznokciem o książkę.
- Cóż... - uśmiechnął się przebiegle, unosząc głowę. - A jeśli powiem, że dam Louisowi twój numer?
Zamarłam. Spojrzałam na niego, czując lekki stres w nogach.
- Nie zrobiłbyś tego. - warknęłam.
Mierzyliśmy się spojrzeniami, po czym on odetchnął.
- Masz rację. - mruknął, zagryzając wargę i na nowo otwarł książkę. - Za bardzo cię lubię.
I po raz kolejny. Moje serce zabiło szybciej, a policzki zapiekły. Czułam się jak zarażona jakąś paskudnie przewlekłą chorobą. W jednej chwili przypomniałam sobie słowa Perrie. Zastanów się, bo możesz stracić coś wyjątkowego, a później żałować.
Przyglądnęłam się jak brunet w skupieniu analizuje tekst, marszcząc brwi i drapiąc się po brodzie. Chyba śniłam. Albo zwariowałam.
- Bardzo dobry. - mruknęłam, udając zainteresowanie skórkami przy paznokciach dłoni. Uniósł wzrok patrząc na mnie zdziwiony. - Jeśli dostaniesz ze wszystkiego bardzo dobry, umówię się z tobą.
rozdział do dupy.