18.

7K 637 30
                                    

Następnego ranka kilka godzin przed wyjazdem Perrie zmyła się z pokoju, twierdząc, że mają w mieście większą drogerię niż u nas. Byłam ciekawa czy taka była rzeczywiście prawda, czy po prostu potajemnie wyskoczyła gdzieś z Zaynem.

W każdym razie nie za bardzo mnie to obchodziło. Wskoczyłam pod długi prysznic, rozluźniając się i namydlając specyfikami tak, żeby mieć pewność, że stanę się jak odstraszasz na muchy dla tych wszystkich debili. Wychodząc z łazienki umyta, zrelaksowana - jak nigdy - z lekkim uśmiechem na twarzy, zawinięta jedynie w ręcznik, podeszłam do szafki nocnej puszczając z telefonu cichą muzykę.

– Niezłe nogi. – słysząc męski głos podskoczyłam, od razu zaciskając rękę na połach ręcznika z przodu, upewniając się, że nie spadnie.

Odwróciłam się i dostrzegłam Tolinsona stojącego pod ścianą z tym paskudnym uśmieszkiem.

– To podchodzi pod molestowanie Tomlinson. – warknęłam.

– Po prostu przyszedłem odwiedzić przyjaciółkę i przypomnieć jej, że za dwie godziny mamy odjazd. – wzruszył ramionami, perfidnie jeżdżąc po mnie wzrokiem.

Ton jego głosu sprawił, że włos zjeżył mi się na plecach. Pomijając fakt, że czułam się niekomfortowo i to była najbardziej intymna chwila z jakimkolwiek osobnikiem płci przeciwnej. Ja nie nosiłam nawet szortów.

– No, no, no. – cmoknął, powoli ruszając w moją stronę. Nie ruszyłam się, on za to już po chwili znalazł się tak blisko, że nasze klatki piersiowe omal się stykały. Byłam gotowa unieść kolano i trafić w jego czuły punk w każdej chwili. – Nie myślałem, że pod powłoką naszej Marcheweczki kryje się... To.

Chwycił w dłoń pasmo moich mokrych i włosów i przystawił je sobie do nosa, wąchając. Ani na chwilę jego obrzydliwie błękitne oczy nie przerwały kontaktu wzrokowego.

– Masz dziesięć sekund, żeby stąd wyjść. – warknęłam, a mój głos o dziwo nie zabrzmiał tak groźnie jak zazwyczaj.

Zaśmiał się lekko, po czym odsunął, a ja w końcu mogłam odetchnąć głębiej.

– Zaczynam dostrzegać co nasz kochany Styles w tobie zobaczył. – mruknął, a w jego oczach błysnęło zirytowanie. Jakby miał mi za złe, że Harry się do mnie przyczepił. – Chce być jak książę z bajek, ratujący sierotkę i żyjący długo i szczęśliwie. Ale powiem ci coś... – zaśmiał się lekko. – Życie to nie bajka, a Styles niedługo zobaczy, że zadawanie się z tobą jest niemożliwe. Nie dlatego, że nie jestes lubiana. Ale dlatego, że to ty nie lubisz innych.

Zapadła cisza. Analizowałam jego słowa tak długo, jak strach i zdenerwowanie nie przerodziły się w złość.

– W dupie mam Stylesa, ciebie i wszystkich innych. – warknęłam, chwytając buta, który leżał na komodzie obok. – Nie potrzebuje żyć długo i szczęśliwie. A swojemu kumplowi możesz przekazać, żeby w końcu zostawił mnie w spokoju. Wyjdź.

Louis uśmiechnął się triumfalnie, po czym ruszył do drzwi. Gdy już był przy nich, nie czkając aż wyjdzie cisnęłam w niego butem, który trafił tuż obok jego głowy i opadł na ziemię. Nie mogłam dostrzec wyrazu jego twarzy. Zniknął za drzwiami, a ja opadłam na łóżko czując się jakby wyssana z sił. I na co był ten relaksujący prysznic?


Nie wiedziałam czy napisać tę scenę z Louisem czy Harrym... padło na Lou. Cóż, jestem ciekawa co sądzicie :D :O

Garden // h.sWhere stories live. Discover now